051. Od wolności do niewolnictwa.

Zanim zacznę opowiadać o książce, którą powinna przeczytać każda uczestniczka strajku kobiet i każdy wspierający strajk mężczyzna, dwa słowa o moim przeżywaniu Święta Niepodległości. Od kilku lat, w miejsce edukacji i upamiętnienia, odbywa się tego dnia stołeczna burda uliczna. Płoną faszystowskie ognie, a niosące je zadymiarze o inteligencji odrobinę przewyższającej nogę stołową, udają patriotów. Wątpię, czy wiedzą co świętują, ale z całą pewnością gotowi są do podpalenia Ojczyzny. Przygnębia mnie ta sytuacja, zwłaszcza że widzę jak świętują cywilizowani ludzie. Mieszkam w kraju, w którym święto narodowe wygląda tak:

St. Patrick’s Day.

Obiecałem opowieść o reportażu Marty Abramowicz „Zakonnice odchodzą po cichu”. Mam w ręku wydanie specjalne, Wydawnictwo Krytyki Politycznej 2017, wydanie drugie, rozszerzone. To ważne, bo jest ono uzupełnione o komentarze do książki po jej pierwszym wydaniu.

„Zakonnice (…)”, to obraz współczesnego niewolnictwa w sercu Europy, polskich zgromadzeń żeńskich widzianych oczami 20 byłych zakonnic. Pozycja ta była najchętniej czytana przez kobiety, choć uważam, że każdy facet, który nie jest tchórzem, powinien się zapoznać z przedstawionymi w niej faktami, ale (oddając głos autorce):

Na spotkania o Zakonnicach… przychodzą przede wszystkim kobiety. Większość jest katoliczkami, w Kościele szukają Boga. Bohaterki książki są im bardzo bliskie. Kiedy o tym rozmawiamy, nie mają wątpliwości.

Ta książka jest o nas wszystkich. O kobietach – mówią (str.221).

Dlaczego jest to tak ważna lektura podczas STRAJKU KOBIET? Bo opowiada o tym, jak można stracić wolność, rezygnując z wykształcenia i kariery. Nawet, jeżeli jest to zrzeczenie się na rzecz szczytnych ideałów, to bez wiedzy i wolności osiągnąć ich się nie da. To książka nie tylko dla kobiet, które oddają swe życie w zakonowi, ale też dla kobiet, które poświęcając swój rozwój dla pracy „bogini ogniska domowego”, tracą wpływ na swoje życie.

Zacznę od obrazu przedstawionego przez byłe zakonnice, czyli totalnego zniewolenia kobiet w zakonach. I nie chodzi tu o usługiwanie mężczyznom, choć to oczywiście także ma miejsce. Chodzi o niewolnicze poddanie żeńskim przełożonym. Nie normom zakonnym, a woli wyżej postawionych sióstr.

Byłe zakonnice opowiadają o tym, że siostry w zakonach pracują ponad siły, brakuje im odpoczynku (więcej sypiał niewolnik w starożytnym Rzymie, niż one), masowo chorują, a jedną z bardziej powszechnych przewlekłych przypadłości jest depresja. Niestety, nie mają szans na pomoc, bo wizyta u psychiatry może być przez przełożoną uznana za podstawę do zwolnienia z zakonu. Stąd próby samobójcze (nierzadko udane). Najgorsza jest jednak ciągła przemoc psychiczna i zwyrodniała wręcz złośliwość przełożonych, odcinanie sióstr od świata, rodziny, możliwości rozwoju osobowego, a nawet od pomocy medycznej. Zgodę na wizytę u lekarza trzeba uzyskać u matki przełożonej, a ta ją rzadko kiedy wydaje, zwłaszcza do specjalistó, n.p. do ginekologa. Innymi słowy: stara cipa bez wykształcenia medycznego decyduje, komu należy się pomoc lekarska. Jedna z historii opisuje siostrę, której przełożona nie pozwoliła iść do ginekologa, w efekcie ta zmarła na nowotwór dróg rodnych. Mówimy o nieukaranej zbrodni ze szczególnym okrucieństwem, śmierć z powodu uniemożliwienia pomocy medycznej wyglądała tak, że kobieta umierała gnijąc od środka. Jej ciało podczas tego procesu niemiłosiernie śmierdziało, powodując jednocześnie niewyobrażalny ból. Wszystko na żywo, bez znieczulenia.

Bielizna – Kuracja doktora Granata.

