130. Powrót wicekutasa.

Catch in ski. Tea Who you Yeah bunny„. Koszulkę z takim napisem widziałem na zdjęciu z protestu 4-go czerwca i muszę przyznać, że „uśmiechnęła mnie”, bo wiem, że podkołdernik jadowity zwany przez niektórych Słońcem Żoliborza w życiu sam by nie wychwycił gry słownej, nawet gdyby codziennie w takich t-shirtach paradowali przed nim towarzysze Płaszczak i Bredziński. No, ale znów zrobił się wicepremierem. Podobno przysięgę wzmocnił słowami zaczerpniętymi z „Księgi powtórzonego prawa”: Bo Ja jestem Pan, Bóg twój, Bóg zazdrosny, karzący nieprawość ojców na synach w trzecim i w czwartym pokoleniu – tych, którzy Mnie nienawidzą, a który okazuje łaskę w tysiącznym pokoleniu tym, którzy Mnie miłują i strzegą moich przykazań.

Skoro już przy klasycznych cytatach jesteśmy, to wygrzebałem dla Was taką perełkę:

-Tak jest, panie wiceprezydencie.
-I nie bądź taki oficjalny, Noodles. Mów mi „kutasie”.
Noodles był wstrząśnięty.
-Nigdy nie przeszłoby mi to przez gardło! – oświadczył stanowczo w przypływie spontanicznego protestu.
-Spróbuj.
-Nie zrobię tego.
-Nawet jeśli będzie cię to kosztować utratę pracy?
-Nawet wtedy, panie Kutasie…

Joseph Heller, Ostatni rozdział, czyli paragraf 22 bis.

Mały nie jest ofiarą. Ofermą, fujarą tak, ale nie ofiarą. Chyba, że za ofiarę chcesz uznać gangstera, który nie dość, że dostał porządnie w ryj podczas ataku na upatrzoną ofiarę, to jeszcze czeka go proces za napaść. Bez żadnego trybu! Morda zdradziecka, brudna pała. Dobrze, że jak powiedział prezes pan, też mam w sobie coś takiego, co daje pan Bóg, a co trudno zdefiniować. Może nie tak bardzo jak Obajtek, ale jak się postaram….

The Cranberries – Zombie.

Zanim zabiorę się do opowiadania historii, które uświadomią Wam, w jakie cuchnące Rosją bajoro zmienia się pod rządami małego kutasa Polska, anegdotka wstępna, tłumacząca skąd znam bohaterów poniższych historii. Podczas jednego ze spotkań koleżeńskich z okazji mojego przyjazdu do Polski, zebrała się grupa moich szkolnych znajomych. Opowiedziałem przy stole historię miłości dwóch gejów, z których jeden był pracownikiem IPN ukrywającym w pracy, że jest wiernym wyborcą lewicy, a drugi cenionym przez młodzież nauczycielem z renomowanej szkoły średniej o poglądach na tyle konserwatywnych, że głosującym na PiS. Jeden z uczestników spotkania, wyborca PiS, poczuł dyskomfort na wieść o tym, że wyborca PiS może być gejem romansującym z wyborcą lewicy, który dodatkowo pracuje w tak konserwatywnym środowisku, jak IPN. Tak jakby do tej pory uważał dziewictwo partii za dogmat. Ewidentnie postanowił podważyć mą wiarygodność pytając: „A skąd ty masz takich znajomych?!”. Odpowiedziałem mu krótko: Spójrz, kto siedzi przy tym stoliku. Po kolei: Sędzina, prokuratorka, dwóch architektów, lekarka, trzech bankowców (w tym jeden manager), biegły rewident, i jeszcze kilkoro inżynierów, tylko nie pamiętam specjalności. Wszyscy wpadli na imprezkę z okazji mojego przyjazdu. I Ty się pytasz, skąd znam nauczyciela, a skąd szeregowego pracownika IPN?

A teraz przejdźmy do historii właściwych, których akcje dzieją się w państwowych gigantach, najlepiej prosperujących spółkach Skarbu Państwa.

Z sekretnego życia rezerwatu, czyli Wolska – kraj kapusiów i wazeliniarzy.

1. B. już za pierwszego rządu PiS (2005-2007) sprawował jedną z głównych funkcji kontrolnych państwowego giganta finansowego. Z pewnością miał swoje wady, ale miał też w sobie coś z pretorianina, gdy wierzył w sprawę, bronił jej z entuzjazmem przepełnionego ideałami nastolatka. W tym czasie uwierzył, że będzie mógł naprawdę wyłapywać oszustów finansowych działających na szkodę firmy i państwa. Po zmianie władzy stracił robotę, by po ponownym jej przejęciu przez PiS wrócić na to stanowisko. Pracował tam z wiarą w misję, bo prawdziwym źródłem kasy były dla niego jego dwie prywatne kancelarie obsługujące wymagających graczy rynku finansowego. Tak się składało, że kilka razy wpadł na podejrzane transakcje zawierane przez ludzi Ziobry (istniało ryzyko korupcji, należało to sprawdzić). Postraszono go zwolnieniem, jeśli się nie odpieprzy od nominatów pana Zero, on jednak nie odpuścił, więc stracił pracę. Nie chodzi o ściganie przestępców, chodzi o usuwanie przeciwników pana Zbyszka. Co ciekawe, mimo to pozostał PiS-iorem, bo tak jak więźniowie z łagrów nie wierzyli, że Stalin wiedział o tym, co się z nimi tam wyrabia, tak i on nie wierzy, że bez zgody prezesa pana nie ma rotacji na takich stanowiskach, do dziś obarcza całą winą ziobrystów.

