119. Kolejny obrót.

Miałem wspaniałe Święta. Co ciekawe, nie miałem przesadnie dużo czasu na fizyczny odpoczynek, przecież w ciągu czterech dni musiałem odbyć podróż tam i z powrotem, w tym były zawarte kolejno: wyprawa na lotnisko, odprawa celna, lot, przejazd do miejsca docelowego. Trudy podróży rekompensowała mi atmosfera spokoju panująca w domu teściów, jak zwykle nie mogliśmy się z żoną nagadać, w czym sekundowali nam dzielnie gospodarze. Od czasu do czasu na kurtuazyjne pogawędki przychodziły futrzaste czworonogi, a gdy do tego dorzuciliśmy niespieszne spacery i kawiarniane testowanie świeżo palonych ziaren parzonych alternatywnymi do popularnych ekspresów metodami, wyszła nam z tego całkiem niezła afirmacja życia. Celowo nie stosuję słowa „relax”, gdyż w moim pojęciu całkiem się ono zdewaluowało powszechnym, zamiennym używaniem z przyjmowaniem narkotyków, hazardem i innymi destruktywnymi formami aktywności. Żeby jednak nie odbiegać od głównej myśli: Co stanowi o tym, że klasyfikuję tegoroczne Boże Narodzenie jako wspaniałe, skoro nic takiego szczególnego się nie wydarzyło? Odpowiedź brzmi: „Cud życia”, czerpaliśmy przyjemność ze swojej obecności, z obecności zwierząt, lasu, z tego, że możemy doświadczać wszystkich drobnych przyjemności w cieple, sytości i spokoju. Żeby to było możliwe, usunęliśmy możliwie dużo elementów stresogennych, więc nie było przedświątecznej harówki, żadnego barykadowania się w kuchni na tydzień i generalnego picowania domu na wysoki połysk, żadnych białych obrusów, ozdobnych waz, mis i półmisków, czy zbędnego nadmiaru. Potrawy zostały wybrane, zamówione w odpowiednich punktach gastronomicznych, tylko podgrzać, nałożyć na talerze i jeść. Żadnego biegania za składnikami, kolejkowych przepychanek, nic co by nam mogło zakłócać cieszenie się sobą.

Takie to w skrócie miałem swoje ateistyczne święta, bez śpiewania choince „najpiękniejszych polskich kolęd”, bez warowania przy garach, bez jazdy na szmacie, bez walki o kawałek świńskiej tkanki. Nie podziwiałem też marnych replik stajenki i żłobu AD. 0, nie wysłuchiwałem niemiłosiernie fałszującego chóru pasterkowiczów i nic dziwnego, że Tata Maty raczył był ocenić, iż jest to „samooszukiwanie się człowieka zagubionego w sekularnym do cna świecie”. Mój brat dopytałby: SKONKRETYZUJ!” Bo jak to mam rozumieć? Że tak naprawdę chciałem dymać do kościoła, tylko się w porę nie zorientowałem?

Tymczasem zdążyło mi się obić o uszy, że Plugawy Krystyn w reakcji na pozdrowienia Micka Jaggera, brzmiące: „Merry Christmas and Happy Holidays to you all!!” wystosował odpowiedź w swoim stylu, tu znowu posłużę się cytatem, zwłaszcza że ten niezupełnie ortograficzny PONGLISH godzien jest upamiętnienia: „Merry Christmas …. Czy Pan jest osobą wierzącą w Christmas ? Był Pan u spowiedzi ? A może na Mszy Św.w czasie Święta Christmas ?” No i co…? Wyjaśniło się, dlaczego Krystyn do końca życia pozostanie samotny? A nie mówiłem, by nie podchodzić do klatki?!

No i proszę…, już mamy Nowy Rok. Końcówka była bardzo symboliczna. Każdemu przyjdzie odwalić kitę, a może się to przytrafić nawet 49-letniej zastępczyni prokuratora krajowego, protegowanej Ziobry, małżonce innego zaskoczonego śmiercią w wieku 46 lat zaledwie polityka, szowinisty, wściekłego tępiciela WOŚP, który wybór Baracka Obamy na prezydenta USA nazwał „końcem cywilizacji białego człowieka”. Czy PiS-owskich karierowiczów coś niepokoi w przedwczesnym zejściu państwa Górskich? Mnie zupełnie nic.

Zakopiańska impreza rządowej telewizji w dniu śmierci papieża.

Prawdziwą jednak bombą było sylwestrowe odejście za tęczowy most jednego z najbardziej odpowiedzialnych za tuszowanie pedofilii i molestowań seksualnych w środowisku najwyższych duchownych katolickich, skutecznie promowanego przez Wojtyłę pana Josepha Ratzingera, zawodowego księdza, który dochrapał się stanowiska papieża. To ci dopiero Niemiec ostatni w życiu dowcip odstawił, bo gdzież tak zdemaskować obłudę katolickiego świata swoim walnięciem w kalendarz w najgorszy możliwy dzień?! Niby wypadałoby zademonstrować ogrom żałoby, jak po zejściu Wojtyły, jakiś mały konkurs, która parafia cierpi najbardziej…, ale wicie-rozumicie…, Sylwester, bilety na imprezy wykupione, jęzor do dupy ucieka, a etanol czeka.

Zakopiańska impreza rządowej telewizji w dniu śmierci papieża – nowa linia programowa 😉

Gdybym miał powiedzieć, czego życzę Światu na następny rok, to zakończenia ery militarnych onanistów, tych wiecznych chłopców kupujących czasopisma o współczesnym uzbrojeniu, czy biegających z niebezpiecznymi zabawkami na strzelnice sportowe, by później poddawać się snom o potędze. Lepiej poczytajcie, o czym już w 1972 roku pisał i śpiewał Ian Anderson – kliknij tu.

