047. Terefere! I oni też terefere!

Gorące dni nastały. Kartofel doczekał się rewolucji, każda minuta przynosi coś ciekawego. Dla pewności, że każdy dobrze odczyta tytuł, zapraszam do obejrzenia krótkiego filmu.

Maciej Stuhr – Tłumaczenie filmu.

Tak, wszyscy znają hasło przewodnie protestu kobiet. Ostro! Ja bym jednak dał bandytom skazującym kobiety na tortury wybór: „Spierdalać albo wypierdalać”, ale ponieważ nie ja organizuję te protesty, to oczywiście popieram także i taki ostry, jednoznaczny przekaz.

Słyszeliście, co wam Dziewczyny powiedziały?!

Dobrze, no to kto terefere? Tu posłużę się cytatem z portalu „Asz dziennik”: „Dramat skurwysynów w koloratkach i krawatach. Kobiety brzydko mówią i ranią ich uczucia”. I myślę, że w pierwszej kolejności, to oni terefere. Bo gdy tak sobie przypomnę gest Lichockiej, czy wypowiedzi Plugawego Krystyna lub samego Kartofla, to naprawdę dramatem jest, że oni teraz, nagle tak dostali tej nadwrażliwości słuchowej, z którą wobec wcześniejszej milczącej aprobaty dla jeszcze gorszych zwrotów, muszą sobie dziś poradzić sami. Tak to jest podczas rewolucji.

Terefere jeszcze większe kreatury w koloratkach, te które gwałciły dzieci, bądź umożliwiały gwałcicielom dalsze zbrodnie na nieletnich, także starego satyra, który miał czelność w ostatnich dniach powiedzieć, że to kobiety protestujące przeciw torturom profanują kościoły, a nie lubieżne łapska wyświęconych zboków, a przecież są wśród nich biskupi, budowniczy Lichenia, spowiednik Wałęsy, kapelan „Solidarności” z Gdańska. To im Wojtyła z zalanym tłuszczem Dziwiszem zafundowali ochronkę w postaci stosowania instrukcji „Crimen sollicitations”, to ich biskupi przenosili z parafii na parafię, wystawiając im kolejne ofiary. Także… terefere!

Siksa – Proste hasło.

Zresztą, już Dziewczyny najlepiej wiedzą, kto terefere, a i sami zainteresowani to poczują. Nadchodzi #zmierzchlubieżnegodziada, a nie ja, tylko ofiary są władne, by go wskazać, każdego personalnie i z osobna.

Teraz zwracam się DO PROTESTUJĄCYCH. Popieram Was z całego serca, gdybyśmy mieszkali w Polsce, dawno ze Świechną byśmy z Wami szli ramię w ramię, a ja oprócz zestawu wieszaków, niósłbym też pod bramę kurii dziecięce buciki, żeby satyrom się nie zdało, że zapomniałem o najmłodszych ofiarach. Trzymam kciuki za powodzenie tej rewolucji i jeżeli mogę coś zrobić, by pomóc, zrobię to. Dla Was mam historię przypominającą O CO WALCZYCIE. Znalazłem ją przy okazji lektury pracy reporterskiej Marty Abramowicz „Zakonnice odchodzą po cichu”. To opis zachowania zakonnicy, matki przełożonej domu pomocy społecznej dla DZIECI Z UPOŚLEDZENIAMI.

…(matka przełożona) prowadzi przez pokoje i pozdrawia mieszkańców. Najbardziej pogodne są osoby z zespołem Downa. Śmieją się, przytulają, pokazują rysunki. Nikodema zatrzymuje się przy kilkuletnim chłopcu, któremu LEKARZE DAWALI PÓŁ ROKU ŻYCIA. Chłopiec ma zupełnie zniekształcone ciało i bardzo dużą głowę. Leży nieruchomo twarzą do ściany. LEŻY TAK CAŁE ŻYCIE. Nikodema odwraca się do ściany i PŁACZE.

Metallica – One.

Tak, Dziewczyny. Matka przełożona (tu Wam zdradzę, że to osoba z sadystyczną pasją znęcająca się psychicznie nad podwładnymi – zwłaszcza młodymi zakonnicami), która od lat tam pracuje i dzień w dzień widzi pacjentów, nie może powstrzymać spazmów na widok chłopca-roślinki, który całe życie leży twarzą do ściany, bo go urodzono, donoszono ciążę, choć lekarze dawali pół roku życia. Dostał w bonusie kilka razy więcej cierpienia i żadnej możliwości decydowania o swoim życiu. Nie będzie jej mieć do śmierci, niczego nie zobaczy, niczego nie zrozumie, będzie czuć tylko ból i bezradność. Matka chłopca miała szczęście oddać go do domu opieki, ale przecież zdarzają się kobiety, którym całe życie wmawiano pierdologię, że nikt tak dobrze dzieckiem się nie zaopiekuje jak matka, że serce matki wszystko zrozumie i da dziecku szczęście. I taka kobieta pod presją tego typu legend, choć widzi beznadziejność sytuacji, lecz jednak ma nadzieję, że BÓG jej pomoże. Po cichu liczy, że to niedługo, że wytrzyma, kilka tygodni, miesięcy, że przytuli dziecko i ono spokojnie umrze. A tu niespodzianka! Dziecko CIERPI, NIE MA SZANS NA POPRAWĘ I ŻYJE!!! Okazuje się, że wymarzony, doskonały, boski plan jest wybitnie supersadystyczny wobec niej i dziecka. Że legendarne cierpienia Jezusa podczas całej drogi krzyżowej, to sielanka wobec tego, co przeżywają dziecko i matka na co dzień. Bardziej to podobne do cierpień mitycznego Prometeusza, któremu sępy codziennie wyżerają żywcem wątrobę, a ona przez noc mu odrasta, a rano sępy znów przylatują, znów żywcem szarpiąc jego ciało. I tak całą wieczność. BO DLA WAS I DLA DZIECKA, TO WIECZNOŚĆ, NIE MACIE I NIE BĘDZIECIE MIEĆ SZANSY NA POPRAWKĘ ŻYCIA!!! I będą Was wpędzać w poczucie winy, że narzekacie, a przecież Jezus za Was cierpiał (zamieniłby się cwaniak z tym dzieckiem), codziennie będą Was nachodzić myśli, że to nie ma sensu i będziecie próbowały znaleźć jakiś sens. Jaki, do jasnej cholery się pytam?! Zdarza się! Można było temu zapobiec odpowiednio wcześnie usuwając uszkodzony płód, ale wiecie że dziś sadystyczne zwyrole chcą Was zmusić do wspólnego z dzieckiem cierpienia. Bo bandytom ujebało się, że wiedzą, czego chce niejaki BOGU.

Maria Peszek – Pan nie jest moim pasterzem.

