063. Gdyby to chociaż było arcydzieło….

Dziś Walentynki. Niby temat powinien być oczywisty, ale pogoda wdmuchmnęła mi wiatrem wiejącym ze średnią prędkością 60 km/h coś innego. Bo sami rozumiecie, gdy za oknem tak, że zwykłe wyrzucanie śmieci zyskuje rangę czynu heroicznego, to Wasz nieprzesadnie lubujący się w takich aktach bezsensownej bohaterszczyzny obserwator rzeczy ulotnych i dziwnych (kto pamięta, jaka znana postać się tak przedstawiała w audycjach radiowych Rozgłośni Harcerskiej?), raczej szuka sposobów na zagnieżdżenie się w ciepłym miejscu w celu obejrzenia ciekawego materiału filmowego. Najpierw sprawdziłem, czy wszystko, co mi do tego potrzebne, zostało zrobione, zatem kot nakarmiony, żona siadła obok, ciepła herbatka z miodem zagrzała nasze ręce i ruszyliśmy z seansami. Zacznę od najbardziej bulwersującego.

Oglądaliście kiedyś dokument „Defilada” (Andrzej Fidyk, 1989)? Powstał on tak, że autor filmował dokładnie to, co przedstawiciele reżimu północnokoreańskiego chcieli, by filmował. Powstało gówno, jakich było wiele w jedynie słusznej telewizji kraju Kim Ir Sena (tamten dyktator zmarł dopiero w 1994 roku), przeszło wszystkie szczeble cenzury i władze kolegialnie uznały, że we WŁAŚCIWY SPOSÓB UKAZANE ZOSTAŁO ŻYCIE w KRLD. Tymczasem, gdy film został ukazany WIDOWNI W WOLNYCH KRAJACH, został okrzyknięty dokumentem demaskującym całą nędzę życia społeczeństwa znajdującego się pod władzą tyrana. Wazelina płynąca z ust filmowanych Koreańczyków i czopkowanie władzom, wolnym ludziom nie pozostawiało złudzeń, że jest to efekt strachu, prania mózgów i dewiacji ustrojowej. Polski reżyser oddał pełną kontrolę nad dokumentem przedstawicielom reżimu, bo zdał sobie sprawę, że nic go tak nie obnaży, jak ten właśnie zabieg. Nie o tym filmie jednak chcę Wam opowiedzieć, a o podobnym propagandowym łajnie, robionym przez TVP Kurwizja rękami partyjnej kolubryny, niejakiej Magdaleny Piejko związanej z Gazetą Polską, Niezależną, TV Republika. Film miał premierę w roku 2019.

Fisz, Emade, Tworzywo – Mój kraj znika.

Zestawiam te dwa filmy z prostego powodu: W obu produkcjach cenzura była zachwycona, być może wyznawcy partii również, jednak gdy je obejrzy WOLNY WIDZ, to dokumenty ośmieszają to, co miały promować. W wypadku „WracaMy?”, już dobór bohaterów piejących zachwyty nad nową polską władzą rozwala system. Widz chyba z żadnym z nich nie chciałby sie zamienić na miejsca, natomiast sentencje jakie głoszą, że niby Polska jest takim tolerancyjnym krajem, w czystej formie pokazane zachodniej publicznośći, dowodziłyby polskiej ksenofobii, rasizmu i homofobii. Chyba zaś najlepszym dowodem na to, że coś jest z tym filmem nie tak, jest pominięcie nazwisk bohaterów w napisach końcowych. Zresztą umówmy się: cóż to za dokument o emigracji, nie pokazujący czym bohaterowie się zajmują (nie dowiedziałem się tego o żadnym z nich), a większość bohaterów widzimy na ulicy lub w pubie, więc nie wiemy nawet jak mieszkają. Jeżeli ktoś z Was ma ochotę, obejrzyjcie, my wytrzymaliśmy, choć później długo zastanawialiśmy się, gdzie oni tych ludzi wyszukali. Jest takie słynne arcydzieło propagandy, „Triumf woli” (1934, Leni Riefenstahl, Niemcy). Tym się różni od PiSowskiej propagandówki, że pokazuje ludzi sukcesu, sportowców, wzorce do naśladowania. Widz Kurwizji nie odnajdzie zaś w jej dokumencie superbohatera, którego mógłby naśladować, żeby być takim jak on.

Dezerter – Mój kraj.

