134. Ku wolności więc chcę stale…

Jako prenumerator „Wyborczej”, buszowałem sobie ostatnio po tekstach z „Wysokich obcasów”, czyli specjalnego dodatku dla pań. Zastanawiałem się dlaczego artykuły o braniu odpowiedzialności za swoje życie znajdują się głównie w prasie kobiecej, choć dotyczy to każdego człowieka. Dobrym przykładem jest pewien samotny dziadyga z Żoliborza, który wisiał na mamusinym cycu aż do wieku emerytalnego, by później czynności typu sprzątania, prania, gotowania i wypełniania PIT przejęli podwładni tego demencyjnego incela. W efekcie taki gamoń nie potrafi założyć dwóch butów do pary, a i obsługujący go niewolnicy mają wątpliwą satysfakcję bycia niezbędnymi dla tego satyra. To samo się zresztą tyczy Karola, który został talerzem i innych nieskalanych praniem własnych gaci cwaniaków z krzyżem w dupie.

Dziwna będzie to notka. Właściwie powinienem tu zostawić dwa linki do tegorocznych wywiadów Natalii Niemen (kliknij tu, by poczytać) i Doroty Masłowskiej (kliknij, by i tu się zapoznać z treścią), ale domyślam się, że prenumeratorzy Wyborczej niekoniecznie stanowią większość czytelników. Szkoda, bo panie mówią tak genialne w swej prostocie rzeczy niby znane, a nieznane, że aż głupio mi się robi na myśl o tym, że będę przetwarzał coś, co najlepiej brzmi w całości i skali 1:1. W dodatku jestem mężczyzną, a przekaz jest kobiecy i feministyczny. Trudno, co zrobić, że tak pojadę klasykiem!

Najpierw pani Natalia. Jeszcze 10 lat temu była fundamentalistyczną chrześcijanką, śpiewała jak jej kazali, nawet dla PiS, a dziś jest świadomą feministką jeśli nie z ośmiogwiazdkowym, to antypatriarchalnym przekazem. Chociaż nie…, właściwie niczego o PiS w jej wypowiedziach nie przeczytałem, raczej o religii i patriarchacie z dyskretną sugestią „wypierdalać!”, zawartą w łagodniejszej, acz stanowczej formie. Tym niemniej, a może właśnie dlatego, że u artystki nastąpiła taka zmiana, kilka cytatów wartych jest odnotowania w całości.

Jestem po dwunastu latach terapii z przerwą na trzecią ciążę i nie boję się powiedzieć, że byłam kiedyś fundamentalistką religijną.

Religia i modlitwa sprowadzają cię do roli robaka, który nic nie może, utrzymuje cię na poziomie dziecka, które nie jest za nic odpowiedzialne.

Szukałam akceptacji jak cholera, więc w dużej mierze zrezygnowałam z siebie (…). Ale to pragnienie akceptacji jest tak silne, że rezygnujesz z tego za dobre słowo od czasu do czasu: „Fajna jesteś, Natalia, bo tak się super modlisz, tak świetnie śpiewasz o Jezusie”.

Chrześcijanie dali mi w kość. To jest środowisko naszpikowane osobami z olbrzymimi deficytami, które nie chcą nad sobą pracować (…). Uważają, że Bóg za nich wszystko załatwi, że tak naprawdę nie muszą się zmieniać, bo i tak będzie im wybaczone.

Znam przypadek, gdy pastor postraszył żonę innego pastora – przemocowca – która chciała się rozwieść. Powiedział jej: „Jeśli się rozwiedziesz, dziecko może umrzeć”. Straszenie piekłem to też jest przemoc i manipulacja.

Mama i babcia bardzo z siebie rezygnowały i byłam bliska, by do końca życia też tak funkcjonować, ale stało się tak, że jestem pierwszą kobietą w rodzinie, która powiedziała „STOP” (…). Ja też jestem ważna, zajmę się sobą, a wy musicie sobie poradzić.

Panowie, nie dotykam się kuchni, zajmuję się innymi rzeczami. Zaczynam żyć, mam koncerty, malarstwo, musicie sobie poradzić. Olewam. (To do swoich synów – przypisek Wolanda).

A może nic się nie stanie, jak będzie bajzel? A niech się nawet muchy zalęgną. Wybieram ten głębszy komfort. I jak się trzymam swego, to chłopaki zaczynają te blaty ogarniać, bo w końcu nie ma już ani jednego czystego talerza.

To nie jest egoizm, według mnie egoizmem było to, co robiły nasze matki i babki, i ja przez całe lata, kiedy jako matka kwoczka trzymałam synków pod tymi swoimi schorowanymi skrzydłami, bo chciałam poczuć, że jestem taką dobrą matką.

Od 30 lat robię swoją płytę i trwa to tak długo, bo składałam siebie w ofierze.

A potem matki często wystawiają rachunek: poświęciłam się, teraz mi się odwdzięczcie (Natalia Waloch do Natalii Niemen, która odpowiada następującymi słowy). Otóż to: teraz, kochane dziecko, bądź takie jak ja chce, bo mi się to należy za to, co dla ciebie zrobiłam. To wszystko ma krótkie nogi i się źle skończy. I jeśli mam wskazać winnych, mówię: RELIGIA i PATRIARCHAT.

Był też w tym wywiadzie ciekawy moment interakcji między paniami w nim uczestniczącymi. Pani Niemen opowiadała, jak pod wpływem myśli, że fajnie by było dostawać kasę za pracę, którą ona odwala w domu, dała żartem ogłoszenie na swoim prywatnym profilu społecznościowym, że chętnie dorobi jako sprzątaczka. Od razu znalazła się wśród znajomych hiena, która sprzedała temat do mediów i na drugi dzień ukazał się artykuł pt. „Córka Niemena w dramatycznej sytuacji finansowej”. Natalia Waloch wyłapała w tej sytuacji coś niesamowicie ciekawego i źle świadczącego o polskim społeczeństwie, cytuję: „Mnie uderzyło to, że nikt nie zauważył, że zrobiłaś świetną feministyczną rzecz: pokazałaś, że póki kobieta sprząta w domu za darmo, jest stawianą na piedestale cudowną gospodynią i matką Polką, ale kiedy chce za to samo pieniędzy, jest sprzątaczką – w domyśle – kimś na najniższym szczeblu drabiny społecznej”.

