161. Nic tak nie boli, jak lustro.

Wielkanoc zakończyłem seansem filmowym. Skorzystałem z nieobecności małżonki mej Świechny, by obejrzeć film, który od wielu lat czekał u mnie na półce. Wiedziałem, że ze względu na szeroko komentowaną brutalność obrazu, seans taki nie dawałby jej radości, natomiast ja w związku z tematem, nad którym pracuję, chciałem zobaczyć, jak go pokazywali inni twórcy.

Autor zabiera nas na jeden specjalny dzień do raczej prowincjonalnego, niż dużego miasta. Szóstoklasiści kończą podstawówkę i mają odebrać świadectwa. Od samego początku filmowi towarzyszy aura dreszczowca. Dziecięcy bohaterowie zachowują się nienormatywnie i od razu czujemy, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Dziewczynka z „dobrego domu” z cechami perfekcjonizmu przed wyjściem do szkoły celowo bierze w usta wrzątek, kontrolując reakcję na ból. Chłopiec, również z „dobrego domu”, gdzie nie ma biedy (choć luksusu też nie ma) wzorowo wypełnia zrzucony na niego obowiązek opieki nad niepełnosprawnym ojcem, by na zakończenie go pobić, właściwie nie wiadomo czemu. Trzeci bohater pochodzi z domu ubogiego, śpi w pokoju z bratem, który jest jeszcze niemowlakiem, więc siłą rzeczy musi się nim zajmować, gdy mały się obudzi i zacznie płakać. Dom utrzymuje ich najstarszy brat. Scena pokazuje jednoznacznie, że matka w ogóle nie spełnia obowiązków rodzicielskich, nie potrafi obronić średniego syna przed przemocą starszego, nie potrafi zarobić na utrzymanie rodziny, więc wypiera wszystko ze świadomości, biorąc się za prace domowe i nakazując niesłuchającym jej synom, by również robili, co do nich należy. Ojca, jak to często bywa, nie ma wcale, nie ma go tak bardzo, że nie wiadomo nawet, czy żyje.

Nieźle, prawda? Jest jeszcze szkoła, gdzie w dniu rozdania świadectw nagrodzeni zostają dobrzy uczniowie, a ci gorsi słyszą w przemówieniu pani dyrektor „cytat wychowawczy”, w którym piętnuje się głupich, mądrym radząc unikanie ich i przedstawiając ich towarzystwo, jako największe nieszczęście. Szkoła zalecająca wykluczenie tych mniej zdolnych – sam miód! Na dodatek jest nudny, sztampowy i koślawy program artystyczny, oczywiście o wakacjach, których co najmniej dwóch z trojga głównych bohaterów mieć nie będzie. Trzy różne domy plus szkoła, miejsca, gdzie dziecko powinno mieć wsparcie, a jest w najlepszym razie brak umiejętności wychowawczych. Do tego dochodzi akcja poprowadzona jak w najlepszym horrorze: Wiemy, że coś jest nie tak, ale nie wiemy dokładnie co będzie miało decydujące znaczenie i nie spodziewamy się, z której strony padnie cios. Mamy więc ojca, który kompletnie nie respektuje prawa córki do prywatności, wchodząc do zajętej przez nią łazienki bez pukania, mamy dzieci szantażujące się wzajemnie, stosujące wobec siebie przemoc i groźby karalne, mamy dziewczynę, która została tak upośledzona społecznie przez najbliższych, że nawet nie wie, jak zagadać do chłopaka, który jej się podoba, więc szkoli się u doświadczonej koleżanki, która ją wyposaża w instrukcje i kondoma oraz umawia parę w odosobnionym miejscu, mamy wreszcie kilkulatka pozostawionego kompletnie bez opieki w centrum handlowym – ktoś poszedł sobie na zakupy i by malec nie przeszkadzał, wsadził/ wsadziła go do samochodu zabawki. Dorośli kompletnie nie ogarniają kuwety.

