161. Nic tak nie boli, jak lustro.

Wielkanoc zakończyłem seansem filmowym. Skorzystałem z nieobecności małżonki mej Świechny, by obejrzeć film, który od wielu lat czekał u mnie na półce. Wiedziałem, że ze względu na szeroko komentowaną brutalność obrazu, seans taki nie dawałby jej radości, natomiast ja w związku z tematem, nad którym pracuję, chciałem zobaczyć, jak go pokazywali inni twórcy.

Autor zabiera nas na jeden specjalny dzień do raczej prowincjonalnego, niż dużego miasta. Szóstoklasiści kończą podstawówkę i mają odebrać świadectwa. Od samego początku filmowi towarzyszy aura dreszczowca. Dziecięcy bohaterowie zachowują się nienormatywnie i od razu czujemy, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Dziewczynka z „dobrego domu” z cechami perfekcjonizmu przed wyjściem do szkoły celowo bierze w usta wrzątek, kontrolując reakcję na ból. Chłopiec, również z „dobrego domu”, gdzie nie ma biedy (choć luksusu też nie ma) wzorowo wypełnia zrzucony na niego obowiązek opieki nad niepełnosprawnym ojcem, by na zakończenie go pobić, właściwie nie wiadomo czemu. Trzeci bohater pochodzi z domu ubogiego, śpi w pokoju z bratem, który jest jeszcze niemowlakiem, więc siłą rzeczy musi się nim zajmować, gdy mały się obudzi i zacznie płakać. Dom utrzymuje ich najstarszy brat. Scena pokazuje jednoznacznie, że matka w ogóle nie spełnia obowiązków rodzicielskich, nie potrafi obronić średniego syna przed przemocą starszego, nie potrafi zarobić na utrzymanie rodziny, więc wypiera wszystko ze świadomości, biorąc się za prace domowe i nakazując niesłuchającym jej synom, by również robili, co do nich należy. Ojca, jak to często bywa, nie ma wcale, nie ma go tak bardzo, że nie wiadomo nawet, czy żyje.

Nieźle, prawda? Jest jeszcze szkoła, gdzie w dniu rozdania świadectw nagrodzeni zostają dobrzy uczniowie, a ci gorsi słyszą w przemówieniu pani dyrektor „cytat wychowawczy”, w którym piętnuje się głupich, mądrym radząc unikanie ich i przedstawiając ich towarzystwo, jako największe nieszczęście. Szkoła zalecająca wykluczenie tych mniej zdolnych – sam miód! Na dodatek jest nudny, sztampowy i koślawy program artystyczny, oczywiście o wakacjach, których co najmniej dwóch z trojga głównych bohaterów mieć nie będzie. Trzy różne domy plus szkoła, miejsca, gdzie dziecko powinno mieć wsparcie, a jest w najlepszym razie brak umiejętności wychowawczych. Do tego dochodzi akcja poprowadzona jak w najlepszym horrorze: Wiemy, że coś jest nie tak, ale nie wiemy dokładnie co będzie miało decydujące znaczenie i nie spodziewamy się, z której strony padnie cios. Mamy więc ojca, który kompletnie nie respektuje prawa córki do prywatności, wchodząc do zajętej przez nią łazienki bez pukania, mamy dzieci szantażujące się wzajemnie, stosujące wobec siebie przemoc i groźby karalne, mamy dziewczynę, która została tak upośledzona społecznie przez najbliższych, że nawet nie wie, jak zagadać do chłopaka, który jej się podoba, więc szkoli się u doświadczonej koleżanki, która ją wyposaża w instrukcje i kondoma oraz umawia parę w odosobnionym miejscu, mamy wreszcie kilkulatka pozostawionego kompletnie bez opieki w centrum handlowym – ktoś poszedł sobie na zakupy i by malec nie przeszkadzał, wsadził/ wsadziła go do samochodu zabawki. Dorośli kompletnie nie ogarniają kuwety.

Spojleruję, tak, wiem że spojleruję, choć nie całkiem, bo uważny obserwator zauważy, że nie podałem tytułu filmu, ani jego kulminacyjnych momentów. Nie mam wyrzutów sumienia, bo każda jego recenzja zawierała zwrot oznaczający końcową tragedię. Każdy, kto chciał go obejrzeć, dostawał spojler w pakiecie – od krytyków, którzy by się chyba zesrali, gdyby nie mogli spalić filmu, który nie bardzo zrozumieli, ale bardzo się chcieli na jego temat wypowiedzieć. W jednym zdaniu oskarżali autora o stereotypowe sugestie przyczyny tragedii (bieda, patologia, gry komputerowe, zagrożenia związane z siecią i hejtem oraz szantażem internetowym), by w następnym narzekać, że ani geneza dramatycznego finału, ani jego konsekwencje nie zostały wyjaśnione. Typowa reakcja ludzi, którzy zobaczyli lustro, zobaczyli sposób, w jaki wychowywali swoje dzieci, bądź miejsca, w których sami byli wychowani. To nie jest brak wiedzy. To nie jest też głupota. To mechanizm obronny mający na celu oddalenie od siebie przemyśleń związanych z błędami wychowawczymi (własnymi, swoich rodziców, opiekunów), oraz braku reakcji na krzywdę dzieci i młodzieży, czy wręcz jej pogłębianie. Taka jest moja koncepcja, tak ja to widzę, jak śpiewał Kazik Staszewski.

Kult – Elektryczne nożyce.

Cywilizowana Europa wśród rodzajów przemocy, prócz fizycznej, psychicznej i seksualnej wymienia STANDARDOWO obciążanie dzieci obowiązkami dorosłych, obowiązkami ponad ich możliwości fizyczne i psychiczne. W Polsce ten ostatni rodzaj przemocy nadal w kręgach konserwatywnych i kryptokonserwatywnych przedstawiany jest, jako kształtujący charakter element wychowawczy. W takim razie zapraszam na dziecięce oddziały psychiatryczne, na sale samobójców, samookaleczeń i innych zaburzeń kontroli typu anoreksja. I wtedy możemy pogadać o tym, jak to świetnie jest zrzucić na dziecko opiekę nad kalekim rodzicem, bądź chorym psychicznie rodzeństwem, ewentualnie jak to super zajebiście jest wymagać od dziecka, by było we wszystkim co robi doskonałe. I zachęcam do szybkich odwiedzin na takim oddziale, nim dziecko dokona udanej próby samobójstwa.

Kult – Rozmyślania wychowanka.

Dobrze, tyle moich emocji, zachęcam do kliknięcia w ten link, który przeniesie Was na stronę filmweb, gdzie znajdziecie TYTUŁ FILMU oraz gównoburzę na forum, choć mimo to znalazła się tam i dość celna recenzja pana Piotra Czerkawskiego pod tytułem „Uderzenie prosto w twarz” – polecam. Jak już pisałem, zakończenie i tak zostało zdemaskowane przez krytyków i krytykantów, więc każdy, kto zdecyduje się go obejrzeć, może się skupić na wyłapywaniu przedstawionych w nim mechanizmów psychologicznych i patologii. No i oczywiście, A JAKŻE, niemiłych dla komfortu psychicznego momentów deja vu.

Róże Europy – Stańcie przed lustrami.

Na zakończenie wytłumaczę się ze swojego gniewu. Film pokazujący realia zostaje odsądzony od czci i wiary, podczas gdy na stronie filmweb znajduje się też opis totalnie patologicznego filmu „Piła” (Saw) – kliknij tu, by poczytać, którego treść stanowią sadystyczne fantazje autorów scenariusza. O dziwo ten film jest przez widzów chwalony, a tam naprawdę nie ma nic poza perwersją i dewiacją, więc nikt się nie dowie, skąd się to bestialstwo wzięło. Nie ma tu żadnych obserwacji społecznych, za to jest dużo krwi, a zboczony sadysta w niczym nie przypomina tatusia, mamusi, cioci, wujka, sąsiadki, sąsiada, pani ze szkoły, bo film w żadnym miejscu nie przypomina rzeczywistości, więc nie ma się czego bać, nie ma się czego wstydzić, ani nad czym zastanawiać. Nie ma to, jak zbić lustro i zanurzyć się w fantazjach. Nic tak bowiem nie boli, jak zwierciadełko, w którym można zobaczyć siebie i bliskich. Irytuje mnie to tchórzostwo. Kompletny brak odwagi cywilnej!

