108. Uzależnienia. Najpierw zrozum, o czym są te filmy.

Te filmy dzieli 45 lat: „Afonia” (Georgi Daneliya, 1975, ZSRR) i „Na rauszu” (Thomas Vinterberg, 2020, Dania/ Szwecja/ Holandia). Obejrzałem je w ramach seansów obowiązkowych, wiedziałem że chcąc poznać najważniejsze filmowe komentarze do tematyki uzależnień, nie mogłem tych dwóch pozycji pominąć. Oprócz tematu, te dwa diametralnie różne spojrzenia łączy jedno: Widownia ma kłopot ze zrozumieniem tego, co zobaczyła. Stereotypy, marzeniowe podejście do rzeczywistości oraz mechanizmy wyparcia powodują masowe złagodzenie odbioru, choć oba filmy wyraźnie ukazują utratę kontroli, destrukcję życia bohaterów i ich rodzin. Widzowie chcą tu widzieć komedię, a nawet dowód, że regularnie przyjmowane używki wcale nie muszą być złe. Ups…, trzeba było uważać!!!

Krokodyl Gienia – Piosenka urodzinowa.

„Afonia” ukazuje stosunkowo krótki okres życia tytułowego bohatera, przetasowany z jego wspomnieniami i marzeniami. Pomysł bardzo mi bliski, bo i ja swój amatorski film o alkoholowej tematyce skonstruowałem podobnie. Nie ukrywam, że moje ego zostało mile podłechtane, bo swój obraz robiłem bez znajomości tego klasyka, nawet nie znałem streszczenia. W dodatku z moją wizją zbiega się tu fakt, że Georgi Daneliya unikał scen drastycznych, to nie Smarzowski, u którego w ruch idzie siekiera, głowy bohaterów lądują w muszlach klozetowych, a ich bielizna nosi wyraźne ślady awarii zwieraczy. Film opiera się na emocjach. Oglądamy całkiem przystojnego faceta, który z powodu nadużywania alkoholu ma zupełnie zaburzony obraz rzeczywistości: Zamiast realnych, życzliwych mu ludzi, wybiera swoje mrzonki, nie odróżnia przyjaciół od ludzi mu obojętnych. Poczciwy, lecz zaślepiony Krokodyl Gienia, zupełnie niezauważający życzliwych mu ludzi, odtrącający ich i rzucający się w czeluść swych fałszywych wyobrażeń. Sielankowy obraz dzieciństwa odbiera jako realną wizję, chłopców z którymi się bawił widzi w ten sam sposób, w jaki ich zapamiętał, a przygodną kobietę obdarza wydumanymi przymiotami, robiąc dla niej w swej fantazji główne miejsce w swoim życiu. Tymczasem ludzie, których pamięta nie żyją, bądź zmienili się znacząco (podobnie jak on sam), a obdarzona uczuciem kobieta nawet w opcji nie bierze go pod uwagę i dopiero, gdy na własne życzenie Afonia traci przyjazne dusze, ustawia je na piedestale swych mrzonek. Samo życie. I jeszcze to dyskretne ukazanie, co można zrobić spotykając takiego człowieka na swej drodze: POZWOLIĆ MU SAMODZIELNIE PONIEŚĆ KONSEKWENCJE SWOICH WYBORÓW. Zostawić mu problemy do rozwiązania, zwolnić z pracy, której nie chce wykonywać, zająć się swoim życiem. Zakochana w nim dziewczyna znika bez śladu (pojawia się w końcówce, ale raczej jako oniryczna wizja, niż realna postać), ktoś z pracy wreszcie mówi: „zwolnijmy go”, nawet nastoletni uczniowie bohatera proszą przełożonych o zmianę instruktora widząc jego nieuczciwość. Może i chłop poczciwy, ale wybrał inne życie. Wiele, wiele emocji, przy bardzo oszczędnej formie. I głębokie przekonanie o szczerości obrazu…., i niedowierzanie, że Rosjanie odbierają ten film, jak komedię sentymentalną. Taki obraz destrukcji! Za najbardziej niesamowite uważam jednak, że takie dzieło powstało w miejscu i czasie, w którym wiedza na temat alkoholizmu była gorzej niż mizerna.

