134. Ku wolności więc chcę stale…

Jako prenumerator „Wyborczej”, buszowałem sobie ostatnio po tekstach z „Wysokich obcasów”, czyli specjalnego dodatku dla pań. Zastanawiałem się dlaczego artykuły o braniu odpowiedzialności za swoje życie znajdują się głównie w prasie kobiecej, choć dotyczy to każdego człowieka. Dobrym przykładem jest pewien samotny dziadyga z Żoliborza, który wisiał na mamusinym cycu aż do wieku emerytalnego, by później czynności typu sprzątania, prania, gotowania i wypełniania PIT przejęli podwładni tego demencyjnego incela. W efekcie taki gamoń nie potrafi założyć dwóch butów do pary, a i obsługujący go niewolnicy mają wątpliwą satysfakcję bycia niezbędnymi dla tego satyra. To samo się zresztą tyczy Karola, który został talerzem i innych nieskalanych praniem własnych gaci cwaniaków z krzyżem w dupie.

Dziwna będzie to notka. Właściwie powinienem tu zostawić dwa linki do tegorocznych wywiadów Natalii Niemen (kliknij tu, by poczytać) i Doroty Masłowskiej (kliknij, by i tu się zapoznać z treścią), ale domyślam się, że prenumeratorzy Wyborczej niekoniecznie stanowią większość czytelników. Szkoda, bo panie mówią tak genialne w swej prostocie rzeczy niby znane, a nieznane, że aż głupio mi się robi na myśl o tym, że będę przetwarzał coś, co najlepiej brzmi w całości i skali 1:1. W dodatku jestem mężczyzną, a przekaz jest kobiecy i feministyczny. Trudno, co zrobić, że tak pojadę klasykiem!

Najpierw pani Natalia. Jeszcze 10 lat temu była fundamentalistyczną chrześcijanką, śpiewała jak jej kazali, nawet dla PiS, a dziś jest świadomą feministką jeśli nie z ośmiogwiazdkowym, to antypatriarchalnym przekazem. Chociaż nie…, właściwie niczego o PiS w jej wypowiedziach nie przeczytałem, raczej o religii i patriarchacie z dyskretną sugestią „wypierdalać!”, zawartą w łagodniejszej, acz stanowczej formie. Tym niemniej, a może właśnie dlatego, że u artystki nastąpiła taka zmiana, kilka cytatów wartych jest odnotowania w całości.

Jestem po dwunastu latach terapii z przerwą na trzecią ciążę i nie boję się powiedzieć, że byłam kiedyś fundamentalistką religijną.

Religia i modlitwa sprowadzają cię do roli robaka, który nic nie może, utrzymuje cię na poziomie dziecka, które nie jest za nic odpowiedzialne.

Szukałam akceptacji jak cholera, więc w dużej mierze zrezygnowałam z siebie (…). Ale to pragnienie akceptacji jest tak silne, że rezygnujesz z tego za dobre słowo od czasu do czasu: „Fajna jesteś, Natalia, bo tak się super modlisz, tak świetnie śpiewasz o Jezusie”.

Chrześcijanie dali mi w kość. To jest środowisko naszpikowane osobami z olbrzymimi deficytami, które nie chcą nad sobą pracować (…). Uważają, że Bóg za nich wszystko załatwi, że tak naprawdę nie muszą się zmieniać, bo i tak będzie im wybaczone.

Znam przypadek, gdy pastor postraszył żonę innego pastora – przemocowca – która chciała się rozwieść. Powiedział jej: „Jeśli się rozwiedziesz, dziecko może umrzeć”. Straszenie piekłem to też jest przemoc i manipulacja.

Mama i babcia bardzo z siebie rezygnowały i byłam bliska, by do końca życia też tak funkcjonować, ale stało się tak, że jestem pierwszą kobietą w rodzinie, która powiedziała „STOP” (…). Ja też jestem ważna, zajmę się sobą, a wy musicie sobie poradzić.

Panowie, nie dotykam się kuchni, zajmuję się innymi rzeczami. Zaczynam żyć, mam koncerty, malarstwo, musicie sobie poradzić. Olewam. (To do swoich synów – przypisek Wolanda).

A może nic się nie stanie, jak będzie bajzel? A niech się nawet muchy zalęgną. Wybieram ten głębszy komfort. I jak się trzymam swego, to chłopaki zaczynają te blaty ogarniać, bo w końcu nie ma już ani jednego czystego talerza.

To nie jest egoizm, według mnie egoizmem było to, co robiły nasze matki i babki, i ja przez całe lata, kiedy jako matka kwoczka trzymałam synków pod tymi swoimi schorowanymi skrzydłami, bo chciałam poczuć, że jestem taką dobrą matką.

Od 30 lat robię swoją płytę i trwa to tak długo, bo składałam siebie w ofierze.

A potem matki często wystawiają rachunek: poświęciłam się, teraz mi się odwdzięczcie (Natalia Waloch do Natalii Niemen, która odpowiada następującymi słowy). Otóż to: teraz, kochane dziecko, bądź takie jak ja chce, bo mi się to należy za to, co dla ciebie zrobiłam. To wszystko ma krótkie nogi i się źle skończy. I jeśli mam wskazać winnych, mówię: RELIGIA i PATRIARCHAT.

Był też w tym wywiadzie ciekawy moment interakcji między paniami w nim uczestniczącymi. Pani Niemen opowiadała, jak pod wpływem myśli, że fajnie by było dostawać kasę za pracę, którą ona odwala w domu, dała żartem ogłoszenie na swoim prywatnym profilu społecznościowym, że chętnie dorobi jako sprzątaczka. Od razu znalazła się wśród znajomych hiena, która sprzedała temat do mediów i na drugi dzień ukazał się artykuł pt. „Córka Niemena w dramatycznej sytuacji finansowej”. Natalia Waloch wyłapała w tej sytuacji coś niesamowicie ciekawego i źle świadczącego o polskim społeczeństwie, cytuję: „Mnie uderzyło to, że nikt nie zauważył, że zrobiłaś świetną feministyczną rzecz: pokazałaś, że póki kobieta sprząta w domu za darmo, jest stawianą na piedestale cudowną gospodynią i matką Polką, ale kiedy chce za to samo pieniędzy, jest sprzątaczką – w domyśle – kimś na najniższym szczeblu drabiny społecznej”.

Dorota – Ojciec.

Dorota Masłowska jest w troche innej sytuacji, niż Natalia Niemen. Ona już wchodząc w dorosłość dostała łatkę feministycznej aktywistki (choć jest po prostu robiącą swoją robotę artystką) i od momentu debiutu ściera się z patriarchalnymi trzęsiportkami, drżącymi o swą pozycję społeczną. Dobrze ujęła to słowami:

20 lat temu nie mogłam pisać po swojemu, bo byłam za młoda. Teraz nie mogę rapować, bo jestem za stara.

Moje słowa są zbędne, lepiej sprawę załatwią kolejne cytaty:

Nie zapominajmy o tych, którzy ją (opinię na temat jej hip-hopowej płyty pt. „Wolne” – przypomnienie Wolanda) mieli przed posłuchaniem.

Dorota – Weź skręć.

Kiedy w zeszłym roku wybuchła wojna, kiedy ekrany wszystkich naszych urządzeń zaczęły zapełniać się ciałami ofiar, widokami ran i zniszczeń, ogarnęło mnie irracjonalne, niestosowne, silne uczucie rozpierania. Że chcę tańczyć i śmiać się, kochać i być szczęśliwa.

Kobiety, kiedy trafiają do życia publicznego, są eksponowane przez ciało. Ocenia się ich dokonania przez atrakcyjność: nadmierna ściąga podejrzenia (ja, Woland, bym to nazwał pomówieniami) o nieuczciwość sukcesów, nie dość wysoka odbiera im doniosłość.

Bezustanne poddawanie ocenie urody kobiet przez mężczyzn, a także przez inne kobiety- nie można o tym zapominać – to konsekwentne odbieranie im mocy, twórczości, wolności. Nie twórz, nie leć wysoko, siedź i patrz w lustro i zastanawiaj się, czy na pewno się podobasz. Uważam, że jest to oldskulowa, ale ciągle skuteczna metoda trzymania kobiet w karności i zależności.

(O kobietach przyłączających się do mizoginistycznej przemocy) Odreagowują na sobie nawzajem to, co przeżywają. Próbując wmieszać się w chór mężczyzn, sieją wokół siebie ten sam terror, w którym żyją, kanalizują stres na punkcie swoich ciał. Przyłączając się do przemocy, chcą ją od siebie odsunąć, wyeksportować na kogoś innego. Na marginesie, jest to zabieg stosowany już przez bezbronne dzieci, które w spotkaniu z przemocą, na ogół przyłączają się do silniejszego, same stając się sprawcą przemocy.

Patrzą krwiożercze hordy,

jak uzdę ściągam z mordy,

bo dosyć już mam uzdania,

potrzeba mi wyuzdania.

Dorota Masłowska, Gadżety.

Na spotkaniu z Masłowską młody mężczyzna słowami ubranymi w troskę pytał panią Dorotę, czy nie powinna zaczekać z płytą hip-hopową, bardziej ją dopracować (w domyśle, teraz nie jest wystarczająco fajna). Mówił to słodkim głosem, choć tak naprawdę namawiał ją do rezygnacji z siebie samej. Czyż to nie dziwne, że byle chłopczyk w bluzie z kapturem, choćby był niedojrzałym półanalfabetą, może nawijać, co mu ślina na język przyniesie, a kobieta, choćby była dojrzałą, uznaną pisarką, ma siedzieć cicho i w tej ciszy się doskonalić, nie wychodzić do ludzi, bo może jeszcze jest niewystarczająco perfekcyjna? Od kiedy to ludzie potrzebują doskonałości, by móc wyrażać siebie?!

I to by było a tyle, jeszcze tylko znaleziony na f-b tekst, a właściwie jego fragment, podpisany przez psychiatrę i psychoterapeutę Piotra Pietruchę:

Wiele osób, zwłaszcza kobiet ze starszej generacji tkwi w takiej heroiczno-destrukcyjnej pułapce poświęcenia i wyparcia. Nieporadne wobec własnych potrzeb, zajmując się innymi, zawłaszczają ich swobodę, utrudniają samodzielność i podkopują ufność we własne możliwości. „BEZE MNIE BYŚCIE ZGINĘLI” – taka samopocieszająca, a jednocześnie pełna wyrzutów – rzucana w twarz rodziny uwaga, która ma być potwierdzeniem znaczenia i potrzebności jest często nieświadomym zakłamaniem rzeczywistości: bez twojej zbędnej, podduszającej troski, poradzilibyśmy sobie całkiem spoko. Raczej to ty nie radzisz sobie bez nas, nie ogarniasz sama siebie.

23 myśli w temacie “134. Ku wolności więc chcę stale…”

  1. O wolności i tradycyjnych oczekiwaniach wobec kobiet … cóż … mówiłam ci już, co mi wyszło w badaniach. Ujemna korelacja pomiędzy wolnością a zbawieniem, ale tylko u kobiet. Albo wolność, albo pójście do nieba. Też tak czuję 😀

    Polubienie

    1. Tak na chłopski rozum, jest to zrozumiałe. Religie, które jakoś tam znamy (judaizm i mahometanizm) oraz ta, którą znamy najlepiej, mówią…, no właśnie, co one takiego mówią (ustami religijnych tłumaczy)…? Weźmy kościół KK (Karola Kremówy):
      Karol będzie zbawiony, bo jeździ na nartach, chodzi po górach i przyjmuje łapówki od ojców pedofilów, roztaczając w zamian swą opiekę nad nimi, a baby tymczasem mu piorą gacie i karmią.
      Baby będą ewentualnie zbawione, jeżeli wystarczająco doskonale wypiorą majty Karola, więc nie powinny się szwendać bez sensu, a raczej przeglądać garderobę Kremówy, poszukując niedoskonałości do poprawienia. Jeżeli zaś Karol będzie głodny, to nie dlatego, że jest rozpuszczonym do granic możliwości próżniakiem, który nie pamięta kiedy ostatnio zrobił sam sobie herbatę, ale to będzie wina niezbyt starannej zakonnicy, która nie odgadła, że „SANTOSUBITO” może łaskawie zgłodnieć. Nie mówiąc już o sytuacji, gdy siostrzyczka nie dopilnuje, by Karol miał się czym podetrzeć, podnosząc swą przenajświętszą dupę z sedesu.

      Polubione przez 1 osoba

  2. Eee… notka wcale nie dziwniejsza od innych. W sumie taka całkiem zwyczajna jak na standardy tego bloga. A nawet jakaś podejrzanie łagodna, jak na jego standardy. To pewnie lektura feministycznych treści tak złagodziła samczą agresję autora 😀

    Polubione przez 1 osoba

      1. Nie, nie byłem rozczarowany. Raczej odrobinę zaskoczony zupełnym brakiem poirytowania w trakcie lektury. Bo o ile z ogólnym sensem twoich tekstów zazwyczaj się zgadzam często niektóre twoje sformułowania wywołują we mnie oburzenie i sprzeciw 😀

        Polubienie

  3. A merytorycznie – ciekawe, czy dzięki tej dwunastoletnia terapia pani Niemen jej synowie zaoszczędzą na równie długim i kosztownym korzystaniu z pomocy psychoterapeutów, czy innych specjalistów, bo zostali wychowani* tak, już sobie poradzą bez tego.
    ___
    * wiem, grzeszę tradycyjnym przywiązaniem do myśli, że rolą rodziców jest wychowywanie potomstwa.

    Polubienie

    1. Gdy mnie boli ząb, idę do dentysty, gdy mam gorączkę, idę do lekarza, jeżeli jakieś zaburzenie będzie mi przeszkadzać w życiu, pójdę do psychologa.
      A Ty będziesz raczej oszczędzał? Wyjdzie Ci wtedy taka trochę rosyjska ruletka, tylko do skutku.
      *wychowanie potomstwa, to według Ciebie obsługiwanie dorastającego lub wręcz dorosłego towarzystwa?

      Polubienie

      1. Wydaje mi się, że młodego człowieka wychowuje się przez pierwsze lata życia. Jeśli się komuś nie wpoiło pewnych zasad przed okresem dojrzewania, to później może być już z tym trudno.

        Żeby zostać lekarzem czy dentystą trzeba mieć odpowiednie wykształcenie medyczne. Psychoterapeutą w Polsce może być każdy po kursie na psychoterapeutę, niekoniecznie psycholog. Nie wiem, do kogo chodziła pani Niemen, ale gdyby wybrała psychologa katolickiego mogłaby się utwierdzić, umocnić w wierze zamiast zostawać feministką.

        Polubienie

        1. Nikt nie mówił, że będzie łatwo 🙂
          Z pewnością człowiek przesiąka pewnymi nawykami wyniesionymi z szeroko pojętego wychowania, ale człowiek jest zdolny do zmiany. Dobrze to widać na przykładzie asymilacji emigrantów, a tak na polskim gruncie, to mamy nawet przysłowie: „Gdy kto wejdzie między wrony, musi krakać jak i ony”. Chcę powiedzieć, że owszem, zmiana nie musi być łatwym procesem, ale sprzeciwiam się wykorzystywaniu tego jako pretekstu do pozostawania bez zmian. To znaczy można się zaprzeć i nie zmieniać, ale jest to równoważne zatrzymaniem w rozwoju.
          Hebius, są lekarze lepsi i gorsi, psychoterapeuci również. Zresztą pacjenci też bywają lepsi i gorsi. Warto przed powierzeniem się w czyjeś ręce zrobić rekonesans.

          Polubienie

        2. @Hebius, nawet całkiem pewne jest, że człowieka wychowuje się przez pierwsze lata życia. Potem wychowania już nie ma, są relacje: czasem spoko, a czasem zachowania podtrzymujące pewien niefajny układ. Dodatkowo, z tymi „wpojonymi zasadami” to jest tak, że one akurat zawsze są wpojone całkiem nieźle, tylko nie zawsze te, które się do czegoś nadają. Ludzie przychodzą do psychoterapeuty lub psychiatry z bardzo silnymi uszkadzającymi przekonaniami z którymi nie mogą sobie sami poradzić (do psychiatry do tego jeszcze z przekonaniami, które rozwinęły się w problem fizyczny, np. z nerwicami i latającymi rączkami, którego żadne utulenie i „weź się uspokój” nie złagodzi).

          A propos, psycholog a psychoterapeuta to różne zawody, nie każdy psycholog jest psychoterapeutą, a kurs psychoterapeuty nie trwa 10 dni, tylko kilka lat (równie dobrze Niemen mogła chodzić do psychoterapeuty-psychiatry, ale tego z wywiadu się nie dowiemy). Tak jak Woland wspomniał, zdarzają się wśród zawodowców zgniłe jaja. Niemniej, nie pójście ze złamaną nogą do chirurga, bo może się trafić idiota, nie jest szczególnie mądrym sposobem radzenia sobie z przeciwnościami losu.

          Polubienie

  4. cytat pani Doroty, ten pierwszy, o wieku, to dla mnie kolejna odmiana starego kawału o żebraku, który otrzymawszy dość pokaźną, jak na przeciętny, standardowy datek, sumkę kupił sobie wielką puszkę kawioru i równie wielką butelkę drogiego koniaku, a gdy donator idąc z powrotem zastał go w trakcie konsumpcji zaczął robić mu wyrzuty z powodu tych wydatków, wtedy żebrak odparł: „gdy nie mam pieniędzy, to nie mogę jeść kawioru i pić koniaku, a gdy mam pieniądze, to też nie mogę jeść kawioru i pić koniaku, to kiedy kurwa w końcu mam jeść kawior i pić ten fuckin’ koniak?” 😆
    p.jzns 🙂

    Polubione przez 1 osoba

    1. Myślę, że nikt niczego paniom nie daje ani za darmo, ani z wieczystą gwarancją. Ludzie, którym się wydaje, że są zabezpieczeni, często się dziwią, gdy przyjdzie co do czego, ba, nawet dają upust zdziwieniu strzelając sobie w łeb lub robiąc inne niezdrowe rzeczy 😉

      Polubione przez 1 osoba

  5. Za Masłowską nie przepadam właściwie od jej debiutu ale z tym rodzajem literatury jest mi po prostu nie po drodze. Niemenowej nie znam ale neofici w żadnej dziedzinie nie wzbudzają mojego zaufania. Co do terapii to ciekawe że jak na środek skuteczny to wymaga nieustannego powtarzania a te traumy rzadko bywają do końca „przepracowane”. Cynik we mnie zawsze widział konflikt interesów między wyleczeniem „pacjenta” a interesem terapeuty. Ale każdemu co mu pomaga.

    Polubienie

    1. Ale znaczy że co…? W związku z konfliktem interesów między naprawieniem samochodu a interesem mechanika nie oddajesz samochodu do warsztatu? A w związku z konfliktem interesu między wyleczeniem zęba a interesem dentysty, nie chodzisz do stomatologa? Zwłaszcza, że wizyty u mechanika i stomatologa należy powtarzać!
      Po Twoich słowach wnoszę, że terapia kojarzy Ci się z psychoanalizą (taką jak pokazuje w swych filmach Woody Allen), ewentualnie z terapią psychodynamiczną, która jest kontynuacją psychoanalizy. Obie charakteryzuje możliwość przeciągania ich na wiele lat. Raczej się od nich odchodzi, tzn. nadal istnieją pacjenci, którzy życzą sobie takiej terapii, jest popyt, jest i podaż, ale współcześnie mamy inne możliwości. Dzisiejsza psychoterapia idzie w kierunku terapii poznawczo-behawioralnej, gdzie najpierw ustalasz z terapeutą cel, jaki chcesz osiągnąć oraz czas terapii. Jeżeli nie osiągasz założonych celów, terapeuta kończy terapię mówiąc, że nie potrafi Ci pomóc. CO WAŻNE: Zazwyczaj brak postępów spowodowany jest BRAKIEM WSPÓŁPRACY PACJENTA, który nie chce wykonywać zaleconych zadań. A nieustanne powtarzanie terapii? Nie wiem, co uważasz za „nieustanne”. Uderzysz się mocno w rękę, która kiedyś była złamana i ją znowu złamiesz, musisz powtórzyć leczenie. Zderzysz się z sytuacją, która odświeży twą traumę, musisz wrócić do pewnych czynności terapeutycznych. Wypadnie Ci plomba, leczysz ten sam ząb. Co w tym jest według Ciebie takiego podejrzanego?

      Polubienie

      1. Jak napisałem każdemu co mu tam pomaga. Natomiast jak dziewczyna jest po „12 latach terapii” to mam wątpliwość czy mamy tu do czynienia z czymś co ma koniec. A metod i szkół terapii jest tyle że nawet ludzie którzy się tym zajmują zawodowo nieszczególnie ogarniają. Stąd ciężko mówić co komu pomogło. Lub nie pomogło.

        Polubienie

        1. @marchewa79, a jednak nie kwestionowałabym czyjegoś poczucia, że tylko to (lub co innego) trzyma go na powierzchni, szczególnie, że sama nigdy nie tonęłam i nie wiem jak to jest. Faktem jest, że wywiad jest bardzo oględny, artystka sama przyznaje, że zawsze była dziwaczką i śmiem twierdzić, że nie ma tego po listonoszu (jej ojciec był dziwadłem, akceptowanym społecznie, ale nadal dziwadłem), nie wnika, co rozpoczęło jej drogę ku zdrowieniu (czasem są to ciężkie sytuacje, na pierwszy rzut oka wcale nie psychiatryczne).

          Polubienie

        2. I tu trochę będę się czepiał ale przyznam że nie lubię takiego wskazywania przez celebrytów różnej maści terapii (różnie pojmowanej) jako panaceum na różne życiowe problemy. Tak jak piszesz sytuacja pani N. jest specyficzna dla niej a jej sytuacja rodzinna miała pewnie niemały wpływ na jej psychikę. Zdarzało mi się rozmawiać z kilkoma terapeutami przez duże i małe T. nie jako pacjent a na gruncie akademicko/biznesowym i nieco mnie ta cała branża przeraża. Zwłaszcza relacja obietnic do rezultatów. Przy przyznawaniu się dość otwartym do kompletnego braku standardów czy nawet iluzji naukowości. Kilka przypadków dzieci znajomych wysłanych na terapię nie napawa optymizmem. Ale znowu mój sceptycyzm nie zmienia tego że jak komuś pomaga to jak najbardziej OK ale IMHO czasami ciężko to stwierdzić.

          Polubienie

        3. @marchewa79, jaką terapię Niemen (być może celebrytka) wskazuje? Jeśli tak naprawdę mówi głównie o autoterapii albo farmakoterapii, to już lepiej, czy też powinna rozważyć nie rozmawianie o tym, lub więcej, zaprzestanie prób poprawy swojego bytu, bo niepokoi tym innych?

          Terapie (psychoterapie, autoterapie, farmakoterapie) nie są panaceum (nawet, gdy korzystamy z farmakoterapii, na końcu jednak umieramy). Jestem też zdania (graniczy ono u mnie z pewnością), że np. psychoterapia psychodynamiczna niczego nie wyleczy. Ale nie jestem aż tak wrogo nastawiona do psychoterapii w całości jak Ty.

          Wg mnie, psychoterapeuta technicznie rzecz biorąc jest zawodem zaufania publicznego i ustawy powinny za tym nadążać (a tego nie robią, zresztą nie tylko w Polsce). Poza terapią par, terapią nałogów i terapią dziecięcą (które są dość łatwo namierzalne i najczęściej klienci wiedzą gdzie poszli i z kim rozmawiali), klienci potrzebujący pomocy często-gęsto nie wiedzą do jakiej szkoły terapeutycznej należy polecony im terapeuta (nigdy nie korzystałam z psychoterapii, więc nie wiem, co jest tego powodem: terapeuta im nie mówi, czy ludzie generalnie słyszą to, co chcą). Mam też w głowie pytanie, co w takim razie znajomi mają zrobić ze swoim dziećmi?

          Nie lękajmy się, nie przerażajmy i nie martwy na zapas. Tak jak w przypadku złamanej nogi, trzeba szukać pomocy. Nagłaśnianie faktu leczenia się przez celebrytów jest dobre. Tabu znika. Kiedy byłam dzieckiem, znani aktorzy umierali nie wiadomo na co. Tabu, cicho sza, jak powiemy, że ktoś miał raka, to przyjdzie Popobawa i nas pożre.

          Polubienie

Dodaj komentarz