158. Portland, Oregon. Co z tego wynika?

Od 1-go lutego 2021, wzorując się na Portugalii, w której w ciągu 20 lat zmniejszyła się liczba wypadków śmiertelnych wśród osób zażywających twarde narkotyki, jak również zmalała liczba przypadków HIV wśród narkomanów, wprowadzono dekryminalizację posiadania niewielkich ilości twardych narkotyków. Niektóre detale nowego prawa możesz poznać KLIKAJĄC TUTAJ, w skrócie zaś chodzi o to, że uzależnieni złapani z małą ilością twardych narkotyków będą mieli wybór: mandat w wysokości 100 $ lub poddanie się terapii. Osoby złapane z narkotykami po przejściu terapii mają szansę skorzystać z programu socjalnego pozwalającego zdobyć własne mieszkanie oraz pracę, a sam program jest, TO WAŻNE, WRÓCĘ DO TEGO, finansowany z zysków z LEGALNIE UPRAWIANEJ I SPRZEDAWANEJ MARIHUANY oraz z oszczędności wynikających z tego, że więzienia nie będą zapełniane narkomanami, których jedyną winą jest, że ćpają.

Minęły 3 lata. Z powodu rozpowszechnienia na rynku stosunkowo nowego narkotyku, fentanylu w połączeniu z dotychczasowymi liderami śmiertelności, jak metaamfetamina i heroina, ilość ofiar śmiertelnych z przedawkowania podwoiła się. Jest jeszcze za wcześnie by mówić o innych, bardziej długofalowych skutkach. Na razie sytuacja wygląda tak: Większość uzależnionych, przyłapanych na zażywaniu narkotyków twardych wybiera terapię, po czym wraca na ulice ignorując jej zalecenia. W tłumaczeniu na coś bardziej zrozumiałego dla człowieka, który niezbyt się orientuje w temacie, to tak jakby chory na zapalenie płuc zignorował zakaz wychodzenia z domu i poszedł w mróz na basen, wracając z niego bez wysuszenia. Co ciekawe, uzależnienia od substancji psychoaktywnych można zaleczyć ze stuprocentową skutecznością, przestrzegając zaleceń (spróbujcie na przykład napić się wódki, jeżeli nie przebywacie tam, gdzie się ona pojawia, a każdego kto wam ją przynosi, wyganiacie na zbity pysk). Wracając do Oregonu: Sytuacja wymknęła się spod kontroli, a władze pracują nad korektą programu (nie mylić z powrotem do kryminalizacji używania narkotyków). Wprowadzają stan wyjątkowy, ale zupełnie inny, niż te znane dotychczas. Uruchamiane są dodatkowe fundusze na centrum dowodzenia akcją, programy żywieniowe i mieszkalne dla uzależnionych, powiększenie przytułków o setki dodatkowych łóżek oraz wybudowanie wioski dla osób, które podejmą leczenie. Zaznaczyć trzeba, że problem ze zwiększoną ilością zgonów z przedawkowania oraz wzrost bezdomności narkotykowej odnotowały także stany, w których zażywanie narkotyków jest traktowane jak przestępstwo, z tym, że z jakichś względów, zjawiska te są w Oregonie wyjątkowo drastycznie widoczne.

Taka dygresja: Znacie powiedzenie, że zakazany owoc lepiej smakuje? Tzn. trzymając się tego przysłowia, należałoby oczekiwać, że zakazywanie używania narkotyków (w tym alkoholu i marihuany) powoduje wzrost ich spożycia. Przykład Oregonu tak na pierwszy rzut oka sugeruje mi, że to nie zakazany owoc smakuje lepiej, ale komfort spożywania tego owocu poprawia ten smak. To oczywiście tylko moje domniemanie, które należałoby sprawdzić odpowiednim badaniem, ale gdybym miał postawić hipotezę, to byłaby właśnie taka: Użytkowników substancji psychoaktywnych, zwłaszcza nowych, przyciąga raczej komfortowe spożycie, niż jego zakaz.