Dorota – Ojciec.

Dorota Masłowska jest w troche innej sytuacji, niż Natalia Niemen. Ona już wchodząc w dorosłość dostała łatkę feministycznej aktywistki (choć jest po prostu robiącą swoją robotę artystką) i od momentu debiutu ściera się z patriarchalnymi trzęsiportkami, drżącymi o swą pozycję społeczną. Dobrze ujęła to słowami:

20 lat temu nie mogłam pisać po swojemu, bo byłam za młoda. Teraz nie mogę rapować, bo jestem za stara.

Moje słowa są zbędne, lepiej sprawę załatwią kolejne cytaty:

Nie zapominajmy o tych, którzy ją (opinię na temat jej hip-hopowej płyty pt. „Wolne” – przypomnienie Wolanda) mieli przed posłuchaniem.

Dorota – Weź skręć.

Kiedy w zeszłym roku wybuchła wojna, kiedy ekrany wszystkich naszych urządzeń zaczęły zapełniać się ciałami ofiar, widokami ran i zniszczeń, ogarnęło mnie irracjonalne, niestosowne, silne uczucie rozpierania. Że chcę tańczyć i śmiać się, kochać i być szczęśliwa.

Kobiety, kiedy trafiają do życia publicznego, są eksponowane przez ciało. Ocenia się ich dokonania przez atrakcyjność: nadmierna ściąga podejrzenia (ja, Woland, bym to nazwał pomówieniami) o nieuczciwość sukcesów, nie dość wysoka odbiera im doniosłość.

Bezustanne poddawanie ocenie urody kobiet przez mężczyzn, a także przez inne kobiety- nie można o tym zapominać – to konsekwentne odbieranie im mocy, twórczości, wolności. Nie twórz, nie leć wysoko, siedź i patrz w lustro i zastanawiaj się, czy na pewno się podobasz. Uważam, że jest to oldskulowa, ale ciągle skuteczna metoda trzymania kobiet w karności i zależności.

(O kobietach przyłączających się do mizoginistycznej przemocy) Odreagowują na sobie nawzajem to, co przeżywają. Próbując wmieszać się w chór mężczyzn, sieją wokół siebie ten sam terror, w którym żyją, kanalizują stres na punkcie swoich ciał. Przyłączając się do przemocy, chcą ją od siebie odsunąć, wyeksportować na kogoś innego. Na marginesie, jest to zabieg stosowany już przez bezbronne dzieci, które w spotkaniu z przemocą, na ogół przyłączają się do silniejszego, same stając się sprawcą przemocy.

Patrzą krwiożercze hordy,

jak uzdę ściągam z mordy,

bo dosyć już mam uzdania,

potrzeba mi wyuzdania.

Dorota Masłowska, Gadżety.

Na spotkaniu z Masłowską młody mężczyzna słowami ubranymi w troskę pytał panią Dorotę, czy nie powinna zaczekać z płytą hip-hopową, bardziej ją dopracować (w domyśle, teraz nie jest wystarczająco fajna). Mówił to słodkim głosem, choć tak naprawdę namawiał ją do rezygnacji z siebie samej. Czyż to nie dziwne, że byle chłopczyk w bluzie z kapturem, choćby był niedojrzałym półanalfabetą, może nawijać, co mu ślina na język przyniesie, a kobieta, choćby była dojrzałą, uznaną pisarką, ma siedzieć cicho i w tej ciszy się doskonalić, nie wychodzić do ludzi, bo może jeszcze jest niewystarczająco perfekcyjna? Od kiedy to ludzie potrzebują doskonałości, by móc wyrażać siebie?!

I to by było a tyle, jeszcze tylko znaleziony na f-b tekst, a właściwie jego fragment, podpisany przez psychiatrę i psychoterapeutę Piotra Pietruchę:

Wiele osób, zwłaszcza kobiet ze starszej generacji tkwi w takiej heroiczno-destrukcyjnej pułapce poświęcenia i wyparcia. Nieporadne wobec własnych potrzeb, zajmując się innymi, zawłaszczają ich swobodę, utrudniają samodzielność i podkopują ufność we własne możliwości. „BEZE MNIE BYŚCIE ZGINĘLI” – taka samopocieszająca, a jednocześnie pełna wyrzutów – rzucana w twarz rodziny uwaga, która ma być potwierdzeniem znaczenia i potrzebności jest często nieświadomym zakłamaniem rzeczywistości: bez twojej zbędnej, podduszającej troski, poradzilibyśmy sobie całkiem spoko. Raczej to ty nie radzisz sobie bez nas, nie ogarniasz sama siebie.

133. Pojęcie silnego państwa i wartość wolności.

Przed chwilą przeczytałem wspomnienia o jednym z wielu rozłamów w historii pewnego popularnego swego czasu zespołu estradowego. Sprzedawali straszny kał, ale mieli szerokie poparcie suwerena. Bywa! „Państwo to ja”, mawiał Ludwik XIV, ale podobnych liderów znaleźć można wszędzie, w różnych państwach, partiach, także w miernej grupie muzycznej, której trafił się szczyt popularności. Fani zachwycali się melodyjnymi przyśpiewkami o niczym, pięknym głosem wokalistki i cierpiętniczym vibrato zachrypłego lidera, który uważał, że z zespołem może zrobić wszystko. Traf chciał, że jeden z tancerzy grupy pokłócił się z żoną lidera, zatem ten go zwolnił, ale że tancerz był chłopakiem wokalistki, ta w proteście opuściła grupę razem z nim. Był to początek końca, choć agonia trwała latami i nie jest jasne, czy grupa „Ich troje” istnieje, czy nie. Za to jasne jest, że podobnie funkcjonuje PiS, a o partii decyduje jej popularność, a nie gówno, jakie sprzedaje suwerenowi. Czy zespół „Ich troje” można nazwać silnym, bo jest zarządzany przez widzimisię jednej osoby? A czy Polskę można nazwać silnym państwem? Gwiazdeczki sceny poniosły konsekwencje „silności” lidera, Polska ponosi konsekwencje „silności” władzy, która trwa.