Nie mam pojęcia, jaka piekielna pycha kazała niejakiemu Wojtyle i przez niego mianowanym ekscelencjom wymyślać, czego chce Bóg. Pomijając już drobny szczegół, że katolicka (ani żadna ze znanych mi) wersja „Najwyższego” według mnie (i nie tylko) się kupy nie trzyma, to PISMO TRAKTUJE PŁÓD JAK RZECZ, spowodowanie poronienia według tej przez niektórych uznanej za objawioną księgi, warte jest wypłaty rekompensaty pieniężnej niedoszłym rodzicom płodu. Skąd nagle taki pomysł, żeby się sadyścić na kobietach? Zresztą zmyśli Wojtyły na temat rzekomej „roli kobiet”, ponoć mających naśladować niejaką Maryję z Nazaretu są równie wielkim kałem intelektualnym. Ona w Piśmie niemal nie występuje, ze trzy razy dała głos. Tzw. „badacze Pisma” łżą jak psy, jeśli twierdzą, że wiedzą jaka była Maryja, bo Pismo o niej praktycznie nie wspomina, a Jezus też ma do niej taki stosunek, że woli o niej nie gadać. Zresztą o Józefie również znamy głównie konfabulacje. Po prostu zniknął z Pisma. Teoretycznie niejaki Bogu mógł wydać Maryi polecenie, żeby dla okazania mu swej wierności, poderżnęła śpiącemu Józefowi gardło, a zwłoki rzuciła szakalom pustynnym na pożarcie. Niemożliwe? A jak było z Abrahamem, któremu ten fajny tatuś niebieski kazał spalić syna Izaaka na stosie ofiarnym?! Wiadomo, jaki jest „boski plan”? Toż skoro cierpiące dzieci-rośliny się w nim mieszczą, to małe kęsim na konkurencie zazdrosnego Pana wykonane nie byłoby takim wielkim nietaktem!

Same suki – No Name.

Tak, jeżeli ktoś Wam wmawia, czego chce Bóg dla Waszej zygoty, to zmyśla. Jeśli wmawia Wam, że wie, jak macie się zachowywać – zmyśla. Macie tylko jedno życie i musicie wybrać, jak postępować. Nie dlatego, że ja tak mówię, ale dlatego, że TYLKO WY MACIE TAKĄ MOC.

NIE JESTEŚCIE INKUBATORAMI.

Wyciąg z Konstytucji RP, żeby unaocznić, jakiej zbrodni dokonał NIEtrybunał konstytucyjny z partyjnego nadania:

Art. 38. Zasada ochrony życia

Rzeczpospolita Polska zapewnia każdemu człowiekowi prawną ochronę życia.

Art. 39. Zasada wolności od eksperymentów

Nikt nie może być poddany eksperymentom naukowym, w tym medycznym, bez dobrowolnie wyrażonej zgody.

Art. 40. Zasada zakazu tortur

Nikt nie może być poddany torturom ani okrutnemu, nieludzkiemu lub poniżającemu traktowaniu i karaniu. Zakazuje się stosowania kar cielesnych.

Jak się Wam podoba? Ochrona życia, to nie sztuczne przedłużanie życia niezdolnego do samodzielnej egzystencji i bez szans na zmianę (art 38). Sam Wojtyła zdecydował o odłączeniu aparatury podtrzymującej jego życie, gdy już było wiadomo, że nie ma szans. A tu nagle twierdzą, że wasze życie jest nieistotne, bo trzeba zygocie dać rozwinąć układ nerwowy, żeby mogła czuć ból zanim zyska świadomość istnienia. Ponieważ uszkodzenie płodu jest takie, że nie ma szans na poprawę, pewnie wkrótce umrze. Ale „wkrótce”, może się przedłużyć. Wraz z bólem i niemożnością samodzielnego bytowania. Ciekawy eksperyment naukowy bez Waszej zgody, nie mówiąc już o płodzie (oni wiedzą, że płód chce żyć, bo przecież każdy by chciał żyć z wywalonym na wierzch mózgiem i wiązką nerwów do niego podłączonych, jednym okiem i powykręcanym jak korkociąg ciałem – to przecież oczywiste, że to sama radość i nie wolno jej nikomu odbierać). Zresztą, spytajcie się Gądeckiego, czy by nie chciał, by mu obciąć na żywca wszystkie kończyny, wydłubać oczy, przebić bębenki w uszach, by do końca życia mógł leżeć tylko i czuć. Noż pewnie że tak, na chwałę Pana!!! Czy to przez przypadek nie są TORTURY (art. 39)?

Gintrowski, Kaczmarski, Łapiński – Hiob.

A to nie są tortury? To jak Wy będziecie się czuć? Nie będziecie się czuć poniżone, zmuszone do roli inkubatora eksperymentu na który nie wyraziłyście zgody (ciekawe ile taki rozłupany płód przeżyje?), jak Wy to zniesiecie, fizycznie, psychicznie??? Zakaz eksperymentów na żywych ludziach bez ich zgody, to art. 40 Konstytucji RP. Rozumiecie, jakimi zbrodniarzami są sędziowie TK zmuszający Was do tego wszystkiego? Zbrodniarzami przeciw kobietom, przeciw Polsce i jej prawu!

Tak, wspieram protest kobiet. To jest fundamentalna sprawa. Zaledwie kilka lat temu w aspirującej do Europy Turcji niejaki Erdogan cofnął swój kraj o sto lat. Oczywiście nie swoim kosztem, a obywateli. Dziś to samo dzieje się w Polsce. Gdy dziś słyszę głosy symetryzmu albo udawania, że nic się nie dzieje, przenoszenia rozmowy na duperele, krew mnie zalewa. Właśnie teraz decyduje się, czy lubieżne dziady nabędą moc prawną znęcania się nad kobietami. Każdy kto chowa głowę w piasek, jest współwinny tej zbrodni wobec nich, więc niech terefere.

Dead Kennedys – Nazi Punks Fuck Off.

To nie ostatni felieton na ten temat. Dziewczyny, wkrótce opiszę Wam, co dzieje się z kobietami, które same się poddały starym, lubieżnym satyrom. Rzecz będzie o zakonnicach i zbrodniach na ludziach prowadzonych za murami klasztorów żeńskich. Uważajcie na siebie: Bandyci mobilizują faszystowskie bojówki do obrony pedofilsko-nazistowskich chlewni na jakie przerobiono w ostatnim czasie świątynie.

Gintrowski, Kaczmarski, Łapiński – Walka Jakuba z Aniołem.

Niemal równo 45 lat temu, 24 października 1975 kobiety masowo odeszły od pracy, a ich mężczyźni poszli do swoich miejsc pracy z dziećmi. W strajku wzięło udział 90% KOBIET!!! Zwyciężyły, bo były solidarne, bo działały wspólnie! Zyskały równe prawa, w ciągu roku praktycznie zrównano płace kobiet i mężczyzn, a po pięciu latach urząd prezydenta objęła KOBIETA, VIGDIS FINNBOGADOTTIR. PIERWSZA PREZYDENTKA NA ŚWIECIE! Można wygrać!

P.S.

Pamiętacie, jaki wpis zamieściła Kaja Godek po bandyckim orzeczeniu nietrybunału konstytucyjnego? Chodzi mi o rzekomą rozmowę z Muminkiem. Otóż jak zwykle kłamała!

