118. Najohydniejszy Truman Show Europy.

Uwaga! Będę wulgarnie klął! Bedę obrażał obywateli, nie tylko „świętej Polski”, ale i całego Świata, a w szczególności Wielkiej Brytanii. To jest dobry moment, by przestać czytać ten felieton, jeżeli może to być dla Was, Droga Czytelniczko/ Drogi Czytelniku problemem. Nic nie zastąpi komfortu strusia chowającego głowę w piasek, a ten blog dociera do tak małej liczby osób, że nie zaszkodzi mu, gdy w tej konkretnej sytuacji chętnych do lektury będzie połowę mniej. Będzie tu również spojler filmu z tytułu felietonu, na tyle znanego, że nic, czego by czytelnicy nie wiedzieli, nie zostanie ujawnione. Dlatego, jeśli chcecie spokojniejszej notki na ten temat, zapraszam na blog mej małżonki Świechny (tutaj kliknij). Gotowi? Zatem zaczynamy!

Właściwie jest to felieton o wolności i próbach pozbawienia jej. Prawdopodobnie oglądaliście „Truman Show” w reżyserii Petera Weira. Historia mężczyzny, który jako niemowlę trafił do nieludzkiego reality show, którego twórca reżyserował mu całe życie. Na sztucznie stworzonej wyspie wybudowano miasto, gdzie aktorzy udawali zwykłą codzienność, pracę, hobby, etc.. Jedynym nieuświadomionym człowiekiem był Truman, bez wiedzy filmowany i pokazywany za pieniądze w telewizji. Gdy tylko u bohatera pojawiały się jakieś pragnienia, czy uczucia, które mogły zagrozić kontynuacji produkcji, natychmiast ingerowano. Żeby bohaterowi show nie przyszło do głowy opuszczenie wyspy, zaaranżowano śmierć rzekomego ojca podczas sztormu, który „złapał go” wraz z Trumanem podczas przejażdżki łódką, co miało wzbudzić lęk przed odpłynięciem, a gdy bohater zakochał się z wzajemnością, usunięto z show obiekt miłości, żeby aktorka nie zdradziła mu prawdy. Recenzenci filmu twierdzą, iż jest to satyra na popkulturę, w szczególności zaś na reality show. Być może, nie wykluczam, że taki mógł być nawet zamysł autora scenariusza. Jest jednak coś, co ten film przypomina dużo bardziej.

Rodzina królewska! Banda niewolników Pałacu Buckingham i obwoźnej złotej klatki, w której prezentowani są gawiedzi. Błękitnokrwiste marionetki sprzedające swoje rodziny i dzieci żądnej wyjątkowości tłuszczy. Wieczny „Truman Show”. Jak ja rozumiem Johnny’ego Lydona, bardziej znanego jako Johnny Rotten, wokalista Sex Pistols i Public Image Limited, wiem jaka złość nim kierowała, gdy pisał i śpiewał „God Save The Queen”!

Sex Pistols – God Save The Queen.

Platforma filmowa Netflix rozpoczęła prezentację serialu dokumentalnego „Harry i Meghan”, w którym ma być pokazane życie książęcej pary z ich punktu widzenia. Z miejsca rozległ się kwik królewskiej rodziny, są przecież kochającą, wspierającą grupą najbliższych. To przecież z miłości prezentowali rozentuzjazmowanej hołocie nowo narodzonego Harry’ego, niczym licytowanego warchlaka na targu żywca w Krzeszowicach! To z miłości odcięto go od normalnego życia, od niewskazanej krwi znajomych, od nieprzystojnych rozrywek. To głębokie, czyste uczucie napuszczało na niego szwadrony fotoreporterów wyposażonych w teleobiektywy wyłapujące każdy, najintymniejszy nawet szczegół, choćby to był trudny do zauważenia gołym okiem grymas twarzy. Love, love, love! To rodzinna troska kazała małemu Harry’emu zgodnie z protokołem maszerować za trumną tragicznie zmarłej matki, okazywać dostojnie wzruszenie i jednocześnie dziękować za przybycie na pogrzeb dziczy, która chciała z nim WŁAŚNIE W TYM MOMENCIE przybić piątkę. Po prostu nic, tylko wezwać Terminatora z jego szybkostrzelnym minigunem i niech napierdala w tłum, niczym luftwaffe w główki kapusty pod Nieporętem (jeśli ktoś pamięta „Zezowate szczęście”)!