160. Nieśmiały chłopiec, czyli nim kur zapieje, zaprzesz się mnie trzy razy.

„Byłem chłopcem bardzo nieśmiałym. Z tego powodu zawsze unikałem apeli, szkolnych przedstawień, nawet większych prywatek. Nigdy w nich nie uczestniczyłem”, wyznał Zbigniew Ziobro w wywiadzie dla Magdaleny Domagalik w roku 2004. Później miało się okazać, że jest tak nieśmiały, że wstydzi się wziąć odpowiedzialność nie tylko za swoje błędy, ale i za zbrodnie przez siebie popełnione.

Trochę historii: Już w roku 2007, po pierwszych dwóch latach demolowania wymiaru sprawiedliwości, pan Zbyszek niszczył dowody swojej przestępczej działalności. Tak był dumny ze swej działalności ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego w jednym, że utopił laptop służbowy, by nie dało się odczytać danych dotyczących jego decyzji, a przecież należały one do Rzeczypospolitej Polski. Oj tam, oj tam!

Sisters of Mercy – Marian.

Nieśmiały chłopiec bardzo chciał budować wizerunek chłopca twardego, ale wyszedł mu co najwyżej chłopczyk twardki. Umówmy się: To jego szczekanie na swego pana, tego pana, prezesa pana i powracanie ze skamlaniem o łaskę z podkulonym ogonem budziły co najwyżej uśmiech politowania, z pewnością nie zachwyt nad twardkością. Przyszedł jednak rok 2015, a wraz z nim nie wiadomo skąd wzięte przekonanie, że od tej pory PiS będzie rządziło wiecznie, więc Zbigniew, nie bójmy się go tak nazwać, Zero-Twardki się wziął i rozzuchwalił. Jednym z wielu świadectw tego stanu umysłu było jawne i bezczelne korumpowanie kleru i innych organizacji środkami z Funduszu Sprawiedliwości, jak też bezpośrednio środkami Ministerstwa Sprawiedliwości. Spróbowałbyś, będąc jego podwładnym się stawiać, zostałbyś z Warszawy oddelegowany do pracy w Pcimiu lub Sanoku. Nie martwcie się, ja czuwam, zdawał się mówić Zbyszek i czuwał: Dopóki był u władzy, wydawał polecenia umarzania wszelkich śledztw przeciwko ludziom popierających rządy tzw. „Zjednoczonej Prawicy”. Pamiętajmy jednak, co powiedział w tych dniach szczególnie wspominany bohater popularnych podań ludowych: NIM KUR ZAPIEJE, ZAPRZESZ SIĘ MNIE TRZY RAZY. W Wielki Wtorek (jeśli w ogóle można tak nazwać ten skromny dzień tygodnia) Zero-Twardki powiedział dziennikarzom: Bezpośrednio decyzje, co do konkretnych spraw, które zapadały w sprawie Funduszu Sprawiedliwości, poza jedną, podejmowali moi podwładni. Ja w sensie dokumentacyjnym nie uczestniczyłem w podejmowaniu tych czynności.

„Gwiezdne wojny” wg. PiS – Tak było, jak nie było, jak tak było?! Wszystko było!

Także ten…, no…, prawie kapitan tonącego okrętu nie tylko uciekł z niego pierwszy, ale zajumał wszystkie szalupy ratunkowe, żeby nie ocalał żaden świadek jego dowodzenia. Sam zaś przerwał terapię, by dokonać rozpaczliwej próby mataczenia, choć to o tyle głupie, że w przeciwieństwie do prawdziwego okrętu, ten tonąc nie zabija świadków – nadal mogą zeznawać, tym chętniej, że zostali zdradzeni. Wiemy co prawda, że tak w domu Ziobry, jak i w innych przeszukiwanych mieszkaniach ludzi związanych z Funduszem Sprawiedliwości, ABW zabezpieczyła materiał dowodowy, ale zawsze można spróbować utopić jakiś laptop, a może „zniknąć” niewygodne dokumenty. Wszak jeszcze trochę ludzi Twardkiego pozostało w prokuraturach, to samo można powiedzieć o ludziach ułaskawionych przez debila kolegów-przestępców. Zdaje się, że Kamiński i Wąsik im było, już prawie o nich zapomniałem, tak ich (buuuchacha) krzywdę „nagłaśniają” partyjni towarzysze. Poza tym pamiętajmy, że opoką PiS były przez ponad dwie dekady zbierane haki, mały szantażyk może pomóc w zagubieniu kluczowego materiału dowodowego. Tylko, że służby musiałyby być obsadzone totalnymi idiotami, by znając zwyczaje Ziobry, czy też kolegów Kamińskiego, Wąsika, Macierewicza, nie skopiować zdobytych w czasie przeszukań dokumentów. Żeby nie było: Za IQ nikogo ze służb nie mogę ręczyć – nie znam człowieka, podobny zupełnie do nikogo! Tak czy inaczej, jest ciekawie.

Zazwyczaj niewiele piszę o takich sprawach, ale tym razem zrobię wyjątek, bo i tak prawie pół świata świętuje hucznie rocznicę zdradzenia i zaszlachtowania legendarnego założyciela znanego związku wyznaniowego, więc dwa słowa o śmierci i cierpieniu. Jak nas informują media, Twardki poddał się chemioterapii, a potem operacji w związku z nowotworem gardła, czy innego przełyku. Coś mu podleczyli, coś wycięli, Zbyszkowi od dupy odeszło i uznał, że większe zagrożenie stanowi dla niego śledztwo w sprawie Funduszu Sprawiedliwości, niż nowotwór i śmierć. Cóż…, jego wybór, polemizowałbym z nim, ale przecież to starali się mu ponoć wyperswadować onkolodzy. Osobiście, mimo że sam przeszedłem 3 lata terapii nowotworowej, nie znam NIKOGO, kto by przeżył przerwanie terapii, ba, nie znam też nikogo, kto by przeżył łamiąc zalecenia terapeutyczne (np. paląc tytoń, marihuanę, pijąc alkohol). Wszyscy znamy przykład profesora Religi, też Zbigniewa, który przerwał terapię i po operacji nie zgodził się na chemioterapię. Skoro jednak Zero-Twardki tak wybrał, domagam się stanowczo, by skończył zwalać winę na ABW. Zbigniew Ziobro nie jest potrzebny do procedowania materiału dowodowego, to sprawa śledczych i prokuratury, mało tego, zabezpieczone dokumenty nie są przeznaczone dla niego, więc może spokojnie wracać się leczyć, zwłaszcza że uchroni go to przed pokusą przestępstwa mataczenia.

Sydney Philharmonia Choirs & SydneyPhilharmonia Orchestra, Handel – Hallelujah!

Wesołego Alleluja i innych przebojów!

159. Z dziejów dziaderstwa w Polsce.

Jutro Dzień Mężczyzny, jak dowiaduję się z mediów, którym nie do końca ufam. Tak czy inaczej, całkiem subiektywnie uznałem to za fajny pretekst do opisu kogoś, kim nikt z panów nie chce zostać, choć tak wielu robi wszystko, by się nim stać jak najszybciej, często jeszcze nastolatkiem będąc.

Znamy kilka definicji dziadersa. Dla potrzeb felietonu, przytoczę trafną i jednocześnie żartobliwą, nie tak techniczną, jak ta z WSJP, co opisowo-liryczną, tworzoną z przymrużeniem oka, pochodzącą ze strony miejski.pl.

Dziaders – często przedstawiciel płci męskiej, choć bez reguły – mentalnie zatrzymał się w czasie, przeważnie w latach swej młodości, również występuje dalszy powrót do średniowiecza. Żyje przeszłością. Podchodzi podejrzliwie do wszelkich wynalazków i nowych wzorców kulturowych powstałych mniej, niż 30 lat temu. Posiada wrodzone przekonanie o nieomylności i olśniewaniu „ciemnoty” arbitralnym blaskiem. Paladyn „tradycyjnych” wartości. Wiedza omnibusa pozwala na wyrażanie eksperckiej opinii w każdym temacie – od gotowania po pozyskiwania energii z fuzji atomowej. Odczuwa dyskomfort w konfrontacji z asertywnością. Cechy charakterystyczne: pobłażliwy uśmiech, pojawiająca się napięta żyłka na czole. Skrycie nienawidzi kobiet, a szczególnie tych chcących decydować o sobie, równie skrycie pogardza nonkonformizmem – ta nienawiść wynika ze strachu. Tęskni za schematem uległej kobiety w opresji oraz antagonistyczną główną rolą męską we wszechświecie. Potrzebuje przyjmować dzienne dawki „poczucia kontroli”, więc np. sika obok muszli toaletowej.

