106. Przełom – minimum komentarza.

Udana kontrofensywa sił zbrojnych Ukrainy rozbudziła we mnie nadzieję na pomyślne zakończenie tej wojny i odbudowę kraju w granicach sprzed 2015 roku. Był nawet moment (przez moment rozumiem moment, a nie dzień, tydzień, etc…), że poczułem euforię. Mój kolega z pracy, antyputinowski Rosjanin poinformował mnie, że obserwuje rosyjskie fora internetowe, gdzie 9/10 komentujących nie tylko domaga się ustąpienia Putina, ale chcą jego śmierci (znowu zaznaczę, że pod pojęciem śmierci rozumiem biologiczną śmierć, a nie jakąś łagodną formę typu „śmierć polityczna”). Tu nastąpił właśnie ów moment euforii, który znikł wraz z dalszym ciągiem opowieści, gdy nastąpiło wyjaśnienie, że Rosjanie do niedawna uważali, iż może i są biedni, ale za to potężni, podczas gdy Ukraińcy zburzyli mit o potędze, więc dotychczasowi piewcy Fiutina pytają: Coś robił przez 22 lata?!

Piotr Bukartyk – Wieloryb Fiutin.

W jednej chwili ostygłem. Rosjanie nie widzą zła w napaści na sąsiada, złamaniu wszelkich traktatów o wzajemnych stosunkach, nie poruszają ich zbrodnie wojenne, dziesiątki tysięcy ofiar – w tym cywile, mają gdzieś bestialstwo własnej armii, gwałty, znęcanie się tak nad jeńcami, jak i ludnością zamieszkującą okupowane tereny. Nie wzrusza ich nawet to, że ich hitlerek z KGB posłał na śmierć już około sto tysięcy własnych żołnierzy, a rosyjska gospodarka jest na progu zapaści, jakiej nie było od schyłkowych lat ZSRR. Oni chcą śmierci Putina, bo nie tylko nie udało mu się zmasakrować Ukraińców, ale to jego armia zmyka w podskokach, wołając mamusię, ojczyznę i wszystkich świętych na pomoc.

Siekiera – Śmierć i taniec.

Dzisiejsze analizy korespondentów wojennych potwierdzają te obserwacje, choć oczywiście pamiętać należy, że są to również prywatne oceny, fakty ukażą się z opóźnieniem. Mam nadzieję, że Orkowie 24-go lutego 2022 rozpoczęli marsz ku swojej zagładzie. Tymczasem media donoszą, że Rosjanie chcą więcej wojny: twardej, surowej, totalnej.

101. Nieadekwatne reakcje.

„Za miłość płacimy miłością”. Początkowo taki tytuł mi się kotłował w głowie. To oczywiście cytat z „Płatnej miłości”, czyli „In a death car” Gorana Bregowica i Iggy’ego Popa, ale z kompletnie innym tekstem.

Krzysztof Krawczyk – Płatna miłość.

Od czasu, gdy poznałem Świechnę, a 26 maja minie 5 lat, odkąd zjedliśmy pierwszy wspólny obiad i wypiliśmy pierwszą wspólną kawę, mogę się o tym codziennie przekonywać i się tym cieszyć, choć im więcej widzę, tym bardziej się przekonuję, jak niepowszechne jest to zachowanie, inaczej mówiąc, rzadko spotykane. Ot, pierwsze z brzegu „love story”:

