112. „Kuku na muniu albo Breżniew w podróży”- obwoźny teatr demencyjny.

Alarmowy numer notki (112) zobowiązuje, więc do rzeczy: Gdy wskazywałem, że wiszący na mamusinym cycu starzec bez znajomości języków obcych, obsługi komputera i internetu, konta bankowego, obsługi samochodu i pojazdów mechanicznych, jest słabym kandydatem na męża opatrznościowego Polski, oprócz obelg otrzymywałem zapewnienia, że NIE TO JEST NAJWAŻNIEJSZE. Że dziadyga porusza się i wygląda, jakby miał 20 lat więcej niż w rzeczywistości, że nigdy w swoim marnym żywocie nie zaznał sportu, nie potrafił znaleźć na dłużej partnera/ partnerki, to również okazywało się nieważne. Że nigdy w życiu niczego nie zrobił samodzielnie (począwszy od filmu „O dwóch takich, co ukradli księżyc”, gdzie głos za niego musiała podkładać aktorka, aż po dzień dzisiejszy, gdzie samodzielnie nie tylko grobu matki nie potrafi wyczyścić, ale nawet przypilnować zapięcia rozporka na publiczne wystąpienia, ba butów do pary wybrać nie potrafi), to również nie miało znaczenia, ale OBWOŹNY TEATR DEMENCYJNY, który aktualnie nam prezentuje Jarozbaw, woła o całodobową opiekę geriatryczną, a nie o najwyższe stanowiska państwowe.

Andrzej Poniedzielski – Starość.

Po wykładach o wyjadaniu kartofli sadzonych dla dzików, węglu sortowanym zamieniającym się w transporcie na niesortowany, usłyszałem teraz wykład o tym, że Polki chleją i nie rodzą przez to dzieci, bo kobiecie wystarczy dwa lata picia do zostania alkoholiczką, a mężczyzna by się uzależnić, musi wódę lać w gardło lat dwadzieścia (skąd się do cholery biorą ci studenci, którzy z powodu uzależnienia nie tylko nie są w stanie skończyć studiów, ale nawet na wykłady i zajęcia obowiązkowe nie są w stanie dotrzeć, to naprawdę nie wiem). Jaki jest wkład naszego dziadygi w robienie dzieci, tego się nie dowiedziałem. Owszem, zdążyłem się już przyzwyczaić, że prezes pan plecie trzy po trzy, wszak sam zapewniał, iż nikt ich nie przekona, że czarne jest czarne a białe jest białe, ale ostatnio on ani nazwy miejscowości nie potrafi bez pomyłki wymówić, ani nazwiska. Ostatnio chciał być Bufetem, mylił Brejzę z Mejzą, żalił się na jakiegoś Maskułę, proponował by każdy miał w domu karamatę i pochwalił się, że opanowali mechanizm okradania Polski.

Był do niedawna w polskiej patopolityce taki pan znany z pierdologii stosowanej, głoszący prawdy z dupy wzięte w stylu „niepełnosprawnością można się zarazić”, czy „by oszczędzić ludzkości kolejnych konwulsji, musimy jasno i stanowczo powiedzieć naszym kobietom, starcom i dzieciom: MY TU RZĄDZIMY!” albo „gdy kobieta ma pryszcz na twarzy, stara się nie wychodzić z domu; to samo jest z niepełnosprawnymi”. Był, bo nawet nie zauważył, jak stetryczał i zniedołężniał. Zaczął zasypiać w Sejmie, w Europarlamencie, w wyjątkowo zresztą nieestetyczny sposób – z otwartymi ustami i ślinotokiem, ale ignorował objawy. Potem były coraz gorsze dolegliwości wieku podeszłego, no i teraz prezes Korwin-Mikke rzeczywiście zniknął, mam nadzieję, że traktują go tak, jak według niego powinno się traktować niepełnosprawnych i starców.

Prezes Wolski jednak nadal jest obwożony – i to bez klatki, bez kagańca. Nadal chce władzy. I zdaje się, że to nie jest takie ważne. Inflacja 25%, brak opału na zimę.