Gdy mówię „dziaders”, przeciętnemu słuchaczowi przychodzi na myśli Kaczyński, Czarnek, Jaki, Jędraszewski, ewentualnie Wałęsa, czy inny Terlecki, tymczasem zapominamy, kto był prekursorem dziaderstwa w postkomunistycznej Polsce. Sam o nim bym zapomniał, gdyby nie to, że postanowił o sobie przypomnieć. Ten zwolennik monarchii feudalnej (wyłącznie w wersji ze sobą samym na tronie oczywiście), wielki lizidupi satrapów wschodnich, mylnie uważający siebie za liberała, w następstwie wywalenia go z kolejnej założonej przez siebie partii, na złość wszystkim niedobrym niewdzięcznikom, co to nie chcieli go słuchać, postanowił jeszcze im POKAZAĆ i zgłosić swą kandydaturę na urząd prezydenta Warszawy.

Karierę antysystemowca zaczął robić, wykorzystując prostą zależność matematyczną. Jeżeli na sto osób, tylko jedna uzna, że Hitler był fajnym facetem, to w czterdziestomilionowym narodzie może liczyć na czterysta tysięcy zwolenników. Zauważył też, że jak się pozbiera do kupy wszelkich marzących o bezkarności dziecięcych i damskich bokserów, piratów drogowych, ćpunów spragnionych szerokiego dostępu do narkotyków, zlęknionych seksualnie onanistów próbujących wspomóc swe możliwości bronią palną, a najlepiej w ogóle przymuszeniem kobiet do docenienia swojego wielopoziomowego geniuszu erotyczno-umysłowego, najlepiej ustawowo, to ktoś tam na niego zagłosuje. No i ktoś tam zawsze głosował.

Januszowi udawało się bowiem stworzyć wokół siebie aurę człowieka sukcesu, choć niewiele na to wskazywało. Początkowo nie był w stanie skończyć żadnej uczelni, a studiował prawo, matematykę, socjologię, psychologię. Twierdzi, że był wydalany za działalność opozycyjną, ale szczerze wątpię. Może za pierwszym razem…? Po prostu niezbyt mi się w głowie mieści, że z rzekomym wilczym biletem przyjmowali go na coraz to nowe uczelnie. Ponoć ktoś tam się za nim wstawił i mógł dokończyć eksternistycznie filozofię. Za komuny, czyli za pełną darmochę, którą tak pogardzał. Najwidoczniej jak Janusz coś dostać gratis, to nie jest lewactwo, a jak kto inny dostać bezpłatną naukę, no to oczywiście jest: lewactwo, komuna i faszyzm! Pozostałych kierunków nigdy nie ukończył, no, ale Janusz grał w szachy i brydża – i to na wysokim poziomie, więc prócz tego, że był bogaty z domu, zaczął na siebie zarabiać, potem politykować i w końcu, jak już się zrobił znany, to i udało mu się ułożyć legendę miejską o swej mitycznej wiedzy. Co wierniejsi wyznawcy wierzyli, że prócz wyżej wymienionych, był także autorytetem z ekonomii, historii i z wszystkiego ogólnie. W dodatku ćwiczył boks i strzelanie. Na swoim, dziaderskim poziomie oczywiście, ale wystarczyło, by wzbudzić zachwyt co bardziej sfrustrowanej młodzieży.

Kury – Śmierdzi mi z ust.

Gwałtu! Rety! Co się stało?! Dlaczego Janusz Korwin-Mikke stracił fanów? Miejsce w Sejmie przegrał z KOBIETĄ, a przecież tak „fajnie i błyskotliwie” się z nich naśmiewał, podobnie jak z homoseksualistów, niepełnosprawnych, ubogich, a tu go nie chcą w żadnym, najbardziej nawet szowinistycznym i homofobicznym klubie! Może dlatego, że zniedołężniał co nieco, a może z innych przyczyn. Wkrótce nikt o nim nie będzie pamiętać, może ktoś tam wspomni osobliwe widowisko, śpiącego w parlamentarnej ławie z otwartą gębą starca, nie bardzo kojarząc nazwisko, może jakiś młody brydżysta trafi na jego podręcznik…, kto wie…?

Zanim to nastąpi, Janusz próbuje dawać rozpaczliwe znaki, że żyje. Nie ma go w Sejmie, więc nie ma też i w telewizji, ale znalazł sposób. Poszedł do mieszkającego w Polsce mongolskiego streamera, by przez internet uraczyć nas jakąś nową mądrością. Zaciekawiło mnie to i nie zawiodłem się! Pytany, czy jest w stanie wskazać kobietę, która wpłynęła na losy świata, odparł, że nie. Streamer chciał pomóc starszemu panu, więc dopytał – a Maria Curie-Skłodowska? – JKM odparł niezrażony – A co ona takiego zrobiła?! Odkryła jeden z pierwiastków kontynuując pracę męża, nawiasem mówiąc także – na co streamer ponoć uśmiechnął się i wrócił taktownie do szachów, bo taka była konwencja rozmowy, znaczy się, przy partyjce. Wisienkę jednak zostawię na koniec. Jak myślicie, co Janusz mógł odpowiedzieć na pytanie, czy to normalne, że mąż jest starszy o 12 lat od żony? Odpowiedź po krótkim przerywniku muzycznym.

Voo Voo – Ja żyję.

„Dziewczyna jest trochę za stara. Normalnie facet mający 40 lat powinien mieć 20 lat młodszą dziewczynę (…). Przecież małżeństwo rówieśnicze, to jakaś tragedia. Jeżeli mamy rówieśnicze małżeństwo, to się musi rozpaść, bo potem on ma już lat 50, ona 50, on jest w pełni sił jeszcze seksualnych, a ona już nie….”

Janusz Korwin Mikke.

Myślę, że najlepszą odpowiedzią będą słowa poety:

Nie martw się Janusz
Jednak poroniłam
Nie będzie nas więcej
Jeszcze nie tym razem
To nie twe doskonałe lędźwie
Spartaczyły sprawę
To mój schorowany uterus
Winien jest
Ach proszę Janusz
Nie zakładaj gumki
Słyszałeś co mówił dzisiaj
Ojciec Święty
Nie zasilaj grona kondoniarzy
Wmuszaj mi co wieczór
Władczą wilgoć swą
Spójrz pod piątką ósemka Paździorów
Pod dziewiątką dwunastka Bachledów
A wokół triumfalne karaluchy
Obtańcowują drobnym kłusem
Dziatwę twą
Och Janusz jedź na całość
Na urwanym filmie
Jakoś se poradzimy
Choćby i w trzydziestkę
Zobacz karaluchy też sobie jakoś radzą
A przynajmniej nie frasują się na zaś

Tymon Tymański, Kury.

Od siebie dodam jedynie: Nie martw się Janusz. To z pewnością nie dlatego, że zasypiasz w miejscach publicznych z otwartą gębą i czasem coś ci pocieknie z ust, nie chciała cię żadna równolatka. Na pewno też twoja natura upośledzonego neandertalczyka niewiele tu miała do rzeczy. Nie ma to jak liczyć na 20 lat młodszą utrzymankę, która uzna, że warto się przemęczyć tych parę lat, aż odwalisz kitę i pozostawisz spadek – w końcu nawet, jak nie wyjdzie, to na pocieszenie pozostaną alimenty.

158. Portland, Oregon. Co z tego wynika?

Od 1-go lutego 2021, wzorując się na Portugalii, w której w ciągu 20 lat zmniejszyła się liczba wypadków śmiertelnych wśród osób zażywających twarde narkotyki, jak również zmalała liczba przypadków HIV wśród narkomanów, wprowadzono dekryminalizację posiadania niewielkich ilości twardych narkotyków. Niektóre detale nowego prawa możesz poznać KLIKAJĄC TUTAJ, w skrócie zaś chodzi o to, że uzależnieni złapani z małą ilością twardych narkotyków będą mieli wybór: mandat w wysokości 100 $ lub poddanie się terapii. Osoby złapane z narkotykami po przejściu terapii mają szansę skorzystać z programu socjalnego pozwalającego zdobyć własne mieszkanie oraz pracę, a sam program jest, TO WAŻNE, WRÓCĘ DO TEGO, finansowany z zysków z LEGALNIE UPRAWIANEJ I SPRZEDAWANEJ MARIHUANY oraz z oszczędności wynikających z tego, że więzienia nie będą zapełniane narkomanami, których jedyną winą jest, że ćpają.