Wrócę teraz do zdania, o którym pisałem, że jest ważne. Stan Oregon nie dość, że zdepenalizował użycie marihuany, to jeszcze zalegalizował jej produkcję i sprzedaż. Nijak nie przełożyło się to na zmniejszenie liczby uzależnionych, czy na redukcję szkód, w szczególności zaś na liczbę zgonów z powodu przedawkowania twardych narkotyków. Nie ma najmniejszych powodów, by podejrzewać, że zalegalizowanie marihuany w jakikolwiek sposób poprawiło sytuację medyczną, choć oczywiście zwiększyło wpływy do budżetu stanowego, więc można je przeznaczyć na pomoc uzależnionym. Przypomnę: Ilość zgonów z przedawkowania nie tylko się nie zmniejszyła, ale podwoiła się. Ilość koczujących w centrum bezdomnych stała się pilnym problemem, który dopiero teraz władze będą się starały rozwiązać. Nie ukrywam, że TEN AKAPIT kieruję do Ciebie, @PKanalia, bo uporczywie publikujesz fake-newsy o rzekomej walce z narkomanią za pomocą narkotyku zwanego marihuaną, który konsekwentnie nazywasz zielem (ewentualnie używasz innych eufemizmów). Jak obaj wiemy, moja małżonka Świechna zbiera linki do badań na temat wpływu zdrowotnego na zażywających marihuanę, można się z nimi zapoznać KLIKAJĄC TUTAJ. Zebrała całkiem sporo badań przeczącym Twojej tezie, dlatego jeżeli coś się zmieniło i dotarłeś w końcu do prac naukowych na jej poparcie (do badań, a nie strony z cyklu „tłumaczył ćpun ćpunowi”), to podziel się ze mną, a obiecuję Ci, że tu, na tym blogu przedstawię źródło i wyniki (jak wiesz, przeczytam je z ciekawością, jeśli będą po polsku lub angielsku). Jeżeli jednak nadal tylko Ci się zdaje, że palenie marihuany zmniejsza społeczne szkody wynikające z zażywania innych narkotyków, a nie dotarłeś do wyników żadnych badań, to nie znaczy to nic więcej, jak tylko to, że Ci się zdaje. Lobby marihuanistyczne, a jak napisałeś u mej małżonki, według Ciebie także rzekomo uznający tezy tego pierwszego ekolodzy, to całkiem spora grupa, wystarczająco zamożna, by przeprowadzić uczciwe badania i je naukowo obronić. Jeżeli to zrobili, podziel się tym proszę, bo bez sensu jest dyskutować o tym, co im się zdaje i co opierają o własne tak subiektywne, jak i niesprawdzone naukowo pomysły.

Drodzy czytelnicy. Mam wielką prośbę, by nie odnosić się personalnie do nikogo, ani do @PKanalii, ani do mnie, ani do nikogo innego z komentujących. Jestem w stanie moderować blog i nie potrzebuję wymiany inwektyw. Wystarczy, jeżeli zabierzecie głos w sprawie treści mojego artykułu. ZA TO MAM INNĄ PROŚBĘ: Byłbym bardzo wdzięczny, jeżeli udostępnilibyście mi jakieś inne BADANIA, a raczej linki do tych badań, odnoszące się do tematu. Interesują mnie wszelkie naukowe publikacje, zarówno te omawiające wpływ zdrowotny palenia marihuany, jak i wpływ społeczny (np. czy legalizacja handlu marihuaną, bądź tylko depenalizacja, wpłynęła na zwiększenie/ zmniejszenie szkód związanych z zażywaniem innych narkotyków, W TYM ALKOHOLU). Nie musi to być całe badanie, wystarczy podanie autora i miejsca przeprowadzenia badania z ilością badanych i podstawowymi rezultatami, żebyśmy mogli odnaleźć całą publikację. Artykuły w prasie popularnej, na blogach, popularnych portalach internetowych nie są wiarygodnymi źródłami, więc ich proszę nie podawać, bo to naprawdę strata czasu. Czasopisma naukowe, internetowe biblioteki, to miejsca w których można znaleźć wiarygodne dane.