Dziewczyna wyrwała się z patologicznej rodziny, gdzie alkohol grał pierwsze skrzypce. Jako jedyna z licznego rodzeństwa skończyła studia i uciekła za granicę, gdzie poznała ojca swoich synów. Miała sporo szczęścia, chyba nawet nie zdaje sobie sprawy ile, bo facet okazał się sumienny, pracowity, spędzający czas z rodziną. Dzieci za nim przepadają, bo poświęca im swój wolny czas grając w piłkę, zabierając na basen, wycieczki, etc.. Uważny czytelnik rozglądając się po swoim podwórku szybko zauważy, że nie jest to powszechne zachowanie tatusiów, którzy dużo częściej sądzą, że ich rola kończy się na przynoszniu wypłaty do domu – w najlepszym wypadku, bo przecież można jeszcze wypłatę przepić, wszak któż nie zna frazy „za swoje, kurwa, piję!”? Problem w tym, że ani ja, ani Świechna nie sądzimy, by bohaterka tej opowiastki to doceniała, prawdę powiedziawszy, czasem mam wrażenie, że nie kocha faceta, a swoje wybrażenie o tym, jak powinien wyglądać związek. Bo przecież wyglądać ma tak, że w domowym królestwie, to ona ma mówić, co w danym momencie trzeba zrobić. Od umeblowania i koloru ścian, po mycie naczyń. Otóż facet miał z tym ostatnim problem, więc kupił zmywarkę, co również może zadziałać przeciw niemu, bo okazuje się, że chodzi o to, żeby to ON odniósł po sobie naczynia, a nie żeby nie trzeba było ich zmywać. I może by kiedyś odniósł, tylko że dziewczyna zamiast mu je zostawić i asertywnie się tego domagać, woli sama odnieść i przez tydzień strzelać focha. I może się tu narażę paniom, ale przecież nie chodzi o przeniesienie talerzyka, kubka, noża, widelca i łyżeczki do zmywarki, ale o to, że ona tak chce, a on tego nie robi. Miała doskonały plan, w którym czysty stół odgrywał istotną rolę, a on to zepsuł. Warto takie nieposłuszeństwo ukarać obwinieniem partnera o własne zmęczenie, jak również o to, że jego zdewociała rodzina nie akceptuje ani jej, ani też jej związku partnerskiego z nim. Przyda się go zagdakać… A może wcale się nie przyda? Może NIE WARTO? A co, gdyby raczej zostawić ten jego kubeczek na stole, i poczekać, aż sam go odniesie, ewentualnie mu o tym przypomnieć i nie robić z tego zagadnienia? I przypominać, aż się nauczy, jeśli to takie ważne, a jeśli jednak nie takie istotne, to odnieść samej? No, ale wtedy odpadnie ważny element rozmów z innymi kurami domowymi, zamiast powiedzieć (wiem, bo sam słyszałem takie rozmowy) „Padam na pysk, umyłam okna i podłogi, zrobiłam trzy placki i cztery pieczenie na święta, a mężowi strzeliłam focha, bo po pracy zamiast mi pomóc, położył się spać”, będzie można powiedzieć „Zatrudniłam studentkę do domowych porządków, ciasto i przyprawioną pieczeń kupiłam w sklepie i poszłam z mężem do łóżka (lub do kina)”. Albo jeszcze lepiej: „Ot tego roku postanowiłam, że rodzina jest wystarczająco dorosła, by sama sprzątała koło siebie, a jeśli nie posprząta, to będzie miała nieposprzątane”. Nie będzie dramatu umęczonej cierpiętnicy, ani mitu niezbędnej strażniczki domowego ogniska! Grzebię kijem w mrowisku, co…? Wiem…, mam 51 lat i przerobiłem już cały asortyment ex-partnerek posługujących się fochem, jako narzędziem wymuszania posłuszeństwa. Otrzymywały wtedy punkty karne i gdy uzbierały oczko, dostawały zwolnienie dyscyplinarne. Okazało się, że preferuję inne narzędzia negocjacji.

Zmieniając nieco temat, choć nadal pozostając przy nieadekwatnych reakcjach…. Wiecie, co powiedział Bergoglio, ksywa Franciszek, papież z zawodu? Bez bawienia się w dokładny cytat, usprawiedliwił napaść Putina na Ukrainę „SZCZEKANIEM NATO”. No i zaczęło się w mediach szukanie ukrytego dna wypowiedzi, bo przecież tchórzliwe dziennikarzyny z Grajdołkowa nie nazwą rzeczy po imieniu. A to, że być może to jakiś tajny plan watykańskiej dyplomacji, choć do jasnej cholery, o jakich szczwanych planach możemy mówić, skoro Bergoglio już na własnych nogach chodzić nie ma siły. A może to z powodu niedoinformowania i wprowadzenia w błąd? No jasne, biedny kolejny pan papież „nic nie widziałem, nic nie słyszałem”.

Nieśmiało zasugeruję prostsze rozwiązania: Tetrykowi puściła uszczelka i użył dla obrony rosyjskiej agresji żulerskiego języka podobnego raczej Plugawemu Krystynowi, niż wytrawnemu politykowi, ponieważ przez dziesiątki lat bycia wysoko postawionym duchownym nauczony jest, że co wypierdzi, to sentencja. Takich stanowisk, jakie były jego udziałem, nie uzyskuje się bez walki, bez potężnych przyjaciół i równie potężnych wrogów. Haki na pana papieża z powodu jego związków z krwawą juntą argentyńską mają wszystkie liczące się służby Świata, kremlowskie również. Podobnie, jak haki na watykański klub pedofila, budowany jeszcze przez Wojtyłę. A do tego istnieje również osobisty interes pana papieża, który jak każdy papież jest wprawdzie bardzo skromny, ale grabie grabią do siebie i łapówki zwane „zwyczajowymi ofiarami” płyną do Watykanu nieprzerwanym strumieniem. Jakieś przemyślenia, ktoś-coś? Co z tego może wynikać, zważywszy na autorytatywny charakter władzy kościelnej? To bardzo proszę o refleksje! Niekoniecznie tutaj, bo choć byłoby miło, to w zupełności wystarczą te w szanownych mózgach…. I w codziennym działaniu.