Minęły 3 lata. Z powodu rozpowszechnienia na rynku stosunkowo nowego narkotyku, fentanylu w połączeniu z dotychczasowymi liderami śmiertelności, jak metaamfetamina i heroina, ilość ofiar śmiertelnych z przedawkowania podwoiła się. Jest jeszcze za wcześnie by mówić o innych, bardziej długofalowych skutkach. Na razie sytuacja wygląda tak: Większość uzależnionych, przyłapanych na zażywaniu narkotyków twardych wybiera terapię, po czym wraca na ulice ignorując jej zalecenia. W tłumaczeniu na coś bardziej zrozumiałego dla człowieka, który niezbyt się orientuje w temacie, to tak jakby chory na zapalenie płuc zignorował zakaz wychodzenia z domu i poszedł w mróz na basen, wracając z niego bez wysuszenia. Co ciekawe, uzależnienia od substancji psychoaktywnych można zaleczyć ze stuprocentową skutecznością, przestrzegając zaleceń (spróbujcie na przykład napić się wódki, jeżeli nie przebywacie tam, gdzie się ona pojawia, a każdego kto wam ją przynosi, wyganiacie na zbity pysk). Wracając do Oregonu: Sytuacja wymknęła się spod kontroli, a władze pracują nad korektą programu (nie mylić z powrotem do kryminalizacji używania narkotyków). Wprowadzają stan wyjątkowy, ale zupełnie inny, niż te znane dotychczas. Uruchamiane są dodatkowe fundusze na centrum dowodzenia akcją, programy żywieniowe i mieszkalne dla uzależnionych, powiększenie przytułków o setki dodatkowych łóżek oraz wybudowanie wioski dla osób, które podejmą leczenie. Zaznaczyć trzeba, że problem ze zwiększoną ilością zgonów z przedawkowania oraz wzrost bezdomności narkotykowej odnotowały także stany, w których zażywanie narkotyków jest traktowane jak przestępstwo, z tym, że z jakichś względów, zjawiska te są w Oregonie wyjątkowo drastycznie widoczne.

Taka dygresja: Znacie powiedzenie, że zakazany owoc lepiej smakuje? Tzn. trzymając się tego przysłowia, należałoby oczekiwać, że zakazywanie używania narkotyków (w tym alkoholu i marihuany) powoduje wzrost ich spożycia. Przykład Oregonu tak na pierwszy rzut oka sugeruje mi, że to nie zakazany owoc smakuje lepiej, ale komfort spożywania tego owocu poprawia ten smak. To oczywiście tylko moje domniemanie, które należałoby sprawdzić odpowiednim badaniem, ale gdybym miał postawić hipotezę, to byłaby właśnie taka: Użytkowników substancji psychoaktywnych, zwłaszcza nowych, przyciąga raczej komfortowe spożycie, niż jego zakaz.

Wrócę teraz do zdania, o którym pisałem, że jest ważne. Stan Oregon nie dość, że zdepenalizował użycie marihuany, to jeszcze zalegalizował jej produkcję i sprzedaż. Nijak nie przełożyło się to na zmniejszenie liczby uzależnionych, czy na redukcję szkód, w szczególności zaś na liczbę zgonów z powodu przedawkowania twardych narkotyków. Nie ma najmniejszych powodów, by podejrzewać, że zalegalizowanie marihuany w jakikolwiek sposób poprawiło sytuację medyczną, choć oczywiście zwiększyło wpływy do budżetu stanowego, więc można je przeznaczyć na pomoc uzależnionym. Przypomnę: Ilość zgonów z przedawkowania nie tylko się nie zmniejszyła, ale podwoiła się. Ilość koczujących w centrum bezdomnych stała się pilnym problemem, który dopiero teraz władze będą się starały rozwiązać. Nie ukrywam, że TEN AKAPIT kieruję do Ciebie, @PKanalia, bo uporczywie publikujesz fake-newsy o rzekomej walce z narkomanią za pomocą narkotyku zwanego marihuaną, który konsekwentnie nazywasz zielem (ewentualnie używasz innych eufemizmów). Jak obaj wiemy, moja małżonka Świechna zbiera linki do badań na temat wpływu zdrowotnego na zażywających marihuanę, można się z nimi zapoznać KLIKAJĄC TUTAJ. Zebrała całkiem sporo badań przeczącym Twojej tezie, dlatego jeżeli coś się zmieniło i dotarłeś w końcu do prac naukowych na jej poparcie (do badań, a nie strony z cyklu „tłumaczył ćpun ćpunowi”), to podziel się ze mną, a obiecuję Ci, że tu, na tym blogu przedstawię źródło i wyniki (jak wiesz, przeczytam je z ciekawością, jeśli będą po polsku lub angielsku). Jeżeli jednak nadal tylko Ci się zdaje, że palenie marihuany zmniejsza społeczne szkody wynikające z zażywania innych narkotyków, a nie dotarłeś do wyników żadnych badań, to nie znaczy to nic więcej, jak tylko to, że Ci się zdaje. Lobby marihuanistyczne, a jak napisałeś u mej małżonki, według Ciebie także rzekomo uznający tezy tego pierwszego ekolodzy, to całkiem spora grupa, wystarczająco zamożna, by przeprowadzić uczciwe badania i je naukowo obronić. Jeżeli to zrobili, podziel się tym proszę, bo bez sensu jest dyskutować o tym, co im się zdaje i co opierają o własne tak subiektywne, jak i niesprawdzone naukowo pomysły.

Drodzy czytelnicy. Mam wielką prośbę, by nie odnosić się personalnie do nikogo, ani do @PKanalii, ani do mnie, ani do nikogo innego z komentujących. Jestem w stanie moderować blog i nie potrzebuję wymiany inwektyw. Wystarczy, jeżeli zabierzecie głos w sprawie treści mojego artykułu. ZA TO MAM INNĄ PROŚBĘ: Byłbym bardzo wdzięczny, jeżeli udostępnilibyście mi jakieś inne BADANIA, a raczej linki do tych badań, odnoszące się do tematu. Interesują mnie wszelkie naukowe publikacje, zarówno te omawiające wpływ zdrowotny palenia marihuany, jak i wpływ społeczny (np. czy legalizacja handlu marihuaną, bądź tylko depenalizacja, wpłynęła na zwiększenie/ zmniejszenie szkód związanych z zażywaniem innych narkotyków, W TYM ALKOHOLU). Nie musi to być całe badanie, wystarczy podanie autora i miejsca przeprowadzenia badania z ilością badanych i podstawowymi rezultatami, żebyśmy mogli odnaleźć całą publikację. Artykuły w prasie popularnej, na blogach, popularnych portalach internetowych nie są wiarygodnymi źródłami, więc ich proszę nie podawać, bo to naprawdę strata czasu. Czasopisma naukowe, internetowe biblioteki, to miejsca w których można znaleźć wiarygodne dane.

O czym wiemy z całą pewnością i na to dowodów nie potrzeba: W niektórych krajach prowadzone są programy, w których uzależnieni od szczególnie wyniszczających narkotyków, jak np. heroina, dostają na receptę narkotyki mniej szkodliwe i dzięki temu destrukcja organizmu nie postępuje tak szybko. Próbowano użycia w tym celu marihuany, np. w wypadku uzależnienia od alkoholu, a także od środków przeciwbólowych, m.in. opioidów. Rzeczywiście zażywający medyczną marihuanę przyjmowali wtedy mniej innych narkotyków. Problem w tym, że wcale nie wychodzili z uzależnienia i gdy nie dostawali marihuany, wracali do dawek sprzed zastosowania substytutu, a stosowanie marihuany wcale nie gwarantowało, że tego dnia nie sięgną po inny narkotyk. Żeby zrozumieć, co w tej metodzie jest nie tak, podam inny przykład. Alkohol jest narkotykiem, który potrafi wykończyć organizm w ciągu kilku lat od rozpoczęcia picia ciągami. Dlatego zdecydowana większość pijących robi sobie przerwy w piciu, bo po prostu więcej w siebie wlać już nie mogą. To też jest mechanizm redukcji szkód, takie „harm reduction” prowadzone na własną rękę, intuicyjnie. Kto zetknął się z alkoholikami wie, że jak tylko zdrowie im się poprawi, wracają do ciągu. Alkoholik, który zmniejsza spożycie etanolu spożyciem marihuany robi dokładnie to samo – to oddech od za dużej na możliwości organizmu ilości toksyny, tyle że tutaj jest on na ciągłej bombie. Czy zdrowszej? Polemizowałbym. Uzależnienie polega na braku kontroli, zawsze można się spodziewać tego dnia, w którym mimo przyjętej marihuany, ilość wypitego alkoholu okaże się zabójcza, choć statystycznie rzeczywiście należy się spodziewać, że długość oczekiwana życia nieco wzrośnie, tyle że co to za życie? Jak jednak by tego nie oceniać, rzeczywiście w niektórych krajach wykorzystuje się taką zależność do redukcji szkód i polemika na ten temat nie ustaje.