Spojleruję, tak, wiem że spojleruję, choć nie całkiem, bo uważny obserwator zauważy, że nie podałem tytułu filmu, ani jego kulminacyjnych momentów. Nie mam wyrzutów sumienia, bo każda jego recenzja zawierała zwrot oznaczający końcową tragedię. Każdy, kto chciał go obejrzeć, dostawał spojler w pakiecie – od krytyków, którzy by się chyba zesrali, gdyby nie mogli spalić filmu, który nie bardzo zrozumieli, ale bardzo się chcieli na jego temat wypowiedzieć. W jednym zdaniu oskarżali autora o stereotypowe sugestie przyczyny tragedii (bieda, patologia, gry komputerowe, zagrożenia związane z siecią i hejtem oraz szantażem internetowym), by w następnym narzekać, że ani geneza dramatycznego finału, ani jego konsekwencje nie zostały wyjaśnione. Typowa reakcja ludzi, którzy zobaczyli lustro, zobaczyli sposób, w jaki wychowywali swoje dzieci, bądź miejsca, w których sami byli wychowani. To nie jest brak wiedzy. To nie jest też głupota. To mechanizm obronny mający na celu oddalenie od siebie przemyśleń związanych z błędami wychowawczymi (własnymi, swoich rodziców, opiekunów), oraz braku reakcji na krzywdę dzieci i młodzieży, czy wręcz jej pogłębianie. Taka jest moja koncepcja, tak ja to widzę, jak śpiewał Kazik Staszewski.

Kult – Elektryczne nożyce.

Cywilizowana Europa wśród rodzajów przemocy, prócz fizycznej, psychicznej i seksualnej wymienia STANDARDOWO obciążanie dzieci obowiązkami dorosłych, obowiązkami ponad ich możliwości fizyczne i psychiczne. W Polsce ten ostatni rodzaj przemocy nadal w kręgach konserwatywnych i kryptokonserwatywnych przedstawiany jest, jako kształtujący charakter element wychowawczy. W takim razie zapraszam na dziecięce oddziały psychiatryczne, na sale samobójców, samookaleczeń i innych zaburzeń kontroli typu anoreksja. I wtedy możemy pogadać o tym, jak to świetnie jest zrzucić na dziecko opiekę nad kalekim rodzicem, bądź chorym psychicznie rodzeństwem, ewentualnie jak to super zajebiście jest wymagać od dziecka, by było we wszystkim co robi doskonałe. I zachęcam do szybkich odwiedzin na takim oddziale, nim dziecko dokona udanej próby samobójstwa.

Kult – Rozmyślania wychowanka.

Dobrze, tyle moich emocji, zachęcam do kliknięcia w ten link, który przeniesie Was na stronę filmweb, gdzie znajdziecie TYTUŁ FILMU oraz gównoburzę na forum, choć mimo to znalazła się tam i dość celna recenzja pana Piotra Czerkawskiego pod tytułem „Uderzenie prosto w twarz” – polecam. Jak już pisałem, zakończenie i tak zostało zdemaskowane przez krytyków i krytykantów, więc każdy, kto zdecyduje się go obejrzeć, może się skupić na wyłapywaniu przedstawionych w nim mechanizmów psychologicznych i patologii. No i oczywiście, A JAKŻE, niemiłych dla komfortu psychicznego momentów deja vu.

Róże Europy – Stańcie przed lustrami.

Na zakończenie wytłumaczę się ze swojego gniewu. Film pokazujący realia zostaje odsądzony od czci i wiary, podczas gdy na stronie filmweb znajduje się też opis totalnie patologicznego filmu „Piła” (Saw) – kliknij tu, by poczytać, którego treść stanowią sadystyczne fantazje autorów scenariusza. O dziwo ten film jest przez widzów chwalony, a tam naprawdę nie ma nic poza perwersją i dewiacją, więc nikt się nie dowie, skąd się to bestialstwo wzięło. Nie ma tu żadnych obserwacji społecznych, za to jest dużo krwi, a zboczony sadysta w niczym nie przypomina tatusia, mamusi, cioci, wujka, sąsiadki, sąsiada, pani ze szkoły, bo film w żadnym miejscu nie przypomina rzeczywistości, więc nie ma się czego bać, nie ma się czego wstydzić, ani nad czym zastanawiać. Nie ma to, jak zbić lustro i zanurzyć się w fantazjach. Nic tak bowiem nie boli, jak zwierciadełko, w którym można zobaczyć siebie i bliskich. Irytuje mnie to tchórzostwo. Kompletny brak odwagi cywilnej!

23 myśli w temacie “161. Nic tak nie boli, jak lustro.”

