023. Reset.

Co za dni! Reset, to mało powiedziane. Co najmniej od tygodnia Irlandia rozpieszcza nas wyjątkowo dobrą pogodą: słońce, niezbyt mocny wiatr, wysoka temperatura (okolice 20C na wyspie to naprawdę lato). Dzięki pandemii zaś pracę mamy z głowy, więc dzień w dzień ze Świechną urządzamy sobie nadmorskie spacery, potem jedziemy na zakupy (ogrodnicze i spożywcze), a wieczorami zajmujemy się ogródkiem: Zrywamy darń dookoła roślin, uzupełniamy ubytki kompostem i obsypujemy ozdobną korą. Dało mi to trochę w kość, bo taki ze mnie ogrodnik, że kopię szpadlem z ułamanym uchwytem (trzonek uznałem za wystarczająco długi do pracy), a moje plecy nie znoszą zgiętej pozycji. Patrząc na powolne postępy, nie mogłem się uwolnić od refleksji, że jeżeli się do czegoś nadaję, to z pewnością nie do ogrodnictwa. Dziś jednak zwróciłem uwagę na pryzmę z zerwanej darni (2,5 metra długa, metr szeroka, 0,8 metra wysoka), a to przecież trawa i korzenie w miarę możliwości otrzepane wcześniej z ziemi, więc jednak trochę tego było. Do tego dochodziło jakieś drobne przesadzanie i oczywiście obfite podlewanie. Obleci, jak na kogoś, kto nigdy przedtem nie pracował w ogrodzie.

Szpak z naszej ulicy.

Sąsiedzi, jak to Irlandczycy, chwalą robotę, zagadują, podnoszą po swojemu na duchu, ale nie to mnie cieszy najbardziej. Co sobie przy okazji użyję życia małżeńskiego, to moje! Zawsze uśmiecham się, gdy o tym myślę, bo jesteśmy razem 24 godziny na dobę i ani przez moment się nie nudzimy swoim towarzystwem. W miesiącach niesprzyjającej pogody dużo siedzieliśmy przed laptopami, regularnie oglądaliśmy filmy, a teraz bez tego mamy poczucie dobrego wykorzystania czasu, a jak nam przy okazji odpoczęła psychika… i jak się dobrze śpi!!! Tylko dzisiejsza wiadomość o śmierci pieska z domu Świechny przygasiła nasze humory i zeszło nam na wspomnienia o zmarłych zwierzakach.

Kawka z naszej ulicy.

Zmiana tematu: Gdy wygaszałem stary blog, jednym z moich założeń było, że w zagadnieniach politycznych zrezygnuję z tłumaczenia i przekonywania, zminimalizuję analizy, za to skupię się na swoich odczuciach dotyczących sprawy. W związku z tym, trzymając się planu:

Gawron z naszej ulicy.

Bardzo się cieszę, że pojawił się wreszcie kandydat na prezydenta z wiedzą, prezencją i kulturą odpowiadającą roli, o którą się ubiega. Nie zamierzam ani przekonywać, ani uzasadniać – Trzaskowskiego każdy może sobie wygooglać i sprawdzić kwalifikacje. Ta zmiana już na starcie wywołała taką reakcję wyborców (sondaże), że wymusiła na PiS paniczne ruchy szczujni, a jak znacie retorykę tej partii, swój trolling zaczęli od hasła „wróg kościoła”.

Jaskółki z naszej ulicy.

Ponieważ dziś normą jest, że trolle pracują w TVP, właśnie z tej strony padło pytanie do Trzaskowskiego, dlaczego wycofał swe dzieci z przygotowań do I komunii. „Jest pan źle poinformowany, moja córka była u komunii” padła odpowiedź demaskująca pierwsze łgarstwo trolla, który niezrażony ponowił pytanie w odniesieniu tylko do syna. I tutaj padła odpowiedź, która sprawiła, że pomyślałem o Trzaskowskim, jak o porządnym Polaku: „Kościół nie zdał egzaminu, gdy PiS atakował sądy czy prawa kobiet, gdy protestowali niepełnosprawni czy mamy dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi. Dlatego nie wysłałem Stasia (syna) na komunię i nasze dzieci nie chodzą już na religię”. Wreszcie Polak na tak wysokim publicznym stanowisku, który chroni własne dzieci przed klerem nie bawiąc się w kalkulacje, że może opłaci się dziecko posłać w chciwe pedofilskie łapska, bo tradycja, bo co mama powie, bo politycznie się może opłacić.

Wrona z naszej ulicy.