Zamieszczam prawdziwą rozmowę Muminka z Kają Godek:

Muminek.

Mamo, czego się tak złośliwie recholisz?

Kaja Godek.

Bo osiemnastoletnia sąsiadka, co tak za chłopakami ganiała, będzie musiała urodzić Muminka z rozłupaną czaszką i połową mózgu na wierzchu. Będzie wyć z bólu aż do śmierci. A ta gówniara wreszcie nauczy się powagi.

Muminek.

To chyba nie jest śmieszne.

Kaja Godek.

Kasa misiu, kasa. Ból im nie zaszkodzi, Jezus też cierpiał – i to niewinnie.

Muminek.

A Muminek z rozłupaną czaszką, to co niby zawinił.

Kaja Godek.

Ma grzech pierworodny, zyg, zyg, zyg, marchewka!

Muminek.

Co ma jakaś Ewa sprzed kilku tysięcy lat do Muminka z rozłupaną czaszką?!

Kaja Godek.

Nie bluźnij, Muminku.

Muminek.

Mamo, czy ty jesteś hitlerowcem?

Kaja Godek.

Nie mogę Muminku. Pan Hitler odwalił kitę 75 lat temu.

Muminek.

Mogę iść do sierocińca?

Kaja Godek.

Nie, mamusia się tobą zaopiekuje, zgodnie z boskim planem.

Muminek

#Wypierdalaj.

046. Odnoszę niepokojące wrażenie….

Wystarczyło w Irlandii wprowadzić lockdown i zrobiła się pogoda. Nie wiem, jak oni to wyczuwają, ale już po raz drugi znajdujemy się w sytuacji, gdy ze względu na limit dozwolonej odległości od domu, codziennie wychodzimy na prawie pustą plażę (Garda zniechęciła zamiejscowych do przyjazdów regularnymi kontrolami ustawionymi jeszcze przed całkowitym zamknięciem. No…, może nie całkowitym, bo jednak gdzieś tam się ruszyć możemy i tak naprawdę ograniczenia nie są aż tak trudne do przeżycia). I tak sobie miło spędzaliśmy czas, aż dotarły do nas wieści z neofaszystowskiej Polski!

ODNOSZĘ NIEPOKOJĄCE WRAŻENIE, że KOLEKTYW PARTYJNY wraz z EPISKOPATEM, postanowili odpalić opcję atomową – POŚWIĘCIĆ ŻYCIE KOBIET dla odwrócenia uwagi od braku przygotowania na drugi etap pandemii (tak rządu, jak i duchownych) i od pedofilii kleru.

Dosyć wrażeń, czas na fakty.

  1. W chwili, gdy najważniejszym zadaniem rządów całego Świata jest zminimalizowanie skutków kryzysu epidemiologicznego i wynikającego z niego kryzysu gospodarczego, rząd Polski głosami partyjnioków z nietrybunału konstytucyjnego wywołuje domową wojnę ideologiczną.
  2. Protestujący wychodzą na ulice całej Polski.
  3. Internauci trafnie zauważają, że gdyby policyjne suki z setkami funkcjonariuszy, zaangażowane w ochronę domu tchórzliwego Kartofla z Żoliborza przerobić na karetki, byłoby łatwiej walczyć z koronawirusem.
  4. Dzień przed tym bezprecedensowym atakiem na polskie kobiety głównymi tematami była bezradność władzy wobec pandemii oraz wywiad Piotra Kraśki z Dziwiszem.
  5. Tłuszcz na twarzy Dziwisza usunął z niej mimikę niczym botoks, jedynie rozbiegane oczka hierarchy, wyraźnie uciekające przed kontaktem wzrokowym, zdradzały emocje kardynała podczas udzielania odpowiedzi, jakoby „o niczym nie wiedział, zwłaszcza o pedofilii, inaczej by przecież zareagował”.
  6. Internauci trafnie zauważyli, że mało brakowało, a Dziwisz wyparłby się znajomości z Wojtyłą.
Happening protestujących kobiet. Fot.: Krzysztof Gonciarz.

A teraz kilka pytań do czytelników.

Czy wiecie, że najlepszym sposobem obrony, jest oddalenie się od agresora, odebranie mu możliwości zrobienia z nas swojej ofiary? Każdy, absolutnie każdy może odmówić wsparcia duchowieństwa, ba…, każdy może odmówić głosu każdej partii zapowiadającej wsparcie kleru. Kler utrudnia ze wszystkich sił apostazję, ale pamiętajmy, że człowiek pozbawiony nóg, nie posiada ich bez względu na to, czy ZUS i NFZ to potwierdzą, czy też nie. Jeżeli nie będziecie w żaden sposób wspierać agresora, to nie będzie miał Waszego wsparcia, bez względu na to, czy raczy uznać Waszą apostazję, czy też nie.

Czy wiecie, że tzw. „szczególna opieka Maryi nad Polską”, to kosmiczna bzdura na kółkach? Gdy podczas potopu szwedzkiego, 1-go kwietnia 1656 roku, król Jan II Kazimierz Waza przed ołtarzem „Matki Bożej Łaskawej” we Lwowie uznał Maryję za „Królową Polski” i „zawierzył jej opiekę nad ziemiami, których jest królem”, efekt był taki, że w czasie rozpoczętej w 1655 roku, a trwające jeszcze do 1660 roku wojny, wyginęło 40% ludności Polski (dla porównania – w czasie II wojny światowej życie straciło ok. 17% ludności Polski). Większość zmarła na skutek tak często przypisywanych boskim kompetencjom GŁODU i CHORÓB (W TYM EPIDEMII). Polska straciła ponad 50% całego majątku (GRABIEŻE i ZNISZCZENIA WOJENNE). Sam zaś Jan Kazimierz 16 września 1668 roku został zmuszony do ABDYKACJI. Tak się zakończyła historia „SZCZEGÓLNEJ opieki Matki Boskiej”.

Czy wiecie, że modlitwy o powstrzymanie pandemii koronawirusa okazały się zupełnie nieskuteczne? Nie dość, że kościoły okazały się jednymi z najbardziej powtarzalnych ognisk epidemii, to n.p. na takiej Jasnej Górze, gdzie mnisi organizowali cykliczne modły „antycovidowe”, wirusa złapało 25 zakonników (nie śledzę sytuacji, nie mam bladego pojęcia jak się rozwinęła), ba…, zaraziło się kilku biskupów, a jeden nawet zmarł.

Czy wiecie, że zygota ludzka, to nie to samo, co człowiek (do 6 tygodnia nie ma nawet układu nerwowego), a różnicę powinniście poznać w toku nauczania jeśli nie podstawowego, to najpóźniej w szkole średniej? Duchowni w tym temacie są mało wiarygodni, a ich słowa nie są poparte niczym prócz ich rozdętego ego. W dodatku samo Pismo Święte traktuje płód jak rzecz, a za spowodowanie poronienia sugeruje jakąś tam rekompensatę finansową!!!

