100. Lepsza strona Polski.

Minął sześćdziesiąty dzień agresji Rosji w wojnie o Ukrainę, walk na pełną skalę, największych w tej części Europy od czasu drugiej wojny światowej. Nie sądzę, żebym był jedynym, który dwa miesiące temu miał obawy, czy Polacy zdadzą egzamin z człowieczeństwa, po całkowicie zawalonym egzaminie próbnym na granicy z Białorusią. Być może bliskość realnej wojny, a może jakaś inna przyczyna sprawiły, że Polacy zachowali się w stosunku do uchodźców z Ukrainy wzorowo, choć oczywiście jak każda reguła, tak i ta miała wyjątki pod postacią brązowych nosów z „Konfederacji”, czy różnych szczebli władzy (niezależnie od przynależności politycznej), ale nie grzebmy się w odstojniku. Pospolite ruszenie obywateli gromadzących się wokół organizacji pozarządowych pomagających uchodźcom zrobiło w Europie naprawdę świetne wrażenie i nie chciałbym, żeby to umknęło.

Ponieważ sporo pracowałem jako wolontariusz, chciałbym wspomnieć o specyfice tej działalności. O ile w sytuacjach nagłych, ale przejściowych, takich jak wojna, czy inna katastrofa, wolontariat ratuje chwilowe niedobory kadrowe, o tyle w sytuacji rozciągniętej w czasie niezbędne jest przerzucenie ciężaru wykonywanych zadań na zawodowych pracowników. W centrum wolontariatu, z którym współpracowałem, jest to regulowane ograniczeniami czasu pracy wolontariusza, który podpisuje umowę o jednym, maksymalnie dwóch dniach tygodniowo, w których może świadczyć swe usługi. Irlandcy pracodawcy zazwyczaj umów się trzymają, czego nie można powiedzieć o pracodawcach polskich, zwłaszcza związanych z działaniami kojarzonymi z MISJĄ, np. wychowanie i nauka dzieci, pomoc medyczna, pomoc charytatywna. Dlatego mam poważne obawy, by osoby odpowiedzialne za pomoc uchodźcom wojennym na terenie Polski (chodzi mi o władze lokalne i centralne), nie próbowały niewolniczo wykorzystać wolontariuszy, w niczyim bowiem interesie, ani uchodźców, ani Polaków, ani samych wolontariuszy nie leży zniszczenia osobom udzielającym pomocy zdrowia somatycznego, czy psychicznego.

Bielizna – Romantyczność.

Moje obawy wynikają z bardzo złych doświadczeń, jakich doznałem podczas mojego wolontariatu. Nie są to historie w stylu „podobno gdzieś tam” lub „jedna pani drugiej pani”, tylko sytuacje, któych byłem świadkiem. Kilka przykładów:

Umowę z moją pierwszą polską szkołą uzupełniającą zerwałem, gdy przyłapałem dyrekcję na niepłaceniu za własne dziecko (bez formalnego uzasadnienia), na używaniu dwóch „słupów” w trzyosobowym zarządzie, którego ja miałem być trzecim członkiem i przewodniczącym (dawało to dyrektorce możliwość przegłosowania każdego pomysłu), na pracy bez statutowej liczby członków rady rodziców. Rezygnację złożyłem, gdy dyrektorka odmówiła pracy zgodnej ze statutem szkoły. Ja miałem być frajerem odpowiadającym za finanse. Ta sama dyrektorka próbowała wymusić na wicedyrektorce będącej też nauczycielką, kontynuację nieodpłatnej pracy księgowej, którą wykonywała wolontaryjnie przez pięć lat z okładem. Doszło nawet do szantażu.

Umowę z drugą polską szkołą uzupełniającą zerwałem, gdy zorientowałem się, że zarząd w porozumieniu z radą rodziców szuka pretekstu, by nie udzielić mi zwrotu moich nakładów finansowych poniesionych na potrzeby szkoły (rozliczenie dojazdów).

Swój autorski projekt (również wolontaryjny) dokończyłem, ale przez pewien czas byłem jedyną osobą wykonującą jakiekolwiek zadania z nim związane, a zainteresowani nie odbierali ode mnie telefonów w tej sprawie, nie odpowiadali na maile etc…. Do tego doszły mnie plotki krążące po mieście, jakobym czerpał z projektu jakieś zyski finansowe (kosztem ośrodka kultury), o których jako rzekomo korzystającemu, nie było mi nic wiadomo i nie wiem o nich nic do tej pory.