100. Lepsza strona Polski.

Minął sześćdziesiąty dzień agresji Rosji w wojnie o Ukrainę, walk na pełną skalę, największych w tej części Europy od czasu drugiej wojny światowej. Nie sądzę, żebym był jedynym, który dwa miesiące temu miał obawy, czy Polacy zdadzą egzamin z człowieczeństwa, po całkowicie zawalonym egzaminie próbnym na granicy z Białorusią. Być może bliskość realnej wojny, a może jakaś inna przyczyna sprawiły, że Polacy zachowali się w stosunku do uchodźców z Ukrainy wzorowo, choć oczywiście jak każda reguła, tak i ta miała wyjątki pod postacią brązowych nosów z „Konfederacji”, czy różnych szczebli władzy (niezależnie od przynależności politycznej), ale nie grzebmy się w odstojniku. Pospolite ruszenie obywateli gromadzących się wokół organizacji pozarządowych pomagających uchodźcom zrobiło w Europie naprawdę świetne wrażenie i nie chciałbym, żeby to umknęło.

Ponieważ sporo pracowałem jako wolontariusz, chciałbym wspomnieć o specyfice tej działalności. O ile w sytuacjach nagłych, ale przejściowych, takich jak wojna, czy inna katastrofa, wolontariat ratuje chwilowe niedobory kadrowe, o tyle w sytuacji rozciągniętej w czasie niezbędne jest przerzucenie ciężaru wykonywanych zadań na zawodowych pracowników. W centrum wolontariatu, z którym współpracowałem, jest to regulowane ograniczeniami czasu pracy wolontariusza, który podpisuje umowę o jednym, maksymalnie dwóch dniach tygodniowo, w których może świadczyć swe usługi. Irlandcy pracodawcy zazwyczaj umów się trzymają, czego nie można powiedzieć o pracodawcach polskich, zwłaszcza związanych z działaniami kojarzonymi z MISJĄ, np. wychowanie i nauka dzieci, pomoc medyczna, pomoc charytatywna. Dlatego mam poważne obawy, by osoby odpowiedzialne za pomoc uchodźcom wojennym na terenie Polski (chodzi mi o władze lokalne i centralne), nie próbowały niewolniczo wykorzystać wolontariuszy, w niczyim bowiem interesie, ani uchodźców, ani Polaków, ani samych wolontariuszy nie leży zniszczenia osobom udzielającym pomocy zdrowia somatycznego, czy psychicznego.

Bielizna – Romantyczność.

Moje obawy wynikają z bardzo złych doświadczeń, jakich doznałem podczas mojego wolontariatu. Nie są to historie w stylu „podobno gdzieś tam” lub „jedna pani drugiej pani”, tylko sytuacje, któych byłem świadkiem. Kilka przykładów:

Umowę z moją pierwszą polską szkołą uzupełniającą zerwałem, gdy przyłapałem dyrekcję na niepłaceniu za własne dziecko (bez formalnego uzasadnienia), na używaniu dwóch „słupów” w trzyosobowym zarządzie, którego ja miałem być trzecim członkiem i przewodniczącym (dawało to dyrektorce możliwość przegłosowania każdego pomysłu), na pracy bez statutowej liczby członków rady rodziców. Rezygnację złożyłem, gdy dyrektorka odmówiła pracy zgodnej ze statutem szkoły. Ja miałem być frajerem odpowiadającym za finanse. Ta sama dyrektorka próbowała wymusić na wicedyrektorce będącej też nauczycielką, kontynuację nieodpłatnej pracy księgowej, którą wykonywała wolontaryjnie przez pięć lat z okładem. Doszło nawet do szantażu.

Umowę z drugą polską szkołą uzupełniającą zerwałem, gdy zorientowałem się, że zarząd w porozumieniu z radą rodziców szuka pretekstu, by nie udzielić mi zwrotu moich nakładów finansowych poniesionych na potrzeby szkoły (rozliczenie dojazdów).

Swój autorski projekt (również wolontaryjny) dokończyłem, ale przez pewien czas byłem jedyną osobą wykonującą jakiekolwiek zadania z nim związane, a zainteresowani nie odbierali ode mnie telefonów w tej sprawie, nie odpowiadali na maile etc…. Do tego doszły mnie plotki krążące po mieście, jakobym czerpał z projektu jakieś zyski finansowe (kosztem ośrodka kultury), o których jako rzekomo korzystającemu, nie było mi nic wiadomo i nie wiem o nich nic do tej pory.

Tak to wygląda, jeżeli dobrowolnie zgadzasz się świadczyć nieodpłatną pomoc dla społeczeństwa, dlatego jeszcze raz powrócę do tezy o tym, że na dłuższą metę świadczenia dla społeczeństwa powinni wykonywać zawodowi pracownicy pobierający adekwatne wynagrodzenie. Dostaję pieniądze – pracuję, nie dostaję – wrócę do pracy, gdy otrzymam zapłatę. Wolontariusze są od spraw nagłych, krótkoterminowych, mało obciążających. Zachęcam również do przeczytania TEGO TEKSTU (KLIKNIJ TU), opowiada o tym, jak zakończył się wolontariat przed krakowską Tauron-Areną. W dużym skrócie: Władze miasta próbowały zmusić wolontariuszy do podpisania umowy o odpowiedzialności na kilka milionów złotych (nie jest podane za co). Wczujcie się w rolę: Chcecie pomóc, nie biorąc za swą pracę ani grosza, a ktoś próbuje Was wrobić w gwarancje finansowe na kilka milionów złotych. Odrobinę żałuję, że autor artykułu nie drążył tematu, bo skoro wolontariusze nie przyjęli odpowiedzialności finansowej od władz, to powinno oznaczać, że władze miasta personalnie odpowiadają za te bliżej nieokreślone kwestie kwotą kilku milionów złotych. Wydawałoby się logiczne, że skoro ktoś chce przekazać taką odpowiedzialność, to na razie ona ciąży na nim.