Czy wiecie (to piszę za Pauliną Młynarską), że nie musicie się wpieprzać w trudne wybory życiowe kobiet i że gówno Wam do tego, z jakiego powodu kobieta decyduje się na aborcję? Od siebie dodam, że mało istotne są tu Wasze prywatne doświadczenia z ciążami, porodami, wychowaniem. Nie jesteście w sytuacji kobiety podejmującej decyzję, a każdy przypadek jest inny.

Czy wiecie, że informuje Was o tym wszystkim ateista, który świetnie obchodzi się bez modlitw, konsekwentnie odrzuca wszelkie prośby o uczestnictwo w tzw. sakramentach, także w „honorowych” rolach świadka, czy ojca chrzestnego, dzięki czemu tak ważne momenty mojego życia, jak ślub i jego świętowanie odbyły się dokładnie tak, jak chciałem: tanio, skromnie, szybko, bezstresowo, bez presji i z uśmiechem na ustach. Znając zerowe możliwości modlitwy w walce z rakiem, którego przechodziłem, dwukrotnie goniłem w cholerę przedstawicieli duchowieństwa oferujących mi swoje szarlatańskie usługi, koncentrując się na przestrzeganiu zaleceń lekarskich, diecie, ćwiczeniach ciała (intensywne pływanie, spacery, wyprawy górskie) i ducha (dobry film, lektura, podziwianie otaczającego świata). Ja zrobiłem wszystko co mogłem, by nie karmić kleru, natomiast na Wasz wybór nie mam wpływu, za to chętnie dzielę się swoimi doświadczeniami.

Dezerter – Szwindel.

Czy wiecie, że pisząc „ KOLEKTYW PARTYJNY wraz z EPISKOPATEM, postanowili odpalić opcję atomową – POŚWIĘCIĆ ŻYCIE KOBIET” mam na myśli POŚWIĘCENIE ŻYCIA KOBIET? Bez żadnych przenośni!!! Pomijając zagrożenie życia i zdrowia matki, jakie niesie za sobą uszkodzenie płodu, całodobowa opieka nad człowiekiem zrodzonym z ciężko uszkodzonego płodu, to koszmar zarówno dla ciała, jak i ducha. To całkowita rezygnacja z naturalnych ról przysługujących kobiecie na rzecz niewolnicy cierpiącej każdego dnia istoty, gdzie ani jedno, ani drugie nie jest ani szczęśliwe, ani blisko szczęścia. W dodatku w Polsce odbywa się to bez żadnego wsparcia Państwa i jeśli się na to wypnie rodzina, pozostaje żreć przysłowiowy tynk ze ścian. Moja kuzynka jest matką dwójki dzieci, jednego ze stosunkowo lekką odmianą autyzmu, uniemożliwiającą jednak życie bez pomocy z zewnątrz. Ze strony medycznej państwo zorganizowało mu PÓŁ GODZINY tygodniowo ćwiczeń terapeutycznych. Resztę musi sobie zorganizować sama. Dlaczego sama? Bo tatusia nie ma…, znaczy się jest, ale daleko i ma w dupie pomoc dzieciom. Kuzynka jest zmuszona pracować w domu, bo choć jest anglistką i tłumaczem przysięgłym, to nie stać jej na zatrudnienie opiekunki do dzieci. Na szczęście jako tłumacz, daje radę utrzymać rodzinę, choć przecież mogłaby być nauczycielem – i co wtedy?! Zwiększona uwaga dla jednego chłopca, to zmniejszona dla drugiego, a dla siebie samej ograniczona do minimum, ale kogo to może obchodzić?! A mówimy o stosunkowo lekkim przypadku. Kaczyński twierdzi, że żadna matka nie zostanie bez pomocy. Wiedzą to matki niepełnosprawnych, które zgnoił podczas protestu w Sejmie. Pińcet im da? Za życie matek? Za zgnojenie ich całe życie – innego nie będą miały!!!

Na zakończenie zaś odsyłam do felietoniku Jacka Dehnela (kliknij tu, by poczytać).

045. Miesza się dobro ze złem.

Tego jeszcze nie grali. Przyłapałem się na tym, że niemal z czułością myślę o ludziach, którzy dają mi propozycje zleceń, nawet jeśli mieliby mnie wysyłać do nieprzesadnie przeze mnie lubianego Penneysa. Tak to jest, gdy po zaledwie dwóch miesiącach względnie normalnej pracy grozi Irlandii kolejny lockdown. Lubię ruch, lubię akcję, gdy dom jest miejscem odpoczynku, a nie więzieniem (tu od razu myślę sobie o ludziach, którzy na własne życzenie przekształcili swe domy w złote klatki i nie wiedzą, czego im brakuje). No i a propos klatek… W. wychodzi w poniedziałek ze szpitala, na razie w podleczonej depresji i z plikiem recept, będzie próbował pokierować swoim życiem.

Maria Peszek – Żwir.

W naszej wsi spokój, jakby się wszyscy szykowali do „przezimowania” pandemii. Nasi sąsiedzi widzą, że sytuacja jest poważna i chcą jej sprostać. To twardzi ludzie, chcą zrobić, co tylko w ich mocy, nie czekają na los.

Dawno nie wspominałem kota Ryszarda, a tymczasem nasz puchaty przyjaciel nie przepuszcza ani jednej okazji, by nas rozczulić. Towarzyszy nam, gdy siedzimy przy laptopach, wtula się w nas podczas snu, a w niedzielę ćwiczył jogę ze Świechną, tylko że bardzo mu się nie spodobało, iż nie mógł korzystać z maty, więc odszedł urażony położyć się obok mnie. Dzielnie znosi irlandzką porę zimową i radzi sobie jak umie – prawdziwy Irlandczyk. Biorąc przykład z kota i my ze spokojem robimy co możemy podczas jesiennego nawrotu pandemii.

Wspominaliśmy ze Świechną piękne lato, podczas którego tak ustawialiśmy swą aktywność, by nie wchodzić w kolizję z zaleceniami covidowymi. Jednocześnie z niemałym zdziwieniem oglądaliśmy obrazki tłumów na bałtyckich plażach, czy w kolejce do wyciągu na Kopę (Karpacz). Nawet specjalnie nie skląłem ich na blogu (zwróciłem tylko uwagę na olewkę dystansu socjalnego), za to nie odmówiłem sobie darcia łacha z mentalności kolejkowiczów (czas oczekiwania – 6 godzin, to tyle ile trzeba, żeby wejść i zejść z tamtego miejsca nie tylko na Kopę, ale i na samą Śnieżkę). Irlandczycy w tym samym czasie również zachowywali się różnie. Znam wielu, którzy podobnie jak my, wybierali taki sposób odpoczynku, by nie pakować się w ludzką masę, ale byli tacy (i do tej pory są), którzy nie potrafią sobie odmówić knajpianych czułości po kilku pintach Guinnessa, czy lotu na przepełnioną Majorkę lub Kanary. Świechna wyczytała, że w minionym tygodniu przygraniczne puby (wtedy czynne) w Irlandii Północnej wypełniły się amatorami ochlajmordyzmu z Republiki, gdzie rząd widząc, co się dzieje, nakazał zamknięcie tych przybytków. Oczywiście do grona rozmijających się z instynktem samozachowawczym doliczyć można wszystkich antyszczepionkowców, czy innych przekonanych o braku pandemii, funkcjonujących z różnym natężeniem w różnych rejonach globu. Cóż…, gdy naród nie nadąża, rząd powinien myśleć za niego, choć i tak nie w każdym przypadku to zadziała.

