156. Grób roku i inne ciekawostki.

Perspektywa emigranta odwiedzającego znajome miejsca po znacznie dłuższych okresach przerwy, niż miejscowi, bywa ciekawa. Autochton będąc przy zmianach w czasie bieżącym powie „takie już jest życie”, podczas gdy dla takiego przybysza zza wielkiej wody jak ja, zmiana będzie zaskoczeniem i odkryciem jednocześnie. Tak się stało, gdy odwiedzając groby bliskich, zauważyłem zniknięcie „Grobu Roku 1998”, ufundowanego przez mafię w głównej alejce cmentarza dla rozstrzelanego przez siebie gangstera, który chciał wykiwać własną grupę przestępczą. To był wtedy chyba najdroższy grób w mieście (trwały kulminacyjne lata bezrobocia spowodowanego transformacją ustrojową, zwykli ludzie mieli ważniejsze wydatki, niż cmentarne „zastaw się, a postaw się”, chcieli przeżyć). Pomnik odbierałem jako manifest mafii: „Chciał zrobić coś obok FIRMY (zdaje się, że w Polsce jest większe przywiązanie do tego określenia gangu, we Włoszech wolą słowo RODZINA), więc poniósł karę, ale to był dzielny żołnierz, dbamy o takich”. Dbałość jednak skończyła się z chwilą ufundowania nagrobka, po upływie 20 lat nie było komu zająć się pamięcią zabitego kolegi.

Znaczy się…, nie do końca, bo pomnik przeniosła rodzina na grób ojca zamordowanego gangstera po prostu dopisując imię szanownego tatusia do płyty nagrobnej nad imieniem syna. Nie byłoby w tym nic zdrożnego, gdyby nie fakt, że ojciec był przyczyną tragedii dziecka, które wychowywało się głodne i zaniedbane na ulicy, aż do momentu, gdy przystąpiło do gangu. Nawet nie wiem, czy ekshumowali chłopaka (jest to o tyle mało prawdopodobne, że drogie), czy po prostu zajumali mu nagrobek, może jeszcze się dowiem.

Tymczasem w Stolicy skazani prawomocnym wyrokiem przestępcy próbowali wedrzeć się do Sejmu. Zgodnie ze starym żołnierskim przysłowiem, „z mysiej pizdy kaptura nie zrobisz”, jeden ze skazanych dostał w ryj od krewkiego kolegi zwanego tu i ówdzie ŚWIREM, mało się nie popłakał, a sam pierwszy sekretarz KC PiS czmychnął, gdy się zorientował że „znowu w życiu mu nie wyszło”. Jak słusznie zauważa część komentatorów: Tusk nie musiał nic robić, Kaczyński sam się zaorał. Ostatni sondaż daje partii Breżniewa zaledwie 25% poparcia. Gdyby dziś odbyły się wybory, koalicja antypisowska nie tylko byłaby w stanie odrzucić veto prezydenta, ale i przeforsować pozbawienie immunitetu Kaczyńskiego, Dudy i Ziobry oraz Macierewicza, a nawet zmienić Konstytucję. „Wielki Strateg” wyprowadził swą partię na skraj przepaści i zawołał „NAPRZÓD”, a teraz stoi, drze się wniebogłosy i czeka, co się stanie. Tym niemniej obrazki spod Sejmu były ciekawe, prywatnie kojarzą mi się z jakże ponadczasowym utworem Kory i grupy Maanam:

Maanam – Oddech szczura.

Podczas pobytu w Polsce czekała na mnie jeszcze jedna nowinka. Uważni czytelnicy pamiętają moje narzekania na brak wsparcia PiS-owskiej władzy dla artystów podczas pandemii, co było przyczyną zakończenia wielu projektów. Między innymi zamknięty został przez właścicieli „Teatr Nasz” z Michałowic, który był nieco bardziej wyrafinowaną alternatywą dla kabaretu i sitcomu preferowanych przez zwolenników sztuki lekkiej i przyjemnej. Niebagatelne środki pozyskane ze sprzedaży wszystkich nieruchomości i ruchomości z nim związanych przeznaczyli na podróż marzeń. Kupili campera, wyjechali, wrócą gdy będą mieli ochotę, są na emeryturze przecież. Do obrażonego na artystów środowiska PiS-owskiego mam takie pytanie: Wam się naprawdę zdawało, że przesuwając środki ze wsparcia artystów na propagandowy syf oraz populistyczny kał typu disco polo i „sylwester marzeń”, zrobicie na złość twórcom? Starsi po prostu przeszli na emeryturę, młodsi poszli tam, gdzie ich chcieli, jedynie NARÓD został sam na sam z Zenkiem, Marylą i Breżniewem. Toś mnie, Wąski, zaimponował!

Wracam do Irlandii! Żona czeka!

151. Dama ze środkowym palcem w….

Znacie duńskie komedie z serii „Gang Olsena”? Kto by nie pamiętał przygód ekipy pierdołowatych gangsterów, którzy potrafili spartaczyć każdy, nawet dobrze zapowiadający się skok. Zwłaszcza gdy coś im poszło dobrze i mieli już łupy w kryjówce, ktoś nie wytrzymywał i pokazowo rozwalał cały misterny plan. Zazwyczaj byli to wspólnicy tytułowego gangstera, ze szczególnym uwzględnieniem gadatliwej małżonki jednego z nich.

The Olsen Gang Theme.

Nic na to nie poradzę, że PiS coraz bardziej mi przypomina gang Olsena na ostatniej prostej przed katastrofą. Wystarczy prześledzić festiwal wypowiedzi faszystowskich oszołomów w TV Republika. Nawet Sakiewicz spękał, odcinając się od słów padających na antenie z ust gości, ale rozochocona ekipa nie da się przecież zakneblować!

