136. Ryży nadjeżdża, spieprzaj dziadu!

Dziwny to rok. Sezon ogórkowy w pełni, a napięcie polityczne nie tylko nie spada, ale cały czas rośnie. Pomyślałem, że przydałoby się w takim razie nieco je poluzować. Prawdopodobnie zwróciliście uwagę na tytuł felietonu i idę o zakład, że większość Was widzi w tym zdaniu aluzję do dwóch głównych antagonistów sceny politycznej. Co ciekawe, zdanie to zdecydowanie uderza w Breżniewa, choć ten był przekonany, że używając publicznie określenia „Ryży” w stosunku do Tuska, zdobędzie jakieś punkty dla siebie i partii. Jego rodzonemu bratu-bliźniakowi to samo się niegdyś zdało, gdy zwrotem „spieprzaj dziadu” traktował przechodnia (nie mylić z „przypadkowym przechodniem” – postacią fikcyjną często występującą w inscenizowanych „reportażach” TVP Kurwizja płacącej regularne gaże za tego typu występy przed kamerą). Tymczasem tytułowe zdanie z powodzeniem może pełnić funkcję nieoficjalnego hasła kampanii KO, bo każdy wie o kogo chodzi, choć jego autorzy, bracia bliźniacy znani z przeboju filmowego „O dwóch takich, co ukradli księżyc” chcieli uderzyć w kogoś innego. Cóż…, kiepscy aktorzy, kiepscy autorzy… Trudno…, co robić?!

Stanisław Bareja – Miś, Bardzo porządna dziewczyna.

Patrzę na spanikowanych członków (nomen omen) najwspanialszej partii pierdyliardlecia i myślę sobie, że demencja szefa w tych wyborach może mieć decydujące znaczenie. Zazwyczaj karnie dawał się zamknąć na czas kampanii do szafy pancernej (razem z towarzyszem Maciorą), a tym razem zapomniał, że powinien to zrobić, mało tego, wpadł w furię niczym jeden z bohaterów filmu „Upadek” i nie daje się odgonić od mównicy. Wraz z nim na pierwszą linię wychodzą niewolnicy znani z nadużywania wazeliny, alkoholu i kleju i zaczynają się odgrażać. Taki Czarnek (wychowanek księdza) na przykład krzyczy „NAUCZYMY WAS DEMOKRACJI”, Terlecki również odgraża się opozycji z mównicy i…. WYWOŁUJĄ EFEKT KOMICZNY. No, jakże się przestraszyłem ich mocy, ojojojoj! WY RÓWNIEŻ? Dwóch międzypośladkowych z trzecim, żartobliwie-ironicznie tytułowanym prezydentem ostatnio zaczęło robić za twardzieli. Muszą mieć zajebiście silną psychikę!

Chłopaki nie płaczą – Ale ty masz silną psychikę.

Jak ja to napisałem w tytule? No to jeszcze osiem gwiazdek i Konfederację! Chyba od czasu pierwszej paranoi smoleńskiej PiS tak wyraźnie nie przypomniało elektoratowi, że składa się z zaburzonych psychicznie frustratów. I tylko szkoda, że opozycja nie zawiązała szerszej koalicji wyborczej (tu przypomina mi się nieodrobiona lekcja z 2015, gdy przeciw sobie stanęły dwie partie lewicowe pozbawiając się wzajemnie mandatów poselskich). Jak to pisał Kochanowski w „Pieśni o spustoszeniu Podola”?

(…) Nową przypowieść Polak sobie kupi,

Że i przed szkodą, i po szkodzie głupi.

PiS nie ma szans na zwycięstwo, ale opozycja ma szanse na przegraną, więc niech lepiej wygra. Zawsze mam w pamięci, że obecna władza nadal koszulkę z napisem „KONSTYTUCJA” uważa za obraźliwą, kobiety mają dla nich wartość inkubatorów lub odkryć kulinarnych, w młodzieży widzą przyszłych poborowych nadstawiających karnie na ich rozkaz swoje głowy, a w każdej mniejszości doszukują się wroga.

P.S.