  1. Wychowanie dzieci to złożony proces który nie zawsze wychodzi mimo najlepszych chęci i starań. Czy te przypadki nie powinny być skontrastowane jakimś filmem o upadki dziecka mimo heroicznych starań („Ballada o Januszku się kłania”) czy zapewnienia mu znakomitych warunków nie tylko materialnych?
    Mam wrażenie Wolandzie że twój wpis obciążony jest bardzo jednostronną optyką i nieco ocieka arogancją. Patrzysz na wychowanie dzieci przez pryzmat ekstremów i patologii.

    Polubienie

    1. Jak rozumiesz zwrot „ODPOWIEDZIALNOŚĆ RODZICÓW ZA WYCHOWANIE DZIECKA”? Bo ktoś takiego Januszka wychował, a teraz nie chce za to wziąć odpowiedzialności. JAk mówi stare przysłowie pszczół: dobrymi chęciami piekło wybrukowane. Skoro mamy patologiczne społeczeństwo, to patrzę przez pryzmat patologii, a nie bezpiecznej bańki „dobrego domu”, gdzie siedzą obojętni, zarozumiali tchórze, którzy boją się obejrzeć choćby film, by im nic nie zakłócało strefy komfortu.
      Najbardziej mierzi mnie to, że rodzic znajdzie sobie sto tysięcy usprawiedliwień, dlaczego w procesie wychowawczym zachowywał się jak siurek, winę za swoje błędy wychowawcze zrzucając na dziecko. Ono nie ma usprawiedliwień, takie to popierdolone się urodziło i co miał biedny dorosły zrobić?! https://youtu.be/FJkGGtyfKbI?si=vD10j2w5aGVjoIpd

      Polubienie

      1. „Skoro mamy patologiczne społeczeństwo, to patrzę przez pryzmat patologii”
        Mamy? Ja mam dzieci i na co dzień spotykam się z rodzicami dzieci. Owszem zdarzają się przypadki patologii ale są wyjątkami a nie regułą. I są mi znane przypadki zarówno udanego życia po wychowaniu w silnie patologicznym domu jak i totalnie zwichrowanego kryminału z zupełnie porządnego domu. Tylko że to znowu wyjątki. Większość jest nudnie przeciętna z przeciętnymi problemami i zwyczajnymi próbami ich rozwiązania.
        I nie uważam żeby dzieci były w 100% kształtowane przez rodziców.

        Polubienie

        1. @Marchewa, gdy będziesz mieć kontakt z wirusem HIV, to masz z grubsza 3 możliwości:

          1.Twój organizm pokona wirusa.

          2.Zostaniesz nosicielem.

          3.Zachorujesz.

          W wypadku 3 również przebieg choroby będzie różny w zależności od możliwości obronnych organizmu, jak i cech indywidualnych.

          Dokładnie to samo jest w wypadku kontaktu z patologią, tylko że jest jeszcze więcej możliwości, możesz załapać regularne PTSD, a może z Ciebie wyrosnąć zwykły pracoholik z zaburzeniami kontroli, który po prostu nie daje żyć rodzinie, bo wszystko wie i potrafi najlepiej, więc mi nie mów, że znasz takie i takie przypadki, bo dziwne by było, gdybyś nie znał, tyle że to o niczym nie świadczy. Możesz też nie wykazywać cech chorobowych, za to przenosić patologiczny wzorzec, a jeśli byłeś odpowiednio uodporniony przez wychowanie, bądź terapię, to w ogóle choroba Cię ominie.

          Jedno jest pewne: Ponieważ, jak napisałeś, wychowanie jest sprawą złożoną i skomplikowaną, to dobrze jest korzystać ze zdobyczy psychologii dziecięcej, dokształcać się, zwłaszcza w temacie konsekwencji popularnych błędów wychowawczych, zamiast zgadywać, nadymać się i twierdzić, że „ja to nie muszę zmieniać postępowania, bo mam tysiąc wymówek, za to moje dziecko to chuj i Januszek i zawiodłem się na nim”. No jak mi nie żal, jeszcze bym kopa w dupę zapalił takiemu rodzicowi, gdyby to było legalne. Jeszcze się nie spotkałem z przypadkiem, by rodzic się zastanawiał, czy dziecko się na nim nie zawiodło, on ma zawsze wytłumaczenie.