O czym wiemy z całą pewnością i na to dowodów nie potrzeba: W niektórych krajach prowadzone są programy, w których uzależnieni od szczególnie wyniszczających narkotyków, jak np. heroina, dostają na receptę narkotyki mniej szkodliwe i dzięki temu destrukcja organizmu nie postępuje tak szybko. Próbowano użycia w tym celu marihuany, np. w wypadku uzależnienia od alkoholu, a także od środków przeciwbólowych, m.in. opioidów. Rzeczywiście zażywający medyczną marihuanę przyjmowali wtedy mniej innych narkotyków. Problem w tym, że wcale nie wychodzili z uzależnienia i gdy nie dostawali marihuany, wracali do dawek sprzed zastosowania substytutu, a stosowanie marihuany wcale nie gwarantowało, że tego dnia nie sięgną po inny narkotyk. Żeby zrozumieć, co w tej metodzie jest nie tak, podam inny przykład. Alkohol jest narkotykiem, który potrafi wykończyć organizm w ciągu kilku lat od rozpoczęcia picia ciągami. Dlatego zdecydowana większość pijących robi sobie przerwy w piciu, bo po prostu więcej w siebie wlać już nie mogą. To też jest mechanizm redukcji szkód, takie „harm reduction” prowadzone na własną rękę, intuicyjnie. Kto zetknął się z alkoholikami wie, że jak tylko zdrowie im się poprawi, wracają do ciągu. Alkoholik, który zmniejsza spożycie etanolu spożyciem marihuany robi dokładnie to samo – to oddech od za dużej na możliwości organizmu ilości toksyny, tyle że tutaj jest on na ciągłej bombie. Czy zdrowszej? Polemizowałbym. Uzależnienie polega na braku kontroli, zawsze można się spodziewać tego dnia, w którym mimo przyjętej marihuany, ilość wypitego alkoholu okaże się zabójcza, choć statystycznie rzeczywiście należy się spodziewać, że długość oczekiwana życia nieco wzrośnie, tyle że co to za życie? Jak jednak by tego nie oceniać, rzeczywiście w niektórych krajach wykorzystuje się taką zależność do redukcji szkód i polemika na ten temat nie ustaje.

Na zakończenie dygresja osobista. W latach 1990-2004, miałem intensywny kontakt ze środowiskami używającymi przeróżnych narkotyków: od alkoholu i marihuany po amfetaminę i kokainę. Widziałem sporo na własne oczy i nie są to jakieś szczególnie miłe wspomnienia. Potem wyemigrowałem do Irlandii, wciągnęły mnie zupełnie inne zainteresowania, imprezy stawały się dla mnie coraz mniej ciekawe, aż niemal całkowicie straciłem kontakt z sytuacjami „po zażyciu” narkotyków. Co nie znaczy, że nie potrafię odnaleźć w tłumie osoby, która prawdopodobnie jest na jakiejś bombie. Nie zawsze potrafię powiedzieć na czym, ale jeżeli chodzi o narkotyki najpopularniejsze – alkohol i marihuanę, to każde nadużycie widać i czuć. Obie substancje śmierdzą w charakterystyczny sposób. W pracy mojej małżonki, osoby od których poczuje się marihuanę lub alkohol, są wypraszane z budynku i proszone o przyjście następnego dnia, już bez zapachu. W mojej pracy przełożeni przymykają oko, jeśli nie dochodzi do incydentów. A dochodzi. Osoby pod wpływem alkoholu na ogół nie docierają do pracy, zdarza się też, że dotrą i są zbyt wylewne w stosunku do klientów. Osoby pod wpływem marihuany tylko nią śmierdzą i mają niedbałe podejście do obowiązków, niemal wszyscy z używających tego narkotyku, nadużywają jednocześnie napojów energetycznych. Nie dziwi mnie to, bo godziny naszej pracy sprzyjają zmęczeniu, a uspokajające działanie marihuany jeszcze to poczucie zwiększa, więc pomagają sobie kolejnym syfem. Ponieważ ani ja nie jestem od diagnozowania, ani też od wychowania obcych ludzi, powiem tylko tyle: Jeżeli ktoś nie może wytrzymać w pracy bez jakiejś substancji psychoaktywnej, to nie jest to kwestia lubienia, bądź nielubienia, a uzależnienia. To jest tak: Jeżeli ktoś na przerwie zamiast odpocząć, zjeść śniadanie, napić się herbaty, biegnie po schodach po ciuchy, potem wybiega z budynku, żeby zapalić, to niezależnie od tego, czy jest to tytoń, czy marihuana, możemy z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością założyć, że jest uzależniony. Szczególnie w wypadku marihuany (teoretycznie za to można stracić pracę w trybie dyscyplinarnym), takie ustawienie priorytetów jest podejrzane. To samo się tyczy alkoholu – gdyby ktoś wyskoczył w pracy na jednego, to umówmy się, że słabo ocenia sytuację.