A cóż to za geniusz polityki, krynica mądrości, oaza sprawności intelektualnej i fizycznej, wzorzec elegancji z Grajdołkowa użył poniższych słów obnażając niechcący swój stan umysłowy i fobie:

-z ziemi polskiej do Wolski

-ja bez żadnego trybu

-Polki dają w szyję

-pamietajcie o tym ryżym

-mordy zdradzieckie

-Żydzi są zdolniejsi od Polaków i dlatego plasują się w środowisku inteligenckim

-żadne krzyki i płacze nas nie przekonają, że białe jest białe, a czarne jest czarne.

MISTRZ SAMOZAORANIA!

124. Jadą, jadą misie, śmieją im się pysie!

Kilka lat temu zostałem zaproszony na widownię konkursu piosenki dziecięcej i młodzieżowej, organizowanego przez gminny dom kultury z małego miasteczka. Dziś wspomnienia mam mgliste, pamiętam że starsze dzieci i młodzież chętnie wybierały anglojęzyczne przeboje popkultury, za to dzieci młodsze, zwłaszcza przedszkolaki, śpiewały to, co im podsunęły wychowawczynie (jakoś tak się złożyło, że nie zauważyłem żadnego męskiego opiekuna). I to właśnie najmocniej wryło mi się w pamięć: Wiązanka piosenek, które pamiętała jeszcze moja matka i moja babka, wśród nich tytułowe „Jadą, jadą misie”. Nawet nie przeboje Natalii Kukulskiej i Fasolek z mojego pokolenia. Mała rzecz, a strasznie mnie przygnębiła. Są w Polsce miejsca, gdzie metody wychowawcze nie zmieniły się od czasów II wojny światowej!!! Bezrefleksyjne powielanie „jazdy obowiązkowej” wynika trochę z tego, że tak jest łatwiej, a trochę z tego, że „autorytet” starszych nauczycielek nie ogarnia zmian.

Nie tak dawno temu przez wolne media przetoczyły się lamenty nad preferencjami wyborczymi młodzieży, zwłaszcza wysokiego poparcia dla „Konfederacji”. Niesamowicie mnie irytuje, że pośród przeróżnych hipotez, nie ma tej najprostszej, że młodzież została wychowana w ten, a nie inny sposób, więc taka po prostu jest, a odpowiada za to pokolenie ich rodziców, czyli także i moje. Dostali konserwę, przemoc i lekcję posłuszeństwa! Żeby dziś do nich dotrzeć, potrzeba ustawić na nich chociaż część przekazu, bo na wychowanie jest już za późno. Zmarnowany czas, zmarnowane lata….

Kult – Brooklińska rada Żydów.

Nie mógłbym tego pisać, gdyby mój blog miał większy zasięg. Po prostu znam Polaków, powiesz im, że za szybko jeżdżą, to nacisną na gaz z miną bojownika walczącego o wolność uciśnionego ludu, powiesz że alkohol i marihuana im szkodzą, to pójdą do najbliższego dilera uzupełnić zapas narkotyku, pokażesz badania, to nazwą je propagandą big-farmy. Tym bardziej natrafię na opór, gdy powiem, że popełnili błędy w wychowaniu swoich dzieci i co gorsza, ani myślą się z nich wycofać. Dlatego też gdyby to, co tutaj piszę, docierało do milionów, musiałbym o tym milczeć, w zamian za to używając manipulacji, przynajmniej gdybym chciał wesprzeć jakąś siłę polityczną. To z tej przyczyny nigdy nie brałem pod uwagę możliwości zostania politykiem – nie wyobrażam sobie, bym nie mógł mówić tego co myślę, robić tego, co zgodnie z moją wiedzą daje szansę na rozwój, bo żeby zyskać poparcie, musiałbym kłamać i mówić także do tych, którzy nie chcą mnie słuchać, wciskać im jakieś okrągłe frazesy, kitować bez zmrużenia oka, a nader wszystko mówić to, co chce usłyszeć wyborca. W szczególnym wypadku młodzieży, prawdopodobnie musiałbym uderzyć w nutki jej wyjątkowości, zdolności, możliwości, tego że to oni będą kierować Polską i to oni budują przyszłość kraju, w którym chcą żyć (co jest poniekąd prawdą, lecz niesłychanie odległą, więc o odległości ani słowa). Musiałoby paść kilka tekstów o tym, by nie dać się oszukać, rzucić coś o tym, że młodzi mają rozum i wiedzą jak go użyć, etc…. Trochę wyśmiać dziadersów, przede wszystkim jednak wykazać zrozumienie dla młodzieżowych pasji, wesprzeć je tak przy blaskach fleszy, jak i na co dzień. Biorąc pod uwagę to, że opozycja za głównego przeciwnika ma nacjonalistycznych, konserwatywnych populistów, przeciwwagą dla ich haseł mogłoby być postawienie na kuszącą wyjątkowość alternatywnych form sztuki i identyfikacji z grupą (od folku przez różne nurty muzyczne, aż po teatr i film, od nowoczesnych mutacji techno po subkultury zafascynowane grami komputerowymi, od młodzieży aktywnej fizycznie, po kibiców). Może ja jestem nieuważny, może coś przeoczyłem, ale ja tego u opozycji nie widzę.