Tak się złożyło, że następnego dnia obejrzeliśmy „Jak daleko stąd, jak blisko” (Konwicki, 1971) i miałem wrażenie, że bohaterowie tego filmu zahibernowali, by wziąć udział we „WracaMy?”. Porażający obraz ludzi, którzy nie bardzo wiedzą, co robić z życiem, ciskają się między pracą dla pracy a alkoholem, gdzieś tam z tyłu głowy mający nierealny ideał życia, robiący wszystko, by niczego nie zmieniać. Tragiczny obraz społeczeństwa, które nie wie, co mu sprawia radość i czego właściwie chce. Z tym, że bohaterowie Konwickiego są społeczeństwem odbitym w krzywym zwierciadle, natomiast dokument Kurwizji wybrał same oryginalne okazy.

A tu pominięci w filmie emigranci obnoszący się na swoich blogach brakiem sympatii do rządu PiS.

Swoje przemyślenia na temat trzylecia pobytu na emigracji Świechna przedstawiła u siebie (kliknij tu, chcąc je przeczytać), a ja…. Już tak się zrosłem z Zieloną Wyspą, że stała się moją. Ciągle ją poznaję przemierzając wzdłuż, wszerz i wzwyż, a od trzech lat robię to ze Świechną. Mam wrażenie, że Walentynki mamy codziennie. Tęsknota za Ojczyzną? Mam wielki sentyment do kilku miejsc w Polsce, może nawet większy, niż bohaterowie PiSowskiej propagandówki, ale podobnym sentymentem darzę również kilka miejsc w Irlandii, co jest o tyle łatwe, że mam z nią związane bardzo miłe wspomnienia. A teraz, gdy mam przy sobie Świechnę, w ogóle nie czuję potrzeby radykalnych zmian. Robimy to, co lubimy, stać nas na spokojne, bezstresowe życie i coraz nowe doznania, właściwie jeśli chodzi o braki, to odczuwamy jedynie potrzebę większego mieszkania, a to z całą pewnością będzie nam łatwiej zaspokoić w Irlandii, niż w Polsce. Co ciekawe, gotów jestem się założyć, że kontakt z Ojczyzną i tak mamy o niebo lepszy od „genetycznych patriotów” deklarujących miłość do kraju przodków. Nawet podróż poślubną odbyliśmy po Polsce (dokładnie, to po Ścianie Wschodniej), a jak widać z zawartości naszych blogów, z literaturą, filmem, czy sztuką Rzeczpospolitej także łączą nas ścisłe więzi. Możliwe, że kiedyś wrócimy, choć równie prawdopodobne jest, że przeniesiemy się w ciepłe kraje. Razem z pewnością będzie nam dobrze i wybierzemy to, co nas bardziej kręci.

062. A jak poszedł król na wojnę.

Zanim przejdę do komentowania spraw szerzej znanych, trochę prywaty. Luty to dla mnie od wielu lat zwyczajowa pora kontroli onkologicznej. W tym roku po raz pierwszy przeprowadzanej w warunkach pandemii. Ponieważ moją osobistą wojnę z rakiem traktuję poważnie, bardzo zirytował mnie fakt, że personel obsługi tomografu nie był w stanie założyć mi wenflonu odpowiedniego do podania kontrastu i zrobiono mi badanie bez niego. Oczywiście najpierw mnie nieudolnie skłuli (z moim doświadczeniem pacjenta onkologicznego, potrafię odróżnić wprawną rękę od niepewnej), potem próbowali ściągnąć lekarza, ale najwidoczniej komuś było to nie na rękę. Nawet to rozumiem, bo obowiązują covidowe procedury, potrafię też sobie wyobrazić sytuację niedoboru personelu spowodowaną kwarantanną. W każdym razie stwierdzili, że mają tyle moich zdjęć tomograficznych, że nawet bez kontrastu potrafią drogą porównania ocenić, czy pojawiło się coś nowego. Może i potrafią, ale nie jestem pewien, czy im się będzie chciało robić takie porównania. W każdym razie nie podoba mi się to.

Skoro już narzekam, to jeszcze kilka słów o pogodzie. Noż @#$%^&*??!!!! Chociaż od dwóch dni widać poprawę, więc może z irlandzką wiosną idzie na lepsze. Oby, bo martwię się o naszego kota Ryszarda, który z powodu aury nie może się wyspacerować, a w dodatku zafundowałem mu zasmrodzenie mieszkania oparami chlorowodoru, zwierzak chciał ten zapach zlizać z podłogi przy drzwiach łazienki (stamtąd się wydobywał), zamaskować swoim zapachem tarzając się w tym miejscu, nie chciałbym, by sobie biedy napytał.