          Polubienie

        2. Mam niebezpieczne wrażenie że własna terapia którą zapewne przeszedłeś (jeśli nie to przepraszam ale wykazujesz cechy osoby po terapii) sprawiła że masz bardzo „ewangelizacyjne” podejście do ludzi. Dla ciebie nie ma zdrowych a tylko niezdiagnozowani. Współczuje choć poniekąd rozumiem.
          Większość rodziców od pokoleń nie korzysta z podręczników czy teorii. I jakoś sobie radzą. Najbardziej uszkodzony psychicznie dzieciak jakiego spotkałem wyszedł spod ręki taty psychologa i mamy socjolog. Więc kompetencje formalne i lektura przewodników IMHO niewiele dają.
          A patologia owszem zdarza się. Ale w skali moich dzieci to były 1-2 dzieciaki na 25-30 osobową klasę podstawówki. A problemy psychiczne jakoś tak (obserwacja nie mam badań) dziwnie częściej zdarzają się w większych ośrodkach o dużym stopniu zindywidualizowania i atomizacji.

          Polubienie

        3. Kompetencje formalne i lektura przewodników IMHO niewiele dają, podobnie jak kompetencje formalne fizjoterapeuty dają niewiele. Trzeba jeszcze tą wiedzę stosować (w wypadku fizjoterapeuty – wykonywać ćwiczenia),bo istnieje ogromna pokusa wykorzystania wiedzy psychologicznej w celu manipulacji, a nie dobra dziecka.
          W wypadku zaburzeń psychicznych kwestią nadrzędną jest, czy przeszkadzają one w życiu, bo jeżeli nie, to nie ma po co się nimi zajmować, można sobie być nienormatywnym. Zresztą podobnie jest w kwestii zdrowia somatycznego. Możesz sobie mieć jakąś nienormatywność, ale jeśli ona nie przeszkadza w życiu, to nie ma sensu się tym zajmować. I w tym właśnie kontekście, jeśli cos przeszkadza w życiu, to się tym zajmować NALEŻY. Terapia zaś nie jest niczym wstydliwym, bo jest rzeczą pozbawioną racjonalności unikanie terapii, jeżeli zaburzenie przeszkadza w życiu. Jak masz jedną nogę krótszą o 10cm od drugiej, to też idziesz na terapię i nikt cię nie przeprasza za słowa „byłeś na terapii”.
          Większość rodziców od pokoleń nie korzysta z podręczników, podobnie większość rodziców nie czyta książek, nie odróżnia Bacha od Beethovena i nie potrafi udowodnić twierdzenia Pitagorasa – i też sobie jakoś radzą. Malo tego, jeszcze przed wojną większość rodziców zamiast do lekarza szła do szeptuchy, czy innego znachora i też sobie jakoś radziła. Chujowo bo chujowo, ale zawsze to JAKOŚ.
          Nie wiem, jaka jest Twoja definicja patologii. Bo dla mnie rodzic sprawdzający, czy dziecko ma podkreślone na kolorowo tematy lekcji w zeszycie, to też jest patologia. Moja małżonka pracowała w dziecięcym szpitalu psychiatrycznym, jako nauczycielka angielskiego – 90% anorektyczek, to były perfekcjonistki.
          Mówisz, że zdaje Ci się, że problemy psychiczne zdarzają się głównie w większych ośrodkach? Hmmm…, a pracowałeś w mniejszym ośrodku? Bo brzmisz, jakbyś nie widział w życiu patologii popegeerowskiej. Gdy ktoś nie trafia na terapię, bo otoczenie ma to w dupie, to wcale nie znaczy, że nie ma problemów psychicznych. W miejscowości, w której zbieram materiały na mój projekt, znam np. faceta, który na terapię trafił dopiero, gdy sobie uciął dłoń siekierą, a inny, dziś już nieżyjący facet trafił na terapię dopiero, gdy go przyłapali na zoofilii, choć za butelkę wódki byłby skłonny wbić głową gwóźdź w ścianę, a przynajmniej by spróbował.

          Polubienie

        4. @Woland
          „Nie wiem, jaka jest Twoja definicja patologii. Bo dla mnie rodzic sprawdzający, czy dziecko ma podkreślone na kolorowo tematy lekcji w zeszycie, to też jest patologia. ”
          W takim razie współczuję. Wracamy do skłonności „ewangelizacyjnych”. Nie ma zdrowych tylko niezdiagnozowani.