Wyobraźcie sobie, że 98% ankietowanych Brytyjczyków domaga się odebrania Harry’emu dziedzicznych tytułów w zemście za udział w dokumencie i wydaniu autobiografii, której królewska familia obawia się jeszcze bardziej, niż serialu. 98% populacji Wielkiej Brytanii, to zwykłe debile, które nie kumają, że chełpiąc się i pompując ego narodowe, sami nadali przywileje krwi królewskiej rodzinie. Choćby chcieli, to nie mogą ich odebrać, bo Brytyjczycy sami sobie ustalili takie prawo, sami chcieli by każdy członek rodzinki, której gremialnie liżą rowy, przez sam fakt narodzin, dożywotnio zyskiwał rangę półboga, oni umocowali to stosownymi przepisami. I kij z tymi dziewięćdziesięcioma ośmioma procentami poddanych, jeszcze bym im glana na odchodne zapalił, gdybym miał taką możliwość. Przykro mi, nie mogę, jestem za mały żuczek, nie mam tyle siły.

Artur Andrus – Glanki i pacyfki.

Żeby rodzina królewska mogła handlować życiem swoich dzieci, niczym bydłem rzeźnym, trzeba wejść w układ z wybranymi dziennikarzami, którzy w zamian za akredytację i autoryzację ze strony Monarchii, nie będą sprawdzać u źródeł informacji im dostarczonych. Znaczy to, że jeśli królewski propagandysta powie, że książę Harry był zachwycony i wdzięczny poddanym, którzy go przywoływali, gdy on szedł za trumną matki, to on nie pójdzie się o to spytać Harry’ego, bo został przekupiony wystarczającą gażą, by sprzedać uczucia dziecka, któremu nagle zmarła matka. Sprzedać nadętej, żądnej wrażeń dziczy, przeróżnym Powolniakom, Bundym i Kiepskim. Dziennikarz napisze to, co mu każą. Prywatnie uważam, że każdy, kto przystał na taką współpracę, powinien stracić dożywotnio prawa wykonywania zawodu dziennikarza i jedyne, co mógłby przedstawiać szerszej publiczności, to domowy sposób na budowę ogrodowej sławojki.

Tak, obejrzałem pierwszy odcinek dokumentu Netflixa „Harry & Meghan”. Nie było w nim ani jednego momentu, o który mogłaby się zaczepić królewska rodzina, gdyby im się przez przypadek zechciało wytoczyć młodym Sussexom proces o zniesławienie. Prawdopodobnie to jest powodem paniki na dworze i w całej królewskiej oborze. PRAWDA! Dokument mnie nie porwał, ziewałem, przeszkadzała mi konstrukcja filmu, wyuczone gesty autoprezentacji, zwłaszcza u Meghan, Harry robił to w sposób bardziej naturalny, ale on był w tym kierunku TRESOWANY od dzieciństwa. Czy mam o to do nich pretensje? O manipulację widzem poprzez autoprezentację? Absolutnie nie! Pamiętajcie, komu się przeciwstawiają! Monarchia i jej machina propagandowa, Zjednoczone Królestwo oraz 98% zjebów z narodu brytyjskiego, którzy w akcie tępej zemsty chcieliby zdeptać prawo własnego państwa, nasrać na nie, byle odebrać dziedziczne tytuły temu, który im ten zdegenerowany cyrk naruszył. TRUMAN SHOW się popsuł. Czy w tej machinie jest choć jeden prawdziwy trybik, który nie jest manipulacją? Czy jest jeden szczery uśmiech, jedno słowo wcześniej nie uzgodnione z mistrzem ceremonii? Koronacje, narodziny, śluby, pogrzeby, wizyty krajowe i zagraniczne…, czy istnieje w Monarchii cokolwiek, co nie jest kpiną z prawdy?

Ulało mi się, co…? To jeszcze nie wszystko, więc każdego obywatela polskiego o nadwrażliwym ego informuję, że jest to ostatni moment, by nie przeczytać tego, co sądzę o komentarzach z Polski. Już…? Zostali tylko Czytelnicy, którzy naprawdę mają ochotę poznać moją ocenę? To jedziemy z koksem:

Polska opinia publiczna również ma coś do powiedzenia. Dobrze by było, gdyby nim się za to zabierze, wysłuchała odpowiedzi Harry’ego, dlaczego zdecydował się upublicznić swoją wersję autobiografii. Książę Sussex wyjaśnił, że dopóki on tego nie zrobił, biografie królewskie wydawali ludzie, którzy z nim nawet słowa nie zamienili, a królową może spotkali raz w życiu, a może i nie, więc chyba nadszedł czas, by usłyszeli, jak to wygląda z jego punktu widzenia. Przyznacie, że Harry jest powściągliwy! Ja bym na jego miejscu posłużył się parafrazą słów Jarka Psikuty: „O! Widzę, że perspektywa wysłuchania kilku słów naocznego świadka i uczestnika wydarzeń wysłała do mózgu wielkiego narodu brytyjskiego sygnał, że ma spotkanie z kupą w majtkach – i to tych ulubionych, pokolorowanych w święte barwy narodowe! Coś mi się widzi, że cała historyczna produkcja pampersów od początku istnienia tej znanej marki, aż po dziś dzień, nie byłaby w stanie uporządkować tego problemu!”