Na zakończenie dygresja osobista. W latach 1990-2004, miałem intensywny kontakt ze środowiskami używającymi przeróżnych narkotyków: od alkoholu i marihuany po amfetaminę i kokainę. Widziałem sporo na własne oczy i nie są to jakieś szczególnie miłe wspomnienia. Potem wyemigrowałem do Irlandii, wciągnęły mnie zupełnie inne zainteresowania, imprezy stawały się dla mnie coraz mniej ciekawe, aż niemal całkowicie straciłem kontakt z sytuacjami „po zażyciu” narkotyków. Co nie znaczy, że nie potrafię odnaleźć w tłumie osoby, która prawdopodobnie jest na jakiejś bombie. Nie zawsze potrafię powiedzieć na czym, ale jeżeli chodzi o narkotyki najpopularniejsze – alkohol i marihuanę, to każde nadużycie widać i czuć. Obie substancje śmierdzą w charakterystyczny sposób. W pracy mojej małżonki, osoby od których poczuje się marihuanę lub alkohol, są wypraszane z budynku i proszone o przyjście następnego dnia, już bez zapachu. W mojej pracy przełożeni przymykają oko, jeśli nie dochodzi do incydentów. A dochodzi. Osoby pod wpływem alkoholu na ogół nie docierają do pracy, zdarza się też, że dotrą i są zbyt wylewne w stosunku do klientów. Osoby pod wpływem marihuany tylko nią śmierdzą i mają niedbałe podejście do obowiązków, niemal wszyscy z używających tego narkotyku, nadużywają jednocześnie napojów energetycznych. Nie dziwi mnie to, bo godziny naszej pracy sprzyjają zmęczeniu, a uspokajające działanie marihuany jeszcze to poczucie zwiększa, więc pomagają sobie kolejnym syfem. Ponieważ ani ja nie jestem od diagnozowania, ani też od wychowania obcych ludzi, powiem tylko tyle: Jeżeli ktoś nie może wytrzymać w pracy bez jakiejś substancji psychoaktywnej, to nie jest to kwestia lubienia, bądź nielubienia, a uzależnienia. To jest tak: Jeżeli ktoś na przerwie zamiast odpocząć, zjeść śniadanie, napić się herbaty, biegnie po schodach po ciuchy, potem wybiega z budynku, żeby zapalić, to niezależnie od tego, czy jest to tytoń, czy marihuana, możemy z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością założyć, że jest uzależniony. Szczególnie w wypadku marihuany (teoretycznie za to można stracić pracę w trybie dyscyplinarnym), takie ustawienie priorytetów jest podejrzane. To samo się tyczy alkoholu – gdyby ktoś wyskoczył w pracy na jednego, to umówmy się, że słabo ocenia sytuację.

157. Upadek. Jedno słowo, a dla każdego znaczy coś innego.

Dziś minęły 2 lata od chwili, gdy wojska Putina, niczym armie hitlerowskie w roku 1941, zaatakowały Ukrainę na całej długości granicy. Rosyjski fuhrerek udowodnił przez ten czas, że nie cofnie się przed żadną zbrodnią, by wesprzeć swe rozdęte ego. Niedawno, kosztem unicestwienia takiej liczby swych żołnierzy i sprzętu, że mógłby z nich stworzyć 2 dywizje, zmusił Ukraińców do wycofania z małej miejscowości o dużym znaczeniu strategicznym. Media, niestety także polskie, obwieściły Światu „upadek Awdijiwki”. Nie to rozumiem pod pojęciem „upadek”. Mógłbym użyć tego słowa wobec Putina, który zmienił Rosję z liczącego się gracza gospodarczego w ciemną dupę Globu, sam zaś zostając głównym wrzodem na jednym z jej pośladków, ale nie nazwę tak wycofania na dalsze linie obrony wobec niemożności kontynuowania oporu w zagrożonym miejscu.

Kult – Czarne słońca.

Słowo „upadek” ciśnie mi się na usta, gdy wspominam wywiad prorepublikańskiego dziennikarza, Tuckera Carlsona z Putinem, robiący z tego przedstawiciela amerykańskich mediów głównego propagandystę Rosji na obszar Stanów Zjednoczonych. Upadkiem nazywam też wypowiedź republikańskiego senatora Marco Rubio, który broniąc wstrzymania amerykańskiej pomocy dla naszych walczących z rosyjską inwazją sąsiadów, porównał emigrantów nielegalnie dostających się na teren USA do putinowskich najeźdźców w Ukrainie. Co ciekawe, ci „emigranccy najeźdźcy”, żeby się utrzymać przy życiu, pracują na czarno u głosujących na republikanów farmerów i pomagają w ich bogaceniu się. Tak wygląda ten „najazd” – nabijanie kiesy nieopodatkowanym dochodem elektoratowi senatora, które będzie trwać, dopóki ich praca będzie nielegalna. I trzymając się relacji do wojny w Ukrainie, w Polsce totalnym upadkiem nazywam czyn rolnika, który podczas protestu wywiesił na swym traktorze flagę ZSRR i baner wzywający Putina do „zrobienia porządku z Ukrainą, Unia Europejską i tym rządem”. Incydent ten pokazał także, jakim tchórzem śmierdzą protestujący rolnicy, bo choć ciężko ich podejrzewać o to, by i oni zapraszali Putina do najechania ich ziemi, to faktem jest, że żaden z nich nie miał jaj, by spuścić wpierdol osiłkowi prezentującemu zdradzieckie hasło. Ale wiem kiedy rolnicy by uznali, że należy tego typa wygonić siłą: Gdyby napis brzmiał „ROLNICY – ZABIERZCIE SIĘ ZA ROBOTĘ, A NIE ZA PROTESTY”! Byłbym gotów się założyć, że z takim transparentem musiałby wiać jak najdalej od manifestacji, bądź nie mógłby już uciekać, bo zostałby dotkliwie pobity. No, ale skoro „TYLKO” wspierał agresję na Ukrainę i zachęcał do najazdu na Polskę i Unię Europejską, to protestujący „polscy patrioci” uznali, że może z nimi jechać w jednej kolumnie. UPADEK! I jeszcze jeden przykład: Za upadek Unii Europejskiej uznam kontynuację polityki unikania pomocy Ukrainie poprzez poszukiwania „pomocy minimum”, bo przez to giną jej obrońcy, przez to Awdijiwka została zajęta przez putinowskich faszystów. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie, że Unia raczej wzmoże dostawy uzbrojenia, zwłaszcza amunicji dla Ukraińców, choć nie wiem, czy mam podstawy do optymizmu.

The Doors – Riders on the Storm.

Teraz coś bezsprzecznie optymistycznego. Od pewnego czasu widać zbliżający się wielkimi krokami upadek Jarosława „Breżniewa” Kaczyńskiego. Są już pierwsze jaskółki. Nasz niespełniony zbawca narodu szuka winnych swych pszenno-buraczanych decyzji z czasów, gdy był u władzy. Rozpoczął usuwanie nielicznych intelektualistów z partyjnych szeregów, zastępując ich prawdziwą żulią, a ukarani mają być za przegranie bitew, których wypełniając rozkazy wodza wygrać nie mogli. Filozof (profesor zwyczajny) Ryszard Legutko został zastąpiony przez Dominika Tarczyńskiego (tego, co to wyzywał na bójkę emeryta po zawale), a socjolog (dr habilitowany nauk humanistycznych) Zdzisław Marek Krasnodębski ma być zastąpiony przez damę ze środkowym palcem w górze, niejaką Joanną Lichocką. Z kolei zdrajcy, z których Breżniew był zadowolony, gdy wspierali jego partię, zdradzili i jego, odmawiając wykonania rozkazu rezygnacji ze stanowisk. Pan Wojciechowski (ex-PSL) nie da się zrzucić ze stołka komisarza unijnego, mówiąc bezczelnie prezesowi, że ma tam ważniejsze sprawy, a pani Pawłowska (ex-Razem) przyjmie wbrew woli wodza mandat poselski po Mariuszu Kamińskim, skoro już jesteśmy przy zdrajcach (ten ostatni akurat szpiegował i wrabiał własnych koalicjantów, a nawet partyjnych kolegów). Piękny obraz UPADKU! Jeśli dodamy do tego raport największej PiS-owskiej kanalii, Jacka Kurskiego, przedstawiony Breżniewowi, a zawierający obwinianie o klęskę wyborczą partyjnych kolegów, którzy wykopsali go ze stanowiska prezesa TVP Kurwizja, to Zorba i jego piękna katastrofa zdają się być przy tym jakimś dziecinnym smuteczkiem.

Greek Zorba – Dance.