Aretha Franklin – Think (Blues Brothers version).

I historyjka trochę w punkt, a trochę obok: Gdy miałem 3 lata (rok 1974), trafiłem pod opiekę niani. Była to emerytowana komunistka gminna, która w ten sposób dorabiała do renty. Postanowiła zadbać o ducha trzylatka. Biorąc przykład z nagminnie wówczas spotykanych zdewociałych rodziców, uczących swoje dzieci paciorków i innych kościelnych przebojów, nim te zaczną dobrze mówić, zaczęła mnie nauczać pieśni zaangażowanych. Były to songi nadzwyczaj zróżnicowane: od pieśni o górniczym trudzie, przez radosną pochwałę wczasów pracowniczych, na które dowożeni jesteśmy „wesołym pociągiem i piosenką, co to z każdym za pan brat” (swoją drogą, „wesoły pociąg” brzmi dość dwuznacznie, ale wtedy o tym nie wiedziałem), aż po HYMN PAŃSTWOWY. Byłem pojętnym i entuzjastycznym uczniem. Wydzierałem się na całe gardło, popisując się nowo poznanymi hitami. Wszędzie: w domu, w gościnie, na spacerze. Niania puchła z dumy. Był jednak pewien szkopuł. Otóż od zawsze miałem skłonność do tego, że czego nie dosłyszę, to sobie dopowiem. Najgorsze było to, że w dzieciństwie nie wiedziałem o tym felerze mojego mózgu i byłem święcie przekonany, że wiem najlepiej jak ma być, dopiero szkolna edukacja uświadomiła mi moją słabość, ale to było długo po niani – komunistce, która zrezygnowała z poprawiania mnie, tak NA ZACHĘTĘ. Dlatego śpiewając Hymn Polski, wydzierałem się pod niebiosa „ZA TWO-IM PRZEWO-O-DEM, ZŁĄCZYM SIĘ SMARODEM!!!” nie rozumiejąc nietaktu. Bo wyobraźmy sobie, co by było, gdyby tak ryczał tłum kibiców na mistrzostwach świata… albo prezes pan na zlocie partyjnioków (chociaż nie…, to akurat już było i że tak powiem, nikt go nawet nie próbował przekonywać, że czarne jest czarne, a białe jest białe – aplauz był).

Rejs – Krytyka (Tylko aplauz i zaakceptowanie).

Zmierzam do tego, że niektórzy wyborcy pozostają na poziomie tego trzylatka z mojej opowieści, ale od tego mamy ELITY, by uprzejmie, aczkolwiek stanowczo, zabronić obywatelom niebezpiecznych zachowań. Niestety, był to rok wyborczy i rząd wraz z najbardziej ukochaną partią zajęci byli głaskaniem suwerena, niczym ta niania utwierdzająca trzyletniego Wolanda w przekonaniu, że śpiewa doskonale. Bo nieważna jest TREŚĆ, ważna jest WŁAŚCIWA PIEŚŃ! A gdy obywatel śpiewa, to nie w głowie mu myślenie. „WYŚPIEWAM, JA WAM WSZYSTKO WYŚPIEWAM!”, rzekł z żarem w oczach suweren, a w zamian miał trzy miesiące wakacji od rozumu, czy też instynktu samozachowawczego. A że znikła kasa na respiratory? …że brakuje lekarzy? …że brakuje nawet urzędników w sanepidzie? …że dyspozycje rządzących kupy się nie trzymają? A kogo to….?!

Wiecie co się dzieje, gdy u personelu szpitalnego wykryty zostanie koronawirus? Ano, zamyka się szpital! Za to gdy 25 (słownie dwudziestu pięciu) o. Paulinów z Jasnej Góry złapało covid-19, władze klasztoru oświadczyły, że nie mieli kontaktu z wiernymi i firma dalej działa. Nie, stanowczo mówię, nie protestujcie! Jeszcze Wam tę faszystowską chlewnię zamkną i co wtedy? Gdzie będą zloty łysych kiboli i nazistów? Gdzie najlepszy z rządów będzie prowadzić indoktrynację? Koncert dla najlepszego papy też się odbył, co prawda nie na Jasnej Górze, a w Wadowicach – i to w czerwonej strefie. Nie protestujemy, śpiewamy! Musimy tak zrobić, by był tylko aplauz! ZA TWOIM PRZEWODEM, ZŁĄCZYM SIĘ SMARODEM!!!

Mariusz Lubomski – Ciągle pada.

U nas wciąż pada…, zimny, nieustający, jesienno-zimowy kapuśniaczek. Mam w domu kochającą i kochaną żonę oraz takiegoż kota. Mimo zawieruchy jest mi dobrze. Jutro jadę do pracy, właśnie dostałem z firmy glejt do okazania na punktach kontrolnych. Tłoku nie będzie, procedury mamy tak ustalone, że nikt nikomu chuchać w twarz nie zdoła. Wyjadę z dużym zapasem czasu, by się nie spieszyć i móc po drodze zrobić zakupy. Puszczę sobie jakąś dobrą muzykę. Przypomina mi się „U fryzjera”, utwór Piotra Bukartyka.

(…)Nad miastem noc i pada deszcz,

co cały świat obmywa z win.

Wydaje się, że każdy grzech

można by utopić w nim.

Kościoły i burdele śpią

tym samym, wymęczonym snem.

Tą samą otulone mgłą

miesza się dobro ze złem….

Pod Egidą – Student Awas.

Zmarł Wojciech Pszoniak. Ranek upłynął nam na przeglądaniu wspomnień o aktorze: wywiadów, fragmentów filmów, anegdot. Był i skecz kabaretu Pod Egidą, słynny „Student Awas”, gdzie partnerował mu Piotr Fronczewski. Dacie wiarę, że był czas, gdy działały w nim takie legendy, jak Jonasz Kofta, Barbara Kraftówna, Wojciech Siemion, Jan Stanisławski, Ewa Błaszczyk, Jerzy Dobrowolski, Janusz Gajos, Krystyna Janda, czy wspomniani Wojciech Pszoniak i Piotr Fronczewski. Jednak gdy taka ekipą dowodzi Jan Pietrzak, to po latach pozostaje mu pracować z Edwardem Hulewiczem i Rafałem A. Ziemkiewiczem. Słowo „degeneracja” nie oddaje tego, co się stało pod wodzą ex kandydata na prezydenta.

Ziemia Obiecana (Wajda) – Moryc o kościele.