Dżem – Wehikuł czasu.

„Na rauszu” to z kolei film dość świeży, kooprodukcja powstała w krajach sumiennie i naukowo podchodzących do problemu uzależnień. Dlatego pierwszy kwadrans był dla mnie niczym strzał w pysk. Zdawało mi się, że twórcy kpią z wiedzy naukowej, snując mrzonki o zbawiennym wpływie kontrolowanych dawek alkoholu. To było tak absurdalne, że szybko odgadłem, iż jest to METAFORA ROZWOJU UZALEŻNIENIA. Faktycznie, film potwierdził moje przypuszczenia. Od euforii, rozluźnienia, przełamania blokad społecznych, barier międzypokoleniowych, czy kryzysów małżeńskich, po pasmo wstydu, żenady i tragedii. Nawet pomysł „eksperymentu”, który tak naprawdę nie spełniał jego znamion, gdyż grupa badana była zbyt mała, grupa kontrolna nie istniała, a założenia badania były zmieniane według widzimisię uczestników, jest genialną, choć nie wiem czy zamierzoną metaforą, bo przecież w powszechnym użyciu znajduje się eufemizm „eksperymentować z narkotykami”. I to umieszczenie akcji w szkole, co pokazuje jak zarażamy kolejne pokolenia pozornie niewinnymi zwyczajami, bo niejeden z Was, drodzy czytelnicy, jak mówi „uczcijmy to”, to ma na myśli „napijmy się”, prawda? I nie kryje tego przed dziećmi, ani przed młodzieżą, chyba nie odbiegam od statystycznych realiów taką sugestią??? Co mnie martwi, to komentarze do filmu. Duża, zbyt duża część komentatorów (włączając w to ludzi opiniotwóczych, jak np. prof. David Nutt, psychiatra i neuropsychofarmakolog) mówi: „Ten film pokazuje jak jest, że picie alkoholu może mieć też dobre skutki”. Nie zgadzam się z taką opinią, Wam też odradzam tego typu myślenie. Alkohol ma działanie rozluźniające, znieczulające, uspokajające, to prawda. Ma jednak skutki uboczne, nad którymi duża, zbyt duża grupa ludzi nie jest w stanie zapanować. Jeżeli zbadamy reprezentatywną grupę ludzi dorosłych, używających alkoholu, to okaże się, że nieco więcej, niż co piąty z nich pije szkodliwie. Kto z Was poszedłby rozluźnić się grupowo kąpielą w Nilu z wiedzą, że co piąty zostanie zaatakowany przez krokodyle, niektórzy z zaatakowanych będą mieć tylko blizny, niektórzy stracą nogę, a inni życie? Zwłaszcza, że można wykupić bilet na basen? Tak jest i z alkoholem. Ma dość dobrze poznane działanie, ale pożądany efekt można osiągnąć metodami, które nie są obarczone takim ryzykiem. Odnosząc to do filmu: Uczestnicy eksperymentu postanowili go zakończyć z powodu szkód społęcznych i ryzyka uzależnienia, jednak okazało się, że odbywał się on już poza ich kontrolą. Dwóch z czwórki głównych bohaterów na oczach widzów poniosło nieodwracalne straty, a dwóch pozostałych NA RAZIE się wybroniło, choć było już gorąco. Nie wiemy, jak potoczy się ich życie, ale…, tu zwrócę się do zwolenników teorii, że film pokazuje też użyteczność alkoholu, zauważmy że uczestnicy pseudoeksperymentu, to jedynie czwórka z dużego grona pedagogicznego. Cała reszta radzi sobie świetnie bez alkoholu i nie widzi najmniejszej potrzeby przeprowadzenia tych wątpliwej jakości badań.

King Crimson – Epitaph.