David Bowie – Changes.

Mniejsza z tym, ten blog i moje hipotezy i tak niczego nie zmienią, ale przede wszystkim nie wpłyną na moje życie. To dlatego mogę sobie pozwolić na ironię, kpinę, czy zniechęcenie. Do czego to zmierzałem? Że Polacy od czasów wojny stosują kalki wychowawcze, kopiują zachowania poprzednich pokoleń, niechętni są zmianom, reagują alergicznie na krytykę…? Coś w tym stylu. Mamy to co mamy nie ze względu na dyktaturę ciemniaków u władzy, a na czerń ich popierającą, na jej lęk przed zmianami. Jedynym sposobem na rozwój jest wychowanie i promocja obywateli aktywnych i twórczych, a o to trudno przy rodzicach bojących się przyznać, że zachwycali się pedofilskim alfonsem i przy szkołach tresujących do posłuszeństwa, a nie przygotowujących do samodzielności. Oczywiście nikt nie mówił, że będzie łatwo! Wracając do sposobu na zmianę: Nie marnowałbym czasu na docieranie do konserwy, uważam że aby wygrać, trzeba zmobilizować i zebrać silniejszą, sprawniejszą drużynę. Ja wiem, że Kazio Górski twierdził, iż gra się tak, jak przeciwnik pozwala, ale wolę raczej jego słowa o tym, że wygrywa ten, kto strzeli (co najmniej) jedną bramkę więcej, niż przeciwnik (to ze względu na ciężar odpowiedzialności, którego naturalnym miejscem jest nasze postępowanie, nie jakiegoś tam wroga, czy innego antagonisty). I skoro już jesteśmy przy jego sentencjach, to lepiej kijek łobcienkować, niż go potem pogrubasić!!!

Aya RL – Wariant C.

P.S.

W ostatnich tygodniach jestem wyczerpany pracą, dlatego to Świechna raczej mówi do mnie, niż dyskutujemy. Tym niemniej zdarza się, że coś mnie przywróci do życia, ot, np. przy omawianiu specyficznych zachowań przełożonych mej małżonki rozgadałem się, po czym doszliśmy do wniosku, że w Polsce ci ludzie byliby upupieni na amen, podczas gdy tu mają samodzielne stanowiska pracy. Tam, gdzie każda inność jest piętnowana, obywatele tracą wiarę w siebie i podpinają się pod matrix. Łobcienkowani w domu rodzinnym i szkole, mają kłopot, by się pogrubasić. To się powoli zmienia, ale nadal są to lata świetlne za Zachodem. Cieszę się, że Świechna zdecydowała się wrócić na psychologię, ona mi mówi, że nie jestem obiektywny, ale ja wiem swoje: dziewczyna ma do tego smykałkę!

121. Kontakt z elektoratem w terenie.

Rok wyborczy 2023, ostatnie okrążenie przed metą. Partia rządząca w panice zgarnia pod siebie wszystko, co da się ukraść „w imieniu państwa”. Jak to przypadkowo udało się zauważyć profesorowi Matczakowi (prawników traktuję jak członków zorganizowanej grupy przestępczej, stąd moje ograniczone zaufanie do nich), jest to zachowanie typowe dla robola okradającego własny zakład pracy. Jak reaguje najwspanialszy z Narodów…? Albo inaczej…, co musiałoby się stać, żeby odsunąć tę złodziejską bandę od władzy?

Najpierw popatrzmy na zdjęcie powyżej (z portalu Onet). Rok 1983, Roman Kłosowski w spektaklu „Seks i polityka”. Myślałem początkowo, że to satyra na pewnego prezesa najwspanialszego z Narodów, ale kto o nim wtedy słyszał? Przyjrzałem się postaci raz jeszcze i dotarlo do mnie, że właśnie taka karykaturalna postać trzyma za pysk Naród, który się jeszcze z tego cieszy. A jak się nie cieszy, to twierdzi, że to WINA TUSKA.