Druga sprawa, która mnie ucieszyła, to hip-hop Ziemowita Gowina, rodzonego syna Jarosława Gowina. Zawsze się zastanawiałem, jak rodziny czopków Kaczyńskiego mogą milczeć w temacie płaszczenia się PiSiorów u nóg wodza, jak mogą nie buntować się przeciw takiej hańbie. Jak rodzina Brudzińskiego może spojrzeć w oczy ludziom po tym, jak Joachim wakacje zamiast z żoną, spędzał z żoliborskim dziadygą, ganiał z parasolem osłaniając swojego pana jak niewolnik (zwracam uwagę, że to nie żaden adiutant, który zgodnie z protokołem dyplomatycznym ma wykonywać tę czynność przy oficjalnych wizytach zagranicznych gości, tylko to zwykły, nadgorliwy międzypośladkowy bez grama honoru), chociaż w PiS z parasolem to nawet za Jackiem Kurskim uganiał się jakiś młody wazeliniarz – świeżo mianowany dyrektor bez matury – im się najwyraźniej wydaje, że to podnosi ich rangę.

Kos z naszej ulicy.

Spójrzmy jeszcze wyżej (teoretycznie): Jak rodzina Dudy może patrzeć jak tatuś niby-prezydent na komendę zwykłego posła dyma po nocy na Żoliborz z podpisanymi ustawami w zębach, jak rodzina niby-wicepremiera Glińskiego znosi piętno taty – tableta. ZERO BUNTU? ANI JEDNEGO STRAŻNIKA GODNOŚCI?! I nagle widzę rodzonego syna Jarosława Gowina, który wypłaca tatusiowi całą należność za lata hańby i poniżenia, za obserwowanie jak ojciec, który miał być wzorem do naśladowania, płaszczy się przed prezesem panem i brnie coraz głębiej między poślady niedołęgi.

Ziemowit Gowin – Państwo z dykty.

Wiecie, dlaczego mnie to cieszy? Bo zmiana w polityce nastąpi jedynie wtedy, gdy obywatele w życiu codziennym będą postępować tak, jak chcieliby, żeby postępowali politycy. To proste: Mierzi cię pedofilia kleru i jego upolitycznienie? Nie posyłaj do nich swoich dzieci, sam tam nie chodź! Obrzydza Cię, do jakiego stopnia polityk może się sprzedać? Sam się nie sprzedawaj, choćby kupującym był rodzony ojciec!!!

Wróbel z naszej ulicy.

Dzisiejszy post zilustrowałem zdjęciami ptaków, które odwiedzają nasz dom (obiecałem Nitagerowi, że mu pokażę, którzy skrzydlaci mieszkańcy Irlandii smucą się zamiast gołębi, gdy długo nie myję samochodu). Zabrakło mew, spóźniłem się z przygotowaniem aparatu.

000. Skąd ta zmiana.

Dziś zaczynam ostatni rok przed pięćdziesiątką. Nie jest to dla mnie data przełomowa, ale uznałem ją za dobrą propozycję dla wyznaczenia momentu przejścia na inną formułę blogowania. Zupełnie nie mam już serca do felietonów politycznych, łopatologiczne komentarze do zjawisk społecznych również przestały dawać mi radość. Dziesięć lat temu aż przebierałem nogami, by opowiedzieć wszystkim o swoich małych odkryciach, podzielić się swoim spojrzeniem na sprawy, które uważam za istotne i przekazać to w możliwie najbardziej przystępny i analityczny sposób. Dziś wolałbym to robić w nieco bardziej wyrafinowanych formach, jak opowiadanie, powieść, może w końcu dojrzałbym do dramatu. Chętnie wypowiedziałbym się wierszem, który można potem zaśpiewać. Tylko, że nie są to formy na ukazującego się w miarę regularnie bloga. Zresztą nie chcę nikomu już niczego tłumaczyć. Wolałbym zapamiętać swoje myśli, emocje, przeżycia….

Mam szczęście mieszkać pod jednym dachem z kobietą życia, dziewczyną-żoną. Każdy dzień, to małe radości, wspólne pasje, rozmowy…. Wyprawy, film, teatr, jeśli tylko czas i kondycja pozwoli. Brakuje nam dnia nawet teraz, kiedy z powodu pandemii nie chodzimy do pracy, a z wypraw możemy sobie pozwolić co najwyżej na spacer na jedną z naszych dwóch plaż. Jednak po miesiącu będę pamiętać tylko, że było nam dobrze i nie nudziliśmy się ani przez chwilę. Chciałbym coś z tego ocalić. To nie znaczy, że nie będę wspominał o sprawach społecznych, czy polityce, tyle że będzie to bardziej lakoniczny zapis myśli i uczuć spowodowanych jakimś wydarzeniem, niż opracowanie przedstawiające mój tok myślenia. Czyli dziennik, ale bez presji codziennego uzupełniania. Zapraszam.