Wojna polsko-ruska.

Moja małżonka Świechna bada w swojej pracy magisterskiej zależność między konserwatyzmem, wiekiem i wartościami wyznawanymi przez badanych, w tym ich stosunek do wolności. Nie zamierzam tu, bo i nie jestem kompetentny, omawiać wyników, ale mogę Wam wspomnieć o pewnym paradoksie. Otóż w trakcie ankiety, trzy osoby zapytały Świechnę, czy istotność wartości wyznawanych, ma dotyczyć ich samych, czy innych osób. Innymi słowy, taka np. wolność mogła mieć wysoką rangę, jeśli osoba badana myślała o sobie, a niską jeśli myślała o innych. Tak wygląda moralność suwerena. Nie jakiegoś zmyślonego Kalego z dzikiego plemienia XIX-wiecznej Afryki, a Polaka-katolika z lat dwudziestych XXI wieku.

Krystyna Janda – Guma do żucia.

Dlaczego o tym piszę? Wiecie zapewne, że niejaki Zbigniew Ziobro chce ścigać sędzinę, która skazała polską nazistkę za atak rabunkowy na polską dziewczynę niosącą tęczową torebkę, w wyniku którego poszkodowana doznała uszkodzenia ciała. Pan Zbyszek sam osobiście podniósł najniższą karę za tego typu czyn i teraz ma pretensje, że sąd stosuje tak surową karę. Dlaczego? Bo Ziobro uważa pospolitą bandytkę za jedną ze swoich potencjalnych wyborców, więc stając w jej obronie przed samym sobą, atakuje sąd postępujący dokładnie tak, jak nakazał. Co ciekawe, może się zdziwić szukając haków, bo mówimy o sędzinie wyjątkowo uległej wobec obecnej władzy, wydającej wyroki po linii partyjnej. W końcu dlatego wydała na faszystkę najniższy z możliwych wyroków.

Monty Python – Wieczór wyborczy.

Na tym przykładzie widać, dlaczego mimo korupcji, afer na najwyższych szczeblach, jakich po 1989 roku w Polsce nie było, suweren nadal głosuje na PiS. Nie ma znaczenia, co zrobi ta partia i jak pogrąży Polskę. Problemem jest to, że suweren uważa się za jednego z nich, a jak pokazuje badanie Świechny i zachowanie magistra Ziobro, inne wartości obowiązują NASZYCH, a inne OBCYCH. To dlatego tyle wysiłku wkłada goebbelsowska propaganda PiS we wmówienie wyborcom, że opozycja to w rzeczywistości jakaś obca siła. I to dlatego nie są ważne argumenty, ani nie jest ważny język debaty. Albo skuteczną przewagą głosów pogonimy tę dziwną hybrydę faszyzmu, komunizmu i państwa wyznaniowego, albo oni nadal będą u władzy, a polska jakość życia osiągnie poziom grupy „Ich troje”.

Swoją drogą, ta władza uważa ludzi oddających na nią glosy za skończonych idiotów, nie ma innej opcji. Sami powiedzcie, co byście powiedzieli gościowi, który wam wmawia, że żeby ratować przed samobójstwem dziewczynę, która zażyła tabletkę wczesnoporonną, każe jej się oddać telefon, laptop, rozebrać się, robić przysiady i kasłać. Suwerenie, mają cię za czubka, ale nigdy ci to nie przeszkadzało!

Tym niemniej: JEBAĆ PiS i KONFEDERACJĘ!

118. Najohydniejszy Truman Show Europy.

Uwaga! Będę wulgarnie klął! Bedę obrażał obywateli, nie tylko „świętej Polski”, ale i całego Świata, a w szczególności Wielkiej Brytanii. To jest dobry moment, by przestać czytać ten felieton, jeżeli może to być dla Was, Droga Czytelniczko/ Drogi Czytelniku problemem. Nic nie zastąpi komfortu strusia chowającego głowę w piasek, a ten blog dociera do tak małej liczby osób, że nie zaszkodzi mu, gdy w tej konkretnej sytuacji chętnych do lektury będzie połowę mniej. Będzie tu również spojler filmu z tytułu felietonu, na tyle znanego, że nic, czego by czytelnicy nie wiedzieli, nie zostanie ujawnione. Dlatego, jeśli chcecie spokojniejszej notki na ten temat, zapraszam na blog mej małżonki Świechny (tutaj kliknij). Gotowi? Zatem zaczynamy!

Właściwie jest to felieton o wolności i próbach pozbawienia jej. Prawdopodobnie oglądaliście „Truman Show” w reżyserii Petera Weira. Historia mężczyzny, który jako niemowlę trafił do nieludzkiego reality show, którego twórca reżyserował mu całe życie. Na sztucznie stworzonej wyspie wybudowano miasto, gdzie aktorzy udawali zwykłą codzienność, pracę, hobby, etc.. Jedynym nieuświadomionym człowiekiem był Truman, bez wiedzy filmowany i pokazywany za pieniądze w telewizji. Gdy tylko u bohatera pojawiały się jakieś pragnienia, czy uczucia, które mogły zagrozić kontynuacji produkcji, natychmiast ingerowano. Żeby bohaterowi show nie przyszło do głowy opuszczenie wyspy, zaaranżowano śmierć rzekomego ojca podczas sztormu, który „złapał go” wraz z Trumanem podczas przejażdżki łódką, co miało wzbudzić lęk przed odpłynięciem, a gdy bohater zakochał się z wzajemnością, usunięto z show obiekt miłości, żeby aktorka nie zdradziła mu prawdy. Recenzenci filmu twierdzą, iż jest to satyra na popkulturę, w szczególności zaś na reality show. Być może, nie wykluczam, że taki mógł być nawet zamysł autora scenariusza. Jest jednak coś, co ten film przypomina dużo bardziej.