Inną zbrodnią bezustannie dokonywaną na zakonnicach jest uniemożliwianie im kształcenia, a nierzadko cyniczne kierowanie co bardziej inteligentnych sióstr do najbardziej bezmyślnych i poniżających prac, jak mycie chlewika, czy czyszczenie toalety gołą dłonią wpychaną do rury odpływowej (tak, takie standardy pracy opisuje książka). Uniemożliwiana jest nawet praca na rzecz potrzebujących. Siostry mają zakaz zostawania przy chorych dłużej, niż im na to pozwoli przełożona, nawet jeżeli to kwestia pilnej pomocy. Obowiązuje zasada: „Potrzeby zgromadzenia przede wszystkim”.

Metallica – Am I Evil?

Zakonnice (upraszczam nazewnictwo, pod tym pojęciem rozumiem zarówno dziewczyny przed ślubami czasowymi, wieczystymi, jak i po tych ślubach) mają obowiązek mówić o swych grzechach i zaniechaniach przełożonym, choć nie ma to rangi spowiedzi, nie jest zatem obłożone tajemnicą. Mają za to zakaz rozmowy o tym, co się dzieje w zakonie. Blokada informacyjna. TYLKO NIE MÓW NIKOMU! Awanse są tylko teoretyczne. Przełożone wolą awansować niezbyt inteligentne, za to posłuszne dziewczyny, a wybory odbywają się tak, że członkinie Rady Zgromadzenia wybiera Matka Generalna, a Rada Zgromadzenia wybiera Matkę Generalną. Rączka rączkę, demokracja po polsko-katolicku. Na porządku dziennym są malwersacje i wyłudzenia dokonywane przez wierchuszkę zakonu. Oczywiście siostrę księgową obowiązuje milczenie, prawdziwa mafia.

Siekiera – Fala.

Ta książka to katalog nieprawości, czytające ją byłe zakonnice potwierdzają, że taka jest prawda, różne są jedynie drobne szczegóły. Mógłbym więc pisać i pisać, ale to już jest w reportażu, możecie to doczytać we własnym zakresie. Ja chciałbym napisać o czymś innym, bardzo ważnym dla każdej Polki i każdego Polaka.

Mister D – Czarna Żorżeta.

Druga połowa wieku XIX, to w Polsce czas rozwoju idei pozytywistycznych. Społeczeństwo powoli zdawało sobie sprawę, że bez pracy u podstaw: edukacji, pomocy najbiedniejszym, walki z analfabetyzmem, nie ma mowy o rozwoju. Te idee były chętnie podnoszone przez kobiety, ale ponieważ nie miały prawa głosu, to w każdej, nawet najmniejszej kwestii musiały być reprezentowane przez mężczyzn. Mogły się w pełni realizować jedynie na polu religijnym, stąd ZAKONY ŻEŃSKIE POD KONIEC XIX WIEKU BYŁY OAZĄ WOLNOŚCI KOBIET I ODEGRAŁY OGROMNĄ ROLĘ W ICH KSZTAŁCENIU. Dlaczego więc w przeciągu trzech pokoleń stały się ostoją niewolnictwa, zacofania i założyły blokadę na kształcenie własnych członkiń?

To chyba nasza polska przypadłość. Sfrustrowany, zniewolony Naród pragnął nieskazitelnych, świętych autorytetów. Przecież znamy to. Kult Wojtyły o którym złego słowa za jego pontyfikatu nie wolno było powiedzieć, a jego najgłupsze pomysły wcielane były w życie, bo taka była jego wola: doskonałego, świętego. To samo, a może w jeszcze szerszym zakresie występowało wśród kobiet, które z męskiej niewoli uciekały do zakonów. Szybko powstawały mity o świętych matkach założycielkach, a w świadomości sióstr, ich zgromadzenie stawało się najdoskonalszym i najświętszym na Świecie (to też w całej Polsce znamy, bo czyż nasz „patriotyzm” i „dokonania narodowe” nie są najwspanialsze i najdoskonalsze na Świecie?). Dla podtrzymania mitu, zakony się izolowały, utajniały wszelkie problemy, a brak zgody na krytykę sprawiał, że niemożliwa była reforma, bo po co reformować taką doskonałość. W efekcie w trzecim i czwartym pokoleniu, stołki Matek Przełożonych zajmowały despotyczne, zarozumiałe, tępe i złośliwe monstra, które nie cofały się przed żadnym łajdactwem. Udzieliło się to szeregowym zakonnicom. „Dobro zgromadzenia” dawało poczucie usprawiedliwienia każdego grzechu, każdej zbrodni. Kryły pedofilów i ochraniających ich przełożonych, kradły (zarówno od siebie nawzajem, jak i od Państwa i podmiotów zewnętrznych), wyłudzały, fałszowały dokumenty, potwierdzały nieprawdę, nawet fałszowały wybory (patrz 100% poparcia dla Dudy w DPS-ach prowadzonych przez siostry zakonne). Potrafiły nawet bezkarnie ukraść dowód z miejsca katastrofy prezydenckiego Tu 154-M i złożyć go w darze mnichom z Częstochowy. I nic, dowód jak śliwka w kompot – prokurator już nie zbada fragmentu skrzydła. To się działo na naszych oczach!