129. Z cyklu „Wspólnicy dyktatora”. Dramat zakochanego Pawła.

Paweł K. zakochał się w PO. – Ale żeby tylko…!!! Ach, ach, ach…!!! Jaki ja byłem zakochany! – Twierdzi – To były lata 2004-2005, gdy zbieraliśmy podpisy za wprowadzeniem okręgów jednomandatowych, zniesieniem Senatu, zmniejszeniem o połowę liczby posłów i zniesieniem immunitetu parlamentarnego. Była taka atmosfera, jak po marszu 4-go czerwca!

Podniecony K. wszedł wówczas w rolę wielkiego ideowca. – Naplujcie mi w twarz, jeśli zostanę politykiem, mówcie mi szmato! – Prosił. Kryształ nie człowiek!

Piotr Bukartyk – Polityka.

Nasz bohater miał jednak spory problem. Przywykł do stosunkowo luksusowego życia gwiazdy sceny, zarówno jego projekt „Piersi”, wieloosobowy „Yugoton”, jak i wspólny z Jankiem Borysewiczem „Borysewicz & Kukiz” odnosiły komercyjne sukcesy, co oznacza kasę oraz… (tu pozwolę sobie na nie do końca uprawnione spekulacje) nielubianą konieczność płacenia podatków od dochodu. To może być istotne, choć równie dobrze może być zupełnie pomijalne. O poziomie artystycznym mógłbym powiedzieć kilka ciepłych i kilka chłodnych słów, ale nie chcę rozwadniać tematu, więc zmilczę. Nie przemilczę za to przywiązania Pawełka do używek, podobno brał sporo do nocha, a do walenia gazu sam się przyznawał bez bicia, oczywiście w wersji „piję tak jak inni”, bo powiedzmy sobie szczerze: Ilu znamy rodaków, którzy twierdzą, że żłopią za dziesięciu żuli? Aż się człowiek zastanawia, kto to wszystko w takim razie wychlewa! Nasz muzykant stawał się przez narkotyki coraz mniej twórczy, a coraz bardziej narcystyczny. I ślepy! Dziś, z perspektywy czasu sądzę, że Kukiz nie zauważył, że w latach 2005-2007 rządziło PiS, ewentualnie, w najlepszym razie, nie zapamiętał tego. Najgorsze jest jednak to, że zamiast uczyć się, jakim naciskom podlegają partie, jakie ruchy trzeba wykonać, by móc marzyć o wyborczym zwycięstwie lub przepchnięciu projektu i jak wyglądają negocjacje, uznał że wie już wszystko, znaczy się przyjął, że jak będą JOW-y (Jednomandatowe Okręgi Wyborcze), wszystkie problemy zostaną magicznie rozwiązane…, a przynajmniej te najważniejsze. Powtarzał to do znudzenia.

Pawełek poczuł się osobiście dotknięty tym, że PO wycofała się z realizacji postulatów z lat 2004-2005. Zrobiła to między innymi z powodu wątpliwego poparcia dla tych inicjatyw. Muzykant może nie wie, ale spora część elektoratu nie była entuzjastycznie nastawiona do tych pomysłów. Ja na ten przykład miałem duże wątpliwości co do JOW (taka ordynacja zdaje się umacniać system dwupartyjny), bardzo duże do zniesienia immunitetu parlamentarnego (otwierało to drogę do odsuwania niewygodnych polityków w decydujących momentach poprzez ich aresztowanie pod byle pretekstem), byłem za to gorącym zwolennikiem redukcji liczby posłów oraz umiarkowanym zwolennikiem likwidacji Senatu (wolałbym, by go nie było, ale nie uważam go za tak szkodliwy, by stanowił główny problem Państwa). Kukiz miał to w dupie, bo on był 4 razy na TAK i srać na innych! I to dlatego obraził się śmiertelnie na PO – partia nie zrobiła tego, co chciał ON – PAWEŁEK! Platforma wycofała się z pomysłu. Uznał to za personalny atak na własną osobę i poprzysiągł srogą zemstę, co zresztą przyznał kilka tygodni temu w wywiadzie. Zdarza się!