Pozwólcie jednak, że dam pierwszeństwo paniom, bo kobiety PiS-u, to jednak stan umysłu, co potwierdziła tytułowa bohaterka felietonu: Wbrew dość powszechnie przyjętemu wśród przestępców korupcyjnych i nepotycznych obyczajowi, który nakazuje im zapieranie się takich praktyk, nasza posłanka Lichocka podniosła lament, że jej rodzicielka została zwolniona z rady Instytutu De Republica. „Jest moją mamą, więc musiała być odwołana”, pożaliła się w sieci. Instytut powołany przez partię w 2021 roku, by rodziny PiS-owskich aparatczyków mogły doić państwo (szefem jest TW Wolfgang – mąż Przyłębskiej z Trybunału Kucharskiego) , zatrudnił „zupełnie przypadkiem” i „wcale nie przez nepotyzm” szanowną mamuśkę damy ze środkowym palcem w górze, a ta z rozbrajającą szczerością nagłośniła tę informację. Gang Olsena przy tej kobiecie, to jednak amatorzy!

Bądźmy realistami. Kto może należeć do gangu Breżniewa, skoro on sam świeci przykładem. Już niebawem będzie mógł się wytłumaczyć przed komisją śledczą z tego, że się rozczulająco szczerze, a przede wszystkim publicznie przyznał, wydał polecenie organizacji wyborów kopertowych niejakiemu Sasinowi Jackowi. Komisja komisją ale przecież nie może ona chronić prezesa pana od dalszych wtop. Internet z wielką radością podchwycił informację, że Jarek dzwonił o TRZECIEJ W NOCY do prezesa „wcale nie politycznej” TVP-kurwizja, bo mu program nie chciał odbierać (jak się okazało, dekoder mu nie działał), by się dowiedzieć, czy już przejęła ją opozycja.

Ubaw miałem po pachy czytając deklaracje internautów, że zaraz zadzwonią do papieża, bo zapomnieli jak leci „Ojcze nasz” albo do Bidena, bo się napili i nie wiedzą jak trafić do amerykańskiej ambasady.

Dawkujmy sobie te ciekawostki, bo przeczuwam, że w kwestii strzałów w stopę, to gang Breżniewa ostatniego słowa jeszcze nie powiedział.

Byłbym zapomniał: Przeczytałem gdzieś wypowiedź, jakoby Tusk przejmując władzę w instytucjach opanowanych przez PiS zaktywizował i zjednoczył rozpadającą się partię prezesa pana. No nie wiem…, wyobraźcie sobie światek przestępczy, któremu odcinasz źródło dochodów. Najpierw będą chcieli dorwać tego, kto im zakręcił kranik, wszyscy naraz. Wygląda to na sojusz, ale gdy się zorientują, że są za słabi i źródełko wyschło, rzucą się sobie do gardeł walcząc o pozostałe przy nich resztki. Zagrabionej kasy dla wszystkich nie starczy.

Kabaret Potem – Troja musi upaść.

Dzisiejsze ilustracje pochodzą z portali „Sekcja gimnastyczna”, „Demotywatory” oraz „Stejk”.

***** ***

149. Jezu, jak się cieszę! Dlatego, że ponieważ.

Po ogłoszeniu oficjalnych wyników wyborów parlamentarnych, politycy i publicyści prześcigali się w analizach klęski bandy Kaczyńskiego. Poddawali mniej lub bardziej wiarygodnej diagnostyce decyzje władz partyjnych w ciągu minionych 8 lat oraz związki przyczynowo-skutkowe z nich wynikające. Cieszę się, że nie traciłem energii na przyłączanie się do tych rozważań, bo od tego czasu minęło już ponad 2 miesiące i wydarzenia tego okresu pokazują, że wystarczy prosta odpowiedź: DLATEGO, ŻE PONIEWAŻ! Nie mogło być inaczej, choć oczywiście upadek Breżniewa z Żoliborza mógłby trwać dłużej, gdyby nie nadzwyczajna mobilizacja społeczeństwa.

Karolina Cicha & Spółka + Swada – Wojennyj korabel.

Podstawą powyższej subiektywnej opinii jest dla mnie prosy fakt: Prawo i Sprawiedliwość NIGDY nie posiadało poparcia większości elektoratu, nawet jeżeli weźmiemy pod uwagę tylko osoby oddające ważne głosy. Rok 2015 – 37,58% głosów, rok 2019 – 43,59%, a w roku 2023 – 35,38%. Większość sejmową PiS posiadało jedynie dzięki ordynacji wyborczej, która premiuje zwycięzcę, a ostro karze te komitety wyborcze, które dostały mniejszą ilość głosów, a szczególnie stratne są ugrupowania z jednocyfrowym wynikiem. Już same liczby pokazują, że poparcie dla PiS nie było nigdy tak wielkie, jak to sugerował podział mandatów. Jeżeli do tego dodamy zwykłego fuksa, wynikającego z momentu silnych podziałów w partiach konkurencyjnych (rozpad PO – odejście Palikota, Gowina oraz przejęcie części działaczy przez Nowoczesną Ryszarda Petru), a na lewicy demolka dokonana przez Leszka Millera (marginalizacja stronników Kwaśniewskiego, zgnojenie młodych wilczków Napieralskiego oraz odpływ działaczy i elektoratu do nowopowstałej partii Razem), jaśniej widzimy przyczynę przejęcia Parlamentu przez PiS, nadal jednak nie ma tu rządu dusz nad większością, mimo posiadania największego na scenie politycznej twardego elektoratu.

Rory Gallagher – Walk On Hot Coals.