Przechodząc do części publicystycznej, postanowiłem dziś poruszyć sprawy związane z Siłami Zbrojnymi RP. Pandemia i strajk kobiet odwróciły uwagę od czegoś, co i tak nigdy nie było w centrum zainteresowań ogółu, czyli od OBRONNOŚCI. Jak podaje portal „Interia”, wojskowe ćwiczenia „Zima-20” zakończyły się blamażem i całkowitą klęską. W symulowanej wojnie, w której uwzględniono nawet sprzęt, którym Polska jeszcze nie dysponuje (nie mówiąc już o tym, że nie potrafi nim się posługiwać, nie zna ani taktyki, ani strategii jego użycia), ponieśliśmy całkowitą porażkę w pięć dni, a siły pierwszego rzutu doznały strat rzędu 60-80% stanu osobowego, znaczy się młodzi Polacy, nadzieja i przyszłość narodu zamienieni zostali w całkiem nieżywe i nienadające się do użycia ścierwo. Nie pomogły F-35 i rakiety „Patriot”, których w rzeczywistości nie posiadamy, ani wsparcie NATO, którego nie wiadomo, czy możemy się spodziewać (wszak nasz rząd zajmuje się nieustannym lżeniem Unii Europejskiej, która ma nam pomóc w pierwszym rzucie). Najlepsze było jednak to, jaką konsternację w NATO wzbudzało zachowanie się naszego dowództwa. Po czystkach Macierewicza pozostali w nim dobrozmienni niekumaci nominaci, którzy odmawiali wykonywania rozkazów, bo ich nie rozumieli (cokolwiek to znaczy). Źródła donoszą, że do klęski walnie przyczyniła się zaciekła obrona wysuniętego na wschodnią flankę wojska, które dzięki temu „bohaterstwu” zostało okrążone i rozbite.

Skoro już jesteśmy przy spadku po Macierewiczu, inny portal, mianowicie „Onet” doniósł, że karabinki „Grot” zakontraktowane poza procedurami przez pana Antoniego na kwotę ponad 500 milionów złotych polskich rdzewieją, przegrzewają się, zapiaszczone ulegają zacięciu, kolby pękają przy uderzeniu, podobnie jak magazynki, a niektóre usterki uniemożliwiają strzelanie. Jak to dobrze, że oprócz karabinków, były już szef MON zakontraktował również zwiększoną liczbę kapelanów wojskowych. Nie martwcie się matki Polki, mięso waszych synów będzie fachowo i po przystępnej cenie pochowane, omodlone, chyba doskonale rozumiecie, że po to ich rodziłyście, wykarmiłyście, wychowałyście!

Sława Przybylska – A jak poszedł król na wojnę (Maria Konopnicka).

Jeszcze w czasach paranoi smoleńskiej spekulowałem, że Macierewicz może być zwykłym kretem Moskwy, o czym świadczy metodyczny sabotaż Armii Polskiej dokonywany przez tego polityka, począwszy od ujawnienia informatorów polskiego wywiadu wojskowego, a skończywszy na rozbrojeniu armii i obciążeniu budżetu stałymi wydatkami nie podnoszącymi możliwości obronnych. Nawet mógłbym się pokusić o powód. Zważywszy na słabość tego arcykatolickiego i arcynacjonalistycznego polityka do młodych chłopców w typie klasowego kujona-pierdoły, byłoby go czym szantażować, a jego bliski związek z kościołem mógł skutecznie uniemożliwić prześwietlenie przez polskie służby (wszak kto by się odważył sprawdzać ludzi wskazanych przez Wojtyłę).

Maria Peszek – Sorry Polsko.

Jeśli chodzi o mnie, to na moje poświęcenie nie liczcie. Sorry Polsko, mam dobre papiery, tytanową rurkę w kręgosłupie i brak chęci nadstawiania głowy za Kaczyńskiego, Ziobrę, Rydzyka, Kukiza, Bosaka i resztę tego cyrku. Jeśli chodzi o mój pomysł na obronę, to przesunięcie na wschodnią flankę wymienionych przeze mnie polityków, uzbrojenie ich w narodowe dzidy bojowe i zajęcie się swoimi sprawami. Mam Żonę, mam kota, sami rozumiecie, że nie mam czasu biegać w tę i we w tę z bezużytecznym karabinem.