Partia partią, prezes prezesem (niech im ziemia lekką będzie), ale przy okazji śmierci człowieka zniszczonego przez państwo polskie, dowiedziałem się o kolejnym upadku. Prokuratura przywróciła do pracy zbrodniarza sądowego, prokuratora Tomasza Fedyka, odpowiedzialnego za zabijanie na raty Tomasza Komendy, przez fałszywe oskarżenie go o morderstwo i skazanie na podstawie sfałszowanych dowodów na długoletnie więzienie (w niewoli przebywał 18 lat, dlatego tylko tyle, że odnaleźli się prawdziwi zabójcy). Zbrodnia Fedyka umożliwiła przebywanie na wolności przez ponad ćwierć wieku od zabójstwa 15-letniej Małgosi, winnym mordu miłoszyckiego. Przypomnę, że na zaprzestanie ścigania prawdziwych morderców i skazanie niewinnego obywatela naciskał (nie był w tym sam) nie kto inny, jak niesławnej pamięci denat Lech Kaczyński, oraz oczywiście żądny krwi narodek-smrodek, dla którego nie jest ważne, czy ściga się właściwą osobę, bo liczy się SUROWY WYROK! To dopiero jest UPADEK!

Metallica – …And Justice for All.

To co? Dla równowagi, znów coś radosnego (przynajmniej dla mnie). Wczoraj zakupiliśmy bilety na „Geniusza” Tadeusza Słobodzianka w Teatrze Polonia. Reżyseria – Jerzy Stuhr, Stalin – Jacek Braciak, Stanisławski – Jerzy Stuhr! Na ostatni dzień sierpnia, bo wcześniej nie było biletów. Znaczy się, było kilka od początku lipca, ale nie w weekend, a tylko ta opcja daje nam pewność, że nie będzie kolidować z pracą małżonki mej Świechny. Nawet nie macie pojęcia, jak ja lubię takie wypady z NIĄ. Obydwoje czerpiemy dziką satysfakcję z dyskutowania o tym, co widzimy, a tu temat wydaje się arcyciekawy: Wielki artysta wobec systemu totalitarnego. Poza tym niecierpliwię się na nasze wspólne wyprawy. Ekwipunek został uzupełniony, więc w tym roku nadrabiamy zaległości: Z dawna planowane Góra Brandona (Co. Kerry) i Mweelrea (Co. Mayo), a w Polsce wybierzemy pewnie coś z Sudetów, ale to pod warunkiem, że wylądujemy tam wczesnym czerwcem, bo w wakacje grozi tam rozdeptanie. A propos mnie i Świechny. Czy to jest jakiś polski zwyczaj, że gdy pozwalam sobie na wyrażanie miłości wobec żony, zaraz odzywa się wspierający chórek – „Widać , że młode małżeństwo, czekaj, czekaj, jeszcze będziecie mieli siebie dosyć”. Dostałem też złotą radę od ledwie dorosłego dziewczęcia, bym się nie przyznawał żonie, że nie pamiętam ile lat jesteśmy po ślubie. Pomijając już fakt, że przez ponad pół wieku życia nauczyłem się unikać kobiet przypieprzających się o takie szczegóły, to zastanowiło mnie, co ta kobietka myślała, że robiłem w kwestiach damsko-męskich do czasu ślubu, że byłem w zakonie, czy może na pustelni…?! Straszne z nas muszą być dziwaki, że się nie wpisujemy pod to, co nawet polska dwudziestolatka uznaje za normę (nie chcę nawet myśleć, jakie będzie miała przekonanie o związkach, gdy będzie w naszym wieku). Zdradzę Wam, że mnie to cieszy, tzn. ta nasza odmienność!

156. Grób roku i inne ciekawostki.

Perspektywa emigranta odwiedzającego znajome miejsca po znacznie dłuższych okresach przerwy, niż miejscowi, bywa ciekawa. Autochton będąc przy zmianach w czasie bieżącym powie „takie już jest życie”, podczas gdy dla takiego przybysza zza wielkiej wody jak ja, zmiana będzie zaskoczeniem i odkryciem jednocześnie. Tak się stało, gdy odwiedzając groby bliskich, zauważyłem zniknięcie „Grobu Roku 1998”, ufundowanego przez mafię w głównej alejce cmentarza dla rozstrzelanego przez siebie gangstera, który chciał wykiwać własną grupę przestępczą. To był wtedy chyba najdroższy grób w mieście (trwały kulminacyjne lata bezrobocia spowodowanego transformacją ustrojową, zwykli ludzie mieli ważniejsze wydatki, niż cmentarne „zastaw się, a postaw się”, chcieli przeżyć). Pomnik odbierałem jako manifest mafii: „Chciał zrobić coś obok FIRMY (zdaje się, że w Polsce jest większe przywiązanie do tego określenia gangu, we Włoszech wolą słowo RODZINA), więc poniósł karę, ale to był dzielny żołnierz, dbamy o takich”. Dbałość jednak skończyła się z chwilą ufundowania nagrobka, po upływie 20 lat nie było komu zająć się pamięcią zabitego kolegi.

Znaczy się…, nie do końca, bo pomnik przeniosła rodzina na grób ojca zamordowanego gangstera po prostu dopisując imię szanownego tatusia do płyty nagrobnej nad imieniem syna. Nie byłoby w tym nic zdrożnego, gdyby nie fakt, że ojciec był przyczyną tragedii dziecka, które wychowywało się głodne i zaniedbane na ulicy, aż do momentu, gdy przystąpiło do gangu. Nawet nie wiem, czy ekshumowali chłopaka (jest to o tyle mało prawdopodobne, że drogie), czy po prostu zajumali mu nagrobek, może jeszcze się dowiem.

Tymczasem w Stolicy skazani prawomocnym wyrokiem przestępcy próbowali wedrzeć się do Sejmu. Zgodnie ze starym żołnierskim przysłowiem, „z mysiej pizdy kaptura nie zrobisz”, jeden ze skazanych dostał w ryj od krewkiego kolegi zwanego tu i ówdzie ŚWIREM, mało się nie popłakał, a sam pierwszy sekretarz KC PiS czmychnął, gdy się zorientował że „znowu w życiu mu nie wyszło”. Jak słusznie zauważa część komentatorów: Tusk nie musiał nic robić, Kaczyński sam się zaorał. Ostatni sondaż daje partii Breżniewa zaledwie 25% poparcia. Gdyby dziś odbyły się wybory, koalicja antypisowska nie tylko byłaby w stanie odrzucić veto prezydenta, ale i przeforsować pozbawienie immunitetu Kaczyńskiego, Dudy i Ziobry oraz Macierewicza, a nawet zmienić Konstytucję. „Wielki Strateg” wyprowadził swą partię na skraj przepaści i zawołał „NAPRZÓD”, a teraz stoi, drze się wniebogłosy i czeka, co się stanie. Tym niemniej obrazki spod Sejmu były ciekawe, prywatnie kojarzą mi się z jakże ponadczasowym utworem Kory i grupy Maanam:

Maanam – Oddech szczura.

Podczas pobytu w Polsce czekała na mnie jeszcze jedna nowinka. Uważni czytelnicy pamiętają moje narzekania na brak wsparcia PiS-owskiej władzy dla artystów podczas pandemii, co było przyczyną zakończenia wielu projektów. Między innymi zamknięty został przez właścicieli „Teatr Nasz” z Michałowic, który był nieco bardziej wyrafinowaną alternatywą dla kabaretu i sitcomu preferowanych przez zwolenników sztuki lekkiej i przyjemnej. Niebagatelne środki pozyskane ze sprzedaży wszystkich nieruchomości i ruchomości z nim związanych przeznaczyli na podróż marzeń. Kupili campera, wyjechali, wrócą gdy będą mieli ochotę, są na emeryturze przecież. Do obrażonego na artystów środowiska PiS-owskiego mam takie pytanie: Wam się naprawdę zdawało, że przesuwając środki ze wsparcia artystów na propagandowy syf oraz populistyczny kał typu disco polo i „sylwester marzeń”, zrobicie na złość twórcom? Starsi po prostu przeszli na emeryturę, młodsi poszli tam, gdzie ich chcieli, jedynie NARÓD został sam na sam z Zenkiem, Marylą i Breżniewem. Toś mnie, Wąski, zaimponował!

Wracam do Irlandii! Żona czeka!

155. To znów ten psychiczny spod czterdziestego dziewiątego.

Wy tu śmichy-chichy, a tak naprawdę nie wiecie jak to jest!

Było grudniowe, mroźne popołudnie. Nieduży mężczyzna w wieku prawie chrystusowym właśnie śnił o przywództwie w opozycji antykomunistycznej. Już, już miał skakać przez płot, gdy usłyszał mocny głos mamusi.