W obliczu takiego a nie innego układu sił w Polsce (nie mylić z ławami sejmowymi), Kaczyński i tak wybrał (co za nieogar) drogę rządzenia podobną do zachowania przemocowych rodziców, którzy mając olbrzymią przewagę siłową i ekonomiczną nad dziećmi, rządzą marchewką i kijem, nie biorąc pod uwagę tego, że oni się robią coraz słabsi, a dzieci coraz silniejsze i niezależne finansowo. Nie mija dekada, gdy bity jako dziesięciolatek dorastający chłopak zglanuje złajdaczonego tatusia, który do niedawna był dzielnym dziecięcym bokserem, a jak się bandycka mamusia – wspólniczka zbrodni przeciw dziecku będzie rzucać, to i jej się dostanie w pysk – zyg, zyg, zyg, marchewka, jak mi nie szkoda! Nie mówiąc już o żałosnym finale marnego żywota – w samotności lub (w najlepszym przypadku) w domu opieki. I będzie płacz i zgrzytanie zębów! PRZYRODA działa cały czas! Breżniew również znał tylko zastraszanie i przekupstwo. Nie szukał przyjaciół, bo tego nigdy nie potrafił, chciał być władcą absolutnym. Nie sądzę, by się podniósł, zważywszy że w komnatach jego umysłu coraz śmielej sobie poczyna ciotka demencja. Oczywiście są jeszcze wierni stronnicy, ale ponieważ na szczyty byli wpuszczani jedynie słabi umysłowo, cudów nie uczynią. Bo kto niby? Błaszczak? Szydło? Terlecki? Kempa? Brudziński? Pawłowicz? Suski? Lichocka? Sasin? Witek? Duda? Może jeszcze Kononowicz?

Ewa Bem – I co z tego dziś masz?

Najgorsze jest to, że nie każdy przemocowiec jest aż takim upośledzonym społecznie dziadygą, jak Kaczyński. Polska może mieć dużo większy problem, jeżeli elektorat PiS-u przejmie bardziej towarzyski i inteligentny łajdak w stylu Jacka Kurskiego. Sam mam kilku o niebo inteligentniejszych od Breżniewa kolegów, którzy zdecydowali się wspierać swoje kariery poparciem PiS. Doszli bardzo wysoko w swoich branżach, ale że czyste szambo, jakim jest zawodowa polityka, odrzucało ich, ograniczyli swe ruchy do strefy silnych wpływów politycznych, skupiając się na rozwijaniu swoich kwalifikacji. Gdyby przeszli na polityczne zawodowstwo po ciemnej stronie mocy, uznałbym, że czas się zacząć bać. Zresztą…, nie mam pewności że nie znaleźli się tacy, co przeszli, w końcu nie znam ich wszystkich! Dopóki jednak sami o sobie nie dadzą znać, nie ma co nakręcać lęku przed nieistniejącym, ale możliwym działaczem. Chociaż…, uważam że niezbędne jest uzbrojenie PAŃSTWA w bezpieczniki, na wypadek, gdyby się tacy objawili.

Klaus Mitffoch – Jezu, jak się cieszę!

Na blogu Hebiusa wpadł mi w oczy zwrot „przedsylwestrowe zakupy”. Uświadomiłem sobie, że mieszkam z małżonką mą Świechną w kraju, w którym zjawisko to praktycznie nie istnieje. Końcówka roku nie różni się tu specjalnie od weekendu, dzięki czemu w ogóle nie odczuwam społecznej presji na szampańską zabawę tego akurat dnia. W Polsce mi coś ciążyło. Nie dlatego, bym miał problem z mówieniem: „nigdzie nie idę, nie chce mi się, nie mam ochoty, to nie mój klimat”, a bardziej z tego względu, że czułem się, jakby większość moich znajomych tego dnia odbywała wraz z Alicją podróż na drugą stronę lustra. W Irlandii to poczucie znikło. Jezu, jak się cieszę!

Smokie – Alice.

Skoro udało mi się w końcówce felietonu wyciszyć politykę, nie będę tego zmieniać. Opowiem Wam o moich Świętach. Małżonka ma Świechna, Teściowie, 8 kotów, 3 psy, domek pod lasem, a w pobliżu wyborna palarnia kawy El Gato. Wypoczywałem tak dobrze, że pod koniec pobytu poczułem się przybity koniecznością powrotu do codzienności. Na szczęście tuż po wyjściu z lotniska przywitał nas uśmiechnięty i uczynny kierowca autobusu, typowy Irlandczyk. Szybko przypomniałem sobie dlaczego wolę żyć i pracować na Zielonej Wyspie, niż w Polsce. Aaaa…, jeszcze się Wam pochwalę, jak w tym roku potraktował mnie Gwiazdor, Mikołaj, czy jak tam go nazywacie. Otóż w jednym z prezentów znalazłem flakonik perfum. Nie byle jakich, bo był to zapach bois d’encens. Znam tylko jedną perfumerię, w której można go nabyć (oprócz sklepów internetowych). Wyjątkowy, niezwykły, w sam raz dla Wolanda. Mam przeczucie graniczące z pewnością, że jest tylko jedna kobieta na Świecie, która mogła go dla mnie kupić. Ja też się ustawiłem!

130. Powrót wicekutasa.

Catch in ski. Tea Who you Yeah bunny„. Koszulkę z takim napisem widziałem na zdjęciu z protestu 4-go czerwca i muszę przyznać, że „uśmiechnęła mnie”, bo wiem, że podkołdernik jadowity zwany przez niektórych Słońcem Żoliborza w życiu sam by nie wychwycił gry słownej, nawet gdyby codziennie w takich t-shirtach paradowali przed nim towarzysze Płaszczak i Bredziński. No, ale znów zrobił się wicepremierem. Podobno przysięgę wzmocnił słowami zaczerpniętymi z „Księgi powtórzonego prawa”: Bo Ja jestem Pan, Bóg twój, Bóg zazdrosny, karzący nieprawość ojców na synach w trzecim i w czwartym pokoleniu – tych, którzy Mnie nienawidzą, a który okazuje łaskę w tysiącznym pokoleniu tym, którzy Mnie miłują i strzegą moich przykazań.