Tak to wygląda, jeżeli dobrowolnie zgadzasz się świadczyć nieodpłatną pomoc dla społeczeństwa, dlatego jeszcze raz powrócę do tezy o tym, że na dłuższą metę świadczenia dla społeczeństwa powinni wykonywać zawodowi pracownicy pobierający adekwatne wynagrodzenie. Dostaję pieniądze – pracuję, nie dostaję – wrócę do pracy, gdy otrzymam zapłatę. Wolontariusze są od spraw nagłych, krótkoterminowych, mało obciążających. Zachęcam również do przeczytania TEGO TEKSTU (KLIKNIJ TU), opowiada o tym, jak zakończył się wolontariat przed krakowską Tauron-Areną. W dużym skrócie: Władze miasta próbowały zmusić wolontariuszy do podpisania umowy o odpowiedzialności na kilka milionów złotych (nie jest podane za co). Wczujcie się w rolę: Chcecie pomóc, nie biorąc za swą pracę ani grosza, a ktoś próbuje Was wrobić w gwarancje finansowe na kilka milionów złotych. Odrobinę żałuję, że autor artykułu nie drążył tematu, bo skoro wolontariusze nie przyjęli odpowiedzialności finansowej od władz, to powinno oznaczać, że władze miasta personalnie odpowiadają za te bliżej nieokreślone kwestie kwotą kilku milionów złotych. Wydawałoby się logiczne, że skoro ktoś chce przekazać taką odpowiedzialność, to na razie ona ciąży na nim.

Na zakończenie mój apel do wszystkich ludzi dobrej woli, próbujących pomóc tak uchodźcom, jak i innym potrzebującym: Nie dajcie się wykorzystać, zadbajcie o swoje zdrowie, o swoje rodziny, nie pracujcie ponad siły. Jeśli Was zabraknie, nikt inny palcem nie kiwnie. To prawda, że jesteście lepszą stroną Polski, ale chciałbym, byście BYLI. Mityczna MISJA bez Was nie istnieje. Jeżeli nie zadbacie o siebie, nie tylko nie będziecie w stanie pomagać, ale i WY SAMI będziecie wymagać pomocy.

19 myśli w temacie “100. Lepsza strona Polski.”

  1. To prawda, trzeba też zadbac o siebie, bo inaczej sie to źle skończy. A to jest trudne, bo chciałoby sie jeszcze i jeszcze cos zrobić…
    Jakieś dwie godziny temu słyszałam nowe sondaże. Gdyby teraz były wybory to brązowi z Konfy by sie nie dostali do Sejmu.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Sondaże sondażami, ale jak oni weszli do Sejmu? Na szczęście dla Polski, brązowe nosy tak przebierają nóżkami do władzy, że sami się między sobą zabijają. Najlepiej widać to na przykładzie JKM, w przypadku którego już rachubę straciłem z ilu partii założonych przez siebie został z wielkim hukiem wydupcony. On ma więcej szczęścia, niż rozumu, bo przecież gdyby się stało to, o czym marzy, czyli gdyby został królem Polski, przywracając kare śmierci, to wkrótce sam zostałby powieszony na suchej gałęzi przez swoich ludzi. Wracając jednak do myśli głównej: sondażowy spadek brązowych nosów o tyle mnie nie cieszy, że pozostają ludzie o poglądach faszystowskich. Ten elektorat przechodzi najchętniej do PiS, a ideologia z nimi.