-Zupka…., zupka na stole, mój ty mały żołnierzyku! Powstań jak powstaniec, chichichi – żartowała.

-Ale ja nie jestem głodny!

-No jedz, jedz…, dobra zupka, pomidorowa, jedz. Nie było dzisiaj Teleranka, jedz, dobra zupka. Twoich kolegów internowali, no jedz, jedz, dobra, pomidorowa!

-Jak internowali?! Ich internowali?! Czemu mnie nie internowali?!

-Tak słodko spałeś, nie chcieli cię budzić, no jedz, jedz!

Dzień świra – Wizyta u matki.

Co Wam będę gadał. Tak było! Teleranka nie było, tak było! Telefonów nie było, tak było! A gdzieś pod czterdziestym dziewiątym, na Mickiewicza, torturowany opozycjonista bronił się przed niechcianą zupką. Mijały lata, historia zatoczyła koło! Nasz bohater zmężniał, a nawet zdziadział i znów go nie zamknęli! W dodatku teraz torturowali zupką nawet nie jego, a zamkniętych kolegów. On już wiedział – to ten niemiecki spisek! To ten agent! To przez niego nie może się wykąpać, bo każdy plusk brzmi jak Tusk! Dobrze, że przynajmniej procesy demencyjne zaszły tak daleko, że zaraz o tym zapomina, staje przed lustrem i takoż rzecze do swego odbicia:

Polska mnie potrzebuje! Mnie, moich światłych rad i genialnego przywództwa! Tak naprawdę nie ma na Świecie zbyt wielu mądrzejszych ludzi ode mnie! Aaaaa…., pleplepleple… cipcipciiiip, to skandal! Ja wam dam tortury, ja wam dam! Albo patrzcie… tacy Niemcy…, albo Chińczycy….

Dzień świra – Skarpetki i Chińczycy.

Ciekawostka medyczna:

Zgłębnik do żołądka, to elastyczna rurka, która jest wprowadzana przez nos lub jamę ustną pacjenta i prowadzona w dół przełyku, aż do żołądka. Procedura ta może być wykonywana w warunkach szpitalnych lub ambulatoryjnych, zależnie od stanu zdrowia pacjenta i celu żywienia (karmienia).

Żywienie prowadzi się przez zgłębnik w sytuacji, gdy CHORY NIE CHCE LUB NIE MOŻE JEŚĆ, a jego przewód pokarmowy jest czynnościowo sprawny. Żywienie dojelitowe za pomocą zgłębnika (sondy) zakładanej bezpośrednio do żołądka (rzadziej do dwunastnicy lub jelita cienkiego) z reguły prowadzi się DO 30 DNI! Powyżej tego okresu i braku możliwości powrotu do karmienia doustnego należy rozważyć ZAŁOŻENIE GASTRONOMII (PRZETOKI ŻYWIENIOWEJ).

Ze strony posiłkiwchorobie.pl.

Na zakończenie zwierzę się, bo ubaw to mam przedni. Breżniew kombinuje, jak niezauważenie wprowadzić dwóch przestępców do Sejmu, zupełnie jak uczeń, który skrycie próbuje wypisać swoje imię na szkolnej ławce. Gdy już przestępcy wejdą tam, gdzie nie mają prawa wchodzić, przyjdzie straż marszałkowska i ich wyprowadzi, a gdy nauczyciel zobaczy imię na ławce, poprosi ucznia o pozostanie po lekcjach i wyszorowanie wszystkich ławek lub jeśli woli, przyprowadzenie rodziców. Nie proście mnie, bym tłumaczył zachowania zdziecinniałych starców, ale uczniowie po prostu sprawdzają, gdzie leżą granice.

154. Uważaj, czego sobie życzysz, bo się może spełnić!

Motyw przekleństwa samospełniających życzeń przerabiano w literaturze od dawna. W ciekawy artystycznie sposób mówiły o tym zjawisku „Jaszczur” Balzaca, „Solaris” Lema, jednak problem z literaturą z górnej półki jest taki, że ma kilka poziomów i część z nich może być przez nieuważnego czytelnika pominięta. Kłopotu tego nie ma w opowiadaniu Macieja Kuczyńskiego „Kask”, ale tam nie ma z kolei dobrej literatury, autor postanowił wyjaśnić wszystko tak łopatologicznie, że nie pozostawił miejsca na najmniejszy choćby wysiłek umysłowy czytelnika, ale za to każdy dzieciak załapie o co chodzi. Tyle tytułem wstępu.

Czesław Niemen – Dziwny jest ten Świat.

Lata 2015-2023, to najbardziej tragiczny w skutkach czas dla…., kto zgadnie? A kto mógł w tym czasie spełnić każdą niemal swoją zachciankę? Czyje życzenia były spełniane bez słowa sprzeciwu, bo ci, którzy chcieli się przeciwstawić, zostali całkowicie odsunięci od procesu decyzyjnego? Chodzi oczywiście o Jarosława „Breżniewa” Kaczyńskiego, który osiągnął na moment władzę pozwalającą spełniać mu zarówno legalne, jak i te niezgodne z prawem zachcianki. Oczywiście nie w pełnym zakresie, ale w wystarczającym, by uwierzył, że reszta jest tylko kwestią czasu.

Dżem – Boże daj dom.

Przez 8 lat pewien zbieg bardzo szczególnych okoliczności pozwolił Breżniewowi realizować każdą decyzję, a co dla naszych rozważań najważniejsze, także każdą BŁĘDNĄ, NISZCZĄCĄ decyzję – i to bez informacji zwrotnej, gdyż szczelnie otaczający go kordon klakierów skutecznie to uniemożliwiał. Szył sobie zatem nasz „cesarz” nowe szaty z nici tak delikatnej i ulotnej, że aż niewidocznej dla „niewystarczająco wrażliwego drugiego sortu”, ale w najbliższym otoczeniu nie było komu krzyknąć „TEN PAN JEST NAGI”! Być może, gdyby się nie uparł zaprezentować Suwerenowi, gdyby łaził na golasa tylko w obrębie Mickiewicza 49, ewentualnie jeszcze Nowogrodzkiej 84/86, spotkanie z rzeczywistością nastąpiłoby nieco później, ale ponieważ postanowił gdzie się da gadać podniesionym głosem o niemieckim agencie, patrząc zdezorientowanym wzrokiem na ten dziwny Świat dookoła niego, efekt jego własnych decyzji dogonił go już teraz.

Kult – Rozmyślania wychowanka.

Lata 2015-2023 to czas, gdy nikt na wysokim stanowisku nie mógł być choćby neutralny politycznie. Prezes pan wymagał bowiem całkowitego podporządkowania decyzjom KC PiS, czyli sobie samemu. Mało tego, domagał się też dowodów wiernopoddańczych od objętych łaską swoją, choćby tak drobnych, jak klakierskie wpisy w mediach społecznościowych, czy darowizna na kampanię PiS. Dotyczy to nie tylko prokuratury, sądów i mediów publicznych, przekształcanych krok po kroku w partyjną przybudówkę pozbawioną „wrogiego ideologicznie elementu” w sektorze decyzyjnym, ale też wszelkich spółek skarbu państwa. Paradoksalnie, nawet na poziomie eksperckim, brak podpórki ideologicznej powodował usunięcie pracownika z kierowniczej funkcji. Znam takie sytuacje z pierwszej ręki, np. mój brat przez brak introdukcji u człowieka Ziobry, wkrótce po przyjęciu na stanowisko kierownika projektu, dostawać zaczął od niego pogróżki, a że nie czuł specjalnego przywiązania do spółek państwowych, dociągnął do okresu chronionego w kontrakcie, by z radością skorzystać z dobrodziejstw przysługujących mu z tytułu odprawy i odszkodowania za zakaz pracy dla konkurencji. Brat nie brat, ale pytanie brzmi: KTO MIAŁBY BRONIĆ UKŁADU KACZYŃSKIEGO, skoro nie tolerował w nim nikogo spoza grona zależnych od siebie partyjnioków?

VooVoo – Beztrosko.