Jethro Tull – Thick As A Brick.

Wolności, zdrowia i pogody ducha, niech nadejdą wraz z 2023 i niech z Wami zostaną.

089. Żartem czy serio.

Podobno wierni katoliccy uzyskali u biskupów dyspensę od piątkowego postu, a wszystko to z powodu ostatniej nocy roku. Nie wiem, czy powinienem żałować, że jestem niewierzący, bo taka łaska, to hohoho!!! Tak radosny czas, gdy codziennie z powodu pandemii umiera w Polsce 500-700 osób, rzeczywiście zasługuje na zabawę. Zwłaszcza wierzący w piątkową śmierć na krzyżu niejakiego Jezusa z Nazaretu z wdzięcznością przyjmują tę decyzję, chyba że z jakichś powodów są niewdzięczni, nie wiem, ktoś im akurat umarł, czy co?! Mnie zaś bawi postawa duchowieństwa. Oni się zachowują tak, jakby wierzyli, że od ich pozwolenia zależy, czy Polak będzie chlać, ćpać, bzykać, pląsać w rytm przebojów Zenka i Maryli. Za to tego typu decyzje wiele mówią o moralności.

Nie tylko w kościele utrzymuje się radosny nastrój, media z TVP Kurwizją na czele zapraszały na Sylwestra Marzeń do Zakopanego. Aż mi się przypomniała zapowiedź utworu „Still in Warsaw” dokonana przez Johna Portera podczas nagrywania koncertowej płyty „Magic Moments” (1983). Mniej więcej brzmiało to tak: „Jak się czujecie w ogóle? Świetnie! W kolorowych światłach wszystko jest! Ballada”:

John Porter – Still in Warsaw.

Paradoksem jest, że w Polsce największe nieposłuszeństwo obywatelskie pojawia się wobec ratujących życie szczepionek oraz obostrzeń dotyczących możliwości grupowego zalania się w trupa. Do zalewania ryja przywiązana jest także Irlandia, tuż przed nocą sylwestrową włączyłem w samochodzie radio i trafiłem na kogoś z rządu, tłumaczącego obostrzenia na imprezach. Nie wiedziałem, czy się śmiać, czy może płakać, gdy człowiek ten doszedł do momentu o nakazie zasłaniania twarzy maseczkami z WYJĄTKIEM czasu jedzenia, picia i ŚPIEWANIA. Tyle tylko, że w Irlandii 98% dorosłych, to ludzie zaszczepieni, co przekłada się na dobową liczbę zgonów między 0 a 10.

Jaromir Nohavica – Danse macabre.

Sylwester, to także fajerwerki, które regularnie obrywają paluszki i inne części ciała ich miłośnikom. Ponieważ w pandemii każde miejsce w szpitalu się liczy, cywilizowane kraje wprowadziły zakaz sprzedaży materiałów pirotechnicznych. Oczywiście Polska tego nie zrobiła, podobnie jak nie wprowadziła zakazu uboju rytualnego, ani zakazu chowu zwierząt klatkowych na futra. Na Podhalu zaś dalej jeżdżą fasiągi, bo można.

Siekiera – Śmierć i taniec.

My, czyli ja i Świechna, obchodziliśmy wejście w Nowy Rok po swojemu: Dyskutując ze znajomymi o presji społecznej na wspólne świętowanie takich właśnie dni oraz o jeszcze bardziej kontrowersyjnych sprawach. W Nowy Rok obejrzeliśmy zaś sobie „W imię” Szumowskiej. Genialny film społeczny. Scenariusz, dialogi, gra aktorów, muzyka, zdjęcia…, wszystko na najwyższym poziomie. W tym celne obserwacje środowiskowe i natrętnie tłucząca się myśl: Jakie szanse na dobre życie mają ludzie urodzeni w takich miejscach, gdzie patologiczne wychowanie jest tak widoczne, że obserwator się gubi, czy to mieszkaniec wsi, czy wychowanek domu poprawczego. W tle wątek homofobii oraz wykorzystania seksualnego nieletnich w kościele, ze szczególnym uwzlędnieniem zamiatania spraw pod dywan. W ogóle dużo myśli kłębi mi się we łbie. Co musiałoby się stać, by sytuacja uległa poprawie? Jakie cechy i umiejętności powinni mieć rodzice i wychowawcy żyjący w takim miejscu? Jak ich weryfikować? Chyba aż zmęczyłem swoimi uwagami Świechnę, która dziś dość wcześnie poszła spać.

A od koleżanki dostałem instrukcję używania petardy, udostępniam wszystkim chętnym gratis.

Tymczasem trwają przeróżne podsumowania. Myślę, że dla Polski był to najgorszy rok od wstąpienia do Unii Europejskiej. Takiego pośmiewiska i takiej marginalizacji kraju chyba nikt się nie spodziewał. Ze względu na to, że życie naszego małżeństwa niesakramentalnego jest od spraw krajowych praktycznie niezależne, nam akurat wiodło się dobrze i z niejakimi sukcesami. Mnie udało się zakończyć projekt filmowy, Świechna przebija się do pracy w irlandzkiej edukacji, kończąc jednocześnie studiowanie psychologii, a że wszystko to się odbywa przy naszym dobrym zdrowiu i w na ogół dobrych nastrojach, więc i podsumowanie wychodzi na plus.