      Polubienie

  2. Bardzo sensowny tekst, tym bardziej potrzebny że nasza władza wyraźnie uchyla się od obowiązków organizacyjnych, natomiast chętnie przypisuje sobie zasługi i zbiera podziękowania. 😦

    Polubione przez 1 osoba

    1. Każda władza tak robi i nasza nie jest wyjątkiem. To się nazywa polityka. A co do uchodźców to Ukraińcy i Polacy latami budowali swoisty network powiązań który teraz bardzo się przydaje. Od 2012-14 roku (tak słynne Euro też swoje zrobiło) mamy liczny codzienny kontakt z Ukraińcami i nieco paternalistyczny stosunek do nich. Bywa to wredne bo czasami niesie sporo wyższości i pogardy ale także poczucie odpowiedzialności. Nie mamy go ani wobec Syryjczyków ani Irakijczyków bo nie my ich namawialiśmy do zmiany swojego losu. Ale Ukraińców Polacy aktywnie namawiali. No i dochodzi szacunek za bicie się o własną niepodległość. Coś trudne do opisania innym ale większość polaków jak widzi taką pozornie beznadziejna samodzielną walkę z silniejszym przeciwnikiem ma takie poczucie jako naród „been there, done that” bo przez cały XIX i sporą część XX wieku to właśnie robiliśmy z przerażającą regularnością. Pewnie dobrej woli nie starczy a długo ale cieszmy się tym co jest.

      Polubione przez 1 osoba

      1. Słuszna uwaga, sieć powiązań sąsiedzkich powstawała latami. Niekoniecznie przy okazji Euro, bo dużą rolę odgrywali handlarze i rolnicy, przy czym strona ukraińska często była wykorzystywana, pracowała na czarno poniżej minimalnego wynagrodzenia, przemycała tani alkohol i tytoń, ale niespecjalnie miała jakieś wyjście. Bardzo pomagały rodziny mieszane, Ukrainki z polskim paszportem działały na rzecz swoich rodaków (znam jedną z nich osobiście, ale przecież nie ona jedna tam działa). Na plus działań Polaków trzeba zaliczyć, że nikt u nas nie polował na „nielegalnych emigrantów”, nie było nalotów policji (przynajmniej masowych), więc może i czuli się obco, ale w miarę bezpiecznie (jeśli nie wplątali się w łapska handlarzy ludźmi, ale to już ekstremum, mam nadzieję że pomijalne, choć danymi nie dysponuję).
        Co do dobrej woli: Jeżeli mówimy o dorosłych ludziach, najlepszym co możemy dla nich zrobić jest stworzenie warunków do samodzielnej legalnej pracy i opieki zdrowotnej. Jeżeli zaś mówimy o dzieciach, to w miejsce pracy wchodzi nauka, stworzenie klas wyrównawczych językowo, włączenie ich na pełnych prawach w system oświaty. Nie mamy być niańkami, mamy dać im szansę, a co z nią zrobią, to już zależy od dorosłych wyborów samych zainteresowanych.

        Polubienie

    2. Przypisywanie zasług, to osobny temat, celowo go pomijam, gdyż w kwestii poruszonej przeze mnie, nawet jeśli zasługa będzie przypisana należnym osobom, to i tak nie ochroni ich to przed narażaniem zdrowia, własnego portfela, własnej rodziny, jeżeli ktoś postanowi takie osoby wycisnąć jak cytrynę i wyrzucić.

      Polubienie

    3. Widoczne w podwarszawskim Konstancinie. Oczom i uszom nie można wierzyć najwyraźniej. Świetnie działa pomoc Ukraińcom, wszystko zorganizowane przez zwykłych ludzi, stowarzyszenia i prywatne firmy, nie jest to nawet żaden wolontariat, gdzie się jakieś umowy podpisuje – po prostu kto chce przychodzi i robi to czy tamto, liderzy wypływają samoistnie, a efekty godne pozazdroszczenia. No i ktoś pozazdrościł – od paru dni słyszymy: burmistrz zorganizował, burmistrz załatwił, burmistrz ma w projekcie (rzeczony burmistrz zawsze mówi o sobie w trzeciej osobie, ku ogólnemu rozbawieniu). Chwali się i czeka na pochwały, nie pierwszy raz zresztą. Palcem nie kiwnął dotąd, ale teraz ruszył z akcją przejęcia punktu pomocy, który działa dzięki hojności i darmowej pracy mieszkańców. Do tego co już działa oddelegował etatowych pracowników urzędu, no i git. Oby tylko wszystkiego nie rozwalili, bo Ukraińcy zostaną na lodzie.