Tak, tak. „Wina Tuska”! Po raz kolejny dotarlo do mnie, że tchórzliwy narodek ma marne szanse na jakąś rewolucyjną zmianę jakości swojego życia, bo NIE CHCE PRZYJĄĆ ODPOWIEDZIALNOŚCI ZA SWOJE DECYZJE. Ktoś mi na blogu napisał, że PiS doszło do władzy przez Tuska. Jasne, no przecież!!! Suweren głosował na zbrodniarzy sądowych pokroju Ziobry, Kamińskiego od służb, agenta Tomka, Macierewicza, bo mu Tusk kazał. Zapomniał o prowokacjach na Kwaśniewskiego, Leppera, kobiece ofiary „podbojów” agenta Tomka, zapomniał akcję na Blidę, bo mu Tusk to zaordynował. Miller najpierw wykosił starą gwardię Kwaśniewskiego i młode wilczki Napieralskiego, a potem ostatecznie skompromitował to, co zostało z SLD wystawiając Madzię Ogórek do wyścigu o prezydenturę, bo była ładna, a tak w ogóle to przez Tuska. Zandberg zamiast pracować nad stworzeniem jednej lewicowej koalicji, wystawił osobno własną partię, bo Tusk mu tak polecił. Prawie 9% ważnych głosów padło na Kukiza, Liroya, bo Tusk Suwerena do tego zmuszał. Wyborcy Samoobrony z 2007 przestali na nią głosować, bo Tusk im rozkazał, podobnie jak elektoratowi Ruchu Palikota z 2011 nie zezwolił ponownie oddać głosów na to ugrupowanie. Gowin oczywiście połączył się z PiSem, bo…., tak, tak…, Tusk mu tak powiedział!!! Wyborcy opozycji dalej wspierali finansowo duchownych i chodzili do kościółka, którego to funkcjonariusze walili w przeciwników PiS ze wszystkich ambon i mediów kościelnych, bo… WINA TUSKA!

Tusk ma bez wątpienia swoje za uszami i można go oskarżać o wiele spraw, ale fochy Polaka-Cebulaka do nich nie należą.

Dramatycznie mało Polaków dojrzało do tego, by na co dzień uznawać swoje pomyłki i je najzwyczajniej w Świecie korygować. Widać to świetnie przy sprawie Wojtyły. Wystarczy obejrzeć filmy z kazań Kremówy podczas licznych wizyt w Polsce, zwrócić uwagę, jakie rzesze mu bezmyślnie czopkowały, ciężko im będzie uznać to za błąd. Przecież dokument wyemitowany w TVN nie jest jakimś zaskoczeniem, żaden władca cywilizowanego Świata nie mianował tylu pedofilów na poważne stanowiska, jak to zrobił Wojtyła, nie mówiąc już o tym, że nikt z przywódców demokratycznych nie przytrzymałby ich na stołkach przy takich oskarżeniach. I jaka jest reakcja? Zamiast powiedzieć: „Zachowałem się nieodpowiedzialnie, byłem bezmyślnym wyznawcą bez żadnych racjonalnych powodów lub jedynie z powodów politycznych”, to co się rozlega? Co mówi taki Michnik? Najpierw, że nie wierzy, potem jak już ma dokumenty podstawione pod nos, mówi że nie można wszystkiego sprowadzać do pedofilii. Tak reaguje ten niby-oświecony, bo przecież przeciętny Cebulak będzie krzyczeć, że to fałszywki SB. Oczywiście zgadzam się, że bezpieka majstrowała przy Kościele, ale raczej szantażem zmuszając kościelnych pedofilów do współpracy, więc Wojtyła kryjąc tych ludzi, narażał wiernych na dodatkowe niebezpieczeństwo. Cóż…, przyznać się, że dostawałem orgazmu na widok pedofilskiego alfonsa, łapówkarza (bo czym innym są „zwyczajowe ofiary” od szeregowych księży dla przełożonych?) i zarozumiałego bufona jest niezręcznie. Jeszcze raz dla przypomnienia:

(…) Możesz się na nich obruszać
I sama krzyczałaś
Że nie pozwalasz
Krzyczałaś że czarny piątek!
w sobotę poszłaś z jajami na święconkę
córkę ochrzciłaś w sumie przypadkiem
żeby nie bardzo denerwować matkę….