Wojciech Pszoniak był nietracącym kontaktu z Polską emigrantem. „Podobnie, jak ja ze Świechną” – pomyślałem, czytając jego życiorys. Irlandia właśnie ogłosiła powrót lockdownu. Ma trwać sześć tygodni, efekty mają być cały czas monitorowane, a po czterech tygodniach zbierania informacji, mają być ogłoszone plany na dalszy okres.

044. Drugi lockdown coraz bliżej.

Żaden ze mnie Jackowski, czy inna wróżka, jednak pewne sprawy da się przepowiedzieć nawet ich szczególnie głęboko nie analizując. Po prostu wiszą w powietrzu i to da się wyczuć. To dlatego w sierpniu i wrześniu prawie nie odrzucałem zleceń, choć wiedziałem że biorę na siebie dużo i zapłacę za to niemałym zmęczeniem. Mamy październik, a ja w kalendarzu mam dwa zlecenia, jedno jutrzejsze, a kolejne w połowie listopada. Skończyło się. Nadeszła druga fala pandemii, co wobec braku szczepionki należało brać pod uwagę. Zresztą wszelkie wypowiedzi członków rządu irlandzkiego wskazywały na gotowość do przywrócenia restrykcji, gdyby zachorowalność wzrosła. Co innego nad Wisłą, tam przecież trwają nieprzerwanie same sukcesy! Bynajmniej nie w walce z przykrym oddechem i grzybicą stóp, ale ogólnie, z wszystkim, po prostu puchar za zajęcie pierwszego miejsca na zachętę się należy. Ja nie wiem, czy jest w cywilizowanym świecie drugi taki kraj, w którym władza (w tym rząd, parlament, kościół, sądy i media) miałaby obywateli za tak skrajnych idiotów, jak w Polsce. Media rządowe i kościelne jadą z oficjalną propagandą sukcesu i budową poczucia zagrożenia ze strony UNYCH, jakby wiadomości układał paranoik, a media pozostałe pieprzą trzy po trzy, powtarzając każdą plotkę, więc (zwłaszcza w kontekście koronawirusa) czyta się je niczym pamiętnik chorego na ChAD, raz depresja, raz mania. Szacunku dla odbiorcy nie widzę ani u jednych, ani u drugich. Niedawno portal gazeta.pl donosił o paskach w TVP, w których ktoś pomylił nazwiska z miejscami zamieszkania, stąd pojawiła się dr Hanna Zlublina (ach, ta tytułomania), Małgorzata Skłobucka i Stanisław Starnowa. Mnie zaś udało się zrobić screen strony głównej onet.pl, gdzie tłuściutkim drukiem krzyczała do mnie informacja, że już jutro naturalizacja Tallboya. Nie wyjaśniono, czy chodzi o nadanie polskiego obywatelstwa słynnej bombie, czy o przywrócenie jej właściwej płci (kto pamięta film „Seksmisja”, to wie). Macie poczucie, że jesteście traktowani jak homo sapiens? Ja niespecjalnie! Oni biorą za to całkiem spore pieniądze!

Wracając do pandemii…, w czwartek wybraliśmy się spontanicznie do Carlingford, słoneczna pogoda skłoniła nas do błyskawicznej decyzji. Liczyliśmy na tradycyjny irlandzki obiad w naszej ulubionej knajpce „Ruby Ellen’s Tea Rooms”, ewentualnie na rybkę z rusztu w P.J. O’Hares Bar. Pięć kilometrów przed miastem minęliśmy kontrolę Gardy, przypominającą o podwyższeniu alertu covidowego do poziomu 3, ale to co zobaczyliśmy w samym mieście nas przybiło. Puste ulice, wszystkie lokale gastronomiczne pozamykane na głucho, a nam w brzuchach burczy, bo takiej niespodzianki nie przewidzieliśmy. Zrobiliśmy naprawdę szybki, krótki spacerek, a ja na osłodę kupiłem sobie T-shirta z wizerunkiem pięknego barana z Wyspy Man oraz mydło, naturalne, ręcznie robione, bez oleju palmowego i innych cywilizacyjnych dodatków.

Tak właśnie wygląda nadruk na moim nowym T-shircie.

A propos mydła. Jakich to czasów dożyliśmy, że za bohaterów uważają się ci, którzy nie stosują zasad higieny i z oślim uporem unikają dezynfekcji, zakładania maseczek oraz utrzymywania dystansu. Czy naprawdę ich życie jest aż tak pozbawione odważnych decyzji, żeby się lansować „na nosiciela”? Pół biedy z tradycyjnie słabo rozgarniętym Suwerenem, ale przecież przypadek Czarnka, który po zabronionych z powodów epidemiologicznych (a jednak dokonanych z powodu władzy) odwiedzinach w szpitalu u chorej babci, poczuł się gorzej, a po natychmiastowym przebadaniu (no patrzcie, wystarczy być partyjniokiem u koryta, by nie było problemów z testem na covid) okazał się zakażony (podobnie jak 90% pacjentów odwiedzonego przez niego szpitala), ten przypadek pokazuje, że nadal PiSiory stosują myślenie smoleńskie: Zero symulacji i ćwiczeń, lądować we mgle, jeszcze podczas tego niebezpiecznego manewru wliźć pilotom do kokpitu i doradzać im, że się zmieszczą, śmiało, a w razie katastrofy, to się powie że to Tusk z Putinem. A propos Putina, zauważyliście, że jego polski odpowiednik już się w swój mały płaszczyk ledwie dopina? Tylko patrzeć, jak TVP dostanie rozkaz filmowania Kartofla wyłącznie od tyłu, żeby ukryć objawy lustrzycy słoniowej.

Dwa plus jeden – XXI wiek.

Co ja tam jeszcze chciałem… Aha…, trwają obchody setnej rocznicy urodzin Karola Wojtyły i na ten przykład w Rzeszowie, postawiono mu szósty pomnik, ale raczej nie ma szans zrobić konkurencji słynnej, rzeszowskiej „Waginie”, jak obrazowo nazywają mieszkańcy miasta pomnik czynu rewolucyjnego, chociaż… być może jest to pomysł włodarzy Podkarpacia na walkę z pandemią. My również pozostaliśmy w temacie, oglądając w naszym prywatnym dyskusyjnym klubie filmowym „Dwóch papieży” Fernando Meirelessa. Warto to podkreślić, bo jest to film religijny, czyli propagandowy, więc co ja ze Świechną robiliśmy przed ekranem…??? Ano to, co się robi podczas projekcji każdego interesującego nas filmu, oglądaliśmy z uwagą. Było to o tyle proste, że film jest bardzo dobry, jak na produkcję mającą indoktrynować, zamiast zadawać widzowi zbyt dociekliwe pytania.

The Beatles – Eleanor Rigby.

