113. Kraj.

Działo się to w kwietniu 2013, a wrażenie było tak silne, że obraz ten do dzisiaj mam w głowie. Sobieszów, Jelenia Góra, ławeczka przy ścieżce wiodącej w kierunku zamku i rezerwatu „Chojnik”, gdzi wybierałem się w celach turystycznych. Na siedzisku spoczywały dwie nastolatki (mogły nie mieć nawet piętnastu lat) rozpijały z gwinta wino proste wraz z dwoma czterdziestolatkami o aparycji kryminalistów. Taka gmina! Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że tam urodził się też Dariusz Miliński, ocalony przez sztukę artysta i społecznik, który dziś porusza niebo i ziemię, by zapomniane przez bogów i ludzi dzieci z okolic pobliskiej Pławnej k. Lubomierza miały możliwość rozwinąć talent, nabrać pewności siebie, uwierzyć w odmianę losu. Jego autobiografia „Urodzony na cmentarzu” powinna być lekturą obowiązkową dla kandydatów na nauczycieli, kuratorów i pracowników MEN, bo pokazuje wszystkim wychowanym w bańkach „dobrych domów” niewyobrażalne rozmiary patologii czające się tuż za rogiem. Oprócz tego, książka pokazuje cud, jaki może nastąpić, gdy dziecko z takim beznadziejnym startem otrzyma pomoc w postaci dostępu do kultury i sztuki oraz możliwość rozwijania talentu. Nie sądzę, by pan Darek czuł dzisiaj potrzebę dowodzenia swojego patriotyzmu poprzez darcie ryja w tryskającym agresją tłumie, czy przez palenie rac i skandowanie szowinistycznych haseł, a jeśli zabiera głos w dyskusji, to np. tak:

Dariusz Miliński – Prężąc muskuły…

W tym roku po raz kolejny jakiś pan Pierdziuszkiewicz zorganizował paradę zdominowaną przez chłopców z płonącymi racami, tym razem pod hasłem „SILNY NARÓD – WIELKA POLSKA”. Gdy zobaczyłem zdjęcie wąsatych Januszy z Polkowic targających transparent tej treści, parsknąłem śmiechem, bo skojarzyło mi się to z pewną odznaką:

Nie wiem.., mam mieszane uczucia…, jakoś nie wyobrażam sobie, by ktoś naprawdę silny potrzebował chodzić z transparentem „SILNY, ŻYLASTY MĘŻCZYZNA, 105 KG WAGI, IQ 150”, chyba że byłaby to komedia.

Innym humorystycznym akcentem marszu była poruszająca się z tłumem grupa przebranych za szlachtę konnych jeźdźców (husaria i inni), bo rzeczywiście tak to mniej więcej wygląda: banda chłopskich potomków czci nabożnie szlachtę, niewolniczo wykorzystującą ich przodków, marząc o tym, by być takim husarzem.

A wiecie, że szlachta stanowiła (według różnych szacunków) zaledwie 6 do 10% ogółu społeczeństwa?

Swoją drogą to ciekawe, że wśród chłopskich potomków nikt nie przebiera się za dawnych gospodarzy, parobków, mieszczan, nie przebierają się nawet za duchownych. Nie ma wśród nich ani dzielnego Janosika, ani Piasta Kołodzieja! Sama szlachta – i to z czasów najgłębszego niewolnictwa! Cóż…, gdy byłem mały, na podwórku każdy pies był Szarikiem, chłopiec Jankiem, dziewczynka Marusią albo Lidką, a każdy mały szkrab na zabawie karnawałowej zakładał pelerynę i maskę Zorro!

Aaaa…, byłbym zapomniał…, w tym roku za Pierdziuszkiewiczem tuptał poseł Zero, czyżby kumpli szukał na wypadek wykopsania z tzw. „Zjednoczonej Prawicy”?

Salon niezależnych feat Wojciech Belon – Żródło.

„A ja na nazwy i na znaki sram. Nie fetysz granic mnie tu trzyma, lecz miejsca… i w tych miejscach przyjaźń!”

Jacek Kleyff, Żródło.

Nie pisałem nic o Halloween, Dziadach, ni o Wszystkich Świętych i Zaduszkach. Korciło mnie, bo wiele rozmawiam o śmierci z małżonką mą Świechną, tyle że nasze rozmowy są dalekie od całej mistycznej aury okalającej tę tematykę. Nas zwyczajnie ogarnia wkurw, gdy młodzi ludzie giną z powodu nałogów, samobójstw, porachunków gangsterskich i wojennych. W tym roku szczególnie ciężko było mi komentować listę zmarłych, bo w Ukrainie giną ludzie, którzy chcieli po prostu normalnie żyć. Wściekły jestem, gdy uzmysłowię sobie, że ginie nauczycielka, sportowiec, lekarka, dyrygent, budowlaniec, tancerka, tylko dlatego, że Fiutinowi się zdało, że jest Piotrem Wielkim. Do szału doprowadza mnie anonimowość tych ofiar, których zwie się po prostu „obrońcami ojczyzny”, „bohaterami”, etc…, podczas gdy oni mieli imię, nazwisko, rodzinę, przyjaciół, pasje, umiejętności, namiętności. Irytuję się, gdy słyszę „nie zapomnimy”, bo my nawet nie wiemy, o czym mamy pamiętać. Tak się chyba uzewnetrznia moja bezsilność wobec wojny.

Przemysław Ginrowski – Postacie.

Zobaczyłem na f-b kilka zdjęć moich kolegów z lat wczesnej młodości. Przystojni, pełni wigoru, przerażająco biedni: podkoszulki, przyciasne i znoszone szorty, na stopach co się trafi. Dwóch z nich zabił alkoholizm, jeden stracił pół dorosłego życia za kratkami, jeszcze inny dogorywa pijąc w samotności, robiąc za ciecia i parobka na jakimś niemieckim kampingu, ciężko się z nim rozmawia przez telefon, monotonia jego życia nie daje mu możliwości snucia opowieści. To też mnie przygnębia. Nie wychowywaliśmy się, kurwa, w żadnych „fajnych, beztroskich czasach”. Byliśmy biedni, sfrustrowani, nie potrafiliśmy planować przyszłości, bo nie wierzyliśmy, że może w niej nas czekać coś dobrego, a mówiąc o biedzie, nie mam na myśli finansów jedynie, ale też nędzę kulturalną.