Rodzina królewska! Banda niewolników Pałacu Buckingham i obwoźnej złotej klatki, w której prezentowani są gawiedzi. Błękitnokrwiste marionetki sprzedające swoje rodziny i dzieci żądnej wyjątkowości tłuszczy. Wieczny „Truman Show”. Jak ja rozumiem Johnny’ego Lydona, bardziej znanego jako Johnny Rotten, wokalista Sex Pistols i Public Image Limited, wiem jaka złość nim kierowała, gdy pisał i śpiewał „God Save The Queen”!

Sex Pistols – God Save The Queen.

Platforma filmowa Netflix rozpoczęła prezentację serialu dokumentalnego „Harry i Meghan”, w którym ma być pokazane życie książęcej pary z ich punktu widzenia. Z miejsca rozległ się kwik królewskiej rodziny, są przecież kochającą, wspierającą grupą najbliższych. To przecież z miłości prezentowali rozentuzjazmowanej hołocie nowo narodzonego Harry’ego, niczym licytowanego warchlaka na targu żywca w Krzeszowicach! To z miłości odcięto go od normalnego życia, od niewskazanej krwi znajomych, od nieprzystojnych rozrywek. To głębokie, czyste uczucie napuszczało na niego szwadrony fotoreporterów wyposażonych w teleobiektywy wyłapujące każdy, najintymniejszy nawet szczegół, choćby to był trudny do zauważenia gołym okiem grymas twarzy. Love, love, love! To rodzinna troska kazała małemu Harry’emu zgodnie z protokołem maszerować za trumną tragicznie zmarłej matki, okazywać dostojnie wzruszenie i jednocześnie dziękować za przybycie na pogrzeb dziczy, która chciała z nim WŁAŚNIE W TYM MOMENCIE przybić piątkę. Po prostu nic, tylko wezwać Terminatora z jego szybkostrzelnym minigunem i niech napierdala w tłum, niczym luftwaffe w główki kapusty pod Nieporętem (jeśli ktoś pamięta „Zezowate szczęście”)!

Wyobraźcie sobie, że 98% ankietowanych Brytyjczyków domaga się odebrania Harry’emu dziedzicznych tytułów w zemście za udział w dokumencie i wydaniu autobiografii, której królewska familia obawia się jeszcze bardziej, niż serialu. 98% populacji Wielkiej Brytanii, to zwykłe debile, które nie kumają, że chełpiąc się i pompując ego narodowe, sami nadali przywileje krwi królewskiej rodzinie. Choćby chcieli, to nie mogą ich odebrać, bo Brytyjczycy sami sobie ustalili takie prawo, sami chcieli by każdy członek rodzinki, której gremialnie liżą rowy, przez sam fakt narodzin, dożywotnio zyskiwał rangę półboga, oni umocowali to stosownymi przepisami. I kij z tymi dziewięćdziesięcioma ośmioma procentami poddanych, jeszcze bym im glana na odchodne zapalił, gdybym miał taką możliwość. Przykro mi, nie mogę, jestem za mały żuczek, nie mam tyle siły.

Artur Andrus – Glanki i pacyfki.

Żeby rodzina królewska mogła handlować życiem swoich dzieci, niczym bydłem rzeźnym, trzeba wejść w układ z wybranymi dziennikarzami, którzy w zamian za akredytację i autoryzację ze strony Monarchii, nie będą sprawdzać u źródeł informacji im dostarczonych. Znaczy to, że jeśli królewski propagandysta powie, że książę Harry był zachwycony i wdzięczny poddanym, którzy go przywoływali, gdy on szedł za trumną matki, to on nie pójdzie się o to spytać Harry’ego, bo został przekupiony wystarczającą gażą, by sprzedać uczucia dziecka, któremu nagle zmarła matka. Sprzedać nadętej, żądnej wrażeń dziczy, przeróżnym Powolniakom, Bundym i Kiepskim. Dziennikarz napisze to, co mu każą. Prywatnie uważam, że każdy, kto przystał na taką współpracę, powinien stracić dożywotnio prawa wykonywania zawodu dziennikarza i jedyne, co mógłby przedstawiać szerszej publiczności, to domowy sposób na budowę ogrodowej sławojki.

Tak, obejrzałem pierwszy odcinek dokumentu Netflixa „Harry & Meghan”. Nie było w nim ani jednego momentu, o który mogłaby się zaczepić królewska rodzina, gdyby im się przez przypadek zechciało wytoczyć młodym Sussexom proces o zniesławienie. Prawdopodobnie to jest powodem paniki na dworze i w całej królewskiej oborze. PRAWDA! Dokument mnie nie porwał, ziewałem, przeszkadzała mi konstrukcja filmu, wyuczone gesty autoprezentacji, zwłaszcza u Meghan, Harry robił to w sposób bardziej naturalny, ale on był w tym kierunku TRESOWANY od dzieciństwa. Czy mam o to do nich pretensje? O manipulację widzem poprzez autoprezentację? Absolutnie nie! Pamiętajcie, komu się przeciwstawiają! Monarchia i jej machina propagandowa, Zjednoczone Królestwo oraz 98% zjebów z narodu brytyjskiego, którzy w akcie tępej zemsty chcieliby zdeptać prawo własnego państwa, nasrać na nie, byle odebrać dziedziczne tytuły temu, który im ten zdegenerowany cyrk naruszył. TRUMAN SHOW się popsuł. Czy w tej machinie jest choć jeden prawdziwy trybik, który nie jest manipulacją? Czy jest jeden szczery uśmiech, jedno słowo wcześniej nie uzgodnione z mistrzem ceremonii? Koronacje, narodziny, śluby, pogrzeby, wizyty krajowe i zagraniczne…, czy istnieje w Monarchii cokolwiek, co nie jest kpiną z prawdy?