2. Ceniony inżynier trafił do państwowej spółki energetycznej. Liczył naiwnie, że nie będzie musiał wchodzić w wewnątrzpartyjne wojenki, bo sam jest bezpartyjny i chce po prostu poprowadzić ważny projekt, a sprawy za które odpowiada nie mają nic wspólnego z polityką. Przeliczył się. Jego negocjacje z głównym wykonawcą, europejskim potentatem, torpedowane były przez partyjnych towarzyszy. Ziobryści tradycyjnie tłukli się z morawiecczykami, a jedni i drudzy tak podszyci byli tchórzem, że bali się składać podpisy pod umowami, ba, bali się podejmować decyzje dotyczące poszczególnych punktów umowy i potwierdzać je na piśmie. Najchętniej decyzje by wydawali, ale bez zostawiania śladu, że to ich jednoosobowa odpowiedzialność. Inżynier widząc ten burdel zwolnił się, ale miał jeszcze okres wypowiedzenia, w czasie którego powinien przekazać swojemu następcy obowiązki, dokumentację, pomóc mu się wdrożyć w stan obecny. Podczas jazdy windą opowiadał komuś o konflikcie z podopiecznym ministra Zero wyśmiewając jego niekompetencje. Ktoś z pasażerów był oślizłym kapusiem, podreptał do obśmiewanego typa i zdał mu piękny donosicielski raport wzorowany na starych dobrych tradycjach szmalcowników i TWSB. A nuż łaska pańska spłynie, warto spróbować. Ponieważ partyjniok od Ziobry był i jest faktycznym idiotą, tak mu gula skoczyła, że zabronił inżynierowi przychodzić więcej do pracy. Oczywiście zgodnie z warunkami okresu wypowiedzenia i zakazu pracy w konkurencji, musiał płacić inżynierowi dokładnie taką samą kasę, jakby przychodził do pracy, a następcę inżyniera zostawiał na dzień dobry z ręką w nocniku, bo ten nie miał jak się dowiedzieć o szczegółach dotychczasowych ustaleń z zagranicznym wykonawcą. Jeżeli zapytacie mnie, która partia zgromadziła największych kretynów w historii, nie wskażę Samoobrony mimo takich licencjonowanych nieogarów jak pani Beger, państwo Łyżwińscy, czy pani Hojarska, tylko właśnie SP. Zbyszek, czy wybierałeś tylko wąchaczy kleju, czy dodajesz coś swoim do posiłków?

3. Pan A., prawnik, wieloletni manager, który przez ćwierć wieku wspinał się szczebel po szczeblu kariery, zaczynając od najniższych stanowisk, w roku 2015 znalazł się w nowej rzeczywistości. Na dzień dobry dostał wypowiedzenie, by za kilka dni ktoś je odwołał, dodając prawnikowi do pomocy kapusia, który miał go szpiegować i zbierać na niego haki. Szybko się zorientował w czym rzecz, bo szpiclem był siurek, który jeszcze za PO pracował z przełożoną bohatera opowieści. Okazało się, że już wtedy szpiegował dla PiS i zbierał na nią haki. W efekcie została ona zwolniona dyscyplinarnie. Gdy prawnik upewnił się, jaka jest rola siurka, sam złożył wypowiedzenie. PiS-owscy przełożeni udawali, że nie, ależ nie ma takiej potrzeby, skąd, tyle że on był zbyt inteligentny, by się podłożyć – daj mi człowieka, paragraf się znajdzie, mawiał duchowy przewodnik ziobrystów. Ponieważ A. był niczym Warren – przyjaciel wszystkich, coś między symetrystą i konformistą, miał wielu wysoko postawionych znajomych, także spośród kaczystowskich nominatów, wrócił więc na ścieżkę kariery w spółkach Skarbu Państwa. Nie wyczuł jednak podłości systemu jedynie słusznej partii. Na pewnym poziomie opiekę operacyjną objęli nad nim ludzie Pinokia. Awansował przy nich naprawdę wysoko. Musiał tylko zrobić dla nich śmiesznie drobne przysługi, jak z państwowej przecież wypłaty oferować darowiznę na fundusz wyborczy PiS (w kwocie, jaką ja mogę wydać na samochód), a to na swoim własnym koncie w social mediach miał zamieścić materiały promujące Matousza, co został premierem. To oczywiście zostawia ślady w papierach. Kończy się bezpartyjność, bo kto z opozycji uwierzy, że taka darowizna i taka promocja, to pomyłka, przypadek, wypadek przy pracy…. No i już był jak rybka na haczyku. Chciał dzieciom zapewnić najlepszą edukację i rozrywkę, ba, sam przywykł (nie oszukujmy się) do pewnego poziomu luksusu, podobnie jak i jego małżonka zresztą. Został zwolniony w okolicznościach nader podobnych do inżyniera z poprzedniej opowieści. Pozwolił sobie w bardzo wąskim gronie na żarcik o przełożonym. NIE ŚMIEJ SIĘ NIGDY ZE STALINA, PUTINA LUB INNEGO S….SYNA!

Siekiera – Banda dzika.

zaraz pójdziesz trucicielu
w ślepo w ciemno nie masz celu
już nadchodzi już przyzywa
dzika banda krwawe żniwa

już kobyłka wściekła czeka
na bok z drogi pies ucieka
siadać splunąć pora jechać
naprzód banda w ciemno jechać

banda dzika banda cięta
skurwysyny i zwierzęta
dla was noga dla was ręka
dla was głowa świeżo ścięta

Siekiera, Banda dzika.

Widzicie już w co kaczyści i ziobryści zamienili Polskę? Nie? To polecam artykuł Newsweeka o putinowskiej Rosji doby wojny w Ukrainie. Kliknij tutaj, by poczytać.