Na zakończenie mój apel do wszystkich ludzi dobrej woli, próbujących pomóc tak uchodźcom, jak i innym potrzebującym: Nie dajcie się wykorzystać, zadbajcie o swoje zdrowie, o swoje rodziny, nie pracujcie ponad siły. Jeśli Was zabraknie, nikt inny palcem nie kiwnie. To prawda, że jesteście lepszą stroną Polski, ale chciałbym, byście BYLI. Mityczna MISJA bez Was nie istnieje. Jeżeli nie zadbacie o siebie, nie tylko nie będziecie w stanie pomagać, ale i WY SAMI będziecie wymagać pomocy.

098. Wołodia Przygłupin.

Zaczne od definicji: Nie ten jest przygłupem, kto ma słabą wiedzę, bądź niską inteligencję. Bez tego też można być szczęśliwym, użytecznym, ciepłym, dobrym, dobrze zarabiać. Przygłupem jest ten, kto pomimo braku wiedzy, zmyśla sobie jakiś stan rzeczy i pomimo świadomości, iż jest to jedynie jego założenie, opiera na nim dalsze działanie, a o ewntualne niepowodzenia swego planu obwinia wszystko i wszystkich z wyjątkiem siebie samego. Mowiąc w skrócie: Wie, że nie wie, ale udaje że wie i tak też się zachowuje.

Władimir Władimirowicz Putin przypomina mi mojego nieżyjącego, silnie zaburzonego kolegę, który od czasów szkolnych niewiele zmian wprowadził w zachowaniach społecznych. Gdy wiedział, że robi coś kosztem innych, testował ile może przegiąć, a ignorowanie jego postępowania brał za objaw słabości i przyzwolenie na więcej. Zakładał wtedy, że ignorowanie jego działań wynika ze słabości i strachu. To, że mało komu chciało się wchodzić w pyskówki, czy drobne przepychanki z powodu lepszych zajęć, nie mieściło się w jego percepcji. Gdy okazywał się zbyt upierdliwy i dostawał wreszcie adekwatną odpowiedź, prawie płakał, że do tej pory to nikomu nie przeszkadzało, że inni też tak robią, etc… Do tego stosował różne szantaże i manipulacje, które zamiast dać mu to, czego chciał, doprowadzały go do izolacji i konsekwencji z nią związanych.

Inną jego cechą było planowanie reakcji innych osób na podstawie swoich wyobrażeń. Każde innego zachowanie zaskakiwało go, powodowało wściekłość, uznawał je za atak na siebie. To też Wołodia, wypisz wymaluj.

Według mojej oceny, Putinowi zdawało się, że testuje reakcję zachodu zajmując Krym, czy prowadząc dywersję w Donbasie. Może i mnie się to tylko zdaje, ale póki co, wygląda na zaskoczonego tym, że jego armia zbiera łomot. Okazało się bowiem, że w praktyce zdradzał swoje agresywne zamiary, prezentował Ukraińcom sposób walki i możliwości swoich wojsk. To Ukraina testowała różne sposoby obrony i wyciągała wnioski, choć robiła to nie ze swojej woli, była do tego przymuszona, a czas brany przez Putina za test reakcji Zachodu był w rzeczywistości czasem danym napadniętemu krajowi na przygotowania do obrony. Zachód zaś upewnił się, że ustępstwa tylko czynią putinowską Rosję jeszcze bardziej zaborczą i bezczelną, dając mu możliwość rewizji oceny sytuacji, choć niewątpliwie zbyt późno zaczął serio podchodzić do możliwości wojny.

Myślę, że wielu z nas choć raz w życiu zaobserwowało błąd w rozumowaniu osób nieprzesadnie związanych z finansami, którzy uznawali, że Iksiński „MA KASĘ, BO KUPIŁ DOM I SAMOCHÓD”, podczas gdy naprawdę pozbył się on pieniędzy z powodu tych wydatków, a być może dorzucił sobie na grzbiet kredyt do spłacania. Podobny błąd występuje przy ocenie siły. „Mają wojsko gotowe do interwencji, bo są obecni w Iraku, Afganistanie, etc.” Tymczasem to właśnie dopóki siły USA były tam związane, ich możliwości interwencji w Europie były słabsze. Przyszło mi to do głowy, gdy rozmyślałem nad Afgańczykami, którzy gdyby tylko wykazali taką chęć obrony kraju przed Talibami, jak Ukraińcy przed Rosjanami, to dostaliby pomoc, armia USA nie zostałaby wycofana. To wtedy, podczas ewakuacji z Afganistanu, Świat (z Rosją w szczególności) uznał ten ruch za objaw słabości, ale przecież w rzeczywistości wzmacniał on możliwości interwencyjne Jankesów. Władimir Przygłupin uznał, że z powodu zamknięcia jednego frontu Stany Zjednoczone są słabsze, podczas gdy było dokładnie odwrotnie.