Ulało mi się, co…? To jeszcze nie wszystko, więc każdego obywatela polskiego o nadwrażliwym ego informuję, że jest to ostatni moment, by nie przeczytać tego, co sądzę o komentarzach z Polski. Już…? Zostali tylko Czytelnicy, którzy naprawdę mają ochotę poznać moją ocenę? To jedziemy z koksem:

Polska opinia publiczna również ma coś do powiedzenia. Dobrze by było, gdyby nim się za to zabierze, wysłuchała odpowiedzi Harry’ego, dlaczego zdecydował się upublicznić swoją wersję autobiografii. Książę Sussex wyjaśnił, że dopóki on tego nie zrobił, biografie królewskie wydawali ludzie, którzy z nim nawet słowa nie zamienili, a królową może spotkali raz w życiu, a może i nie, więc chyba nadszedł czas, by usłyszeli, jak to wygląda z jego punktu widzenia. Przyznacie, że Harry jest powściągliwy! Ja bym na jego miejscu posłużył się parafrazą słów Jarka Psikuty: „O! Widzę, że perspektywa wysłuchania kilku słów naocznego świadka i uczestnika wydarzeń wysłała do mózgu wielkiego narodu brytyjskiego sygnał, że ma spotkanie z kupą w majtkach – i to tych ulubionych, pokolorowanych w święte barwy narodowe! Coś mi się widzi, że cała historyczna produkcja pampersów od początku istnienia tej znanej marki, aż po dziś dzień, nie byłaby w stanie uporządkować tego problemu!”

Niestety, nieopacznie poczytałem opinie Polaków wczoraj późnym wieczorem (tekst piszę 12-go grudnia w okolicach południa), w efekcie czego po kilku godzinach względnie spokojnego snu otworzyłem oczy i rozbudziłem się na amen. Zastanawiałem się, czy to co czuję, to jeszcze gniew, czy już nienawiść i po dłuższej analizie doszedłem do wniosku, że to pierwsze. Byłem wściekły, ale przecież daleko mi do stanu, by życzyć komentatorom czegoś innego, niż prostych, naturalnych konsekwencji swojego postępowania. Zaczęło się od wyczytanych w sieci pretensji, że Sussexowie pobiegli do mediów, choć chcieli prywatności. No rzeczywiście zarzut! A co niby mieli zrobić wobec całej machiny propagandowej Zjednoczonego Królestwa. TYLKO NIE MÓW NIKOMU! Brzmi znajomo, prawda? Co prawda tatuś gwałcił córeczkę odkąd skończyła 8 lat, ale przecież dlaczego chcesz zniszczyć tatusia?! Bądź dobrą dziewczynką, nie gniewaj się, nie rób przykrości tatusiowi!!! Ja oczywiście domyślam się, że mieszkańcom Grajdołkowa, którzy utknęli na własną prośbę w swoim gównianym życiu, którzy boją się nie tylko spełniania marzeń, ale i najprostszych przyjemności, bo przecież nawet czerwonych spodni na tyłek ze strachu przed oceną znajomych nie założą, dopóki się nie upewnią, że reszta gminy to zaakceptuje, strasznie jest nie w smak oglądać ludzi, którzy żeby żyć swoim życiem, pokazali środkowy palec całej monarchii i jeszcze ośmielili się na tym zarobić. A FUJ! Pieniądze! Przecież Polak tak się nimi brzydzi, przynajmniej dopóki są w cudzej kieszeni! No wiem, to potrafi zburzyć spokój ducha zawistnego tchórza, który robi tylko to, czego otoczenie od niego wymaga, boi się zmieniać miejsca zamieszkania, miejsca pracy, boi się wyglądać zbyt dobrze, zbyt źle również się boi, generalnie chce być przezroczystym i tylko nie może odgadnąć, czego ma zmarnowane życie i nikt go nie zauważa wraz z całą jego zajebistością. I nagle, wprost na widoku międzynarodowej publiczności pojawia się Meghan, która mówi Harry’emu: „Wiesz co…, tu jest straszny kał, gówno, kupa, shit, wracam do Stanów, jedziesz ze mną, czy do końca życia będziesz czopkiem tatusia, a potem kolejnego następcy tronu, którym zdaje się ty również nie jesteś? Kręci Cię bycie pacynką do rozbawiania poddanych?!” No i Harry to robi, zostawia złotą klatkę raz po raz zalewaną brytyjskim szambem i wyjeżdża. I jak ma na to zareagować szara myszka z Polski, która bała się wyjechać z mieszkania rodziców, bo to jednak strach trochę i samemu za siebie odpowiadać trzeba? Myszka, która ani nie wyszła za faceta, którego kocha, ani z nim nie zamieszkała, chodzi za to do kościoła, daje na tacę, choć niezbyt chyba wierzy, księdza nie cierpi, a gdy sobie pod koniec życia zrobi rachunek, to jej wyjdą włosy, zmarnowane lata i wrzody na żołądku. I dla mnie taka osoba może wobec siebie podejmować dowolne decyzje, ale w momencie próby wywarcia presji na wybierających wolność, staje się częścią mafii handlarzy niewolników, więc do budy, łańcuch na szyi poprawić i miski pilnować! Z dala od wolnych ludzi!

Nocny kochanek – Zdrajca metalu.

Coś miłego na koniec. John Lydon, ten sam, który w 1977 roku wykrzyczał na srebrny jubileusz królowej Elżbiety II, co myśli o Monarchii, jest żonaty z 14 lat od siebie starszą Norą Forster, poznali się w 1975, pobrali w 1979, są ze sobą do dziś, po drodze Johnny stał się prawnym opiekunem dzieci jej najstarszej córki z poprzedniego małżeństwa (dziewczyna nie potrafiła się nimi zająć), a w ostatnich latach niemal całkowicie poświęcił się opiece nad cierpiącą na Alzheimera małżonką. Z ciekawości: Jak życie rodzinne legendy punk rocka ma się ma do standardów królewskiej rodziny? Czyim wolelibyście być dzieckiem: Johnny’ego Rottena z Sex Pistols, czy Karola III Windsora, króla UK? Gdybym spotkał Harry’ego, powiedziałbym mu: Harry, dobrze że opuściłeś zjednoczone gówno i całą resztę Monarchii.

