018. Ciężkie sprawy do szybkiego załatwienia.

Aura coraz częściej zahacza o rejestry letnie. Nie nazwę tego „stabilizacją”, bo w Irlandii nie ma czegoś takiego, jak pogoda ustabilizowana, ale słońce, słaby wiatr i temperatura 15C+ występują coraz częściej. Wczorajszy wyjazd po chleb był przyjemnością, ludzie od słońca robią się tu jeszcze bardziej radośni niż w szare dni, nawet oczekiwanie w kolejce dość daleko wystającej poza sklep (obowiązuje social distancing) było stanem raczej miłym, ja przynajmniej lubię pogrzać kości na słońcu.

Po zakupach byłem nadal nastawiony na czyn, a że właśnie przypomniałem sobie pewną maksymę (gdy długo nie myjesz samochodu, gdzieś smuci się gołąb), postanowiłem podzielić się dobrym nastrojem z ptakami. Radośnie wjechałem na myjnię, po czym nie zatrzymując nawet na moment samochodu, zawróciłem – ilość osób, które wpadły na ten sam pomysł zmieniła moje plany.

Marek Grechuta – Może usłyszysz wołanie o pomoc.

Kilka dni temu Świechna po raz kolejny podjęła próbę pomocy w zbiórce dla Norberta. Klikając tu – w ten akapit, możecie przeczytać, co ma do powiedzenia na ten temat, ja ze swej strony dołączam się tutaj:

Małe ćwiczenie na wyobraźnię:

Krok 1. Wyobraźmy sobie, że budzimy się w sytuacji, gdy nie możemy w żadnym temacie liczyć na rodzinę i dowiadujemy się, że mamy ciężką postać cukrzycy.

Krok 2. Wyobraźmy sobie, że żyjemy w biednej wsi na Lubelszczyźnie – nawet do sklepu daleko.

Krok 3. A potem następuje lawina: Powoli organizm odłącza coraz to inne narządy, powoduje to serię schorzeń wymuszających coraz to nowe, kosztowne terapie, a także amputację nogi. Coraz częściej „odcina Wam prąd”, zasypiając nie wiecie, czy rano otworzycie oczy. Ze śpiączki można się wybudzić albo i nie, a to mała wieś, pomoc jest daleko. Jest oczywiście PAŃSTWO, które ma konstytucyjny zapis o bezpłatnej pomocy medycznej, więc byle pijany siurek może za darmo iść do przychodni po zwolnienie kacowe, a byle hipochondryk również gratisowo przyjdzie zająć lekarzowi pierwszego kontaktu cenne pół godziny pracy swoimi urojeniami. Na nich to Państwo wywala grubą kasę, przez co przewlekle chorym przyznaje symboliczną rentę, która w całości wydawana jest na lekarstwa – na nic więcej nie starcza. Ogarniacie swoją sytuację? Teraz jesteście na wsi, bez nogi, z groźbą śpiączki, a rentę zaraz po otrzymaniu wydajecie na miesięczny zapas lekarstw, bez których pozostałe członki wam zaczną odpadać, a któregoś ranka po prostu nie wstaniecie i nawet nikt Waszej nieobecności nie zauważy. I wydaje się, że to koniec, gdy nagle pojawia się REALNA POMOC. Prowokacyjnie spytam, czy myślicie, że może ze strony instytucji ironicznie nazywającej się „Pro-life”? W końcu rodzina sprowadziła Was z niebytu na żyzną Lubelszczyznę, a potem umyła rączki. Żartowałem, chachacha….!!! Przecież oni nie są od życia, tylko od zygoty. Wam pomaga dobry człowiek, który przyjął Was pod swój dach, również mieszka na wsi, tak jak Wy nie ma nogi, na szczęście nie ma cukrzycy i uważa, że przyjaźń i ludzka solidarność ważniejsza jest od pieniędzy. No i teraz dwie renty przypadają na jedno mieszkanie, a nie na dwa. Tyle dobrych wieści. Ceny leków się nie zmieniły. Na rękach brakuje miejsc, by się wkłuć w żyłę. Sytuację uratowałaby pompa insulinowa, ale polski system opieki zdrowotnej woli sponsorować zasrańców wyłudzających zwolnienia lekarskie (jak nie przymierzając znana z tego procederu PiSowska prezes Trybunału Konstytucyjnego, niejaka Przyłębska Julia), niż leczyć realnie chorych – pompy od Państwa nie będzie. Kosztuje 25 tysięcy złotych. To nie jest jakaś niewyobrażalna kwota, dziesięć razy tyle odprawy dostaje „z zawodu dyrektor” spółki skarbu państwa, którego partia rządząca zastępuje nowym „z zawodu dyrektorem”, którego zmienią za trzy miesiące i jemu również wypłacą dziesięć razy tyle. Możecie liczyć tylko na siebie. Nie pójdziecie protestować, bo partyjne trolle Was zgnoją, a jak będzie trzeba, to i zadepczą – widzieliśmy to podczas protestu niepełnosprawnych.