Nie zdziwiłbym się, gdyby wywiad USA przewidywał agresję na Ukrainę, a zakulisowe rozmowy z Talibami miały inny cel, niż tylko bezpieczne wyprowadzenie Amerykanów z Afganistanu. Nie jestem do tej myśli jakoś mocno przywiązany, ale niezależnie od tego, czy była to genialna strategiczna decyzja podjęta na podstawie informacji wywiadowczych, czy tylko ślepy przypadek, Biden dostał do dyspozycji doświadczone w walkach zagranicznych oddziały wraz z ich dowództwem i sprzętem.

Prawdziwym jednak Przygłupinem prezydent Rosji okazał się oceniając Ukraińców jako fikcyjną narodowość, która tylko czeka, by przywitać powrót rosyjskiego buta kwiatami. Nawet ja wiedziałem, że to jakaś absurdalna brednia. Rodzina mojej babci wywodzi się z Kresów. Część z nich czuje się Polakami, część Ukraińcami. Gdy miałem lat 20, w moim domu gościliśmy tych uważających się za Ukraińców. Ja wtedy uważałem ich po prostu za „Ruskich”, jak potocznie nazywaliśmy obywateli ówczesnego ZSRR, ale gdy usłyszałem z jakim żarem mówią o Ukrainie, jak na swój narodowy sposób zmitologizowaną mają historię, zorientowałem się w jakim tkwiłem błędzie. Wołodia się nie zorientował. A taki był mądry, taki rosyjski….

Na zakończenie jedna uwaga: Tak Putin, jak i mój zmarły kolega, wywodzili się z lumpenproletariatu. Ostatnie podobieństwo, które miało wpływ na ich późniejsze dokonania. Fatalne wychowanie, przemoc, której doświadczyli w dzieciństwie połączona z jakimiś deficytami, które zdiagnozować mógłby doświadczony psycholog, gdyby się do niego udali po pomoc, zebrały żniwo. I gdy sobie przypomnę te pogróżki Ławrowa, że przez UE i NATO gaz będzie drogi lub odgrażanie się samego Putina, że Rosja jeszcze ma przyjaciół, a sankcje to jak wypowiedzenie wojny, to sobie myślę, że mój zmarły kolega postępowałby tak samo, spokojnie wizualizuję go sobie w roli Putina, bądź jego dyplomatów, wypowiadającego dokładnie te słowa. Tak, pasują mi one do osoby zaburzonej i wychowanej w warunkach przemocy. Tylko, że mój kolega nigdy nie wpadł na pomysł, by zrobić karierę jako płatny szpicel KGB, chyba by się wstydził bycia takim złamasem, jak prezydent Rosji.

Mony Python – Zawody w zdejmowaniu stanika.

Wołodia ratujący Ukrainę przed faszystami…, wielce interesujące. Na filmie powyżej, Przygłupin z kolegami ćwiczą uwalnianie kobiety od stanika.

Na wznowionym blogu „Związek niesakramentalny” rozmawiamy o prezydencie Rosji w kontekście szeroko pojętego stanu umysłowego, umiejętności, psychiki, ewentualnych zaburzeń. Kliknij tu – w ten akapit, jeśli chcesz wziąć udział w dyskusji.

094. Stój, elemencie aspołeczny!

16-go lutego trybunał TSUE odrzucił skargi PiS-owskiej żulii i wkrótce zacznie się wcielanie w życie mechanizmu powiązania unijnych wypłat funduszy unijnych z przestrzeganiem praworządności w poszczególnych państwach. Przypomniało mi to niejakiego „Henriettę”, polskiego alkoholika mieszkającego w Irlandii, który wraz z kilkoma kolegami (również Polakami) spożywał regularnie alkohol w miejscach publicznych, uważając że za swoje pije i w ogóle ma takie prawo, więc gówno go obchodzą prawa w miejscu, do którego sam dobrowolnie zgłosił akces. Najpierw było upomnienie, potem mandat. Henrietta z przyjacółmi stwierdzili, że nie będą płacić, bo nikt im nie będzie mówił, gdzie mogą pić swoje wino. Zgodnie z irlandzkim prawem, dostali najpierw karne odsetki, gdy nadal nie płacili, otrzymali grzywnę z procesu karnego, by wobec uporczywego niepłacenia, Irlandia zaproponowała im zamianę grzywny na areszt. Panowie do końca w to nie wierzyli, aż trafili za kratki, gdzie odsiedzieli ekwiwalent grzywny co do centa. W PiS nadal nie wierzą w konsekwencje łamania prawa!

Andrzej Kondratiuk – Hydrozagadka (1971) – Stój, elemencie aspołeczny!