Czerwone Świnie, Parafiańszczyzna (fragment tekstu).

A tak w ogóle, to ile razy zdarzyło się Wam uruchomić mechanizmy obronne wobec faktów? Niekoniecznie w polityce. Np. Jeśli opowiem, jak 7 lat temu szczęśliwie zerwałem z ówczesną partnerką po tym, gdy uporczywie rzucała fochy i żeby mi dopiec nie tylko potrafiła zmarnować nam obojgu kilka dni pod rząd swoim milczeniem, ale jeszcze celowo utrudniała mi realizację planów (taka „kara” osóbki, której się zdaje, że jest od karania), to komu z Was się uruchamia skanowanie mózgu w poszukiwaniu podobnych zachowań u siebie i obrony takiego postępowania? Bo mnie udało się na tym przyłapać kilka moich koleżanek, a nawet kilku kolegów. „Bo kobiety tak robią…, bo za szybko zerwałem…, bo trzeba było popracować nad związkiem…”. Nie wiem, te które tak zaczęły robić, natychmiast wypadały z kręgu moich zainteresowań. Nie chciałem marnować sobie życia. Oczywiście każdy ma prawo bronić tego typu postaw, a ja mam prawo do obrony siebie samego przed nimi. Myślę, że życiowa demagogia przekłada się w jakiś sposób na polityczną. Każdy ma prawo do własnego wyboru, ale tylko i wyłącznie w pakiecie z ponoszeniem jego konsekwencji. A teraz piosenka o fochu. „Nic nie powiem, domyśl się!”, hehehe…, że tak zacytuję Piotra Żyłę.

Renata Przemyk – Bo jeśli tak ma być.

„KOSZULKI, FLAGI, DISCO POLO I WIELKA DUMA. TO BYŁO POLSKIE ŚWIĘTO”, głosił tytuł artykułu o zwycięskim dla reprezentantów Polski pierwszym w historii konkursie duetów w skokach narciarskich. Ten nagłówek dość dokładnie oddaje obraz socjologiczny elektoratu w terenie.

061. Uwaga na samowolne konstrukcje.

Siedziałem wygodnie w fotelu oddając się błogiemu nicnierobieniu, gdy Świechna zwróciła mi uwagę, że od tygodnia niczego nie opublikowałem. Nie wiem, czy o tym pisałem, ale wystarczy że zmęczę się w pracy, a już mój organizm żąda ode mnie całkowitego relaksu. Tak było i tym razem, cztery dni w rozjazdach i już odechciało mi się pisać, a jak mawiał klasyk, gdy nic ci się nie chce, pij wodę, będzie ci się chciało siku. Później jeden dzień na złapanie oddechu i kolejny wyjazd, i znów pragnienie odpoczynku. Jednak w tak zwanym międzyczasie, byliśmy z wizytą u koleżanki i dość niespodziewanie poruszyliśmy kilka rozwojowych zagadnień, które pozostawię na drugą część notki. Tymczasem, jak śpiewał Przemysław Gintrowski, świat się kręci, czas nie stoi, czas ucieka…., innymi słowy, dzieje się.

Ameryka wyautowała swojego Świrosława, nam pozostał nasz do pogonienia. Czwartek pokazał, że zdecydował się na konfrontację, zobaczymy co zrobi, gdy mu pół sasina ludzi wyjdzie na ulice (1 sasin = 70 mln, przyp. autora). Ja oczywiście wiem, że ma swych wiernych pancernych, jak niejaki Grzegorz Kosiński, komendant straży miejskiej w Suwałkach, który ubawił mnie do łez swą wypowiedzią o bałwanku śniegowym. Znacie historię…? Ktoś na suwalskim rynku ulepił bałwana, wetknął mu transparent, na którym sam bałwan przedstawiał się jako okraszony brzydkim epitetem PiSowiec, zobaczyli to strażnicy miejscy, podjęli ofiarną interwencję i usunęli go, a policja wszczęła śledztwo, niestety dowód rzeczowy wziął się i roztopił. Komendant Kosiński zaś skomentował, że to nie jest miejsce na takie samowolne KONSTRUKCJE Z TRANSPARENTAMI. Od razu przypomniała mi się KONSTRUKCJA w kształcie kaczki ulepiona ze śniegu przy smoleńskch schodach donikąd, rzekomo naruszająca ich powagę, również usunięta przez dzielnych funkcjonariuszy. „Poważny jak schody”, nie wiem czy się przyjmie, ale hasło obiecujące jest. Tego typu aparatczykami Kaczyński chce spacyfikować ogólnopolskie protesty przeciw zbrodniczemu orzeczeniu gangu kucharki Kaczyńskiego. Dusza hazardzisty, czy zwykły kretyn?