Abstrahując od polityki, jestem przekonany, że znalazłbym sporo ludzi, którzy by mi powiedzieli: „Też mi tragedia…, czas władzy i spełnienia życzeń!” Jednak jeśli się zastanowić, to nawet zbyt posłuszne dziecko staje się z czasem nieszczęściem, bo nie jest w stanie podejmować samodzielnych decyzji, gdy osiągnie odpowiedni wiek. Nie mówiąc już o zbyt uległej partnerce/ zbyt uległym partnerze życiowym. Zupełnie już nie potrafię sobie wyobrazić kontrolującego wszystko przełożonego w pracy, z którym konsultować należy przysłowiowy sposób trzymania długopisu. Najciekawsze jest jednak to, że mimo to, tylu ludzi ulega pokusie takiego właśnie układu sił, a gdy się orientują, po pierwsze jest za późno, by coś zmienić, a po drugie, nadal mogą nie mieć świadomości, że zbliżająca się katastrofa jest ich zasługą. Ci, którzy mają problem nadmiernej kontroli, mają też kłopot ze zmianą. Nawet, jeżeli przeczytają ten felieton 🙂

153. Oblicza patologii – Barbara Kamińska.

„Głupi niedźwiedziu, gdybyś w mateczniku siedział,
nigdy by się o tobie Wojski nie dowiedział!”

Adam Mickiewicz, „Pan Tadeusz”.

Z wyglądu – dziewczyna z patologii, tyle że ubrana w lepsze ciuchy, sprawia wrażenie utrzymanki, choć sama zarabia całkiem nieźle. Jest sędziną, a właściwie neosendziną, awansowaną przez małżeńską koneksję ze skazanym partyjniokiem z PiS. Jędzowaty wyraz twarzy, na który nałożona została maska zrozpaczonej Madonny z piety. Z zachowania jest to stosująca partyjną nowomowę propagandystka (używa zgodnych z partyjnym przekazem dnia sformułowań, jak np. „koalicja 13 grudnia” o koalicji rządowej).

Jacek Skubikowski – Jedyny hotel w mieście.

Tak w skrócie mógłbym opisać panią Barbarę Kamińską, drugą żonę prawomocnie skazanego Mariusza Kamińskiego. Ta przybierająca przed kamerami smutno-zołzowate minki cwaniara wyłudza od października 2023 pensję sędziowską, bo wtedy właśnie, po przegranych przez PiS wyborach, uciekła na L-4. Zgodnie z prawem, nie można takiej osoby zwolnić, ale oczywiście wyłudzanie zwolnień jest przestępstwem i teoretycznie można je ścigać, zwłaszcza że będąc na zwolnieniu bierze udział w publicznych wiecach politycznych. W wypadku jednak sędzi, wyłudzenie jest najmniejszą szkodą, jaką wyrządza ona społeczeństwu, bo spadają z wokandy sprawy, które powinny być przez nią rozstrzygnięte. W szczególnym zaś wypadku, gdy oskarżony przebywa w areszcie, jego przetrzymywanie BEZ WYROKU przedłuża się! Bez wyjaśnienia, czy człowiek ten jest winny, czy nie (może być zatem niewinny)! Tylko dlatego, że awansowana za zasługi partyjne męża pospolita zbrodniara sądowa uciekła na L-4!

Trio – Da, da, da.

Można zatem powiedzieć, że neosędzia Kamińska ze skazanym dobrali się w korcu maku kupie obornika, bo przecież Mariusz K. próbował pozbawić wolności niewinne osoby, fabrykując dowody rzekomych przestępstw. Nie tylko w najsłynniejszej sprawie Andrzeja Leppera, ale też w wypadku Dominiki Marczuk-Pazury i innych. Wszystko z wyjątkowo nędznych i podłych pobudek: kariery partyjnej i żądzy władzy.

Oświadczam niniejszym, że gotów jestem przyjąć na klatę każdą, najbardziej nawet płaczliwą minkę drugiej żony skazanego ex-posła, pana Mariusza, nie przyczyni się ona do spadku mego apetytu, ni złego snu. Właściwie to do śmiechu pobudza mnie ta żenująco słaba gra aktorska Baśki z L-4. Bardzo bym chciał, by dołączyła ona do swego małżonka, ale nie będąc prawnikiem nie wiem, jakie są na to szanse. Na razie może się cieszyć pokrętłem termostatu, zabawkami erotycznymi, a wkrótce, być może, jakimś mniej rozpitym od Mariusza pocieszycielem.

P.S.

Czytaliście, na jakiej podstawie dokonano aresztowania Leppera? To poczytajcie klikając tu, w ten link!

Mem zaczerpnięty z portalu Sekcja Gimnastyczna.

152. Wieczorem, 9-tego stycznia, zmarzł I sekretarz KC PiS, prezes Wolski, towarzysz Kaczyński, znany też jako Breżniew.

No i się całkiem porobiło Breżniewowi. Stwierdził, że policja powinna być na Żoliborzu, a nie pilnować więźniów w areszcie. A wiecie, dlaczego tam? Bo prezes pan opuszczając swą dzielnicę widział grupy zakapturzonych młodych ludzi! Zima, dyszka mrozu, a on dostrzegł zagrożenie w kapturach! Jeszcze bardziej mnie rozbawiło, że domagał się, by mu po nocy pokazywać, w jakich warunkach przebywają osadzeni. Czujecie klimat? Przez cały ten czas, gdy okupował stworzony przez siebie i dla siebie stołek wicepremiera d/s bezpieczeństwa ani razu nie zainteresował się warunkami panującymi w areszcie na Grochowie, a teraz nagle się zaktywizował i pognał w ciemną noc! Jak to utrata władzy potrafi głowie płatać figle! Pełnia była, czy ki czort?!

Lady Pank – Minus 10 w Rio.

Tej samej nocy i zupełnym przypadkiem w tym samym miejscu towarzysz Czarnek (zawołanie rodowe: „Myśmy nie takie numery w Kole robili”) uderzył w wysoki ton (ja bym tu od razu dawał gis) i pisnął lekutko: „Trzeba złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez policję, która nie wpuściła nas na komisariat (ooooo…!!!). SIŁĄ NAS TRZYMALI NA MROZIE!” Powiem Wam, że tu mi Przemek zaimponił, bo poziomem absurdu dogonił Iwana Bezdomnego (Mistrz i Małgorzata), który w koszuli nocnej z ikoną na szyi oraz gromnicą i krzyżem w dłoniach szwendał się po Moskwie, a po zamknięciu w klinice psychiatrycznej domagał się kategorycznie wysłania patrolu motocyklowego z cekaemem w celu aresztowania Wolanda. Powiecie, że przecież aż tak go jeszcze nie po’ebało (takie niedomówienie), ale ja nie jestem wcale tego taki pewny: Polazł w nocy na mróz i założył, że wpuszczą go na komisariat, by mógł wizytować policyjny areszt. Panie Czarnek, jakiś porządek musi być, najpierw trzeba zdobyć nakaz aresztowania! I to nie można z nim przyleźć o każdej porze. Idź pan nynu do łóżeczka, a jak formalności będą załatwione, to zjawi się patrol o 6-tej nad ranem i będzie wtedy można zobaczyć areszt, a właściwie jego część.

Tom Waits– Innocent When You Dream.

My tu gadu gadu, a czy to przez przypadek nie było tak, że nakaz doprowadzenia do aresztu Mariusza K. i Macieja W. wydał sąd po uprawomocnieniu wyroku i wygaszeniu mandatu poselskiego? I że panowie mieli normalny proces, odpowiadali z wolnej stopy, mieli adwokata, prawo do obrony, że mimo możliwości mataczenia udowodniono im fałszowanie dokumentów i nielegalną prowokację w celu uwięzienia człowieka za zbrodnię, której nie popełnił? Nie no, tak z ciekawości Was pytam, bo przecież Anżej Sebastian słowem się o tym nie zająknie. Umówmy się: Gdyby chciał, mógłby przestępców ułaskawić i zakończyć ten cyrk, w dodatku zupełnie zgodnie z prawem i swoimi kompetencjami. Nie zrobił tego, bo musi rozegrać GAMBIT BREŻNIEWA! Osadzeni mieliby się stać męczennikami za partię. Dla tych, co nie grają w szachy, gambitem nazywamy poświęcenie figury dla uzyskania dogodnej pozycji. W wypadku Anżeja jest to zdaje się „na klęczkach i do buzi”, chociaż chciałbym się mylić. W każdym razie, panowie M.K. i M.W. zostali wystawieni przez szefa na przynętę. Każdy ma takiego szefa, jakiego sobie wybiera!

Father Ted – Modlitwa ojca Dougala.

Przy okazji: Jeden ze skazanych (ten z twarzą zniszczoną przez wieloletnie nadużywanie alkoholu) poprosił o modlitwę, bo będzie głodował, co mnie przesadnie nie dziwi, wczoraj mógł dać w szyję u samego prezydenta, to od samej możliwości jeść się odechciewa! W każdym bądź razie na filmie powyżej pomodlił się już ojciec Dougal, na skazanych partyjnioków powinno wystarczyć. Muć się za nami grzecznymi, ramen!