Niestety, nieopacznie poczytałem opinie Polaków wczoraj późnym wieczorem (tekst piszę 12-go grudnia w okolicach południa), w efekcie czego po kilku godzinach względnie spokojnego snu otworzyłem oczy i rozbudziłem się na amen. Zastanawiałem się, czy to co czuję, to jeszcze gniew, czy już nienawiść i po dłuższej analizie doszedłem do wniosku, że to pierwsze. Byłem wściekły, ale przecież daleko mi do stanu, by życzyć komentatorom czegoś innego, niż prostych, naturalnych konsekwencji swojego postępowania. Zaczęło się od wyczytanych w sieci pretensji, że Sussexowie pobiegli do mediów, choć chcieli prywatności. No rzeczywiście zarzut! A co niby mieli zrobić wobec całej machiny propagandowej Zjednoczonego Królestwa. TYLKO NIE MÓW NIKOMU! Brzmi znajomo, prawda? Co prawda tatuś gwałcił córeczkę odkąd skończyła 8 lat, ale przecież dlaczego chcesz zniszczyć tatusia?! Bądź dobrą dziewczynką, nie gniewaj się, nie rób przykrości tatusiowi!!! Ja oczywiście domyślam się, że mieszkańcom Grajdołkowa, którzy utknęli na własną prośbę w swoim gównianym życiu, którzy boją się nie tylko spełniania marzeń, ale i najprostszych przyjemności, bo przecież nawet czerwonych spodni na tyłek ze strachu przed oceną znajomych nie założą, dopóki się nie upewnią, że reszta gminy to zaakceptuje, strasznie jest nie w smak oglądać ludzi, którzy żeby żyć swoim życiem, pokazali środkowy palec całej monarchii i jeszcze ośmielili się na tym zarobić. A FUJ! Pieniądze! Przecież Polak tak się nimi brzydzi, przynajmniej dopóki są w cudzej kieszeni! No wiem, to potrafi zburzyć spokój ducha zawistnego tchórza, który robi tylko to, czego otoczenie od niego wymaga, boi się zmieniać miejsca zamieszkania, miejsca pracy, boi się wyglądać zbyt dobrze, zbyt źle również się boi, generalnie chce być przezroczystym i tylko nie może odgadnąć, czego ma zmarnowane życie i nikt go nie zauważa wraz z całą jego zajebistością. I nagle, wprost na widoku międzynarodowej publiczności pojawia się Meghan, która mówi Harry’emu: „Wiesz co…, tu jest straszny kał, gówno, kupa, shit, wracam do Stanów, jedziesz ze mną, czy do końca życia będziesz czopkiem tatusia, a potem kolejnego następcy tronu, którym zdaje się ty również nie jesteś? Kręci Cię bycie pacynką do rozbawiania poddanych?!” No i Harry to robi, zostawia złotą klatkę raz po raz zalewaną brytyjskim szambem i wyjeżdża. I jak ma na to zareagować szara myszka z Polski, która bała się wyjechać z mieszkania rodziców, bo to jednak strach trochę i samemu za siebie odpowiadać trzeba? Myszka, która ani nie wyszła za faceta, którego kocha, ani z nim nie zamieszkała, chodzi za to do kościoła, daje na tacę, choć niezbyt chyba wierzy, księdza nie cierpi, a gdy sobie pod koniec życia zrobi rachunek, to jej wyjdą włosy, zmarnowane lata i wrzody na żołądku. I dla mnie taka osoba może wobec siebie podejmować dowolne decyzje, ale w momencie próby wywarcia presji na wybierających wolność, staje się częścią mafii handlarzy niewolników, więc do budy, łańcuch na szyi poprawić i miski pilnować! Z dala od wolnych ludzi!

Nocny kochanek – Zdrajca metalu.

Coś miłego na koniec. John Lydon, ten sam, który w 1977 roku wykrzyczał na srebrny jubileusz królowej Elżbiety II, co myśli o Monarchii, jest żonaty z 14 lat od siebie starszą Norą Forster, poznali się w 1975, pobrali w 1979, są ze sobą do dziś, po drodze Johnny stał się prawnym opiekunem dzieci jej najstarszej córki z poprzedniego małżeństwa (dziewczyna nie potrafiła się nimi zająć), a w ostatnich latach niemal całkowicie poświęcił się opiece nad cierpiącą na Alzheimera małżonką. Z ciekawości: Jak życie rodzinne legendy punk rocka ma się ma do standardów królewskiej rodziny? Czyim wolelibyście być dzieckiem: Johnny’ego Rottena z Sex Pistols, czy Karola III Windsora, króla UK? Gdybym spotkał Harry’ego, powiedziałbym mu: Harry, dobrze że opuściłeś zjednoczone gówno i całą resztę Monarchii.