063. Gdyby to chociaż było arcydzieło….

Dziś Walentynki. Niby temat powinien być oczywisty, ale pogoda wdmuchmnęła mi wiatrem wiejącym ze średnią prędkością 60 km/h coś innego. Bo sami rozumiecie, gdy za oknem tak, że zwykłe wyrzucanie śmieci zyskuje rangę czynu heroicznego, to Wasz nieprzesadnie lubujący się w takich aktach bezsensownej bohaterszczyzny obserwator rzeczy ulotnych i dziwnych (kto pamięta, jaka znana postać się tak przedstawiała w audycjach radiowych Rozgłośni Harcerskiej?), raczej szuka sposobów na zagnieżdżenie się w ciepłym miejscu w celu obejrzenia ciekawego materiału filmowego. Najpierw sprawdziłem, czy wszystko, co mi do tego potrzebne, zostało zrobione, zatem kot nakarmiony, żona siadła obok, ciepła herbatka z miodem zagrzała nasze ręce i ruszyliśmy z seansami. Zacznę od najbardziej bulwersującego.

Oglądaliście kiedyś dokument „Defilada” (Andrzej Fidyk, 1989)? Powstał on tak, że autor filmował dokładnie to, co przedstawiciele reżimu północnokoreańskiego chcieli, by filmował. Powstało gówno, jakich było wiele w jedynie słusznej telewizji kraju Kim Ir Sena (tamten dyktator zmarł dopiero w 1994 roku), przeszło wszystkie szczeble cenzury i władze kolegialnie uznały, że we WŁAŚCIWY SPOSÓB UKAZANE ZOSTAŁO ŻYCIE w KRLD. Tymczasem, gdy film został ukazany WIDOWNI W WOLNYCH KRAJACH, został okrzyknięty dokumentem demaskującym całą nędzę życia społeczeństwa znajdującego się pod władzą tyrana. Wazelina płynąca z ust filmowanych Koreańczyków i czopkowanie władzom, wolnym ludziom nie pozostawiało złudzeń, że jest to efekt strachu, prania mózgów i dewiacji ustrojowej. Polski reżyser oddał pełną kontrolę nad dokumentem przedstawicielom reżimu, bo zdał sobie sprawę, że nic go tak nie obnaży, jak ten właśnie zabieg. Nie o tym filmie jednak chcę Wam opowiedzieć, a o podobnym propagandowym łajnie, robionym przez TVP Kurwizja rękami partyjnej kolubryny, niejakiej Magdaleny Piejko związanej z Gazetą Polską, Niezależną, TV Republika. Film miał premierę w roku 2019.

Fisz, Emade, Tworzywo – Mój kraj znika.

Zestawiam te dwa filmy z prostego powodu: W obu produkcjach cenzura była zachwycona, być może wyznawcy partii również, jednak gdy je obejrzy WOLNY WIDZ, to dokumenty ośmieszają to, co miały promować. W wypadku „WracaMy?”, już dobór bohaterów piejących zachwyty nad nową polską władzą rozwala system. Widz chyba z żadnym z nich nie chciałby sie zamienić na miejsca, natomiast sentencje jakie głoszą, że niby Polska jest takim tolerancyjnym krajem, w czystej formie pokazane zachodniej publicznośći, dowodziłyby polskiej ksenofobii, rasizmu i homofobii. Chyba zaś najlepszym dowodem na to, że coś jest z tym filmem nie tak, jest pominięcie nazwisk bohaterów w napisach końcowych. Zresztą umówmy się: cóż to za dokument o emigracji, nie pokazujący czym bohaterowie się zajmują (nie dowiedziałem się tego o żadnym z nich), a większość bohaterów widzimy na ulicy lub w pubie, więc nie wiemy nawet jak mieszkają. Jeżeli ktoś z Was ma ochotę, obejrzyjcie, my wytrzymaliśmy, choć później długo zastanawialiśmy się, gdzie oni tych ludzi wyszukali. Jest takie słynne arcydzieło propagandy, „Triumf woli” (1934, Leni Riefenstahl, Niemcy). Tym się różni od PiSowskiej propagandówki, że pokazuje ludzi sukcesu, sportowców, wzorce do naśladowania. Widz Kurwizji nie odnajdzie zaś w jej dokumencie superbohatera, którego mógłby naśladować, żeby być takim jak on.

Dezerter – Mój kraj.

Tak się złożyło, że następnego dnia obejrzeliśmy „Jak daleko stąd, jak blisko” (Konwicki, 1971) i miałem wrażenie, że bohaterowie tego filmu zahibernowali, by wziąć udział we „WracaMy?”. Porażający obraz ludzi, którzy nie bardzo wiedzą, co robić z życiem, ciskają się między pracą dla pracy a alkoholem, gdzieś tam z tyłu głowy mający nierealny ideał życia, robiący wszystko, by niczego nie zmieniać. Tragiczny obraz społeczeństwa, które nie wie, co mu sprawia radość i czego właściwie chce. Z tym, że bohaterowie Konwickiego są społeczeństwem odbitym w krzywym zwierciadle, natomiast dokument Kurwizji wybrał same oryginalne okazy.

A tu pominięci w filmie emigranci obnoszący się na swoich blogach brakiem sympatii do rządu PiS.

Swoje przemyślenia na temat trzylecia pobytu na emigracji Świechna przedstawiła u siebie (kliknij tu, chcąc je przeczytać), a ja…. Już tak się zrosłem z Zieloną Wyspą, że stała się moją. Ciągle ją poznaję przemierzając wzdłuż, wszerz i wzwyż, a od trzech lat robię to ze Świechną. Mam wrażenie, że Walentynki mamy codziennie. Tęsknota za Ojczyzną? Mam wielki sentyment do kilku miejsc w Polsce, może nawet większy, niż bohaterowie PiSowskiej propagandówki, ale podobnym sentymentem darzę również kilka miejsc w Irlandii, co jest o tyle łatwe, że mam z nią związane bardzo miłe wspomnienia. A teraz, gdy mam przy sobie Świechnę, w ogóle nie czuję potrzeby radykalnych zmian. Robimy to, co lubimy, stać nas na spokojne, bezstresowe życie i coraz nowe doznania, właściwie jeśli chodzi o braki, to odczuwamy jedynie potrzebę większego mieszkania, a to z całą pewnością będzie nam łatwiej zaspokoić w Irlandii, niż w Polsce. Co ciekawe, gotów jestem się założyć, że kontakt z Ojczyzną i tak mamy o niebo lepszy od „genetycznych patriotów” deklarujących miłość do kraju przodków. Nawet podróż poślubną odbyliśmy po Polsce (dokładnie, to po Ścianie Wschodniej), a jak widać z zawartości naszych blogów, z literaturą, filmem, czy sztuką Rzeczpospolitej także łączą nas ścisłe więzi. Możliwe, że kiedyś wrócimy, choć równie prawdopodobne jest, że przeniesiemy się w ciepłe kraje. Razem z pewnością będzie nam dobrze i wybierzemy to, co nas bardziej kręci.