Martyna Jakubowicz – Gdyby nie nasz fart.

Byłoby politykowania na dziś, czeka bowiem zapowiedziany temat rozmów z A., czyli PRZYPADEK. Świechna zasygnalizowała o co chodzi na „Myszy futerkowej” (kliknij tu, by się zorientować). W skrócie: Ile w naszych wyborach było świadomego planu na przyszłość, a ile przypadku, poddania się czynnikom na nas działającym w momencie decyzji. Przykład: Alkoholik nie planuje alkoholizmu zaczynając picie, abstynent zaś niezwykle często, nie tyle planuje abstynencję, co nie polubił efektów działania alkoholu (to popularne zwłaszcza wśród pań, które nie przepadały za piwem, ni wódką, a słodkie likiery, czy wina powodowały u nich złe samopoczucie). W związku z tym mam dla Was historyjkę sześciu nastolatków z sekcji piłki nożnej przy klubie LZS (Ludowy Zespół Sportowy).

Raz, dwa, trzy – Miasteczko Bełz.

Opowieść zaczyna się w małym miasteczku (lata osiemdziesiąte), gdy jej bohaterowie są w wieku 12-15 lat. Pochodzą z różnych domów, dwóch z niewyobrażalnej patologii, gdzie głód, chłód, przemoc i alkohol, pozostali z rodzin „radzących sobie”, ponieważ jednak nikt tam nikomu w cztery ściany nie zagląda, by się przyjrzeć, co się za tym „radzeniem” kryje, więc i my nie będziemy. Ich ulubione zajęcie to piłka nożna. Są zwierzęco sprawni, szybcy, silni, odporni na ból i zmęczenie. Idą do klubu, bo to lubią. Brak im jednego: motywacji. Gdyby mieszkali w dużym mieście, spotykaliby zawodników ligowych, którzy wiodą dostatnie życie dzięki osiągnięciom sportowym. Tam jednak spotykają silnych i sprawnych robotników i rolników, którzy już wiedzą że nikt ich nie odkryje, żaden klub, żaden łowca talentów, a dziś są za starzy, nie mają profesjonalnego treningu, w dodatku za dużo piją, za dużo palą. Nasi bohaterowie domyślają się, że z nimi będzie podobnie, ale trenują licząc na cud. No i dostają pierwsze powołania do podstawowego składu, gdzie na meczach przeciwnicy ich masakrują, bo nikt tam nie zważa na młody wiek, czy mikrą posturę – mógł się jeden z drugim nie pchać na boisko. Potworne „kosy”, nakładki, ataki z tyłu, uderzenia łokciem w twarz. Piętnastolatek nie ma szans z trzydziestolatkiem, ale każdy stara się być twardy.

Pierwszy odpada Kawka, ma dość siniaków i kontuzji, uczy się nieźle, spróbuje się dostać do technikum budowlanego, nie musi się narażać. Lubi towarzystwo, ale nie musi to być drużyna piłkarska, równie dobrze się bawi siedząc z kumplami w knajpie i popijając browar za browarem. Skończy technikum, nawet zda maturę, choć po drodze zetknie się z niepowodzeniem i droga do tego celu powiedzie go przez zawodówkę. Zdobyty fach szybko go odrzuci brudem, smrodem oraz żulerskim (tak je wtedy oceniał) towarzystwem. Zbyt późno się dowie, że nie od razu następuje to stadium, że picie zaczynasz jako młody, atrakcyjny mężczyzna, destrukcja następuje za jakiś czas. Ćwierć wieku później sam umrze na marskość wątroby.