Skoro już przy klasycznych cytatach jesteśmy, to wygrzebałem dla Was taką perełkę:

-Tak jest, panie wiceprezydencie.
-I nie bądź taki oficjalny, Noodles. Mów mi „kutasie”.
Noodles był wstrząśnięty.
-Nigdy nie przeszłoby mi to przez gardło! – oświadczył stanowczo w przypływie spontanicznego protestu.
-Spróbuj.
-Nie zrobię tego.
-Nawet jeśli będzie cię to kosztować utratę pracy?
-Nawet wtedy, panie Kutasie…

Joseph Heller, Ostatni rozdział, czyli paragraf 22 bis.

Mały nie jest ofiarą. Ofermą, fujarą tak, ale nie ofiarą. Chyba, że za ofiarę chcesz uznać gangstera, który nie dość, że dostał porządnie w ryj podczas ataku na upatrzoną ofiarę, to jeszcze czeka go proces za napaść. Bez żadnego trybu! Morda zdradziecka, brudna pała. Dobrze, że jak powiedział prezes pan, też mam w sobie coś takiego, co daje pan Bóg, a co trudno zdefiniować. Może nie tak bardzo jak Obajtek, ale jak się postaram….

The Cranberries – Zombie.

Zanim zabiorę się do opowiadania historii, które uświadomią Wam, w jakie cuchnące Rosją bajoro zmienia się pod rządami małego kutasa Polska, anegdotka wstępna, tłumacząca skąd znam bohaterów poniższych historii. Podczas jednego ze spotkań koleżeńskich z okazji mojego przyjazdu do Polski, zebrała się grupa moich szkolnych znajomych. Opowiedziałem przy stole historię miłości dwóch gejów, z których jeden był pracownikiem IPN ukrywającym w pracy, że jest wiernym wyborcą lewicy, a drugi cenionym przez młodzież nauczycielem z renomowanej szkoły średniej o poglądach na tyle konserwatywnych, że głosującym na PiS. Jeden z uczestników spotkania, wyborca PiS, poczuł dyskomfort na wieść o tym, że wyborca PiS może być gejem romansującym z wyborcą lewicy, który dodatkowo pracuje w tak konserwatywnym środowisku, jak IPN. Tak jakby do tej pory uważał dziewictwo partii za dogmat. Ewidentnie postanowił podważyć mą wiarygodność pytając: „A skąd ty masz takich znajomych?!”. Odpowiedziałem mu krótko: Spójrz, kto siedzi przy tym stoliku. Po kolei: Sędzina, prokuratorka, dwóch architektów, lekarka, trzech bankowców (w tym jeden manager), biegły rewident, i jeszcze kilkoro inżynierów, tylko nie pamiętam specjalności. Wszyscy wpadli na imprezkę z okazji mojego przyjazdu. I Ty się pytasz, skąd znam nauczyciela, a skąd szeregowego pracownika IPN?

A teraz przejdźmy do historii właściwych, których akcje dzieją się w państwowych gigantach, najlepiej prosperujących spółkach Skarbu Państwa.

Z sekretnego życia rezerwatu, czyli Wolska – kraj kapusiów i wazeliniarzy.

1. B. już za pierwszego rządu PiS (2005-2007) sprawował jedną z głównych funkcji kontrolnych państwowego giganta finansowego. Z pewnością miał swoje wady, ale miał też w sobie coś z pretorianina, gdy wierzył w sprawę, bronił jej z entuzjazmem przepełnionego ideałami nastolatka. W tym czasie uwierzył, że będzie mógł naprawdę wyłapywać oszustów finansowych działających na szkodę firmy i państwa. Po zmianie władzy stracił robotę, by po ponownym jej przejęciu przez PiS wrócić na to stanowisko. Pracował tam z wiarą w misję, bo prawdziwym źródłem kasy były dla niego jego dwie prywatne kancelarie obsługujące wymagających graczy rynku finansowego. Tak się składało, że kilka razy wpadł na podejrzane transakcje zawierane przez ludzi Ziobry (istniało ryzyko korupcji, należało to sprawdzić). Postraszono go zwolnieniem, jeśli się nie odpieprzy od nominatów pana Zero, on jednak nie odpuścił, więc stracił pracę. Nie chodzi o ściganie przestępców, chodzi o usuwanie przeciwników pana Zbyszka. Co ciekawe, mimo to pozostał PiS-iorem, bo tak jak więźniowie z łagrów nie wierzyli, że Stalin wiedział o tym, co się z nimi tam wyrabia, tak i on nie wierzy, że bez zgody prezesa pana nie ma rotacji na takich stanowiskach, do dziś obarcza całą winą ziobrystów.