Jak myślicie, dlaczego widzowie tak chętnie zastanawiają się, co zrobić, by picie alkoholu miało jedynie pozytywne skutki, zamiast przemyśleć o niebo ważniejszą rzecz: Dlaczego pozostali filmowi nauczyciele świetnie sobie radzą bez destrukcyjnych używek? I dlaczego to tej grupy w swych „eksperymentach” nie chcą naśladować, tylko wolą strzelić sobie piwko, łyknąć pigułkę, wciągnąć kreskę, czy przyjarać maryśkę. Potocznie mówi się, że wszyscy piją, ale z każdych dziesięciu osób w Polsce, tylko jedna wypija dziewięć butelek alkoholu w czasie, gdy pozostałych dziewięć do spółki wypija zaledwie jedną. Innymi słowy: Przeciętna osoba pijąca szkodliwie pije osiemdziesiąt razy więcej, niż statystyczny, wolny od problemów związanych z nadużywaniem alkoholu obywatel. I skoro już tak na to spojrzymy, to dlaczego szukamy sposobu, by stanąć w grupie pijących osiemdziesiąt razy więcej i łudzimy się, że odbędzie się to bez negatywnego wpływu na nasze życie, a wręcz oczekujemy pozytywnej zmiany naszego życia?

107. Idzie zima, Polska w ruinie.

Dobiegła końca moja pielgrzymka po Polsce (o ile sobie przypominam z wizyt pana papieża, tego papieża, tak właśnie nazywamy żarcie na cudzy koszt, łączenie się w bólu lub modlitwie, opowiadanie o tym, co spożywaliśmy po maturze, etc.). Chociaż nie…, sam nie wiem, czy mogę tę wizytę tak nazwać, bo jednak zbyt często płaciłem za siebie, to ja kupowałem paliwo, sam dbałem o swoje bezpieczeństwo, no i nie przypominam sobie, bym komuś zaglądał pod kołderkę, nie mówiąc już o tym, że nawet mi do głowy nie przyszło, by kogoś pouczać. Poczyniłem za to kilka obserwacji dotyczących szarych obywateli i ich życia w Polsce.

T.Love – My marzyciele.

Pierwsze wrażenie, to ogólne przygnębienie mieszkańców Polski. Wylądowałem w Warszawie po wyjściu na jaw skali zatrucia Odry i jeszcze tego samego dnia przemieszczałem się na dotknięty skażeniem Dolny Śląsk. Podczas gdy zdający sobie sprawę z tego, co oznacza taka katastrofa, zastanawiali się nie kryjąc pesymizmu, ile lat będzie trwać odbudowa ekosystemu drugiej co do wielkości rzeki w Polsce, zwolennicy PiS nerwowo próbowali udawać, że nie ma tematu, więc ich humory również nie były zbyt dobre, bo weź i udawaj, że martwe ryby, to śpiące aniołki prezesa pana. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że minorowe nastroje, to także efekt kilku innych czynników: wojny w Ukrainie, drożyzny, zapaści gospodarczej i niepewnej przyszłości, ale z niemałą satysfakcją zauważyłem, że choć raz katastrofa ekologiczna wstrząsnęła Polską, krajem gdzie narodek wzrusza ramionami na wycinkę puszczy białowieskiej i wywóz w ten sposób pozyskanego drewna do Chin albo na smog w ich własnych miastach.

Byłem jednak przy przygnębieniu, zatem stosując zasadę „od ogółu do szczegółu”podam przykład, który mi zapadł w pamięć. Otóż spotkałem kolegę z dawnych czasów. Ostatnio z powodów zdrowotnych częściej jest na zwolnieniu, niż w pracy. Z jego organizmem jest tak źle, że w każdej chwili może zostać niezdatnym do wykonywania obowiązków służbowych, właściwie już jest, ale lekarze w medycynie pracy się nad nim litują i przedłużają mu certyfikat. Co ciekawe, facet nigdy nie dyskutował o polityce, bo po prostu za nią nie nadążał. Nigdy nie popierał, ani nie krytykował żadnej partii, bo nawet nie wie, kto w której z nich działa. Podkreślam to, bo zdecydowanie wykluczyć podłoże sympatii i antypadii partyjnych. Jest przerażony. Śmiertelnie przerażony, bo dotarło do niego, że jeśli nie będzie mógł pracować, to nawet przyznanie renty nie da mu możliwości godnego życia, choć jego potrzeby nie są wygórowane, chłopina nie ma i mieć nie zamierza nawet używanego samochodu. Tymczasem nadciąga zima, opłaty stałe rosną w zastraszającym tempie, nie widać światełka w tunelu. W dodatku chory nie ma rodziny, która by mu mogła pomóc.