Zapowiadałem, że ta notka będzie WAŻNA DLA STRAJKU KOBIET. Bo jest ważna. Dziewczyny, jeżeli z własnej woli zrzekniecie się prawa do samostanowienia o sobie, o swoim ciele, zwłaszcza jeżeli oddacie je tak patologicznym jednostkom jak biskupi z papieżem na czele, to nic dobrego Was nie czeka. Sprowadzą Was do poziomu niewolnicy, tak jak sprowadzili zakonnice dając im autonomię wewnątrz zakonu i zero prawa głosu poza nim. Ktoś Wam da władzę nad dziećmi, ale nie da Wam możliwości zarobienia na ich utrzymanie i nadal będziecie niewolnicami. Dostęp do edukacji, dostęp do wykonywania każdego zawodu, prawo do decyzji o powiększaniu rodziny, prawo do decyzji o tym, czy donosić płód, którego żaden ksiądz nie uznaje za człowieka, nie udziela mu sakramentów, nie daje żadnych praw. To Wy musicie chcieć dziecka. Przede wszystkim Wy. Każdy człowiek, każdy mężczyzna i każda kobieta ma prawo do błędu, każdy ma też prawo do jego naprawy. Każdy ma prawo do decydowaniu o swoim życiu i wzięcia za nie odpowiedzialności. A w niewolnictwo najłatwiej się wpakować, udając się pod czyjąś opiekę.

I jeszcze dwa słowa o tym, jak wściekle atakowane były byłe zakonnice, które zgodziły się na wywiad. „Wszystko to kłamstwo” wrzeszczeli panowie (sic!), którzy nie kryli się z tym, że nawet nie przeczytali książki. „Nie wytrzymały zakonnej dyscypliny”, krzyczeli inni (zauważmy, że dyscypliną nazywa się pozbawienie godności, okradanie z dóbr materialnych i prywatności, uniemożliwianie kształcenia, uniemożliwianie wizyty u lekarza, uniemożliwianie odwiedzin na wydarzeniach rodzinnych). Jak to można skomentować? Chyba tylko PRAWDA WAS WYZWOLI!

002. Na zwolnionych obrotach.

Spowolnione tempo życia przy zabezpieczonych środkach finansowych działa na mnie, jak daleki wyjazd. Nie mam presji na nic, bo i tak wszystko, co eksploatowało moje zasoby jest odległe lub stanęło. Dziś miałem czas nawet na przypilnowanie, by panowie od wywożenia odpadów nie pominęli naszych kubłów. Na szczęście tu o nic nie trzeba walczyć, wszystko nadchodzi zgodnie z nadrzędną zasadą Republiki Irlandii „TAKE YOUR TIME”.

Od rana słuchałem muzyki zrobionej przez syna mojego starego kumpla. Bardzo dobry warsztatowo hip hop. Chciałbym tak umieć. Chłopak ma dopiero 21 lat, myślę że już wkrótce będzie można kupić jego płyty.

Dziś był dzień zakupów (staramy się je robić raz na trzy dni), na mieście spokój. Nawet nie wyobrażacie sobie, jakie to miłe uczucie, gdy po lekturze zimnowojennych w nastroju mediów polskich rozglądam się po mojej okolicy i z ulgą stwierdzam, że żyję w znacznie spokojniejszym kraju. Wszelkie zmiany przyjęto tu do wiadomości, ludzie się dostosowali, a gdy patrzę na zachowania obywateli, mam poczucie wspólnoty. Ponieważ sytuację w Polsce znam teraz głównie z internetu, być może jestem przebodźcowany medialnymi sensacyjkami, ale przecież pewne rzeczy istnieją bezspornie. Ja już nie mówię o paranoi wyborczej, ale weźmy kościoły: W Irlandii z miejsca wierni dostali dyspensę, a od 29-go marca odwołano wszelkie msze, pozostawiając jedynie te internetowe. Nie ma gorączkowania się, wahań (iść czy nie iść), nie ma narzekań, właściwie jedyne z czym Irlandczycy nie bardzo mogli się pogodzić, to restrykcje pogrzebowe, bo wprowadzono takie procedury, że ciało idzie od razu do ziemi (bez wystawiania go w kościele), a ilość uczestników pogrzebu ograniczona jest do dziesięciu. Tymczasem w Polsce rząd próbuje na siłę wejść między poślady biskupów dając im taryfę ulgową w restrykcjach, której oni wcale tak mocno nie pragną (przynajmniej w tym wypadku). Z takiej dwoistości przekazu korzystają radykałowie. Jedni krzyczą „karać klechów”, inni „to napad na Kościół”, „zabierają mi liturgię”. JA TEGO NIE ROZUMIEM. To cytat, ale wrócę do tego. Tam, gdzie ryzyko jest podwyższone, dobrą praktyką jest PROSTOTA i PRZEJRZYSTOŚĆ. Gdy czwórka przyjaciół wchodzi na żaglówkę popływać, choćby tylko dookoła sadzawki w stylu Zalewu Zemborzyckiego, to z roześmianej grupki młodzieży rozmawiającej slangiem, zmieniają się w porozumiewającą się konkretnymi komendami ustalonymi przez praktykę kilku pokoleń żeglarzy załogę. Dwuznaczność prawa potrafi zabić. A JEST TAKI PIĘKNY DZIEŃ (znowu cytat, do którego jeszcze wrócę).