Ku zdumieniu obserwatorów sceny politycznej, w wyborach prezydenckich 2015 Paweł K. uzyskał trzeci wynik, postanowił więc założyć partię i powalczyć o miejsca w Sejmie i Senacie. Sprytnie punktował konkurencję, dowalał Platformie, dowalał PiS-owi, bo obie partie dostarczyły mu sporo argumentów, było tylko jedno „ale”: Nie znał ludzi, z którymi szedł do Parlamentu i nie miał programu, bo powtarzanie mantry o JOW-ach nie działało na obserwatorów sceny politycznej, choć ci mniej zainteresowani łyknęli kilka haseł.

Do tego momentu wszystko jest w porządku: Każdy ma jakieś wady i zalety, wiedzę mniejszą lub większą, każdy obywatel powyżej 21 roku życia ma prawo startować w wyborach. Mało tego: Każdemu wolno się obrazić na jakąś partię, a nawet mścić w granicach prawa, choć zemsta jest na ogół złym doradcą. Generalnie próbował wprowadzić siłę polityczną, której czasem przyznawałem rację, lecz na ogół miałem ją za naiwną i ze zbyt małą wiedzą i umiejętnościami. W pewnym momencie coś się jednak zmieniło.

De Mono – Wszystko jest na sprzedaż.

Nagle Pawełek przestał krytykować PiS i zaostrzył ataki na PO, a po wygranych przez kaczystów wyborach, zaczął wręcz wychwalać geniusz prezesa pana i św. posła Maciory Antoniego od wybuchów (ogłaszając go nawet najlepszym szefem MON w powojennej historii Polski). W decydujących o zniszczeniu demokracji głosowaniach Kukiz wspierał partię Kaczyńskiego. Cytując Kononowicza, „co się stało się?!”, czyli skąd ta zmiana?!

Zwróćmy uwagę, że Paweł Kukiz przez osiem lat flirtu z PiS w Parlamencie na krok się nie zbliżył do przegłosowania swoich postulatów, tych samych, o brak realizacji których śmiertelnie się obraził na Tuska. Wydymał swoich wyborców, zagarniając do siebie każdy ochłap, który mu rzucił prezes pan. W dodatku stał się integralną częścią PiS-owskiej szczujni, puszczając w Świat brednie, że to Tusk oszukał wyborców, a PREZES JEST JEDYNYM POLITYKIEM dotrzymującym słowa.

Doprawdy Pawełku? To poleć z Radomia do Egiptu, wróć na CPK Baranów, przesiądź się w elektryczną Izerę, dojedź do stoczni szczecińskiej, wsiądź na prom zbudowany na stępce Morawieckiego, popłyń na rejs przez przekop Mierzei Wiślanej do portu w Elblągu, wsiądź w kolej szybkich prędkości, by dojechać na drugą zmianę na nowym bloku węglowym Elektrowni Ostrołęka. Nie zapomnij policzyć po drodze Niemców pracujących na polskich plantacjach truskawek!

Pogodno – Spierdalacz.

Ta przebrzydła wazelina wobec prezesa pana nie byłaby taka nieznośna, gdyby pan Kukiz nie kłamał, że Donald Tusk nie zrealizował żadnych obietnic. Przypomnę, że w latach 2007-2015 uwolniono Polaków od zasadniczej służby wojskowej, wycofano wojska z Iraku, przeprowadzono kraj przez światowy kryzys utrzymując wzrost gospodarczy, przeprowadzono Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej i Mistrzostwa Świata w Siatkówce, ściągnięto kapitał, zbudowano potrzebne do obsługi mistrzostw lotniska, autostrady, obwodnice miast, stadiony, zaplecze hotelowe i cateringowe oraz komunikację publiczną. Paweł, głuptasku ty, ładnie tak mówić fałszywe świadectwo przeciw bliźniemu swemu? Przecież to grzech śmiertelny, grzech przeciw Dekalogowi, a Ty się ostatnio chyba jakiś religijny zrobiłeś!