Talking Heads – Life During a Wartime.

Było przygnębienie, a nawet przerażenie, więc teraz czas na gniew. Z nim spotkałem się u ludzi lepiej radzących sobie w życiu, zwłaszcza w zakresie gospodarowania pieniędzmi. Moi teściowie, podobnie jak rodzina siostry mojej matki inwestowali w ocieplenie domu, porządny dach i okna, nowoczesne piece z precyzyjnym sterowaniem. Do tego całe życie pracowali, żadne tam robienie na czarno, praktycznie żadnych przerw w CV i płaceniu składek emerytalnych. Chociaż i tak lepiej sobie poradzą, niż wspomniany na początku kolega, ale są solidnie wkurwieni (to jest akurat właściwe słowo, sam gniew tego nie oddaje), bo nie dość, że szykuje się powrót do ścisłego planowania domowego budżetu od pierwszego do pierwszego, to jeszcze nie wiadomo, czy paliwo będzie dostępne. Emocje związane z takim stanem rzeczy widać bardzo wyraźnie, zwłaszcza dla kogoś, kto tak jak ja, przyjeżdża z rzadka w odwiedziny i ostrzej widzi wszystkie różnice, jak zachowywali się ludzie rok temu, a jak się zachowują dziś.

Ławeczka patriotyczna po irlandzku. Może nie za 100 tysięcy złotych, ale nie wszędzie panuje najlepsza władza Świata.

Ach…, ludzkie zachowania… znowu muszę wrócić do wyborców PiS, a małżonka ma Świechna świadkiem, iż mam ich zarówno w najbliższej rodzinie, jak i wśród dobrych znajomych całkiem sporo. Co oni robią…? Otóż…, jak już wspomniałem przy okazji skażenia Odry, udają że nie ma tematu, a jak ich jednak konkretnie zapytać, to pojawia się agresja…. i oczywiście wina Tuska, Niemca, Unii Europejskiej. I że lepiej by nie było, jest najlepiej, jak to możliwe.

Wstrzymanie wielkich inwestycji w alternatywną energetykę, ustawowe ich utrudnienie dla inwestorów prywatnych (chociażby przykład energetyki wiatrowej), pompowanie kasy w górnictwo węgla kamiennego, które zamiast zabezpieczać potrzeby energetyczne, eksportuje węgiel, utopione miliardy w propagandowych inwestycjach, jak ostatecznie upadła koncepcja elektrowni węglowej Ostrołęka, kosztująca grube miliardy. Nie to jest jednak najgorsze: Można się spierać o to w co inwestować, koniunktura energetyczna jest zmienna, zwolennik prawie każdej opcji znajdzie jakieś „za” i „przeciw”. Tragedią jest jednak to, że decyzje zatwierdza mały fuhrerek, dziadyga z demencją posuniętą tak dalece, że ma kłopot z założeniem butów do pary. Najpierw, niczym Stalin w korpusie oficerskim ZSRR, zdymisjonował doświadczonych managerów, posadził na ich miejscach Misiewiczów i PiSiewiczów, wykonujących posłusznie jego wolę, a gdy ta wola prowadziła do katastrofy, dymisjonował, obwiniając ich za niepowodzenie swojego genialnego planu (to z kolei klasyka polityki personalnej wodza III Rzeszy). W efekcie, nawet gdy podjęto spóźnioną decyzję o rozbudowie alternatywy energetycznej (Polska przymierza się nie tylko do elektrowni jądrowej, ale i do gigantycznej, morskiej farmy wiatrowej), to wyznaczeni przez „lidera” figuranci boją się składać pod czymkolwiek podpis, są sparaliżowani strachem. Dlatego na ich tle tak dobrze wychodzi Obajtek, zbyt głupi by się bać konsekwencji swoich decyzji, więc nadal działa. Mam informacje z pierwszej ręki, jak to wygląda. Praktycznie nikt nie chce brać na siebie odpowiedzialności, w efekcie modernizacja energetyki stoi, zagraniczni partnerzy tracą cierpliwość, ale „fachowcy” z takimi kwalifikacjami, jak „wieloletnia przyjaciółka Jadwigi Kaczyńskiej” nadal trzęsą energetyką, przyspieszając żniwa zapełniające prywatne konta, bo coś się zdaje, że dostęp do koryta się kończy i jak to jebnie, to trzeba będzie jakoś opłacić prawników.

