099. Śmierć inżyniera.

Zmarł inżynier-energetyk. Przez kilkanaście lat dzięki niemu 50 tysięcy ludzi miało ciepło w domach, a 5 tysięcy pracę, bo pośród licznych obowiązków odpowiadał za projektowanie remontów elektrociepłowni, serca największego zakładu w mieście. Tak, wiem że nie ma ludzi niezastąpionych i gdyby nie on, zrobiłby to kto inny, ale tak się składa, że robił to on właśnie, a w całym mieście było zaledwie kilka osób, które były w stanie pociągnąć temat.

Podczas mszy pogrzebowej, koncelebrowanej przez aż trzech kapłanów (w osobie inżyniera żegnano również aktywnego dewotę, który na wizytach w trzech różnych parafiach strawił więcej czasu, niż na wychowaniu dzieci) wyciągałem uszy, by usłyszeć jakieś wspomnienie, coś mówiącego o tym, co obywatele zawdzięczają zmarłemu. Zamiast tego otrzymałem kilka dogmatów o tym, że czeka nas życie wieczne. Zupełnie jakbym słuchał wystąpienia indoktrynacyjnego, a nie wspomnienia zasłużonego człowieka. I niby większość obecnych rzekomo wierzyła w lepsze życie po śmierci, lecz nastroje były jakieś takie grobowe.

King Crimson – Epitaph.

Jakby tego było mało, małżonka zmarłego poprosiła o możliwość odczytania jej pożegnania, w którym były zawarte jego ostatnie słowa do dzieci. Kapłan przewodniczący mszy przychylił się do prośby, by finalnie opowiedzieć z pamięci, co tam było napisane. W efekcie, małżonka po pogrzebie każdemu dziecku z osobna powtarzała, co tak naprawdę powiedział ojciec, bo oczywiście słowa zostały przeinaczone. Nie sądzę, by to było ze złośliwości, raczej z niedbalstwa lub lekceważenia.

Gdy msza zbliżała się do końca, jeden z koncelebrujących księży chyba zauważył, że zabrakło wspomnienia i poprosił o głos. Niestety, improwizowana mowa zawierała jedynie fakty dotyczące pracy przy parafii, a już wymienianie ulubionych modlitw inżyniera brzmiało na tyle groteskowo, że zmusiło mnie do powstrzymania się od sarkastycznego parsknięcia. Nie czułem jednak najmniejszej potrzeby zgłoszenia prośby o sprostowanie, czy rozszerzenie dość ciekawego życiorysu zmarłego, gdyż on sam w życiu nie przeciwstawiłby się publicznie księdzu, a jako dorosły człowiek sam dobrowolnie dawał się wykorzystywać duchownym. Odnotowuję zdarzenia nie jako niechciany adwokat, a raczej jako obserwator o emocjonalnym stosunku do całej tej sytuacji. Inżynier, to mój ojciec.