Ponieważ gołym okiem widoczny jest u naszego muzyka duży dyskomfort spowodowany tym, że jest powszechnie nazywany sprzedajną szmatą, co jakiś czas, niczym niejaki Duda Andrzej vel Długopis Adrian, udaje że to on stawia PiS-owi warunki współpracy, co jest tak groteskowo śmieszne, że aż się chce zapytać: Pawełku, a umiesz wypierdzieć pierwszą zwrotkę „Barki”?

Aya RL – Wariant C.

KONKURS DLA CZYTELNIKÓW: DLACZEGO PAWEŁ KUKIZ TAK SIĘ ZACHOWUJE?

Myśl pierwsza: Paweł to wtórny idiota. Narkotyki zakłóciły mu odbiór rzeczywistości i utracił zdolność oceny sytuacji.

Myśl druga: To żaden wtórny idiota, tylko sprzedajna szmata. Grabie grabią do siebie!

Myśl trzecia: Nie idiota i nie szmata, tylko szaleniec zaślepiony chęcią zemsty za urojone krzywdy.

Myśl czwarta: Żadne z powyższych. Zaprawione w zbieraniu haków PiS-owskie hordy znalazły coś na Kukiza. najbardziej prawdopodobne wydają się przestępstwa podatkowe (postawił wystawny dom z bogatym wyposażeniem, gdzie audiofilski sprzęt muzyczny i telewizyjny przewyższa wartością dom marzeń przeciętnego Polaka, powinien więc wykazać wystarczający dochód na taki zakup i opłacić fiskusa). Zważywszy, że Pawełek dużo ćpa, biorę też pod uwagę wpadkę z narkotykami, może znalazła się u niego jakaś większa niż kilka gram ilość białego proszku, a może jakieś krzaczki konopne lub duża ilość suszu…? To tylko spekulacje, nie mam żadnych przesłanek, by iść akurat w tym kierunku przypuszczeń, po prostu szukam rzeczowego uzasadnienia dla postępowania byłego rockmana, Pawła Kukiza.

A może przychodzi Wam do głowy jeszcze coś innego? Jeżeli tak, podzielcie się uwagami.

018. Ciężkie sprawy do szybkiego załatwienia.

Aura coraz częściej zahacza o rejestry letnie. Nie nazwę tego „stabilizacją”, bo w Irlandii nie ma czegoś takiego, jak pogoda ustabilizowana, ale słońce, słaby wiatr i temperatura 15C+ występują coraz częściej. Wczorajszy wyjazd po chleb był przyjemnością, ludzie od słońca robią się tu jeszcze bardziej radośni niż w szare dni, nawet oczekiwanie w kolejce dość daleko wystającej poza sklep (obowiązuje social distancing) było stanem raczej miłym, ja przynajmniej lubię pogrzać kości na słońcu.

Po zakupach byłem nadal nastawiony na czyn, a że właśnie przypomniałem sobie pewną maksymę (gdy długo nie myjesz samochodu, gdzieś smuci się gołąb), postanowiłem podzielić się dobrym nastrojem z ptakami. Radośnie wjechałem na myjnię, po czym nie zatrzymując nawet na moment samochodu, zawróciłem – ilość osób, które wpadły na ten sam pomysł zmieniła moje plany.

Marek Grechuta – Może usłyszysz wołanie o pomoc.

Kilka dni temu Świechna po raz kolejny podjęła próbę pomocy w zbiórce dla Norberta. Klikając tu – w ten akapit, możecie przeczytać, co ma do powiedzenia na ten temat, ja ze swej strony dołączam się tutaj:

Małe ćwiczenie na wyobraźnię:

Krok 1. Wyobraźmy sobie, że budzimy się w sytuacji, gdy nie możemy w żadnym temacie liczyć na rodzinę i dowiadujemy się, że mamy ciężką postać cukrzycy.