          „Większość rodziców od pokoleń nie korzysta z podręczników, podobnie większość rodziców nie czyta książek, nie odróżnia Bacha od Beethovena i nie potrafi udowodnić twierdzenia Pitagorasa – i też sobie jakoś radzą.”
          Ba śmiem nawet twierdzić że radzą sobie całkiem dobrze.

          „Moja małżonka pracowała w dziecięcym szpitalu psychiatrycznym, jako nauczycielka angielskiego – 90% anorektyczek, to były perfekcjonistki.”
          W twoich tekstach bardzo silne jest doświadczenie osobiste i to się chwali ale zwracam uwagę że jego specyfika nieszczególnie uprawnia cię do uogólnień.

          „W miejscowości, w której zbieram materiały na mój projekt, znam np. faceta, który na terapię trafił dopiero, gdy sobie uciął dłoń siekierą, a inny, dziś już nieżyjący facet trafił na terapię dopiero, gdy go przyłapali na zoofilii, choć za butelkę wódki byłby skłonny wbić głową gwóźdź w ścianę, a przynajmniej by spróbował. ”
          W każdym środowisku istnieją ludzie chorzy, także chorzy psychicznie. Nieszczególnie dowodzi to dla mnie czegokolwiek.

          „Terapia zaś nie jest niczym wstydliwym, bo jest rzeczą pozbawioną racjonalności unikanie terapii, jeżeli zaburzenie przeszkadza w życiu.”
          Oczywiście ale też nie udawajmy że większość „terapii” ma cokolwiek wspólnego z leczeniem czegokolwiek. Metodologii są dziesiątki podstawy naukowe są… cóż w większości przypadków dość wątłe. Homoseksualizm został wykreślony z listy chorób psychicznych w 73 w USA bo tak ustaliło jakieś stowarzyszenie psychiatrów. Żyjemy w świecie w którym „choroby psychiczne” po trochu wybiera się w głosowaniu. Dla mnie wolnoć Tomku jeśli komuś pomaga powinien z terapii korzystać. Ale też nie udawajmy że to panaceum.

          Polubienie

        5. No jasne @Marchewa, a najlepiej to sobie radzili ci, którzy latami zamiast lekarza, słuchali szeptuchy i znachora, dziś wypierani przez internetowych szurów. Prawdopodobnie dlatego, że nie miałeś nigdy w życiu nic wspólnego z procesem uznawania, bądź nieuznawania nienormatywności za chorobę, wydaje ci się, że to się robi przez głosowanie, jak u Ciebie na blogu: kto kogo przekrzyczy. Otóż nie, @Marchewa, decyzję podejmowano na podstawie wyników badań i obserwacji, także tych prowadzonych w szpitalach psychiatrycznych, gdy homoseksualizm był uznawany za chorobę i próbowano go tam leczyć. A wam się, chłopcy z netu, zdawało że to tak, kto kogo przekrzyczy? Oj, głuptaski, trzeba najpierw zdobyć jakąś wiedzę w temacie!
          Może się dziwisz @Marchewa, dlaczego nagle zacząłem Cię atakować personalnie. Cóż…, cierpliwie czekałem, aż powiesz coś w temacie felietonu. Bezcelowo, okazało się to dla Ciebie zbyt dużym wysiłkiem intelektualnym i ani jednym zdaniem nie zahaczyłeś o temat (sprawdź sobie swoje komentarze). Cierpliwie znosiłem i konsekwentnie ignorowałem Twoje uwagi personalne składające się z konfabulacji na temat kim jestem i co przeszedłem. Gdybyś na egzaminie miał zreferować temat poruszony w felietonie i robiłbyś to tak, jak tutaj, po trzeciej takiej odpowiedzi dostałbyś ocenę niedostateczną i zaproszenie na termin poprawkowy egzaminu, jak już się nauczysz mówić na temat. Ja mogę być ręcznym zwijaczem sprężyn po udarze mózgu albo testerem w laboratorium organoleptycznego określania właściwości fizycznych próbek wzbogaconego uranu, a i tak na Twoją argumentację to wystarcza. To tak w skrócie dlaczego tym razem argumentem ad personam odpowiedziałem na argument ad personam.
          Jest jednak jedna pozytywna rzecz wynikająca z tej wymiany zdań nie na temat. Otóż wynikły z niej dwie arcyciekawe kwestie: sprawa „skłonności ewangelizacyjnych” oraz zaburzenia kontroli (w tym perfekcjonizm) i mój następny felieton będzie o traktował o tych zagadnieniach, gdyż w komentarzach nie ma na to miejsca.