051. Od wolności do niewolnictwa.

Zanim zacznę opowiadać o książce, którą powinna przeczytać każda uczestniczka strajku kobiet i każdy wspierający strajk mężczyzna, dwa słowa o moim przeżywaniu Święta Niepodległości. Od kilku lat, w miejsce edukacji i upamiętnienia, odbywa się tego dnia stołeczna burda uliczna. Płoną faszystowskie ognie, a niosące je zadymiarze o inteligencji odrobinę przewyższającej nogę stołową, udają patriotów. Wątpię, czy wiedzą co świętują, ale z całą pewnością gotowi są do podpalenia Ojczyzny. Przygnębia mnie ta sytuacja, zwłaszcza że widzę jak świętują cywilizowani ludzie. Mieszkam w kraju, w którym święto narodowe wygląda tak:

St. Patrick’s Day.

Obiecałem opowieść o reportażu Marty Abramowicz „Zakonnice odchodzą po cichu”. Mam w ręku wydanie specjalne, Wydawnictwo Krytyki Politycznej 2017, wydanie drugie, rozszerzone. To ważne, bo jest ono uzupełnione o komentarze do książki po jej pierwszym wydaniu.

„Zakonnice (…)”, to obraz współczesnego niewolnictwa w sercu Europy, polskich zgromadzeń żeńskich widzianych oczami 20 byłych zakonnic. Pozycja ta była najchętniej czytana przez kobiety, choć uważam, że każdy facet, który nie jest tchórzem, powinien się zapoznać z przedstawionymi w niej faktami, ale (oddając głos autorce):

Na spotkania o Zakonnicach… przychodzą przede wszystkim kobiety. Większość jest katoliczkami, w Kościele szukają Boga. Bohaterki książki są im bardzo bliskie. Kiedy o tym rozmawiamy, nie mają wątpliwości.

Ta książka jest o nas wszystkich. O kobietach – mówią (str.221).

Dlaczego jest to tak ważna lektura podczas STRAJKU KOBIET? Bo opowiada o tym, jak można stracić wolność, rezygnując z wykształcenia i kariery. Nawet, jeżeli jest to zrzeczenie się na rzecz szczytnych ideałów, to bez wiedzy i wolności osiągnąć ich się nie da. To książka nie tylko dla kobiet, które oddają swe życie w zakonowi, ale też dla kobiet, które poświęcając swój rozwój dla pracy „bogini ogniska domowego”, tracą wpływ na swoje życie.

Zacznę od obrazu przedstawionego przez byłe zakonnice, czyli totalnego zniewolenia kobiet w zakonach. I nie chodzi tu o usługiwanie mężczyznom, choć to oczywiście także ma miejsce. Chodzi o niewolnicze poddanie żeńskim przełożonym. Nie normom zakonnym, a woli wyżej postawionych sióstr.

Byłe zakonnice opowiadają o tym, że siostry w zakonach pracują ponad siły, brakuje im odpoczynku (więcej sypiał niewolnik w starożytnym Rzymie, niż one), masowo chorują, a jedną z bardziej powszechnych przewlekłych przypadłości jest depresja. Niestety, nie mają szans na pomoc, bo wizyta u psychiatry może być przez przełożoną uznana za podstawę do zwolnienia z zakonu. Stąd próby samobójcze (nierzadko udane). Najgorsza jest jednak ciągła przemoc psychiczna i zwyrodniała wręcz złośliwość przełożonych, odcinanie sióstr od świata, rodziny, możliwości rozwoju osobowego, a nawet od pomocy medycznej. Zgodę na wizytę u lekarza trzeba uzyskać u matki przełożonej, a ta ją rzadko kiedy wydaje, zwłaszcza do specjalistó, n.p. do ginekologa. Innymi słowy: stara cipa bez wykształcenia medycznego decyduje, komu należy się pomoc lekarska. Jedna z historii opisuje siostrę, której przełożona nie pozwoliła iść do ginekologa, w efekcie ta zmarła na nowotwór dróg rodnych. Mówimy o nieukaranej zbrodni ze szczególnym okrucieństwem, śmierć z powodu uniemożliwienia pomocy medycznej wyglądała tak, że kobieta umierała gnijąc od środka. Jej ciało podczas tego procesu niemiłosiernie śmierdziało, powodując jednocześnie niewyobrażalny ból. Wszystko na żywo, bez znieczulenia.

Bielizna – Kuracja doktora Granata.

Inną zbrodnią bezustannie dokonywaną na zakonnicach jest uniemożliwianie im kształcenia, a nierzadko cyniczne kierowanie co bardziej inteligentnych sióstr do najbardziej bezmyślnych i poniżających prac, jak mycie chlewika, czy czyszczenie toalety gołą dłonią wpychaną do rury odpływowej (tak, takie standardy pracy opisuje książka). Uniemożliwiana jest nawet praca na rzecz potrzebujących. Siostry mają zakaz zostawania przy chorych dłużej, niż im na to pozwoli przełożona, nawet jeżeli to kwestia pilnej pomocy. Obowiązuje zasada: „Potrzeby zgromadzenia przede wszystkim”.

Metallica – Am I Evil?