      Polubione przez 1 osoba

  3. naprawdę fajny wolontariat wspominam ze schroniska na Paluchu, gdzie wyprowadzałem psiaki na spacer… mogłem tylko w soboty, ale dobre i to… zrezygnowałem, gdy zaczęło mi się paprać biodro i „chodzone” mi się zepsuło skutkiem tego… nikt mnie tam nie próbował wkręcać w żadne dziwne i chore akcje… czasem sporadycznie ktoś mnie prosił o pomoc przy jakichś innych czynnościach, ale nie było to bynajmniej żadne „wykorzystywanie”, czy coś w tym guście, wcale tak tego nie odbierałem… wszelkie „proporcyje” były zachowane…
    niemniej jednak zdaję sobie sprawę z tego, że podejmując się wolontariatu trzeba być czujnym, żeby nie wpakować się w jakąś niefajną baledrę, sama specyfika takiego zajęcia, cała sytuacja sprzyja nieraz ich zaistnieniu niejako z niczego…
    p.jzns 🙂

    Polubione przez 1 osoba

    1. Ale zdajesz sobie sprawę, że jako wyprowadzacz, nie zapoznałeś się z kuchnią zarządzania? Nie chcę tu sugerować, że akurat tam było coś nie tak, ale dopóki ja byłem jedynie nauczycielem-wolontariuszem, wiele spraw mi umykało, co odmieniło się jak po zażyciu czerwonej pigułki w „Matrixie” po wejściu do zarządu na stołek przewodniczącego. Gdy się dowiedziałem, że między innymi odpowiadam za pobieranie czesnego oraz stałe opłaty, poprosiłem o statut szkoły. Gdybym tego nie zrobił, wpadłbym w kłopoty. Poza tym, jako terapeuta zdajesz sobie prawdopodobnie sprawę, że do pomocowych prac często zgłaszają się osoby z doświadczeniem przemocy i są one szczególnie narażone na wykorzystanie, a po drugie, jak ktoś ma stworzoną okazję do wyciskania frajera, to jeśli nie ma nawyku trzymania się treści umowy o pracę, wykorzysta szansę, to tylko kwestia czasu.

      Polubienie

      1. zapewne całego mnóstwa z tej kuchni nie widziałem, skupiony byłem głównie na psiakach, znaczy na pracy, a z otoczenia interesowało mnie raczej tylko to, co dotyczyło mojej funkcji oraz mojej osoby… można by rzec, że nie wychodziłem z pewnej strefy komfortu, którą tam miałem… aczkolwiek nie do końca, na pewne nieprawidłowości, na przykład złe traktowanie zwierzaków z pewnością zwróciłbym uwagę i coś z tym próbował robić… na szczęście nic takiego nie miało miejsca, przynajmniej w zasięgu mojej percepcji…
        ale z pewnością masz rację: gdyby mi zaproponowano na przykład szefowanie wyprowadzaczami, a ja bym się tego podjął, to z pewnością mój horyzont postrzegania by się jakoś poszerzył, niejako siłą rzeczy, automatycznie…

        z jednym tylko miałem problem, ale trochę innej natury… starałem się nie zaglądać do kotów… obawiałem się, że coś we mnie pęknie i w efekcie co tydzień będę przywoził nowego kota do domu 🙂 a w domu już była niezła menażeria: dwa koty i dwa psiaki, bo w tym akurat czasie prowadziliśmy dom zastępczy i jeden z tych psiaków to był właśnie taki „tymczas”, który się zalągł na dłużej, bo jakiejś paniusi się odwidziało i odechciało psiaka /ale w końcu wylądował w Holandii/, a na kolejnego kota realnie nie było warunków…

        a wracając do tematu, to większość czasu pracy spędzałem poza schroniskiem z jakimś psiakiem na smyczy, więc tak naprawdę niewiele było już tego czasu na dokładniejsze przyjrzenie się wspomnianej kuchni… zauważyłem tylko, że jestem wyjątkiem wiekowym, że reszta wyprowadzaczy to młodzież w wieku licealno-studenckim… czasem wychodziliśmy czwórkami /dwa psiaki i dwoje przewodników/, ale nie przypominam sobie, aby funkcjonowanie schroniska było wtedy tematem rozmów… były to też zbyt zdawkowe kontakty, aby przyglądać się bliżej profilom psychologicznym tych ludzi, wręcz dzieciaków nieraz, poza tym bardziej mnie interesował behawior podopiecznych, rozmaitość psich osobowości…