Wiecie, co się stało z Henriettą? Obraził się na Irlandię, wrócił do Polski (za pieniądze rodziny i na jej garb), bo „Irlandia, to nie jest kraj dla Polaka”. Poniekąd rozumiem jego tok myślenia. Polska pod rządami PiS to żenująco słabe państwo, nie potrafiące wyciągnąć konsekwencji ani wobec oddającego mocz w miejscu publicznym menela, ani wobec pasażera na gapę, ani też wobec księdza pedofila, czy łamiącego obostrzenia epidemiologiczne szura. To może dać Henrietcie poczucie kontroli. Gdy dodam, że wraca w swoje rodzinne strony, gdzieś na wieś pomiędzy Rzeszowem a Stalową Wolą, to domyślicie się, że i poczucie wspólnoty szybko mu się uruchomi, bo z pewnością nie będzie sam.

Zauważyliście pewnie, że przestałem już tłumaczyć, dlaczego UE wymaga od państw członkowskich przedstrzegania zasad UE – w tym praworządności. Jeżeli ktoś nie zauważa groteskowości PiS-owskiego postulatu prawa do bezkarnego łamania prawa, oznacza to, że tak mocno identyfikuje się z tą partią, że przeciwstawianie się jej żądaniom odbiera jako atak na siebie, nie potrafiąc sobie poradzić z dysonansem poznawczym. Jak silne potrafią to być reakcje, spróbuję wytłumaczyć na zupełnie innym przykładzie.

Wojska rosyjskie stoją w pełnej gotowości bojowej na pozycjach do ataku na Ukrainę, prezydent Rosji domaga się od niepodległego kraju akceptacji aneksji Krymu, podporządkowania swojej woli na temat z kim Ukraina może się sprzymierzać, a z kim nie może, rosyjska zaś Duma ogłosiła rezolucję wzywającą Putina do uznania niepodległości Donbasu będącego częścią Ukrainy, a on sam próbuje szantażować Zachód pytając „chcecie tej wojny?!” lub ograniczając wcześniej zakontraktowane dostawy gazu! Zupełnie jak seryjny morderca, obciążający policję za to, że nadal jest na wolności i planuje kolejne zabójstwa. Sytuacja wydaje się jednoznaczna, bo co może bronić Putina? Błąd! Gdy zaczną działać w głowach mechanizmy redukcji dysonansu poznawczego, znajdziesz nawet w Polsce ludzi trzymających jego stronę. Dziś rano odwiedziłem blog pewnego starego komucha, takiego, co to uważa, że władza ludowa zamordowała tylko tych, którzy mogli jej zagrozić, bo musiała, a potem już prawie nie mordowała, więc jest spoko! I on właśnie ogłosił, że to Biden chciał wojny Rosji z Ukrainą, a Rosja mu pokrzyżowała plany, bo przeprowadza jedynie zwykłe manewry. TAK WŁAŚNIE DZIAŁA REDUKCJA DYSONANSU POZNAWCZEGO.

A mnie Świechna sprawiła śliczny zimowy płaszcz na Walentynki. To zadziwiające, jaką różnicę robi tych 1500 km na zachód od Grajdołkowa. Pojawiają się problemy pierwszego świata, a wszelkie zagrożenia wynikające z sowieckiej natury suwerena przestają nas dotyczyć. I tylko czasami coś przeniesie mnie w świat, w którym jeszcze nie tak dawno temu byłem zanurzony. Stare filmy Koterskiego, Kondratiuków, czy nawet Gruzy albo Barei. Z nowej twórczości, to chyba teledyski Ralpha Kamińskiego. Najbardziej na moje emocje działają wnętrza mieszkań i podwórka z tamtych dni. Pamiętam, jak jako dzieciak nie cierpiałem jeździć do rodziny w gości. W domu miałem książki, swoje lub z biblioteki. U różnych cioć i wujków zazwyczaj nie było nic. Wyposażenie salonu to radioodbiornik, telewizor, kryształy ze ślubu. Dobrze było, jak mieli encyklopedię, wyszukiwałem sobie wtedy ciekawe hasła i poznawałem ich znaczenia. A na podwórku był trzepak i koślawe komórki. Kurwa, jaki syf!!!

Ralph Kamiński – Wszystkiego najlepszego.

Wracając do Walentynek, właśnie przeczytałem, że męską część internautów oburzyła „fejsbukowa” grafika „Aborcyjnego Dream Teamu”, mówiąca mniej więcej to, że kobieta ma prawo odmówić pójścia do łóżka facetowi odmawiającemu jej prawa wyboru w sprawie donoszenia ciąży. „DYSKRYMINACJA”, podniósł się lament. Urażonym chłopcom proponuję donoszenie plemników, aż spotkają swoją Kaję Godek, Krysię Pawłowicz, Karolinkę Pawłowską, bądź Przemusia Czarnka. A najlepiej gieroje, czytajcie fantazje erotyczne Wojtyły, skoro już się chcecie masturbować, gdzie wy tam po stronach dla kobiet się bujacie?! Ja wam podpowiem tylko, że kobieta ma nie tylko prawo odmówić pójścia do łóżka z facetem uważającym ją za swoją własność, ale również z takim, któremu śmierdzi z ust lub nie zmienia bielizny, czy nie myje genitaliów, jest niepoczytalny lub nudny jak flaki z olejem. Zresztą sobie samemu też pozostawiam takie prawo, wymienione panie na „K” nie znalazłyby we mnie partnera.