Krok 2. Wyobraźmy sobie, że żyjemy w biednej wsi na Lubelszczyźnie – nawet do sklepu daleko.

Krok 3. A potem następuje lawina: Powoli organizm odłącza coraz to inne narządy, powoduje to serię schorzeń wymuszających coraz to nowe, kosztowne terapie, a także amputację nogi. Coraz częściej „odcina Wam prąd”, zasypiając nie wiecie, czy rano otworzycie oczy. Ze śpiączki można się wybudzić albo i nie, a to mała wieś, pomoc jest daleko. Jest oczywiście PAŃSTWO, które ma konstytucyjny zapis o bezpłatnej pomocy medycznej, więc byle pijany siurek może za darmo iść do przychodni po zwolnienie kacowe, a byle hipochondryk również gratisowo przyjdzie zająć lekarzowi pierwszego kontaktu cenne pół godziny pracy swoimi urojeniami. Na nich to Państwo wywala grubą kasę, przez co przewlekle chorym przyznaje symboliczną rentę, która w całości wydawana jest na lekarstwa – na nic więcej nie starcza. Ogarniacie swoją sytuację? Teraz jesteście na wsi, bez nogi, z groźbą śpiączki, a rentę zaraz po otrzymaniu wydajecie na miesięczny zapas lekarstw, bez których pozostałe członki wam zaczną odpadać, a któregoś ranka po prostu nie wstaniecie i nawet nikt Waszej nieobecności nie zauważy. I wydaje się, że to koniec, gdy nagle pojawia się REALNA POMOC. Prowokacyjnie spytam, czy myślicie, że może ze strony instytucji ironicznie nazywającej się „Pro-life”? W końcu rodzina sprowadziła Was z niebytu na żyzną Lubelszczyznę, a potem umyła rączki. Żartowałem, chachacha….!!! Przecież oni nie są od życia, tylko od zygoty. Wam pomaga dobry człowiek, który przyjął Was pod swój dach, również mieszka na wsi, tak jak Wy nie ma nogi, na szczęście nie ma cukrzycy i uważa, że przyjaźń i ludzka solidarność ważniejsza jest od pieniędzy. No i teraz dwie renty przypadają na jedno mieszkanie, a nie na dwa. Tyle dobrych wieści. Ceny leków się nie zmieniły. Na rękach brakuje miejsc, by się wkłuć w żyłę. Sytuację uratowałaby pompa insulinowa, ale polski system opieki zdrowotnej woli sponsorować zasrańców wyłudzających zwolnienia lekarskie (jak nie przymierzając znana z tego procederu PiSowska prezes Trybunału Konstytucyjnego, niejaka Przyłębska Julia), niż leczyć realnie chorych – pompy od Państwa nie będzie. Kosztuje 25 tysięcy złotych. To nie jest jakaś niewyobrażalna kwota, dziesięć razy tyle odprawy dostaje „z zawodu dyrektor” spółki skarbu państwa, którego partia rządząca zastępuje nowym „z zawodu dyrektorem”, którego zmienią za trzy miesiące i jemu również wypłacą dziesięć razy tyle. Możecie liczyć tylko na siebie. Nie pójdziecie protestować, bo partyjne trolle Was zgnoją, a jak będzie trzeba, to i zadepczą – widzieliśmy to podczas protestu niepełnosprawnych.

Macie ponad 40 lat, więc nie wzbudzicie takiego wzruszenia darczyńców, jak chore dziecko. Mimo to, WOŁACIE O POMOC – i nie chodzi tu o modlitwę.