          Polubienie

        6. Jak to często bywa, okazało się, że gdy Ty rzucasz argumenty ad personam, są one bardzo w porządku, a gdy dostajesz adekwatną odpowiedź, to już zdecydowanie nie są. Cóż, @Marchewa, nawet nie wiesz, ilu ja takich niewinnych komentatorów w ten sposób skrzywdziłem, nawet ja nie potrafię ich policzyć.

          Polubienie

  2. 1. Przez film nie przebrnąłem. Jak przez dziesiątki innych polskich produkcji.
    2. Lustra i katoptromancja są niebezpieczne , wie o tym doskonale Babcia Weatherwax vide „Wyprawa Czarownic” Mistrza T.P.
    3. Będę teraz przez Ciebie słuchał dwóch pierwszych LP Róż Europy. Bardzo lubię choć są dość koszmarnie zrealizowane
    3. Polska szkoła to dno a mnóstwo homonidów nie powinno mieć dzieci.
    4. Nijak nie mogę przyzwyczaić się do „spoilowania” zamiast zdradzania/ ujawniania treści czy zakończenia. Choć wiem , że jezyk jest tworem najżywszym.
    5.Seansu Piły też nie przetrwałem
    6.Filmweb w części recenzjikomentarzydyskusji koszmarnie się skasztanił.
    7. Psychiatria dziecięca w Bolandzie leży. Mało specjalistów. Niestety mnóstwo przyszłych lekarzy nie decyduje się pracować z niepełnoletnimi bo dochodzi do tego interakcja z gęstoczęsto pojebanymi rodzicielami , którzy płacąc 250złych za wizytę oczekują natychmiastowych efektów i nie widzą belki w oku swoim

    Polubienie

    1. 1.Bo film był ciężki w tematyce i miał fatalny dźwięk, ale to tylko 80 minut, więc jeśli kogoś interesuje temat, to się wciągnie.

      2.Wie także nasz poczciwy Bazyliszek. Trzeba wiedzieć, jak z nich korzystać.

      3.Musisz z tym jakoś żyć, ważne, byś nie śpiewał „Młode koty noszą wykrochmalone kołnierzyki” w miejscach publicznych i na Jowisza, nigdy „List do Gertrudy Burgund” przy Plugawym Krystynie.

      4.Jestem podobnego zdania. Polski system edukacji utkwił gdzieś w latach siedemdziesiątych i choć gdzieniegdzie są przyczółki nowoczesności, to jednak znaj proporcjum, mocium panie. A rodzice…, cóż, taki eksperyment: wybierzmy najbardziej nielubianego sąsiada i oceńmy, czy to dobrze, że stara się o dzieci. 😉

      5.Gdybym to ja decydował, wysłałbym autora scenariusza Piły na dwuletnią obserwację psychiatryczną.

      6.Dopóki nie poznałem małżonki mej Świechny, to nawet nie wiedziałem co znaczy słowo „spoiler” w kontekście opowiadania o filmie.

      7.Nie mam zbyt dużego porównania, bo rzadko śledzę forum filmweba, ale w tym konkretnym przypadku była niezła kupa, stolec, kał.

      8.Zarówno psychiatria, jak psychologia dziecięca, to temat na cały nowy blog. Marnym pocieszeniem jest, że w Irlandii jest pod tym względem chyba jeszcze gorzej.

      Polubienie

  3. Któraśtam „Piła” kiedyś mi sie napatoczyła, ale większość filmu przesiedziałam z zamkniętymi oczami. Nie znosze przemocy, a ten film sie z niej składał.
    Dziś w radio była audycja o przemocy ginekologicznej. To straszne jak kobiety bywają, i to czesto, traktowane podczas porodu. Od komentowania wygladu, przez hasła „NIe drzec się, tylko przeć” az po brak znieczulenia przy zszywaniu krocza. Nie dziwota, że kobiety nie chcą rodzić.