Mnie osobiście zachwyciły symbole, jakich użył reżyser dla zobrazowania oderwania od rzeczywistości Benedykta XVI, który w filmie nie orientował się ani w piłce nożnej (Niemiec – przypomnę że ich reprezentacja czterokrotnie zdobywała Puchar Świata w Piłce Nożnej), ani nie kojarzył The Beatles, ani Abbey Road. Naprawdę ciężko o lepszy skrót myślowy. Akcja filmu, czyli zmyślona rozmowa, była również dość interesująca, choć raczej oceniać ją należy jako jedno z pobożnych marzeń i gdybym to oglądał przy autorach, chyba nie ustrzegłbym się ironicznych uwag, co do wiarygodności dialogów i wybielania głównych postaci. Świechnie się wyrwało, że brak tu odniesień do Jana Pawła II chyba z litości, bo jak usprawiedliwić 27 lat udawania, że nie ma pedofilii?

Urszula i Seweryn Krajewski – Baw mnie (Z filmu Och Karol!).

Było za to dużo zmyślania, że niby konserwatywny i zadufany w swą wiedzę teologiczną Ratzinger przyznaje rację Bergoglio w jego lewicującym podejściu do Kościoła i wiernych, przy czym filmowy Franciszek zrobiony jest niemal na ideał. Logiczne jest zatem, że słowa nie ma o tym, dlaczego uchronił pedofila Wesołowskiego przed dominikańskim wymiarem sprawiedliwości, uniemożliwił śledztwo w jego sprawie ściągając go do Watykanu na rzekome własne śledztwo (Ktoś słyszał o jego wynikach? Jakieś nazwiska z siatki pedofilskiej, a może aresztowania….? Cokolwiek, co mogłoby sprawić, by bandyci nie krzywdzili już dzieci?), ani o tym dlaczego tak niemrawo reaguje w sprawie krycia pedofilów w Polsce…, ba…, w ogóle nie ma wzmianek o polskim przykościelnym kotle dewiantów.

Me And That Man – Cyrulik Jack.

Propaganda kościelna w grypserze katolickiej nazywana jest ewangelizacją…, a jak nazwać proces odwrotny? Pytam, bo zdaje się że naszych znajomych od klubu filmowego próbowały zindoktrynować co najmniej 3 osoby (tyle przynajmniej znam), usiłujące wmanipulować ich w przykościelną wspólnotę. Cóż…, zdaje się że rozmowy ze mną i ze Świechną mają większą siłę przekonywania, bo z wahających się, przeszli do grupy pewnie odrzucających indoktrynację religijną, na przykład podzielili się z nami informacją, że oficjalnie protestują przeciw przygotowaniu ich starszego syna do I komunii przez szkołę.

The 5th Season – Summer (A. Vivaldi).

Wracając do Jana Pawła II, czytałem niedawno o koncercie „Totus Tuus”w hołdzie Karolowi, temu Karolowi, który już się ponoć odbył w Pałacu Kultury Zagłębia w Dąbrowie Górniczej. W programie muzyka A. Vivaldiego, W.A. Mozarta, Henryka Mikołaja Góreckiego oraz jego syna, czyli Mikołaja Góreckiego. Cieszę się, że w kraju, gdzie kulturą rządzą Jacek Kurski z Piotrem Glińskim (imiona o tyle ważne, że obaj panowie mają braci o zgoła przeciwnych poglądach) można jeszcze usłyszeć ambitną muzykę, ale dlaczego nią katują ducha JPII, który zachwycał się „Barką”?! Co to…, Żenek ze Sławomirem nie daliby rady? Do tego Maryla, Edyta, jakiś Norbi i Suwerenowi sama by nóżka chodziła… i jeszcze pośpiewać by się dało, a ciężko to znaleźć u mnie na blogu!

The Animals – The House Of The Rising Sun.

My tu gadu gadu, a tu właśnie zaproponowano mi kolejne zlecenie (oprócz wspomnianych na początku notki), przypuszczalnie jedno z ostatnich w tym roku (ze względu na prawdopodobny lockdown), więc czym prędzej je sobie zaklepałem i czwartkowy wieczór spędzę na czynnościach zarobkowych. Tymczasem w Polsce Szumowskiego zgarnęli do szpitala z powodu tego wirusa, co to jest pod kontrolą, wierchuszka partyjna coraz częściej coś łapie, bądź trafia na kwarantannę, ale nad Wisłą nadal rządzą się po smoleńsku. Komu tylko się wydaje, że może więcej niż inni, łamie zasady bezpieczeństwa, nawet gdyby osobiście je zarządził. Słoma z butów wystaje na każdym kroku, a potem następuje wielkie zdziwienie, że Tu 154-M tak naprawdę nie był projektowany jako kombajn do wycinki brzóz. Ech, ta przyroda…! W ogóle nie szanuje immunitetów.

043. Idzie się.

Góry Wicklow nie wyglądają na granitowe: Pozornie łagodne, przykryte zielenią baranki wydają się być bułką z masłem dla wędrowców. Dzieje się tak za sprawą okrycia granitu warstwą łupków, kwarcytów i torfu. Pogląd zmienia się po wejściu w U-kształtne doliny polodowcowe, zamknięte po bokach przez imponujące klify. Pionowe, sięgające 300 i więcej metrów, wyrwane przez cofający się lodowiec uskoki nakazują szacunek, choć tak naprawdę dostępność tych gór dużo bardziej ograniczają ciągnące się na stokach górskich podmokłe łąki, bagna i torfowiska.

Owszem, człowiek współczesny może wygodnie poruszać się szerokimi, utwardzonymi drogami, wytyczonymi przez drwali i górników, ale spróbujcie gdzieś przejść na przełaj…. Nie polecam schodzenia z wydeptanych ścieżek. Tam właśnie wybraliśmy się korzystając z okienka pogodowego. Ja, Świechna i K., który po naszej zeszłorocznej wyprawie na Lugnaquillę (925 mnpm – można o niej poczytać, wystarczy tu kliknąć) nie mógł się doczekać kolejnego wyjścia w Wicklow. Celem był wznoszący się pomiędzy dolinami Glendalough i Glenmalur szczyt Lugduff (652 mnpm), start spod centrum turystycznego Glendalough.

Wczesnochrześcijańskie zabytki Glendalough – po lewej „Kuchnia Kevina”, kościół z VI wieku.

Od częstszych wyjazdów w to miejsce powstrzymuje nas jego położenie, wymuszające na nas pokonanie całej ruchliwej obwodnicy Dublina (M50), a później wleczenie się krętą drogą R755 wraz ze sznurem samochodów w to tłumnie przez Dublinian uczęszczane miejsce. Owszem, moglibyśmy tam się udać wiosną lub późną jesienią, by ominąć ruch turystyczny, ale wtedy bezdroża całkowicie rozmokną i będziemy skazani jedynie na główne, świetnie przygotowane trasy z Wicklow Way na czele, a my miewamy ochotę na coś więcej.

Pełni zapału ruszyliśmy z parkingu, tradycyjnie podziwiając zabytki Glendalough oraz podmokłe lasy i porośnięte ściany klifu. Po kilkunastu minutach wspinaczki spotkało nas rozczarowanie, ze względu na wciąż trwającą wycinkę oraz ograniczenia covidowe i ruch w jedną stronę, pogoniono nas okrężną drogą. Prostą, szeroką, twardą, miłą, otoczoną przez las. To jej plusy.