Zakonnice (upraszczam nazewnictwo, pod tym pojęciem rozumiem zarówno dziewczyny przed ślubami czasowymi, wieczystymi, jak i po tych ślubach) mają obowiązek mówić o swych grzechach i zaniechaniach przełożonym, choć nie ma to rangi spowiedzi, nie jest zatem obłożone tajemnicą. Mają za to zakaz rozmowy o tym, co się dzieje w zakonie. Blokada informacyjna. TYLKO NIE MÓW NIKOMU! Awanse są tylko teoretyczne. Przełożone wolą awansować niezbyt inteligentne, za to posłuszne dziewczyny, a wybory odbywają się tak, że członkinie Rady Zgromadzenia wybiera Matka Generalna, a Rada Zgromadzenia wybiera Matkę Generalną. Rączka rączkę, demokracja po polsko-katolicku. Na porządku dziennym są malwersacje i wyłudzenia dokonywane przez wierchuszkę zakonu. Oczywiście siostrę księgową obowiązuje milczenie, prawdziwa mafia.

Siekiera – Fala.

Ta książka to katalog nieprawości, czytające ją byłe zakonnice potwierdzają, że taka jest prawda, różne są jedynie drobne szczegóły. Mógłbym więc pisać i pisać, ale to już jest w reportażu, możecie to doczytać we własnym zakresie. Ja chciałbym napisać o czymś innym, bardzo ważnym dla każdej Polki i każdego Polaka.

Mister D – Czarna Żorżeta.

Druga połowa wieku XIX, to w Polsce czas rozwoju idei pozytywistycznych. Społeczeństwo powoli zdawało sobie sprawę, że bez pracy u podstaw: edukacji, pomocy najbiedniejszym, walki z analfabetyzmem, nie ma mowy o rozwoju. Te idee były chętnie podnoszone przez kobiety, ale ponieważ nie miały prawa głosu, to w każdej, nawet najmniejszej kwestii musiały być reprezentowane przez mężczyzn. Mogły się w pełni realizować jedynie na polu religijnym, stąd ZAKONY ŻEŃSKIE POD KONIEC XIX WIEKU BYŁY OAZĄ WOLNOŚCI KOBIET I ODEGRAŁY OGROMNĄ ROLĘ W ICH KSZTAŁCENIU. Dlaczego więc w przeciągu trzech pokoleń stały się ostoją niewolnictwa, zacofania i założyły blokadę na kształcenie własnych członkiń?

To chyba nasza polska przypadłość. Sfrustrowany, zniewolony Naród pragnął nieskazitelnych, świętych autorytetów. Przecież znamy to. Kult Wojtyły o którym złego słowa za jego pontyfikatu nie wolno było powiedzieć, a jego najgłupsze pomysły wcielane były w życie, bo taka była jego wola: doskonałego, świętego. To samo, a może w jeszcze szerszym zakresie występowało wśród kobiet, które z męskiej niewoli uciekały do zakonów. Szybko powstawały mity o świętych matkach założycielkach, a w świadomości sióstr, ich zgromadzenie stawało się najdoskonalszym i najświętszym na Świecie (to też w całej Polsce znamy, bo czyż nasz „patriotyzm” i „dokonania narodowe” nie są najwspanialsze i najdoskonalsze na Świecie?). Dla podtrzymania mitu, zakony się izolowały, utajniały wszelkie problemy, a brak zgody na krytykę sprawiał, że niemożliwa była reforma, bo po co reformować taką doskonałość. W efekcie w trzecim i czwartym pokoleniu, stołki Matek Przełożonych zajmowały despotyczne, zarozumiałe, tępe i złośliwe monstra, które nie cofały się przed żadnym łajdactwem. Udzieliło się to szeregowym zakonnicom. „Dobro zgromadzenia” dawało poczucie usprawiedliwienia każdego grzechu, każdej zbrodni. Kryły pedofilów i ochraniających ich przełożonych, kradły (zarówno od siebie nawzajem, jak i od Państwa i podmiotów zewnętrznych), wyłudzały, fałszowały dokumenty, potwierdzały nieprawdę, nawet fałszowały wybory (patrz 100% poparcia dla Dudy w DPS-ach prowadzonych przez siostry zakonne). Potrafiły nawet bezkarnie ukraść dowód z miejsca katastrofy prezydenckiego Tu 154-M i złożyć go w darze mnichom z Częstochowy. I nic, dowód jak śliwka w kompot – prokurator już nie zbada fragmentu skrzydła. To się działo na naszych oczach!

Zapowiadałem, że ta notka będzie WAŻNA DLA STRAJKU KOBIET. Bo jest ważna. Dziewczyny, jeżeli z własnej woli zrzekniecie się prawa do samostanowienia o sobie, o swoim ciele, zwłaszcza jeżeli oddacie je tak patologicznym jednostkom jak biskupi z papieżem na czele, to nic dobrego Was nie czeka. Sprowadzą Was do poziomu niewolnicy, tak jak sprowadzili zakonnice dając im autonomię wewnątrz zakonu i zero prawa głosu poza nim. Ktoś Wam da władzę nad dziećmi, ale nie da Wam możliwości zarobienia na ich utrzymanie i nadal będziecie niewolnicami. Dostęp do edukacji, dostęp do wykonywania każdego zawodu, prawo do decyzji o powiększaniu rodziny, prawo do decyzji o tym, czy donosić płód, którego żaden ksiądz nie uznaje za człowieka, nie udziela mu sakramentów, nie daje żadnych praw. To Wy musicie chcieć dziecka. Przede wszystkim Wy. Każdy człowiek, każdy mężczyzna i każda kobieta ma prawo do błędu, każdy ma też prawo do jego naprawy. Każdy ma prawo do decydowaniu o swoim życiu i wzięcia za nie odpowiedzialności. A w niewolnictwo najłatwiej się wpakować, udając się pod czyjąś opiekę.

I jeszcze dwa słowa o tym, jak wściekle atakowane były byłe zakonnice, które zgodziły się na wywiad. „Wszystko to kłamstwo” wrzeszczeli panowie (sic!), którzy nie kryli się z tym, że nawet nie przeczytali książki. „Nie wytrzymały zakonnej dyscypliny”, krzyczeli inni (zauważmy, że dyscypliną nazywa się pozbawienie godności, okradanie z dóbr materialnych i prywatności, uniemożliwianie kształcenia, uniemożliwianie wizyty u lekarza, uniemożliwianie odwiedzin na wydarzeniach rodzinnych). Jak to można skomentować? Chyba tylko PRAWDA WAS WYZWOLI!