2. Ceniony inżynier trafił do państwowej spółki energetycznej. Liczył naiwnie, że nie będzie musiał wchodzić w wewnątrzpartyjne wojenki, bo sam jest bezpartyjny i chce po prostu poprowadzić ważny projekt, a sprawy za które odpowiada nie mają nic wspólnego z polityką. Przeliczył się. Jego negocjacje z głównym wykonawcą, europejskim potentatem, torpedowane były przez partyjnych towarzyszy. Ziobryści tradycyjnie tłukli się z morawiecczykami, a jedni i drudzy tak podszyci byli tchórzem, że bali się składać podpisy pod umowami, ba, bali się podejmować decyzje dotyczące poszczególnych punktów umowy i potwierdzać je na piśmie. Najchętniej decyzje by wydawali, ale bez zostawiania śladu, że to ich jednoosobowa odpowiedzialność. Inżynier widząc ten burdel zwolnił się, ale miał jeszcze okres wypowiedzenia, w czasie którego powinien przekazać swojemu następcy obowiązki, dokumentację, pomóc mu się wdrożyć w stan obecny. Podczas jazdy windą opowiadał komuś o konflikcie z podopiecznym ministra Zero wyśmiewając jego niekompetencje. Ktoś z pasażerów był oślizłym kapusiem, podreptał do obśmiewanego typa i zdał mu piękny donosicielski raport wzorowany na starych dobrych tradycjach szmalcowników i TWSB. A nuż łaska pańska spłynie, warto spróbować. Ponieważ partyjniok od Ziobry był i jest faktycznym idiotą, tak mu gula skoczyła, że zabronił inżynierowi przychodzić więcej do pracy. Oczywiście zgodnie z warunkami okresu wypowiedzenia i zakazu pracy w konkurencji, musiał płacić inżynierowi dokładnie taką samą kasę, jakby przychodził do pracy, a następcę inżyniera zostawiał na dzień dobry z ręką w nocniku, bo ten nie miał jak się dowiedzieć o szczegółach dotychczasowych ustaleń z zagranicznym wykonawcą. Jeżeli zapytacie mnie, która partia zgromadziła największych kretynów w historii, nie wskażę Samoobrony mimo takich licencjonowanych nieogarów jak pani Beger, państwo Łyżwińscy, czy pani Hojarska, tylko właśnie SP. Zbyszek, czy wybierałeś tylko wąchaczy kleju, czy dodajesz coś swoim do posiłków?

3. Pan A., prawnik, wieloletni manager, który przez ćwierć wieku wspinał się szczebel po szczeblu kariery, zaczynając od najniższych stanowisk, w roku 2015 znalazł się w nowej rzeczywistości. Na dzień dobry dostał wypowiedzenie, by za kilka dni ktoś je odwołał, dodając prawnikowi do pomocy kapusia, który miał go szpiegować i zbierać na niego haki. Szybko się zorientował w czym rzecz, bo szpiclem był siurek, który jeszcze za PO pracował z przełożoną bohatera opowieści. Okazało się, że już wtedy szpiegował dla PiS i zbierał na nią haki. W efekcie została ona zwolniona dyscyplinarnie. Gdy prawnik upewnił się, jaka jest rola siurka, sam złożył wypowiedzenie. PiS-owscy przełożeni udawali, że nie, ależ nie ma takiej potrzeby, skąd, tyle że on był zbyt inteligentny, by się podłożyć – daj mi człowieka, paragraf się znajdzie, mawiał duchowy przewodnik ziobrystów. Ponieważ A. był niczym Warren – przyjaciel wszystkich, coś między symetrystą i konformistą, miał wielu wysoko postawionych znajomych, także spośród kaczystowskich nominatów, wrócił więc na ścieżkę kariery w spółkach Skarbu Państwa. Nie wyczuł jednak podłości systemu jedynie słusznej partii. Na pewnym poziomie opiekę operacyjną objęli nad nim ludzie Pinokia. Awansował przy nich naprawdę wysoko. Musiał tylko zrobić dla nich śmiesznie drobne przysługi, jak z państwowej przecież wypłaty oferować darowiznę na fundusz wyborczy PiS (w kwocie, jaką ja mogę wydać na samochód), a to na swoim własnym koncie w social mediach miał zamieścić materiały promujące Matousza, co został premierem. To oczywiście zostawia ślady w papierach. Kończy się bezpartyjność, bo kto z opozycji uwierzy, że taka darowizna i taka promocja, to pomyłka, przypadek, wypadek przy pracy…. No i już był jak rybka na haczyku. Chciał dzieciom zapewnić najlepszą edukację i rozrywkę, ba, sam przywykł (nie oszukujmy się) do pewnego poziomu luksusu, podobnie jak i jego małżonka zresztą. Został zwolniony w okolicznościach nader podobnych do inżyniera z poprzedniej opowieści. Pozwolił sobie w bardzo wąskim gronie na żarcik o przełożonym. NIE ŚMIEJ SIĘ NIGDY ZE STALINA, PUTINA LUB INNEGO S….SYNA!

Siekiera – Banda dzika.

zaraz pójdziesz trucicielu
w ślepo w ciemno nie masz celu
już nadchodzi już przyzywa
dzika banda krwawe żniwa

już kobyłka wściekła czeka
na bok z drogi pies ucieka
siadać splunąć pora jechać
naprzód banda w ciemno jechać

banda dzika banda cięta
skurwysyny i zwierzęta
dla was noga dla was ręka
dla was głowa świeżo ścięta

Siekiera, Banda dzika.

Widzicie już w co kaczyści i ziobryści zamienili Polskę? Nie? To polecam artykuł Newsweeka o putinowskiej Rosji doby wojny w Ukrainie. Kliknij tutaj, by poczytać.

121. Kontakt z elektoratem w terenie.

Rok wyborczy 2023, ostatnie okrążenie przed metą. Partia rządząca w panice zgarnia pod siebie wszystko, co da się ukraść „w imieniu państwa”. Jak to przypadkowo udało się zauważyć profesorowi Matczakowi (prawników traktuję jak członków zorganizowanej grupy przestępczej, stąd moje ograniczone zaufanie do nich), jest to zachowanie typowe dla robola okradającego własny zakład pracy. Jak reaguje najwspanialszy z Narodów…? Albo inaczej…, co musiałoby się stać, żeby odsunąć tę złodziejską bandę od władzy?

Najpierw popatrzmy na zdjęcie powyżej (z portalu Onet). Rok 1983, Roman Kłosowski w spektaklu „Seks i polityka”. Myślałem początkowo, że to satyra na pewnego prezesa najwspanialszego z Narodów, ale kto o nim wtedy słyszał? Przyjrzałem się postaci raz jeszcze i dotarlo do mnie, że właśnie taka karykaturalna postać trzyma za pysk Naród, który się jeszcze z tego cieszy. A jak się nie cieszy, to twierdzi, że to WINA TUSKA.

