022. Miałem sen.

Miałem sen…, ale nie taki pompatyczny i po części proroczy, jak niegdyś Martin Luter King. Nie było tam żadnych synów i córek zwaśnionych stron siadających do wspólnego stołu. Były moje skarpetki, które według swojej najlepszej wiedzy wrzuciłem wieczorem do kosza na brudną bieliznę, a we śnie nosiła je kobieta, która na moją uwagę, że ja nosiłem je wczoraj, ale mam świeże, takie same w szufladzie i jak chce, to jej dam, tylko się zaśmiała. Dziwne rzeczy dzieją się w mojej głowie.

Sztorm sobie poszedł. Dziś mamy piękną, słoneczną pogodę, jak to miło móc wywiesić pranie do suszenia pod gołym niebem, zamiast zagracać nim małe mieszkanie.

Oprócz snu trochę się działo: Wczoraj przybyli do nas znajomi wyciągając nas na plażę. Pogoda jak w lipcu, więc zaliczyliśmy nawet zaleganie plackiem (znaczy Świechna zaliczyła, ja siedziałem obok, bo mój kręgosłup na widok nierównego i twardego podłoża powiedział mi wprost: jak ci przyjdzie do łba się tu położyć, to nie wstaniesz o własnych siłach). Pięknie tu jest. Przypomniałem sobie moją pierwszą w życiu wycieczkę na irlandzkie wybrzeże – na półwysep Dingle. Była podobna pogoda, może nawet cieplej, a ja jadąc samochodem miałem ochotę wysiąść i iść pieszo. Dzień, dwa, tydzień, dwa tygodnie, żeby niczego nie stracić. Nie spodziewałem się wtedy, że Irlandia jest tak wspaniała. Dzisiaj już wiem.

Po powrocie trzeba było zakasać rękawy i rozsadzić resztę roślinek. Miejsce, które dla nich wybrałem okazało się dla mnie koszmarem – kamień na kamieniu, mniejsze, większe, łupiące się i twarde, cały wybór. Do tego gęsta darń i pełno perzu do usunięcia. Pracę szacowałem na półtorej godziny, wyszło dwa razy dłużej, a mój kręgosłup powiedział do mnie wielkimi literami, naśladując głos Bogusia Lindy w roli Franza Mauera: CZY TY JESTEŚ POJEBANY? CZY JA MAM CIĘ ZABIĆ, ŻEBYŚ ZROZUMIAŁ, ŻE TO NIE SĄ JAJA?! DO ŁÓŻKA, JUŻ!!! Tak też uczyniłem.

Skłamałbym, gdybym powiedział, że dziś wstałem, jak nowo narodzony. To było bliżej starego przysłowia, że jeżeli w pewnym wieku nic nie boli, znaczy że człowiek umarł, a tu nadchodził kolejny słoneczny dzień zapowiadający inny rodzaj gimnastyki, czyli malowanie szopki i płotu. Należę do ludzi, którym łatwo przychodzi odkładanie roboty na później, ale w Irlandii ładną pogodę trzeba wykorzystać, bo szybko możemy pożałować. Dwie warstwy farby nałożone, więc jak dobrze pójdzie (czyli nie będzie padać), to jutro będzie po robocie. Kot Ryszard wszystko nadzorował i mówi, że na razie jest O.K.!

Zmarł dr Andrzej Szaniawski – ofiara Zbigniewa Ziobro, bandyty który w latach 2005-2007 korzystając z partyjnej funkcji Ministra Sprawiedliwości połączonej bezprawnie z funkcją Prokuratora Generalnego wsadzał do więzienia lekarzy, którzy według niego byli skorumpowani, a brak dowodów zupełnie zwyrolowi nie przeszkadzał – sami poczytajcie klikając tutaj, ciekawe są zwłaszcza kuriozalne podstawy aresztowania. Tak się złożyło, że doktor Szaniawski cierpiał na cukrzycę, a poprzedniego dnia przed aresztowaniem złamał sobie szczękę. Zbrodniczy(a) prokurator(ka) aresztujący doktora, jak i równie zbrodnicza załoga aresztu wydobywczego nie udzielała mu właściwej pomocy medycznej, a lekarstwa na cukrzycę musiała przemycać małżonka. Tak naprawdę to co zrobił gang Ziobry, powinno być sądzone jako usiłowanie zabójstwa, sam zaś Ziobro i prokurator aresztujący doktora powinni być sądzeni również za udział w zorganizowanej grupie przestępczej ze sprawstwem kierowniczym. Doktor Szumowski był bezprawnie przetrzymywany przez rok, jego koleżanka dr Ludwikowska przez 9 miesięcy, więc w zorganizowanej grupie przestępczej był też sędzia zatwierdzający areszt i jego przedłużenie. Tym bandytom nic nie grozi, ich nazwiska (oprócz Ziobry, ale to ze względu na politykę) nawet nie padają w artykułach prasowych, bo dziennikarze się boją zadrzeć z mafią. Tak jest w większości artykułów o zbrodniach sądowych. „Prokuratura”, „Sąd”, jakby odpowiedzialni za te zbrodnie zwyrole nie mieli imienia, nazwiska, adresu, stanowiska. Ta banda nigdy się sama nie oczyści. Jestem głęboko przekonany, że dopóki nie powstanie gang zarzynający przestępców sądowych, żaden z nich nie zostanie przez żaden sąd ukarany, ba, żadna prokuratura nie sporządzi żadnego aktu oskarżenia. Jestem jednak dziwnie spokojny, że taki gang nie powstanie, bo gangi nie są organizacjami charytatywnymi, a przestępcami działającymi dla zysku. Marna pociecha, że dr Andrzej otrzymał 450 tysięcy złotych zadośćuczynienia za bezprawny areszt (z państwowej kasy – nie z kieszeni winnych), skoro zrujnowane zdrowie doprowadziło go do śmierci, a zbrodniarze sądowi żyją i długo będą na wolności.

Marek Grechuta – Kantata.

To się dzieje i działo cały czas. Bez względu na władzę. Jedyna różnica jest taka, że dziś Ziobro chce przestępców sądowych wykorzystywać do walki ze swoimi przeciwnikami politycznymi. Poza tym nadal bandyci wydają nakazy tymczasowego aresztowania, zbrodniczo przedłużając je w nieskończoność, nie udzielając aresztowanym pomocy medycznej, niszcząc ich zdrowie i reputację, rujnując ich rodziny. I są w tym całkowicie bezkarni. Gdyby się przy mnie topiła najpiękniejsza nawet pani prokurator, palcem bym nie kiwnął, choć posiadam wystarczające umiejętności, żeby próbować jej pomóc. Gdy będę mógł zaszkodzić, zaszkodzę. I nie zmienię tego dopóki przestępcy sądowi nie zaczną być sądzeni, a nie zaczną – żadna siła polityczna nie idzie w tym kierunku, nikt potężny nie jest tym zainteresowany, tym bardziej przestępca sam siebie nie będzie chciał oddawać pod sąd. Chciałbym móc napisać „Miałem sen, że każdy zbrodniarz sądowy zostanie ukarany i z nawiązką odda swym ofiarom i ich rodzinom to, co zabrał”. Ale ja śniłem tylko o skarpetkach.