Tyle moich przemyśleń o pandemii – i tak za dużo. Nadeszła wiosna i nasz kot Ryszard tak się ucieszył, że udało mu się przegapić porę posiłku. Słowo honoru! A nawet jak ma nałożone na talerz, to zje pół i mówi: „to ja lecę, umówiłem się”. Udał nam się ten futrzak. Jest tak nastawiony na komunikację, że czujemy się, jakby rozumiał wszystko o czym rozmawiamy.

Wieczorem udało nam się odpalić „Fargo”, film braci Coen z 1996 (udało się, bo kilka miesięcy temu mieliśmy spalone podejście). Zaskoczyła mnie rzadko spotykana forma filmu: Krwawy pastisz, bezsensowny trup goniący bezsensownego trupa i pośród tego jedna jedyna normalna para obrazu: policjantka w ciąży i jej małżonek, miłośnik wędkowania, zdaje się grafik, którego marzeniem jest wygrać konkurs na projekt znaczka pocztowego. Gdy już zginęli wszyscy, którzy zginąć mieli, policjantka wygłasza do skutego na tylnym siedzeniu radiowozu sprawcy morderstw kwestię, której fragmenty przytaczałem. Najpierw wymieniła wszystkie trupy, a potem spytała „I po co ci to wszystko? Dla pieniędzy? Ja tego nie rozumiem. Oni nie żyją, ty siedzisz TU. A jest taki piękny dzień.” Była zadymka śnieżna, mróz i biel, ale ona kończyła pracę, zrobiła co miała zrobić, wiedziała że niedługo wróci do męża wspierać go w oczekiwaniu na wynik konkursu i cieszyć się mającym wkrótce narodzić się dzieckiem. Jej sposób myślenia jest mi bardzo bliski. „Róbmy swoje” i „warto być przyzwoitym” po amerykańsku.

Chciałbym Wam przy okazji opowiedzieć o jeszcze jednym filmie. Małżonka wyszukała go dla mnie, jako urodzinową niespodziankę, czym sprawiła mi radochę nie lada. „Trzy pogrzeby Melquiadesa Estrady”, film drogi Tommy Lee Jonesa. Odjechałem. Na dwie godziny przeniosłem się na pogranicze Teksasu i Meksyku. Piękne ujęcia plenerowe idealnie spójne ze scenografią, charakteryzacją i realistycznym aktorstwem zaczarowały mnie, a wszystko po to, by wytłumaczyć, że nie można bezkarnie poniżać człowieka, dać mu po prostu w mordę, czy go zastrzelić nawet, jeżeli nosisz mundur i jesteś tzw. „szanowanym obywatelem”, a on nielegalnym emigrantem z Meksyku. Obejrzenie tego obrazu da Wam pogląd, dlaczego na równi traktuję gangstera, faszystę, komunistę, polityka, sędziego, prokuratora i biskupa. Nikt nie ma prawa stawiać się ponad innych ludzi, a oni to właśnie robią. Każdy z nich uważa, że ma szczególne prawa nad współobywatelami. I każdemu z nich przydałaby się taka pokuta, jak bohaterowi filmu.

Przegadaliśmy ze Świechną główne i epizodyczne postaci „Trzech pogrzebów(…)”, małe i duże patologie farmerskich miasteczek Południa, ściąganie w dół nowo przybyłych, moszczenie im miejsca dupie, no i mechanizm dehumanizacji emigrantów, choć to na nich opiera się farmerska egzystencja – widocznie każdy dupek pragnie znaleźć kogoś „gorszego”.

Zostałem obudzony kotem. 6.30 to ta pora, o której Ryszard uznał, że dobrze mi zrobi, gdy mi się przejdzie po żołądku i wątrobie, masując je swoimi sześcioma kilogramami obywatela, a wobec mojej niechęci do marszu w kierunku miski, usadził się tak, bym mógł niemały przecież nos wtulić w jego już doczyszczoną sierść. Jest słoneczny, piękny dzień.