Ralph Kamiński – Kosmiczne energie.

Pani Karolince, to jeszcze poświęcę chwilkę. To ta z Porno Jurnis, co to rogi swojemu ślubnemu sakramentalnemu przyprawiała, rozwodząc się i pracując jednocześnie nad urzędowym zakazem rozwodów dla INNYCH POLEK. Nie będę jednak tłumaczył, dlaczego brzydzę się tą panią, bo chciałbym się podzielić według mnie ciekawszym spostrzeżeniem. Wiecie, na czym polega EFEKT HALO? Na podstawie pierwszego wrażenia, automatycznie przypisywane są nowo poznanej osobie jakieś cechy. EFEKT AUREOLI, to efekt halo, ale ten, który następuje po POZYTYWNYM wrażeniu. Występuje wtedy skłonność do przypisywania DOBRYCH cech. Olbrzymią rolę w pierwszym wrażeniu odgrywa WYGLĄD. To właśnie efekt aureoli sprawił, że stary pierdziel Miller Leszek, wystawił jako kandydatkę na urząd prezydenta z ramienia SLD, nieprzejawiającą zewnętrznych objawów inteligencji panią Ogórek, czym upupił swą partię tak dokumentnie, że do dziś się nie może odbudować. Podobną aurę roztacza Karolinka. Gdyby taką wpadkę wykonała Szydło, bądź Kempa, zostałyby w sieci zjedzone i wysrane, ale w tym wypadku jakieś zaślinione capy grzeją jej wizeruneczek słowami zaczynającymi się od „szkoda, że taka piękna kobieta….”. Liczne są też wynurzenia erotomanów gawędziarzy w stylu „przyjdź do mnie lalunia, to ci pokażę cuda”. Najbardziej zirytowała mnie jednak zazwyczaj przeczulona na przejawy seksizmu Paulina Młynarska, która sama pojechała tekstem (cytuję): „Patrzę na prześliczną, młodziutką twarz głównej bohaterki dramatu i zachodzę w głowę. Życie jest takie długie, tyle się jeszcze może zdarzyć. Tyle zakrętów, porywów serca, wpadek, dobrych i złych wyborów. Co ty tam w ogóle robiłaś?….” Pani Paulino, mówimy o cipie lat 31, która uważa się za tą, której nie obowiązują nieludzkie zakazy i nakazy przez nią samą głoszone. Ten zdewociały babsztyl, współczesna pani Dulska, może zniszczyć niewinnej osobie życie nie tylko jako członkini fundamentalistycznych organizacji, ale i jako prawnik. Tymczasem pani „patrzy na młodziutką śliczną buzię”. Ojojoj! Gdybym to ja napisał, słusznie wzięłaby mnie pani za seksistowskiego wała i nie omieszkała tego głośno powiedzieć.

Na zakończenie ANONS: NASZ KOT RYSZARD OTWIERA SWÓJ BLOG! KLIKNIJ TU, BY GO ODWIEDZIĆ!

091. Jest spokojnie, jest bezpiecznie… i tylko ten wiatr!

Rosyjscy żołnierze skoncentrowani na granicy z Ukrainą ślą listy pożegnalne do swych rodzin, a Rosja dokonuje raz po raz prowokacji wzdłuż granicy z europejską flanką NATO. Polska śpi spokojnie, albowiem nad jej bezpieczeństwem czuwa starszy pan, który nawet na publiczne wystąpienie nie potrafi założyć butów od pary. Oczywiście nie on jeden tak sobie kuchva czuwa, bo przecież szefem MON jest chłoptaś, któremu puszczają zwieracze, gdy ma się wypowiedzieć w mediach, a nie zdążył tekstu skonsultować ze starszym panem. Naczelny zwierzchnik sił zbrojnych jest właśnie na nartach, bądź w drodze do kruchty, chyba że żona akurat kazała mu odebrać kostium od krawcowej.

Siekiera – Jest bezpiecznie.