New Model Army – Vagabonds.

Minusy, to nie tak spektakularne widoki, długość szlaku (idąc naokoło solidnie nadkładamy drogi), no i zmyłka w orientacji (po kilku leśnych zakrętach naprawdę ciężko oszacować, gdzie się znajdujemy). Gdy wreszcie doszliśmy do irlandzkich połonin (nawet nie wiem, czy funkcjonuje dla nich jakaś specjalna nazwa regionalna), spróbowaliśmy się znaleźć w terenie. Pilnie wypatrywałem znanych sobie charakterystycznych punktów orientacyjnych i tak się na tym zafiksowałem, że gdy odkryłem coś, co mi przypominało ścianę zamykającą Glandalough, to założyłem, że to jest właśnie to, nie przeszkodziła mi w ocenie położenia nawet jej dziwna lokalizacja względem słońca.

Fraughan Rock Glen.

Tym sposobem tylna ściana Fraughan Rock Glen stała się moją tylną ścianą Glendalough (szkoda, że tylko w mojej głowie). Pobieżne podobieństwo tak mnie ogłupiło, że zignorowałem inne punkty orientacyjne. Jedno, co mi nie dawało spokoju, to zniknięcie ze spodziewanych miejsc obecności całkiem sporych szczytów. W każdym razie dziarsko weszliśmy na Mullacor (661mnpm) z przekonaniem, iż jesteśmy na Lugduff, wróciliśmy na przełęcz i dopiero wtedy wziąłem pod uwagę inne czynniki. No i zaczęło pasować.

Lugnaquilla (925 mnpm).

Coś, co podziwialiśmy jako bliżej nieznaną wielką górę, okazało się być samą Lugnaquillą. Odkrycie to było dla nas o tyle ważne, że dzięki niemu ustrzegliśmy się zejścia w Dolinę Glenmalur, znajdującą się po dokładnie przeciwnej stronie od naszej Glendalough. Pomyłka o 180 stopni, tylko dlatego że za pewnik wziąłem, że coś co widzę, jest tym, co chcę żeby było.

Mullacor (661mnpm).

Mówiąc inaczej, wchodząc za pierwszym razem na przełęcz, uznaliśmy że znajdujące się po naszej prawej stronie Lugduff jest szczytem będącym po lewej i tam ruszyliśmy w poszukiwaniu celu naszej wędrówki. Plus całej tej sytuacji jest taki, że poznałem lepiej topografię Wicklow Mountains i będę już o tę lekcję mądrzejszy. Zresztą, towarzystwo miałem przednie, więc czy weszliśmy tu, czy tam, nie miało znaczenia, skoro szczęśliwie wróciliśmy do domów. Idzie się – i to jest najważniejsze.

Lugduff (652mnpm).

To był ważny spacer, urodzinowy prezent Świechny, jedna z ostatnich tegorocznych okazji do górskiej wędrówki w przyjemnych „okolicznościach przyrody”, bo pora deszczowa tuż tuż, wiatry już się wzmagają i coraz częściej niosą nam arktyczne powietrze.

Dolina Glendalough (na pierwszym planie Glendalough Upper Lake).

Każde nasze wyjście na szlak jest w jakiś sposób ważne, z całą pewnością nosi w sobie pierwiastek duchowy, jak również filozoficzny. To oczywiście duże słowa, ale mało jest takich „warsztatowych” form wytłumaczenia człowiekowi jak krowie na miedzy, że nie jest pępkiem świata, że problemy, które w jego Grajdołkowie przesłaniają mu obraz rzeczywistości, są tylko małym wycinkiem istnienia. Że nie jesteśmy ani niezastąpieni, ani niezbędni, więc nadymanie się jak nie przymierzając prezes pan na wiecu partyjnym, nosi cechy groteski, podobnie jak uleganie szantażom emocjonalnym, że niby ktoś tam gdzieś tam sobie bez nas nie poradzi i dlatego wymaga naszej obecności 24 godziny na dobę.

Dolina Glendalough powoli wypełnia się cieniem.

Taki spacer uświadamia także, że choć tyle życia przed nami, to jednak warto takie doświadczenie niezwłocznie sobie zaserwować, jeżeli tylko warunki sprzyjają, czyli jest czas, zdrowie, pogoda i możliwości. Bądźmy szczerzy: nie raz i nie dwa odmawiałem sobie takich doznań, bo mi się wstać z łóżka nie chciało lub wolałem kasę przeznaczyć na co innego, a przecież takie zachowanie i tak przydarza mi się dziesięć razy rzadziej, niż przeciętnemu zjadaczowi chleba.

Glendalough Lower Lake.

Dziesięć? A może sto razy rzadziej? W końcu znam niemało osób mieszkających 20 kilometrów od gór, które nigdy w nich nie były. Gdy zaniechania wejdą w krew, właśnie tak można skończyć, a potem, gdy już naprawdę z powodów zdrowotnych się nie da, pozostaje uderzyć w nagły lament, że już nigdy tego nie będę mógł zrobić.

Wracając do realiów: Wiecie co jest najfajniejsze? Gdy wychodzę w góry, poświęcam oczywiście czas, energię. Mógłbym zamiast tego posprzątać dom, zrobić remont…. Otóż wyobraźcie sobie, że wróciliśmy z wyprawy… i dalej możemy to zrobić! Posprzątać, pomalować, wyremontować…. Tak się składa, że obowiązki na nas zaczekają, a pogoda, zdrowie i czas, już niekoniecznie. Wczoraj dowiedzieliśmy się na przykład o kolejnych obostrzeniach pandemicznych, mamy zakaz opuszczania naszego hrabstwa, na szczęście, tego co zobaczyliśmy i przeżyliśmy, nikt nam nie odbierze.

Jeleń z Wicklow.

Daniele, jelenie z Wicklow, nad głowami majestatycznie kołujące kruki, a obok tego piękny, naturalny las z rezerwatu oraz (dla kontrastu) spustoszony przez wycinkę las „hodowlany”.

Świechna podążająca w kierunku zachodzącego Słońca.

To wszystko mogliśmy oglądać, bo mam taką Żonę, bo mam takiego przyjaciela, no i (nie będę przesadzać ze skromnością)…, bo sam taki jestem. Tak naprawdę, ten czas mogliśmy spożytkować w inny, równie dobry sposób (nie chciałbym nikomu narzucać swoich form spędzania wolnego czasu, bo jest ich wiele, co najmniej tak samo dobrych), ale zawsze jest jest jeden warunek: Jeżeli czegoś naprawdę chcemy, to musimy się zmobilizować, wstać i zrobić pierwszy krok. I każde z nas widzi to podobnie, a jednak inaczej. Świechna opisała wycieczkę tak – kliknij tu, by z nią ruszyć tą samą trasą i spojrzeć na nią jej oczami.

Rush – Dreamline.