    Polubienie

    1. Ale to całkiem dobrze się składa, że przesiedziałaś z zamkniętymi oczami: znam lepsze formy spędzania czasu, niż oglądanie filmu „Piła” i właśnie wśród nich jest odpoczynek z zamkniętymi oczami 🙂

      Polubienie

  4. Filmu nie oglądałam, nie mogę ocenić jego zawartości merytorycznej, poruszę więc tylko kwestię nożyc, które się odzywają, gdy walniesz pięścią w stół. Tak jak wielokrotnie to pisaliśmy, ja i Ty, w różnych kontekstach, komentatorzy najpierw filtrują temat przez refleksję „czy jak tak robię/robiłem, czy nie”. Jeśli okazuje się, że i owszem, następuje próba racjonalizacji swojego zachowania, gardłowanie, obrona pozycji nie do obrony, wycieczki prywatne, zasłanianie się niepamięcią, albo w drugą stronę, hiperpamięcią, która łączy w sensowną opowieść wszystkie rozsypane bierki. O ile mądrzej byłoby pójść za biblijnym „idź i nie grzesz więcej”. Prosta zasada, ale jak to bywa z prostymi zasadami, trudno ją zastosować.

    Polubienie

    1. Zasada „idź i nie grzesz więcej” jest na tyle mądra, że stosują ją także terapeuci, tak moderując terapię, by jej istota zawierała się w określeniu czynników pomocnych w rozwiązaniu problemu, a nie w rozważaniach o pierwotnej jego przyczynie. Jeżeli pacjent z PTSD był wychowany w patologicznej rodzinie, to to już się stało i nijak się nie odwróci, natomiast należy się zastanowić, co może zrobić, by sobie pomóc.

      Do filmu daleko nie masz, wystarczy gdy sięgniesz na półkę 😉

      Polubione przez 1 osoba

  5. Chciałem tylko zwrócić Twoją uwagę na fakt, że KAŻDY rodzic, nawet najlepszy, popełnia też błędy, nieraz w najlepszej wierze. I KAŻDY z tych błędów może wywołać w dziecku traumę na resztę życia.

    Kiedyś, gdy byłem jeszcze bardzo młody, również w rozmowie z wujkiem skrytykowałem metody wychowawcze jednego z moich znajomych. Nie zapomnę jego reakcji. Z całą powagą zachęcił mnie do tej krytyki. Na końcu dodał: „Korzystaj ze swej mądrości, póki nie masz własnych dzieci. Gdy tylko pojawią się na świecie, przestaniesz być taki mądry”. I, psiakość, miał 100% racji.

    Polubienie

    1. Tylko nie wiem dlaczego zwracasz mi uwagę na to, że każdy rodzic, nawet najlepszy, popełnia błędy wychowawcze, skoro o tym doskonale wiem. Problem polega na tym, że tak wielu rodziców, mimo iż wychowanie jest trudne, ma w dupie jakiekolwiek korekty swojego postępowania, które nawet nie wynika z troski o dziecko, a z własnego wygodnictwa. „Dobra Mamusia” zjebie dziecko w sklepie, bo zostało zwabione specjalnie do tego celu przygotowaną wystawą z zabawkami lub ze słodyczami i jeszcze zwali na nie winę na beznadziejną organizację swojego własnego czasu mówiąc „przez ciebie się spóźnię do dentysty”, jakby miała za mało mózgu, by wiedzieć, że to jest dziecko i zawsze podejdzie do stoiska z zabawkami. „Dobry tatuś” wydrze ryja, gdy akurat gdy ogląda wiadomości, dziecko o coś zapyta i zagłuszy mu arcyważną informację o wyniku meczu ulubionej drużyny piłkarskiej, bo kretyn nie kuma, że to akurat dobrze, że dziecko z czymś przychodzi do niego, a nie do obcego człowieka. I obydwoje, ani mamusia, ani tatuś, ani przez mgnienie sekundy nie przyjmą do wiadomości, że coś źle zrobili. Ni chuja, to dziecko takie niewdzięczne wyrosło i po osiemnastu latach słuchania, że dzieci i ryby głosu nie mają, nauczyło się i rzeczywiście z nimi nie rozmawia. Bo dziecko przecież wcale nie miało ciężko z pojebanymi rodzicami, to rodzice biedni i pełni dobrej woli mieli ciężko, a pojebany dzieciak im to jeszcze utrudniał.

