038. Most w Pilchowicach.

Lato i ciepło, to coś co lubię. Zwłaszcza, że w Irlandii da się oddychać, rzadko mamy ekstremalne temperatury. Miejscowi cenią sobie chwile dobrej pogody, ich aktywność jest zadziwiająco duża. Mimo ponad piętnastoletniego rezydowania w tym kraju, nie mogę wyjść z podziwu patrząc na ilość osób regularnie biegających lub uprawiających energiczny spacer (to ostatnie dotyczy osób starszych, bądź zmagających się z nadwagą). Nasza wieś ma nieco ponad 2 tysiące mieszkańców, a nie da się jej objechać dookoła, by nie spotkać ćwiczących grupek obywateli. Oprócz tego mocno starają się o imprezy mające znaczenie socjalizujące – w czasie pandemii modne stało się objazdowe bingo samochodowe.

Rory Gallagher – Shadow Play.

Niektórych imprez nie potrafię jednak rozszyfrować. W środowy wieczór po moim skromnym treningu pływackim, planowaliśmy ze Świechną poćwiczyć manewry na placu – w tym celu udaliśmy się na olbrzymi parking przy jednym z centrów handlowych…. i zmyliśmy się stamtąd tak szybko, jak się tam pojawiliśmy. Zjeżdżać się tam zaczęli posiadacze tanich samochodów, których właściciele chcieliby mieć wyścigówki. No dobra…, nie wiem czy by chcieli, ale zachowywali się w taki sposób, że tylko to mi przyszło do głowy. Bezsensownie przyspieszali, warczeli silnikami, stawali ukosem na miejscach parkingowych…, no i wyszło szydło, za przeproszeniem, z worka, bo okazało się, że jest to jeden z szeregu spotkań właścicieli tuningowanych samochodów. Tuning potrafi być dziełem sztuki, ale ten, który widzieliśmy w środę NIE BYŁ NIM.

Zachód Słońca w Port Oriel.

Jak już napisałem, zwialiśmy, przy czym Świechna siedziała za kółkiem, pokonała okrężną trasę do domu, zrobiła bite 30 kilometrów, mamy kolejne postępy. A tu zaczął nam się magiczny wieczór, pasażerem będąc dostrzegłem, że góry widoczne na Północy mają piękne, wieczorne oświetlenie, więc na zakończenie przejażdżki zaliczyliśmy malowniczy zachód słońca w naszym porcie, i to pomimo tego, że mieszkamy na wschodnim wybrzeżu.

Paul Weller – On Sunset.

Skoro już jesteśmy przy zachodach słońca i innych przeżyciach związanych z podziwianiem krajobrazu, chciałem się z Wami podzielić pewnym wspomnieniem. Gdy byłem dzieckiem, a później nastolatkiem, każde dłuższe wakacje spędzałem w Dolinie Bobru. Karkonosze, Izery, Góry Kaczawskie, te okolice zakodowały się w mojej głowie, jako synonim radości, wolności i niezależności. Szczególnym momentem było zawsze przybycie. Najpierw zbliżając się do Jeleniej Góry podziwiałem odsłaniającą się panoramę Karkonoszy, a potem, po przesiadce w kolej Doliny Bobru (jedna z najciekawszych krajobrazowo tras kolejowych w Polsce) przyglądałem się wzgórzom Krainy Wygasłych Wulkanów. Największe emocje budził wjazd nad Jezioro Pilchowickie: pociąg zwalniał i majestatycznie sunął przez stary most rozpięty kilkadziesiąt metrów nad lustrem jeziora. Oczom moim ukazywała się tafla wody, później niesamowita zapora, a gdy spojrzałem w lewo, na horyzoncie widać było fragment Karkonoszy od Przełęczy Karkonoskiej po Szrenicę. W tym jeziorze kąpałem się jako młody chłopak, tu uczyłem się zarzucać wędkę, w okolicznych lasach zbierałem grzyby i jagody. I zawsze, absolutnie zawsze podziwiałem most, TEN MOST!

Most kolejowy nad Jeziorem Pilchowickim.

Pierwsze przecieki, że ekipa filmowa siódmej części jakiegoś koszmarnego gniota z Tomem Cruisem w roli głównej, zamierza wysadzić most dla potrzeb produkcji, pojawiły się wiosną, ale po pierwsze, wydawały się tak idiotyczne, że aż nieprawdopodobne, a po drugie, Czaruś od filmu (niejaki Robert Golba) zapewnił, że to bzdura, że przecież trwa procedura wciągnięcia mostu na oficjalną listę zabytków. Wydawało się to logiczne, tyle że po wyborach czar prysł, a narracja czarusiowa narracja została zmieniona na „nie zrobimy nic niezgodnego z prawem”. Wiceminister kultury, Paweł Lewandowski wymyślił zaś na potrzeby wysadzenia mostu szczególną definicję NIEZABYTKU: „jak coś jest niedostępne, nieużytkowane, to nie jest zabytkiem” (jak znajdziecie jakąś bursztynową komnatę zamurowaną gdzieś w starej piwnicy, to już wiecie, że to „niezabytek”, bo jest niedostępny i nieużytkowany). Zrobiło się głośno, most stał się sławny, bo okazuje się, że władze PiS chcą czynem udowodnić, że można i trzeba robić laskę Amerykanom, nie będzie żaden Sikorski mówić Wolakom, ani symetrystom, że nie można. To teraz wszyscy Wolacy i symetryści, na kolana i ssać!!! Tak brzydko mówił Radek, że laski nie można robić, tacy oburzeni byliście, więc teraz ssać Amerykanom, ssać, przyjeżdża ekipa na zamówienie najlepszego ministerstwa kultury na świecie, będzie wybuch, co prawda nie w kokpicie, ani pod skrzydłem, ale zawsze jakiś! Może po eksplozji gościnnie wystąpi Zenek, taki Penderecki dobrej zmiany.