Tak, tak. „Wina Tuska”! Po raz kolejny dotarlo do mnie, że tchórzliwy narodek ma marne szanse na jakąś rewolucyjną zmianę jakości swojego życia, bo NIE CHCE PRZYJĄĆ ODPOWIEDZIALNOŚCI ZA SWOJE DECYZJE. Ktoś mi na blogu napisał, że PiS doszło do władzy przez Tuska. Jasne, no przecież!!! Suweren głosował na zbrodniarzy sądowych pokroju Ziobry, Kamińskiego od służb, agenta Tomka, Macierewicza, bo mu Tusk kazał. Zapomniał o prowokacjach na Kwaśniewskiego, Leppera, kobiece ofiary „podbojów” agenta Tomka, zapomniał akcję na Blidę, bo mu Tusk to zaordynował. Miller najpierw wykosił starą gwardię Kwaśniewskiego i młode wilczki Napieralskiego, a potem ostatecznie skompromitował to, co zostało z SLD wystawiając Madzię Ogórek do wyścigu o prezydenturę, bo była ładna, a tak w ogóle to przez Tuska. Zandberg zamiast pracować nad stworzeniem jednej lewicowej koalicji, wystawił osobno własną partię, bo Tusk mu tak polecił. Prawie 9% ważnych głosów padło na Kukiza, Liroya, bo Tusk Suwerena do tego zmuszał. Wyborcy Samoobrony z 2007 przestali na nią głosować, bo Tusk im rozkazał, podobnie jak elektoratowi Ruchu Palikota z 2011 nie zezwolił ponownie oddać głosów na to ugrupowanie. Gowin oczywiście połączył się z PiSem, bo…., tak, tak…, Tusk mu tak powiedział!!! Wyborcy opozycji dalej wspierali finansowo duchownych i chodzili do kościółka, którego to funkcjonariusze walili w przeciwników PiS ze wszystkich ambon i mediów kościelnych, bo… WINA TUSKA!

Tusk ma bez wątpienia swoje za uszami i można go oskarżać o wiele spraw, ale fochy Polaka-Cebulaka do nich nie należą.

Dramatycznie mało Polaków dojrzało do tego, by na co dzień uznawać swoje pomyłki i je najzwyczajniej w Świecie korygować. Widać to świetnie przy sprawie Wojtyły. Wystarczy obejrzeć filmy z kazań Kremówy podczas licznych wizyt w Polsce, zwrócić uwagę, jakie rzesze mu bezmyślnie czopkowały, ciężko im będzie uznać to za błąd. Przecież dokument wyemitowany w TVN nie jest jakimś zaskoczeniem, żaden władca cywilizowanego Świata nie mianował tylu pedofilów na poważne stanowiska, jak to zrobił Wojtyła, nie mówiąc już o tym, że nikt z przywódców demokratycznych nie przytrzymałby ich na stołkach przy takich oskarżeniach. I jaka jest reakcja? Zamiast powiedzieć: „Zachowałem się nieodpowiedzialnie, byłem bezmyślnym wyznawcą bez żadnych racjonalnych powodów lub jedynie z powodów politycznych”, to co się rozlega? Co mówi taki Michnik? Najpierw, że nie wierzy, potem jak już ma dokumenty podstawione pod nos, mówi że nie można wszystkiego sprowadzać do pedofilii. Tak reaguje ten niby-oświecony, bo przecież przeciętny Cebulak będzie krzyczeć, że to fałszywki SB. Oczywiście zgadzam się, że bezpieka majstrowała przy Kościele, ale raczej szantażem zmuszając kościelnych pedofilów do współpracy, więc Wojtyła kryjąc tych ludzi, narażał wiernych na dodatkowe niebezpieczeństwo. Cóż…, przyznać się, że dostawałem orgazmu na widok pedofilskiego alfonsa, łapówkarza (bo czym innym są „zwyczajowe ofiary” od szeregowych księży dla przełożonych?) i zarozumiałego bufona jest niezręcznie. Jeszcze raz dla przypomnienia:

(…) Możesz się na nich obruszać
I sama krzyczałaś
Że nie pozwalasz
Krzyczałaś że czarny piątek!
w sobotę poszłaś z jajami na święconkę
córkę ochrzciłaś w sumie przypadkiem
żeby nie bardzo denerwować matkę….

Czerwone Świnie, Parafiańszczyzna (fragment tekstu).

A tak w ogóle, to ile razy zdarzyło się Wam uruchomić mechanizmy obronne wobec faktów? Niekoniecznie w polityce. Np. Jeśli opowiem, jak 7 lat temu szczęśliwie zerwałem z ówczesną partnerką po tym, gdy uporczywie rzucała fochy i żeby mi dopiec nie tylko potrafiła zmarnować nam obojgu kilka dni pod rząd swoim milczeniem, ale jeszcze celowo utrudniała mi realizację planów (taka „kara” osóbki, której się zdaje, że jest od karania), to komu z Was się uruchamia skanowanie mózgu w poszukiwaniu podobnych zachowań u siebie i obrony takiego postępowania? Bo mnie udało się na tym przyłapać kilka moich koleżanek, a nawet kilku kolegów. „Bo kobiety tak robią…, bo za szybko zerwałem…, bo trzeba było popracować nad związkiem…”. Nie wiem, te które tak zaczęły robić, natychmiast wypadały z kręgu moich zainteresowań. Nie chciałem marnować sobie życia. Oczywiście każdy ma prawo bronić tego typu postaw, a ja mam prawo do obrony siebie samego przed nimi. Myślę, że życiowa demagogia przekłada się w jakiś sposób na polityczną. Każdy ma prawo do własnego wyboru, ale tylko i wyłącznie w pakiecie z ponoszeniem jego konsekwencji. A teraz piosenka o fochu. „Nic nie powiem, domyśl się!”, hehehe…, że tak zacytuję Piotra Żyłę.