Macie ponad 40 lat, więc nie wzbudzicie takiego wzruszenia darczyńców, jak chore dziecko. Mimo to, WOŁACIE O POMOC – i nie chodzi tu o modlitwę.

Norbert i Andrzej zbierają pieniądze na pompę insulinową. KLIKNIJCIE TU – W TEN AKAPIT, JEŻELI CHCECIE POMÓC. Spójrzcie na liczby. 1350 udostępnień, a uzbierali jedynie 3148 złotych (godzina 16.00 czasu greenwich, piątek 15-go maja 2020). Gdyby każdy z niepłacących udostępniających przelał choć 10 złotych, chłopaki mieliby już połowę wymaganej kwoty. Jednak tysiąc trzysta pomnożone przez zero złotych daje złotych zero. Zebraną dotychczas kwotę zrobiło 46 osób, które coś przelały. Norbert i Andrzej – w przeciwieństwie do mnie – są bardzo wierzący i w życiu by tego nie powiedzieli, co powiem teraz ja. Zwracam się do Czytelników: Jeżeli jesteście niewierzący, po prostu zróbcie to, co możecie pamiętając, że każda niewielka kwota przelana na koto zbiórki jest tym, co robi wynik. Jeżeli zaś jesteście wierzący i uważacie, że modlitwa Wam pomaga, choć raz w życiu pomódlcie się właśnie o to, by modlitwa Wam pomogła, nie zastępujcie modlitwą o cudze zdrowie realnej pomocy. Nie mam na dzień dzisiejszy informacji, ile teraz przeciętnie rzuca się na tacę i nie jestem pozyskaniem takiej wiedzy zainteresowany, ale możecie jednorazowo przekierować taką kwotę tam, GDZIE JEJ BRAK NA CO DZIEŃ, BRAK NA NIĄ NAWET NADZIEI, jeżeli tylko zechcecie. TU KAŻDA POMOC JEST POMOCĄ, A KAŻDE ZERO POMOCY, TO ZERO.

Przed chwilą mieliśmy szczęście delektować się obiadem zrobionym przez Świechnę. Taka mała radość w małym, ciepłym i przytulnym domku na wybrzeżu Morza Irlandzkiego. Rozmawialiśmy o tym, że Norbert nie zawsze ma możliwość przeżycia takiej przyjemności – ciągle musi być na diecie, na którą też potrzebne są środki finansowe. Przy okazji dziękujemy wszystkim tym, którzy dołączyli się do zbiórki.

Dżem – List do M.

Na zakończenie o wczorajszym seansie filmowym. W trybie niewyborczym, przypomnieliśmy sobie „Skazanego na bluesa” Jana Kidawy Błońskiego, czyli rzecz o Ryśku Riedlu. Powiem Wam, że prawie wszystko mnie tam drażniło. Ukrywanie genezy nałogu, etapu kuszenia beztroską zabawą, tej pozornej fajności, wspólnego z rówieśnikami przeżywania młodości. Nie zobaczyłem tego w filmie. Nałóg był jak jakaś tajemnicza siła otaczająca Ryśka nie wiadomo skąd i nie wiadomo dlaczego. Nie było widać wpływu destrukcji nałogu na rodzinę, choć małżonka i syn legendarnego wokalisty Dżemu mieli główne role w scenariuszu. Fatalnym scenariuszu próbującym opowiadać historię bez jej najistotniejszej części. Scenariuszu, który nawet nie próbował pokazać ogromu problemów, z jakim zetknęła się reszta grupy Dżem za sprawą nałogu Ryśka. W każdej sekundzie miałem wrażenie strasznego ślizgania się po temacie. Niemal każda scena była zrobiona tak, że podejrzewałem fikcję, zwykłe zmyślenia. Mimo tego wzruszałem się na tym filmie, ale nie z powodu obrazu, a muzyki. To kawał mojego życia, przyjaźni, pierwszych fascynacji i niedojrzałych miłości. W tekstach Ryśka jest skondensowana niedojrzałość wrażliwego nastolatka, który wie, że coś go gryzie, ale zupełnie nie wie jak temu zaradzić. Ja dorosłem i przeżyłem, Rysiek nie. Muzyka cały czas się broni. Jasnym punktem byli dorośli aktorzy: obsadzeni w głównych rolach Tomasz Kot i Jolanta Fraszyńska. Namalować takie postacie, mając do dyspozycji tak kiepski scenariusz i dialogi, to wyczyn nie lada. Nie unieśli tego aktorzy dziecięcy, ale to nie ich wina. Nie przyłożono się na castingu. Znam uczniów, którzy poradziliby sobie z tym, czego wymagały role dziecięce, to nie było nie do zrobienia, jednak zaniedbania ekipy położyły sprawę. Szkoda, bo to przecież legenda, inspiracja artystyczna i przestroga wychowawcza.