        Polubione przez 1 osoba

  4. Napomknę tylko że przed nami trudniejsze zadanie jakim będzie asysta przy odbudowie Ukrainy i pomoc w tym aby jej okupiona krwią europejskość uzyskała też społeczno-materialny wymiar. Tego nie zrobią Niemcy bo to nam zależy. A już zupełnie abstrakcyjnie to Polska z Ukrainą w UE stanowiły by blok mocno równoważący Niemcy i Francję.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Chciałbym, żeby tylko to. Na razie mamy wojnę i realną groźbę eskalacji, bo Putin zachowuje się jak Hitler w filmie „Upadek”. Te pierdy Przygłupina o tajemniczej wunderwaffe, błyskawicznym ataku, etc.., bakowało tylo „stalowego uchwytu bezwzględnych kleszczy”.

      Polubienie

  5. Wiesz, że dbanie o siebie może przychodzić z trudnością, tym bardziej, że jak wspomniałeś wyżej w komentarzu do @PKanalii, niektórzy pomagacze rekrutują się z grupy z doświadczeniem przemocy, co inaczej rozkłada kwestię motywacji. Jeśli pomagając innym chcemy nadać sens swojemu życiu (które uważamy za mało sensowne), to możemy nie wiedzieć kiedy przestać (bo to oznacza powrót do bezsensu). Tymczasem z pustego się nie naleje. W samolotach za każdym razem przypominają, że zanim założy się maskę z tlenem komuś innemu, najpierw należy założyć ją sobie. Od razu przychodzi mi na myśl kilka znajomych, które by kontestowały … bo jak to … taki egoizm.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Nie tylko o tym wiem, ale też i mamy przecież wspólnych znajomych (w tym z rodziny), których można wrzucić w szufladkę pomocy bez względu na to, czy jest ona sensowna, czy też nie. Że przypomnę kobiety, która z „pomocy” aż do śmierci alkoholika, przerzuciła się na „pomoc w ratowaniu” cudzego małżeństwa, potem próbowała pomagać chorej psychicznie staruszce i nieść nieustającą „pomoc w wychowaniu” wnuczek. W żadnym z przypadków niczego nie uratowała, za to przez co przeszła, to już tylko ona wie, ale nie zauważyłem symptomów zmiany. Inny tragiczny przykład, to oczywiście nasza koleżanka z przeciwnego wybrzeża Wyspy. Tu również nie słyszałem głębszej refleksji.
      Ale czego się spodziewać po reakcji na bieżąco, w życiu, skoro nawet hipotetycznie ludzie idą w zaparte ze swą gloryfikacją pomocowości. Gdy przykład z maskami w samolocie podałem kiedyś naszej krakowskiej znajomej, ona zdziwiona powiedziała, że ona by zakładała najpierw maskę dziecku. Gdy powiedziałem, że w takim razie zamiast uratować dziecko, zginie najpierw ona, a później dziecko, odparła mi, że nie, nie, ona i tak by założyła najpierw dziecku. SIŁA TEGO ARGUMENTU „opadła” moje ręce i nogi na AMENT.

      Polubienie

  6. Wolontariat przybiera różne formy, najpierw jesteśmy pełni zapału, a nawet dumni, ze można pomóc, że jesteśmy potrzebni, a za późno przychodzi opamiętanie, gdy okazuje się, że z naszej pomocy nie ci, co trzeba czerpią korzyści, tak się dzieje wszędzie.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Wolontariat ma niefajną dynamikę wówczas, gdy tak naprawdę zamiast wolontariatu powinniśmy iść do psychoterapeuty. Bo zdrowi ludzie podejmują pracę w wolontariacie, gdy mają wolny czas, siły i zasoby – ich zdrowie objawia się właśnie tym, że nie mając czasu, siły i zasobów wolontariatu się nie podejmują. Tymczasem ludzie często wchodzą w sytuacje pomocowe, żeby nie zająć się czymś innym, co wymaga ich pilnej interwencji, albo żeby sobie obniżyć poziom niepokoju i psychicznej niewygody – taka sytuacja wcześniej czy później rypnie (najczęściej wcześniej).

      Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz