006. Nowa świecka tradycja.

Gadu – gadu i beztrosko doczłapaliśmy już do szóstego odcinka dziennika (siódmego, jeśli liczyć prolog). Myślę, że od koronawirusowego spowolnienia wielu z Was mogło nie zauważyć, jaki dziś mieliśmy dzień. Nieliczni, którzy wiedzą, mogą sobie zapisać punkt. „Święto chrztu Polski”. „Ki czort”, zapytacie zdziwieni – i będziecie mieli rację, bo po pierwsze, jest to święto czegoś, czego nie było, a po drugie, jest to nasza NOWA ŚWIECKA TRADYCJA. 460 niespecjalnie rozgarniętych pań i panów dzierżących mandaty poselskie postanowiło głosować przyjęcie tego święta i ustanowić jego obchody na 14 kwietnia. Głosami niewolników zrzeszonych w PiSowskiej koalicji, zasilonymi przez głosy PSL i Kukiz 15 uznano, że głosowanie sejmowe jest najlepszym sposobem rozstrzygania sporów historycznych, a przecież jak było naprawdę, mogli rozstrzygnąć w konkursie sms-owym! Nie każdy bowiem musi wiedzieć, że najtęższe autorytety historyczne nie potrafią jednoznacznie podać chociażby daty przyjęcia chrztu przez Mieszka I, wiedzą jedynie że stało się to między rokiem 966 i 968, a o czymś takim jak chrzest Polski, nie ma w ogóle śladów w żadnym z dokumentów, ale skoro głupkofagi (wirusy żerujące na idiotach) uznały metodą głosowania, że odbył się w Wielką Sobotę 14 kwietnia 966, to pewnie tak musiało być. I choć tzw. „Sejm” uchwalił to w roku 2019, to w Wikipedii próżno szukać informacji, że to efekt propozycji jakiegoś oszołoma sprzed roku. Niech wygląda tak, jakby to „święto” obchodzili rok w rok Kazimierz Wielki, Józef Piłsudski, Jan Paweł II i Teresa Orlowski.

A dzień był piękny, słoneczny, ale z przejmująco zimnym wiatrem. Południowy spacer ze Świechną odbiegł nieco od plażowej rutyny, gdyż morski brzeg był tak dokładnie odmuchany, że tylko zobaczyliśmy jak jest i ruszyliśmy między malownicze wiejskie domki roztrząsając nasz ulubiony temat: „Który z nich byśmy chętnie kupili, bo jest śliczny, ma ładny widok i jest bezpieczny dla Rysia”. Uspokajamy, znaleźliśmy kilka idealnych lokalizacji, zatem po najbliższej wygranej w lotto, możemy rozpocząć negocjacje z właścicielami 🙂

Był jeszcze szybki wypad po zakupy, a jako że jechałem sam, pozwoliłem sobie na stosunkowo głośne odtwarzanie „Peace sells… but who’s buying?” Megadeth, podczas gdy Świechna nastrajała się do przygotowania obiadu stylizowanego na kuchnię indyjską. Takie to dziwne pomysły przychodzą do głowy w czasach pandemii, choć sąsiedzi również szukają swojej drogi. Nasza ulubiona Babcia-Sąsiadka uciekła z domu na spacer, niczym uczennica z nielubianej lekcji, za alibi mając problem z telefonem (Anna ma ok. 80 lat, a osoby, które ukończyły 70 lat mają przymusową kwarantannę do odwołania). Inna Anna – irlandzka Kanadyjka z naprzeciwka wyszła zaś z mężem na skwer i zaczęli do siebie rzucać dziwnym przedmiotem długości ok. 1 metra, obciążonym z jednej strony. Pierwszy raz widziałem taką grę, ale kto bogatemu zabroni? 😉

Zanim wpadniemy na pomysł, co obejrzeć przed snem, postanowiłem wrzucić w odtwarzacz coś, co przywróci mój uśpiony i nieprzesadnie agresywny patriotyzm lokalny – padło na Lubelską Federację Bardów z płyty „Imperium”. Strasznie to nierówne, ale za to entuzjastycznie rżnięte, cokolwiek przez to rozumiecie. Rzekłbym: kilka samorodków pośród ładniejszych lub brzydszych, ale dość zwyczajnych kamieni.

Zdecydowaliśmy się na „Kino Paradiso” Giuseppe Tornatorego. Piękny film o magii kina i podążaniu za pasją. Nawet nie wiecie, jak się cieszę mogąc oglądać takie rzeczy ze Świechną. I tylko gdzieś pod skórą mam żal do siebie samego, że tak późno zrozumiałem, że nie warto oddalać się na krok od pasji, nawet jeżeli otoczenie chce czegoś innego – toż otoczenie również ma łapki, może samo zrobić to czego chce i tak będzie uczciwie.

I jeszcze jedno:

WALCZCIE Z WIRUSEM – NIE Z KOBIETAMI!!!