Renata Przemyk – Bo jeśli tak ma być.

„KOSZULKI, FLAGI, DISCO POLO I WIELKA DUMA. TO BYŁO POLSKIE ŚWIĘTO”, głosił tytuł artykułu o zwycięskim dla reprezentantów Polski pierwszym w historii konkursie duetów w skokach narciarskich. Ten nagłówek dość dokładnie oddaje obraz socjologiczny elektoratu w terenie.

061. Uwaga na samowolne konstrukcje.

Siedziałem wygodnie w fotelu oddając się błogiemu nicnierobieniu, gdy Świechna zwróciła mi uwagę, że od tygodnia niczego nie opublikowałem. Nie wiem, czy o tym pisałem, ale wystarczy że zmęczę się w pracy, a już mój organizm żąda ode mnie całkowitego relaksu. Tak było i tym razem, cztery dni w rozjazdach i już odechciało mi się pisać, a jak mawiał klasyk, gdy nic ci się nie chce, pij wodę, będzie ci się chciało siku. Później jeden dzień na złapanie oddechu i kolejny wyjazd, i znów pragnienie odpoczynku. Jednak w tak zwanym międzyczasie, byliśmy z wizytą u koleżanki i dość niespodziewanie poruszyliśmy kilka rozwojowych zagadnień, które pozostawię na drugą część notki. Tymczasem, jak śpiewał Przemysław Gintrowski, świat się kręci, czas nie stoi, czas ucieka…., innymi słowy, dzieje się.

Ameryka wyautowała swojego Świrosława, nam pozostał nasz do pogonienia. Czwartek pokazał, że zdecydował się na konfrontację, zobaczymy co zrobi, gdy mu pół sasina ludzi wyjdzie na ulice (1 sasin = 70 mln, przyp. autora). Ja oczywiście wiem, że ma swych wiernych pancernych, jak niejaki Grzegorz Kosiński, komendant straży miejskiej w Suwałkach, który ubawił mnie do łez swą wypowiedzią o bałwanku śniegowym. Znacie historię…? Ktoś na suwalskim rynku ulepił bałwana, wetknął mu transparent, na którym sam bałwan przedstawiał się jako okraszony brzydkim epitetem PiSowiec, zobaczyli to strażnicy miejscy, podjęli ofiarną interwencję i usunęli go, a policja wszczęła śledztwo, niestety dowód rzeczowy wziął się i roztopił. Komendant Kosiński zaś skomentował, że to nie jest miejsce na takie samowolne KONSTRUKCJE Z TRANSPARENTAMI. Od razu przypomniała mi się KONSTRUKCJA w kształcie kaczki ulepiona ze śniegu przy smoleńskch schodach donikąd, rzekomo naruszająca ich powagę, również usunięta przez dzielnych funkcjonariuszy. „Poważny jak schody”, nie wiem czy się przyjmie, ale hasło obiecujące jest. Tego typu aparatczykami Kaczyński chce spacyfikować ogólnopolskie protesty przeciw zbrodniczemu orzeczeniu gangu kucharki Kaczyńskiego. Dusza hazardzisty, czy zwykły kretyn?

Martyna Jakubowicz – Gdyby nie nasz fart.

Byłoby politykowania na dziś, czeka bowiem zapowiedziany temat rozmów z A., czyli PRZYPADEK. Świechna zasygnalizowała o co chodzi na „Myszy futerkowej” (kliknij tu, by się zorientować). W skrócie: Ile w naszych wyborach było świadomego planu na przyszłość, a ile przypadku, poddania się czynnikom na nas działającym w momencie decyzji. Przykład: Alkoholik nie planuje alkoholizmu zaczynając picie, abstynent zaś niezwykle często, nie tyle planuje abstynencję, co nie polubił efektów działania alkoholu (to popularne zwłaszcza wśród pań, które nie przepadały za piwem, ni wódką, a słodkie likiery, czy wina powodowały u nich złe samopoczucie). W związku z tym mam dla Was historyjkę sześciu nastolatków z sekcji piłki nożnej przy klubie LZS (Ludowy Zespół Sportowy).

Raz, dwa, trzy – Miasteczko Bełz.

Opowieść zaczyna się w małym miasteczku (lata osiemdziesiąte), gdy jej bohaterowie są w wieku 12-15 lat. Pochodzą z różnych domów, dwóch z niewyobrażalnej patologii, gdzie głód, chłód, przemoc i alkohol, pozostali z rodzin „radzących sobie”, ponieważ jednak nikt tam nikomu w cztery ściany nie zagląda, by się przyjrzeć, co się za tym „radzeniem” kryje, więc i my nie będziemy. Ich ulubione zajęcie to piłka nożna. Są zwierzęco sprawni, szybcy, silni, odporni na ból i zmęczenie. Idą do klubu, bo to lubią. Brak im jednego: motywacji. Gdyby mieszkali w dużym mieście, spotykaliby zawodników ligowych, którzy wiodą dostatnie życie dzięki osiągnięciom sportowym. Tam jednak spotykają silnych i sprawnych robotników i rolników, którzy już wiedzą że nikt ich nie odkryje, żaden klub, żaden łowca talentów, a dziś są za starzy, nie mają profesjonalnego treningu, w dodatku za dużo piją, za dużo palą. Nasi bohaterowie domyślają się, że z nimi będzie podobnie, ale trenują licząc na cud. No i dostają pierwsze powołania do podstawowego składu, gdzie na meczach przeciwnicy ich masakrują, bo nikt tam nie zważa na młody wiek, czy mikrą posturę – mógł się jeden z drugim nie pchać na boisko. Potworne „kosy”, nakładki, ataki z tyłu, uderzenia łokciem w twarz. Piętnastolatek nie ma szans z trzydziestolatkiem, ale każdy stara się być twardy.