Spokojnie…, najlepszy minister obrony nim go zdymisjonowano, zdążył zwiększyć liczbę kapelanów polowych, więc pogrzeby w zbiorowych mogiłach będzie można zorganizować właściwie wszędzie, gdzie polski żołnierz dotrze w swych butach z oszukanego materiału (właśnie jeden z największych dostawców obuwia dla armii został przyłapany na fałszywkach). Chłopaki nie zajdą daleko: grzybica stóp i odmrożenia pewne. Każdy będzie miał należny pochówek, ułatwiony przez kaski z lat sześćdziesiątych, które najlepszy z rządów poddał renowacji, by nie było potrzeby zakupu hełmów kevlarowych. Decyzję podjął za chłoptasia starszy pan w butach nie od pary. Za to chłoptaś może się schronić w pancernym kiblu, który jego poprzednik i najlepszy z ministrów zakupił niepokojąc się o własną dupę. Dzięki najlepszemu, zrezygnowano z zakupu 50 bojowych śmigłowców transportowych (kosztowało to 80 mln złotych kary oraz utratę wiarygodności i offsetu), którymi można by było szybko przegrupować silne oddziały wojska, ewentualnie ewakuować je z zagrożonego rejonu lub dozbroić w trakcie walki, co zbytecznie obniżyłoby pokaz sprawności kapelanów pogrzebowych. Chronieni przez króla Jezusa i otoczeni szczególną opieką jego mamusi (a zupkę pomidorową, to kto zrobi żołnierzykowi, no kto….?) mamy już wprawę w moralnych zwycięstwach typu depopulacja Polski w latach potopu szwedzkiego, rozbiory, rzeź powstań wyzwoleńczych, klęska wrześniowa, wojenna depopulacja Polski, rzeź wołyńska, rzeź powstania warszawskiego, ofiary stalinizmu, nie musimy zatem zwoływać nawet Rady Bezpieczeństwa Narodowego, bo idzie nam świetnie. Mamy nawet figurkę św. Andrzeja Boboli, więc sami wiecie….

Właśnie zbliża się pierwsza rocznica manewrów, podczas których w symulowanej wojnie Polska poniosła klęskę w 5 dni. Chłoptaś pod opieką starszego pana w niesparowanych, brudnych butach zachowują spokój grabarza, udostępnili nawet obcym wywiadom za pomocą wycieku danych wszelkie informacje o wyposażeniu polskiej armii: Od gaci, przez onuce i wadliwe obuwie, aż po słynne hełmy po renowacji. Jest tam oczywiście każdy nabój, każdy granat i karabin…, wszystko co sprawne i niesprawne. Ich koledzy partyjni śmiali się w głos w telewizorze, że chachacha…, to ci sensacja, Rosjanie będą wiedzieć, ile mamy majtek. Po prostu, prawdziwa cnota nie ma nic do ukrycia. Zresztą…, nie oni przecież będą ginąć w okopach i rowach melioracyjnych…, starszego pana w brudnych, niesparowanych butach, to nawet do sejmowego kibla eskortuje kilkunastu chłopa.

Tymczasem w małym domku na wybrzeżu Morza Irlandzkiego, jakieś dwa tysiące kilometrów na zachód od Warszawy planujemy ze Świechną najbliższe wolne dni. Wycieczki, wieczory filmowe, wizyty w kawiarniach i restauracjach. Różne opcje w zależności od zdrowia i pogody. Rozpieszczamy kota Ryszarda, karmimy nasze szpaki, wróble, kawki, gawrony, pliszki i innych skrzydlatych entuzjastów dań gotowych. Jestem święcie przekonany, że nie kiwnę palcem na wezwanie najbardziej nawet naczelnego dowództwa, nie przeleję jednej choćby kropli krwi. Nie widzę bowiem żadnego związku między moją śmiercią, a dobrem Ojczyzny. W szczególności nie mam najmniejszej przyjemności w obserwowaniu, jak tchórze, obwiesie i złodzieje wycierają sobie gęby ofiarami poprzednich wojen, snując niczym nieskrępowane fantazje na temat „za co ginęli Polacy”. Za pancerny kibel Macierewicza i jego słodkich chłopców, za 80 suk na ulicy Mickiewicza, za daniele Głódzia i rezydencję Dziwisza, za Brudną Pałę i Plugawego Krystyna, za ziemię oddaną watykańskiej mafii, i za władzę, której to wszystko się po prostu należało, za rząd, który wyżywi się sam i za ciemny lud, który wszystko kupi.

Ja również jestem spokojny, bo wiem, co trzeba zrobić w razie rosyjskiego ataku. Gromadzimy w wojskowym „Herculesie” wszystkich naszych specjalistów, którym zawdzięczamy to bezbrzeżne bezpieczeństwo: Jarosława Żółtozębnego, Antoniego Smoleńskiego, Kuwetowego Płaszczaka, Plugawego Krystyna, Kucharkę Konstytucyjną, Elę Anulowankę, Psa Budaprena, Penelopę Członek, TW Wolfganga, wszystkie Beaty PiS-u, Tłustowłosą Ewę, Posła Zero, Nadpapieża Rydzyka, Żelaznego Mariana, Ułaskawionego Mariusza, Budyń z Soczkiem, Brudną Pałę, kapelanów i konfederatów, Siuśki i Sasiny, Misiewiczów, PiS-iewiczów, a potem każdemu chuj w dupę i spadochron na plecy, jak głosi desantowe przysłowie. No i co się dziwisz? Właśnie…, jeszcze Kacperek Duda i pan Dziwisz. Machaniem z tarasu widokowego żegnamy lot prosto do Donbasu, wszyscy na pokładzie dostają po Andrzeju Boboli w rękę i… numer w kolejce na nocny zrzut z niskiej wysokości. Alleluja i do przodu!