Oleś i Schabik, to chłopaki z patoli. Trzymają się razem, może i wytrzymaliby starcia na boisku, ale wstyd im być wiecznie bez kasy. Pragną się zaprzyjaźnić, ale starzy piłkarze piją na umór, żeby siedzieć przy nich, trzeba pić jak oni, a to nie jest gratisowy sport. Odchodzą, ale zupełnie nie wiedzą, co robić z życiem. Oni nie mogą liczyć na sfinansowanie nauki, ani nawet dojazdów do szkoły średniej. Nie chcą iść do „OHaPu”, bo ma złą sławę (podobno niewiele się różni od poprawczaka), więc radzą sobie jak umieją, a że nie umieją, zostają gangsterami. Zginą razem, rozstrzelani w porachunkach mafijnych.

Louis Armstrong – Mack the Knife.

W LZS zostają Kasa, Bobek i Czopek. Pierwsi dwaj nie na długo, nie widzą perspektyw. Co ciekawe, wtedy prawie w ogóle nie piją, pieniądze za dużo dla nich znaczą, by je wlewać w gardło. Nie potrzebują też towarzystwa starszych piłkarzy, mają swoich kumpli. Po prostu ten klub przestał być dla nich atrakcyjny: ani rozwoju, ani gaży, więc rzucają go bez żalu. Kasa nieźle zarabia przy naprawach zerwanych linii wysokiego i średniego napięcia, a Bobek zdaje się czuć smak pieniądza handlując narkotykami. Postronnym obserwatorom mogoby się wydawać, że stają na nogi. Przyzwoite samochody, takież ciuchy…, to wszystko złudzenie. Psuje się niemal od początku…, Kasa ma dziecko z alkoholiczką i tworzą klasyczny kryminalny konkubinat. On ją tłucze jak worek, ona kradnie i pije, on krok po kroku też pije coraz więcej. W tym czasie Bobek najpierw prawie ginie z rąk konkurencji od narkotyków, kopiąc przedtem swój grób. Usuwa się z rynku, by wrócić, gdy konkurencja sama się pozabija. Wkrótce potem idzie siedzieć, interes przejmuje Kasa, który kilka miesięcy później również trafia za kratki, a po nim konkubina – alkoholiczka (z tego samego powodu). Przynajmniej przeżyli, choć czy można powiedzieć, że mieli takie plany na życie?! Ciekawostką jest, że Bobka postawiło na nogi coś, co w opinii społecznej bywa oceniane jako naganne: Po odsiadce wyjedzie za granicę, spróbuje wrócić do dilerki, ale spotka starszą koleżankę z miasteczka, pozbawioną praw rodzicielskich rozwódkę z opinią gościnnej w kroku. Ona pod czterdziestkę, on skończy lat trzydzieści, gdy zdecydują się na wspólne życie. Ona da mu dach nad głową, wywrze presję na uczciwą pracę, on na to przystanie, choć będzie u nich różnie. Miodem i mlekiem płynącego życia nie stworzą, ale przynajmniej utrzymają się z dala od więziennej celi, czego o Kasie nie będzie można powiedzieć. Obaj zaczną też więcej pić, niegdyś zawsze trzeźwi, coraz częściej będzie ich widać w brudnych ciuchach i na miękkich kolanach.

Czopek gra w piłkę długo, najdłużej z nich. Zostaje nawet królem strzelców swojej ligi (zbyt odległej kategorii, bym nadążał której). Żeni się, płodzi czwórkę dzieci, robi na budowach, kieszonkowe z klubu uzupełnia budżet. Jest robotnikiem, najlepszym zawodnikiem i pierwszym kielichem drużyny, co wkrótce skutkuje wywaleniem z klubu i coraz rzadszymi fuchami na budowach. Coraz częściej pilnuje schodów przy monopolowym i tak mu zostanie. Będzie najbardziej widocznym pijaczkiem z „Zakaźnego” o rozpoznawalnym zawołaniu „Sprawa jest!”, którym rozpoczyna swą prośbę o dwa złote.

Piotr Bukartyk – Nawet mam już ten dom.

Gdy tak o nich wszystkich myślę, dochodzę do wniosku, że życie zmuszało ich do podejmowania decyzji, ale nie dawało zbyt wielu wskazówek, żeby móc powiedzieć, że sobie coś zaplanowali. Ja też nie planowałem, choć mnie marzenia się spełniają. Ale żeby to był w młodości opracowany ciąg przyczynowo skutkowy…, oj nie, aż tak skomplikowanych przygód to przewidzieć nie potrafiłem.