The Exploited – Fuck The USA.

Suweren jest porywczy, ale zapał po staremu ma słomiany, więc po chwilowym zamieszaniu zrobiło się cicho. Tymczasem teraz dopiero zaczyna się dziać, bo zajmująca się ochroną zabytków fundacja Thesaurus (należąca do znienawidzonych przez obecne władze organizacji pozarządowych) złożyła do prokuratury zawiadomienie dotyczące łapówki, jaką prezes spółki Alex Stern, wspomniany Robert Golba, miał proponować w zamian za przychylność w sprawie wysadzenia mostu (wiadomość podaję za wrocławską Wyborczą z 13 sierpnia 2020 – kliknij tu, by poczytać), a także o niedopełnieniu obowiązków przez wiceministra kultury i CBA. Wysłała też przeciwko PKP PLK pozew dotyczący konstytucyjnego prawa do korzystania z dziedzictwa narodowego, jakim jest zabytkowy most.

Piotr Bukartyk – Ideały.

Linia kolejowa nr 238, Jelenia Góra – Żagań, na której znajduje się most, liczyła niegdyś 104,730 km długości i jest pomnikiem śmierdzącej niegospodarności polskich osadników. Każdy chciał ją mieć w gratisie, każdy chciał jej użytkowania (najlepiej za darmo i bez biletów, bo korzystali z niej masowo pracownicy dawnego imperium PKP, mało kto z użytkowników tej trasy nie był przez tego molocha zatrudniony), ale nikt nie chciał remontować, zatem gdy użytkowanie stawało się niebezpieczne, koleje ograniczyły prędkość do absurdalnych 20 i 10 km/h i ustawiły tak rozkład jazdy, by żaden robotnik nie mógł pociągiem zdążyć do pracy. W związku z tym linia została „zawieszona”, a miejscowości wzdłuż niej leżące ulegają marginalizacji, zwłaszcza że w ruinę obracana jest też droga samochodowa, niegdyś trasa międzynarodowa, dziś podrzędna, wąska, zniszczona, niemalowana. W całej sprawie najbardziej bulwersuje mnie bezczelność kłamstw, cynizm działań władz, a jeśli chodzi o opinię publiczną, to reakcje na zasadzie kibola „Jestem za lub przeciw, sędzia chuj, Polska gola”, bez konstruktywności, bez społecznej dyskusji, bez planu, bez strategii rozwoju, ani kolei, ani drogi, ani regionu. Może to nie ma związku, ale przypomniało mi się, że pewna partyjna kolubryna w celu wykazania swej gotowości do gorliwej obrony prezesa pana, nazwała Janusza Gajosa prostakiem. Jak śpiewał Bukartyk, ideały się sfajdały!

Promem z Greencastle do Carlingford.

Chciałbym jeszcze napisać coś na temat walki społeczności LGBT o prawa obywatelskie, ale widzę, że nikt nawet nie ma odwagi powiedzieć w oczy żadnemu biskupowi, czy członkowi teoretycznego rządu, że jeżeli tradycją wierzących jest prześladowanie mniejszości, w takim razie taka wiara i tradycja jest zbrodnią przeciw ludzkości. Dla kogo zatem się produkować?! Zostawię to na kiedy indziej!

Widok na Góry Mournes z Greencastle.

Od czasu mojego ostatniego postu, zrobiliśmy sobie z Małżonką dwie większe wycieczki. Jedną opisała u siebie Świechna (kliknij tu, by poczytać), a druga z nich, to spacer po plażach Greencastle z przeprawą promową przez Carlingford Lough do sławionych przez słynną szantę Greenore i Carlingford. Przy dobrej pogodzie moglibyśmy tak chodzić codziennie. Wrzucam kilka fotek, żeby dać Wam pogląd na krajobraz, w którym nikogo nie dziwi, że tereny farmerskie graniczą z plażą, z której widać granitowe góry Mournes, a po drugiej stronie jeziora (właściwie to zatoka Morza Irlandzkiego) góry Cooley, również z granitu, co pozwala spotkać piękne formy skalne i imponujące uskoki. Do tego wybrzeże upstrzone jest niewielkimi zamkami (to nie były twierdze mające powstrzymać wielkie armie, chodziło o najazdy morskich rabusiów z Wikingami i Szkotami na czele). Wyglądają one tak:

King John’s Castle w Carlingford.

…albo tak:

Greencastle.

Nie wiem, jak my to robimy. Czas upływa nam tak miło, a jak przyjdzie mi to spisywać, to właściwie nie wiem, czym by Was tu zainteresować. Może po prostu chodzi o to, by wyjść z domu z kimś, kogo się lubi i cieszyć się życiem?! U nas jest coraz ciekawiej. Na początku notki napisałem, że Świechna zrobiła samodzielnie trasę 30 km? To mam aktualizację. Dwa dni temu było to ponad 70 km, a wczoraj jakieś 60. Wreszcie mam kierowcę na zmianę 🙂