      Każdy ma prawo do błędu, zwłaszcza dziecko, które się rozwija. Rodzic ma przewagę siły, doświadczenia, intelektu. I żeby było śmieszniej, za to w jaki sposób zjebał wychowanie swojego dziecka, obwinia właśnie dziecko, a nie siebie. Słyszałeś prawdopodobnie nie jeden i nie dwa razy, jak dorosły mówi do dziecka, że go zawiodło. Czy dorośli są aż takimi bezmózgami, żeby zrozumieć, iż jeśli ktoś kogoś zawiódł, to dorosły dziecko, a nie na odwrót? Zwłaszcza, że ani przez moment nie zamierzali zmienić swojego postępowania, nawet wtedy, gdy ewidentnie coś nie grało?

      Żeby było jeszcze śmieszniej, dziecko uczy się głównie przez obserwację zachowań rodziców, podczas kiedy tak wielu dorosłym się wydaje, że uczy się przez tresurę i wykonywanie poleceń.

      I na zakończenie pytanko: Jeżeli Tobie, jako konstruktorowi, ktoś zwróci uwagę na błąd konstrukcyjny, to mu odpowiadasz:

      a) dzięki, uratowałeś mi dupę, nie wiem, czy bym to wyłapał przed rozruchem, bo już się zająłem czymś innym

      b) ciesz się swoją mądrością, dopóki ty nie będziesz robić swojego projektu.

      Polubienie

  6. A, to zależy kto zwróci mi uwagę. Jeśli Pan Przemądrzały (mamy takiego w biurze), to mu odpowiadam, że tak ma być, a on jest za głupi, żeby to zrozumieć. I poprawiam po cichutku…

    Tematu nie pociągnę, bo odnoszę wrażenie, że jest dla Ciebie przykry i dotyczy Ciebie osobiście. Podchodzisz do niego bardzo emocjonalnie. W takiej sytuacji łatwo niechcący trącić niewłaściwą strunę a bezinteresowne sprawianie komuś przykrości nie leży w mojej naturze.

    Polubienie

    1. Czyli korzystasz z rady Pana Przemądrzałego i poprawiasz błąd.

      Przestępcy przeciw własnym dzieciom nie dość, że nie zamierzają żadnych błędów wychowawczych wymagających zmiany ich zachowania poprawiać, to jeszcze reagują agresją na zwrócenie im uwagi, np. będąc tępakami z trudnościami rozróżnienia psychologa od psychiatry, nie mającymi nic w życiu wspólnego z psychologią, ni psychiatrią, lżą psychologa dziecięcego, który ma 30+ pacjentów dziennie, czyli ponad 10 tysięcy rocznie, podważają jednocześnie jego kwalifikacje i nie widzą w tym nic debilnego.

      Mam nadzieję, że choć zauważyłeś zjawisko polegające na tym, że rodzic potrafi znaleźć wytłumaczenie na każdy swój wybuch agresji, czy innego patologicznego zachowania, obwiniając jednocześnie dziecko o zachowanie wynikające ze stopnia rozwojowego człowieka, nie dając ani dziecku, ani nikomu innemu prawa do jego obrony.

      Polubione przez 1 osoba

  7. Filmu nie oglądałam, natomiast obserwowałam, jak rodzice wykorzystywali dzieci, które często pracowały ponad siły w wiejskich gospodarstwach.

    Zasyłam serdeczności

    Polubienie

    1. Poruszasz tu kwestię wykorzystania fizycznego dzieci, zresztą jeżeli jesteśmy przy pracach polowych, czy gospodarczych, to często prowadzonego wbrew przepisom BHP, czy regułom ruchu drogowego lub operowania maszynami. Nie wychowywałem się na wsi, więc ten akurat element rzadko widywałem, natomiast już ośmioletnie dzieci „opiekujące się” rodzeństwem widziałem nadzwyczaj często, a czymś, co mnie doprowadziło do białej gorączki, był reportaż o facecie, którego żona była w śpiączce. Chwalił się tym, że ich syn, waśnie gdzieś w wieku ok. 8 lat, „opiekował się” matką, a komentatorzy jeszcze się tym zachwycali. Ewidentne obciążenie dziecka pracą ponad siły psychiczne i fizyczne, w Grajdołkowie nad Wisłą jest nadal gloryfikowane. Żeby się nie zdziwili, gdy dzieciak w okresie dojrzewania zacznie uciekać w narkotyki lub samookaleczenia z samobójstwem włącznie.

      Polubienie

Dodaj komentarz