A wyobrcom PiS się zdawało, że oni robią wyborcom opozycji na złość, awansując różnych Siuśkich, Bredzińskich, Misiewiczów, Hofmanów, Brudne Pały, przyjaciółki pani Jadzi.

Aaaaa…., pamiętacie jak pisałem w 2015, że „500+” to idealny czynnik inflacjogenny? Nieważne, gdzieś się Wam kiedyś musiało to obić o uszy…, wiecie…, pieniądz bez pokrycia w produkcie i temu podobne sprawy….. Tak tylko przypominam. 7 lat dojnej zmiany, Polska w ruinie!

P.S.

Polska Polską, przecież nie będziemy się nadmiernie zamartwiać tym, co się tam dzieje, gdy nas nie ma. Wystarczy, że odnotujemy najważniejsze zmiany. Mamy ze Świechną sporo pracy, pozwalamy sobie jedynie na skromne wycieczki po okolicznych pałacach i trasach spacerowych, cieszymy się, że mieszkamy z dala od najlepszej władzy na Świecie. Trzy ostatnie zdjęcia autorstwa Świechny (niech Was nie zmyli mój podpis) z Newbridge House and Farm. Z pozdrowieniami, niech Wam świeci osiem gwiazdek!

106. Przełom – minimum komentarza.

Udana kontrofensywa sił zbrojnych Ukrainy rozbudziła we mnie nadzieję na pomyślne zakończenie tej wojny i odbudowę kraju w granicach sprzed 2015 roku. Był nawet moment (przez moment rozumiem moment, a nie dzień, tydzień, etc…), że poczułem euforię. Mój kolega z pracy, antyputinowski Rosjanin poinformował mnie, że obserwuje rosyjskie fora internetowe, gdzie 9/10 komentujących nie tylko domaga się ustąpienia Putina, ale chcą jego śmierci (znowu zaznaczę, że pod pojęciem śmierci rozumiem biologiczną śmierć, a nie jakąś łagodną formę typu „śmierć polityczna”). Tu nastąpił właśnie ów moment euforii, który znikł wraz z dalszym ciągiem opowieści, gdy nastąpiło wyjaśnienie, że Rosjanie do niedawna uważali, iż może i są biedni, ale za to potężni, podczas gdy Ukraińcy zburzyli mit o potędze, więc dotychczasowi piewcy Fiutina pytają: Coś robił przez 22 lata?!

Piotr Bukartyk – Wieloryb Fiutin.

W jednej chwili ostygłem. Rosjanie nie widzą zła w napaści na sąsiada, złamaniu wszelkich traktatów o wzajemnych stosunkach, nie poruszają ich zbrodnie wojenne, dziesiątki tysięcy ofiar – w tym cywile, mają gdzieś bestialstwo własnej armii, gwałty, znęcanie się tak nad jeńcami, jak i ludnością zamieszkującą okupowane tereny. Nie wzrusza ich nawet to, że ich hitlerek z KGB posłał na śmierć już około sto tysięcy własnych żołnierzy, a rosyjska gospodarka jest na progu zapaści, jakiej nie było od schyłkowych lat ZSRR. Oni chcą śmierci Putina, bo nie tylko nie udało mu się zmasakrować Ukraińców, ale to jego armia zmyka w podskokach, wołając mamusię, ojczyznę i wszystkich świętych na pomoc.

Siekiera – Śmierć i taniec.

Dzisiejsze analizy korespondentów wojennych potwierdzają te obserwacje, choć oczywiście pamiętać należy, że są to również prywatne oceny, fakty ukażą się z opóźnieniem. Mam nadzieję, że Orkowie 24-go lutego 2022 rozpoczęli marsz ku swojej zagładzie. Tymczasem media donoszą, że Rosjanie chcą więcej wojny: twardej, surowej, totalnej.