Pierwszy odpada Kawka, ma dość siniaków i kontuzji, uczy się nieźle, spróbuje się dostać do technikum budowlanego, nie musi się narażać. Lubi towarzystwo, ale nie musi to być drużyna piłkarska, równie dobrze się bawi siedząc z kumplami w knajpie i popijając browar za browarem. Skończy technikum, nawet zda maturę, choć po drodze zetknie się z niepowodzeniem i droga do tego celu powiedzie go przez zawodówkę. Zdobyty fach szybko go odrzuci brudem, smrodem oraz żulerskim (tak je wtedy oceniał) towarzystwem. Zbyt późno się dowie, że nie od razu następuje to stadium, że picie zaczynasz jako młody, atrakcyjny mężczyzna, destrukcja następuje za jakiś czas. Ćwierć wieku później sam umrze na marskość wątroby.

Oleś i Schabik, to chłopaki z patoli. Trzymają się razem, może i wytrzymaliby starcia na boisku, ale wstyd im być wiecznie bez kasy. Pragną się zaprzyjaźnić, ale starzy piłkarze piją na umór, żeby siedzieć przy nich, trzeba pić jak oni, a to nie jest gratisowy sport. Odchodzą, ale zupełnie nie wiedzą, co robić z życiem. Oni nie mogą liczyć na sfinansowanie nauki, ani nawet dojazdów do szkoły średniej. Nie chcą iść do „OHaPu”, bo ma złą sławę (podobno niewiele się różni od poprawczaka), więc radzą sobie jak umieją, a że nie umieją, zostają gangsterami. Zginą razem, rozstrzelani w porachunkach mafijnych.

Louis Armstrong – Mack the Knife.

W LZS zostają Kasa, Bobek i Czopek. Pierwsi dwaj nie na długo, nie widzą perspektyw. Co ciekawe, wtedy prawie w ogóle nie piją, pieniądze za dużo dla nich znaczą, by je wlewać w gardło. Nie potrzebują też towarzystwa starszych piłkarzy, mają swoich kumpli. Po prostu ten klub przestał być dla nich atrakcyjny: ani rozwoju, ani gaży, więc rzucają go bez żalu. Kasa nieźle zarabia przy naprawach zerwanych linii wysokiego i średniego napięcia, a Bobek zdaje się czuć smak pieniądza handlując narkotykami. Postronnym obserwatorom mogoby się wydawać, że stają na nogi. Przyzwoite samochody, takież ciuchy…, to wszystko złudzenie. Psuje się niemal od początku…, Kasa ma dziecko z alkoholiczką i tworzą klasyczny kryminalny konkubinat. On ją tłucze jak worek, ona kradnie i pije, on krok po kroku też pije coraz więcej. W tym czasie Bobek najpierw prawie ginie z rąk konkurencji od narkotyków, kopiąc przedtem swój grób. Usuwa się z rynku, by wrócić, gdy konkurencja sama się pozabija. Wkrótce potem idzie siedzieć, interes przejmuje Kasa, który kilka miesięcy później również trafia za kratki, a po nim konkubina – alkoholiczka (z tego samego powodu). Przynajmniej przeżyli, choć czy można powiedzieć, że mieli takie plany na życie?! Ciekawostką jest, że Bobka postawiło na nogi coś, co w opinii społecznej bywa oceniane jako naganne: Po odsiadce wyjedzie za granicę, spróbuje wrócić do dilerki, ale spotka starszą koleżankę z miasteczka, pozbawioną praw rodzicielskich rozwódkę z opinią gościnnej w kroku. Ona pod czterdziestkę, on skończy lat trzydzieści, gdy zdecydują się na wspólne życie. Ona da mu dach nad głową, wywrze presję na uczciwą pracę, on na to przystanie, choć będzie u nich różnie. Miodem i mlekiem płynącego życia nie stworzą, ale przynajmniej utrzymają się z dala od więziennej celi, czego o Kasie nie będzie można powiedzieć. Obaj zaczną też więcej pić, niegdyś zawsze trzeźwi, coraz częściej będzie ich widać w brudnych ciuchach i na miękkich kolanach.

Czopek gra w piłkę długo, najdłużej z nich. Zostaje nawet królem strzelców swojej ligi (zbyt odległej kategorii, bym nadążał której). Żeni się, płodzi czwórkę dzieci, robi na budowach, kieszonkowe z klubu uzupełnia budżet. Jest robotnikiem, najlepszym zawodnikiem i pierwszym kielichem drużyny, co wkrótce skutkuje wywaleniem z klubu i coraz rzadszymi fuchami na budowach. Coraz częściej pilnuje schodów przy monopolowym i tak mu zostanie. Będzie najbardziej widocznym pijaczkiem z „Zakaźnego” o rozpoznawalnym zawołaniu „Sprawa jest!”, którym rozpoczyna swą prośbę o dwa złote.

Piotr Bukartyk – Nawet mam już ten dom.

Gdy tak o nich wszystkich myślę, dochodzę do wniosku, że życie zmuszało ich do podejmowania decyzji, ale nie dawało zbyt wielu wskazówek, żeby móc powiedzieć, że sobie coś zaplanowali. Ja też nie planowałem, choć mnie marzenia się spełniają. Ale żeby to był w młodości opracowany ciąg przyczynowo skutkowy…, oj nie, aż tak skomplikowanych przygód to przewidzieć nie potrafiłem.