Norbert i Andrzej zbierają pieniądze na pompę insulinową. KLIKNIJCIE TU – W TEN AKAPIT, JEŻELI CHCECIE POMÓC. Spójrzcie na liczby. 1350 udostępnień, a uzbierali jedynie 3148 złotych (godzina 16.00 czasu greenwich, piątek 15-go maja 2020). Gdyby każdy z niepłacących udostępniających przelał choć 10 złotych, chłopaki mieliby już połowę wymaganej kwoty. Jednak tysiąc trzysta pomnożone przez zero złotych daje złotych zero. Zebraną dotychczas kwotę zrobiło 46 osób, które coś przelały. Norbert i Andrzej – w przeciwieństwie do mnie – są bardzo wierzący i w życiu by tego nie powiedzieli, co powiem teraz ja. Zwracam się do Czytelników: Jeżeli jesteście niewierzący, po prostu zróbcie to, co możecie pamiętając, że każda niewielka kwota przelana na koto zbiórki jest tym, co robi wynik. Jeżeli zaś jesteście wierzący i uważacie, że modlitwa Wam pomaga, choć raz w życiu pomódlcie się właśnie o to, by modlitwa Wam pomogła, nie zastępujcie modlitwą o cudze zdrowie realnej pomocy. Nie mam na dzień dzisiejszy informacji, ile teraz przeciętnie rzuca się na tacę i nie jestem pozyskaniem takiej wiedzy zainteresowany, ale możecie jednorazowo przekierować taką kwotę tam, GDZIE JEJ BRAK NA CO DZIEŃ, BRAK NA NIĄ NAWET NADZIEI, jeżeli tylko zechcecie. TU KAŻDA POMOC JEST POMOCĄ, A KAŻDE ZERO POMOCY, TO ZERO.

Przed chwilą mieliśmy szczęście delektować się obiadem zrobionym przez Świechnę. Taka mała radość w małym, ciepłym i przytulnym domku na wybrzeżu Morza Irlandzkiego. Rozmawialiśmy o tym, że Norbert nie zawsze ma możliwość przeżycia takiej przyjemności – ciągle musi być na diecie, na którą też potrzebne są środki finansowe. Przy okazji dziękujemy wszystkim tym, którzy dołączyli się do zbiórki.

Dżem – List do M.

Na zakończenie o wczorajszym seansie filmowym. W trybie niewyborczym, przypomnieliśmy sobie „Skazanego na bluesa” Jana Kidawy Błońskiego, czyli rzecz o Ryśku Riedlu. Powiem Wam, że prawie wszystko mnie tam drażniło. Ukrywanie genezy nałogu, etapu kuszenia beztroską zabawą, tej pozornej fajności, wspólnego z rówieśnikami przeżywania młodości. Nie zobaczyłem tego w filmie. Nałóg był jak jakaś tajemnicza siła otaczająca Ryśka nie wiadomo skąd i nie wiadomo dlaczego. Nie było widać wpływu destrukcji nałogu na rodzinę, choć małżonka i syn legendarnego wokalisty Dżemu mieli główne role w scenariuszu. Fatalnym scenariuszu próbującym opowiadać historię bez jej najistotniejszej części. Scenariuszu, który nawet nie próbował pokazać ogromu problemów, z jakim zetknęła się reszta grupy Dżem za sprawą nałogu Ryśka. W każdej sekundzie miałem wrażenie strasznego ślizgania się po temacie. Niemal każda scena była zrobiona tak, że podejrzewałem fikcję, zwykłe zmyślenia. Mimo tego wzruszałem się na tym filmie, ale nie z powodu obrazu, a muzyki. To kawał mojego życia, przyjaźni, pierwszych fascynacji i niedojrzałych miłości. W tekstach Ryśka jest skondensowana niedojrzałość wrażliwego nastolatka, który wie, że coś go gryzie, ale zupełnie nie wie jak temu zaradzić. Ja dorosłem i przeżyłem, Rysiek nie. Muzyka cały czas się broni. Jasnym punktem byli dorośli aktorzy: obsadzeni w głównych rolach Tomasz Kot i Jolanta Fraszyńska. Namalować takie postacie, mając do dyspozycji tak kiepski scenariusz i dialogi, to wyczyn nie lada. Nie unieśli tego aktorzy dziecięcy, ale to nie ich wina. Nie przyłożono się na castingu. Znam uczniów, którzy poradziliby sobie z tym, czego wymagały role dziecięce, to nie było nie do zrobienia, jednak zaniedbania ekipy położyły sprawę. Szkoda, bo to przecież legenda, inspiracja artystyczna i przestroga wychowawcza.