149. Jezu, jak się cieszę! Dlatego, że ponieważ.

Po ogłoszeniu oficjalnych wyników wyborów parlamentarnych, politycy i publicyści prześcigali się w analizach klęski bandy Kaczyńskiego. Poddawali mniej lub bardziej wiarygodnej diagnostyce decyzje władz partyjnych w ciągu minionych 8 lat oraz związki przyczynowo-skutkowe z nich wynikające. Cieszę się, że nie traciłem energii na przyłączanie się do tych rozważań, bo od tego czasu minęło już ponad 2 miesiące i wydarzenia tego okresu pokazują, że wystarczy prosta odpowiedź: DLATEGO, ŻE PONIEWAŻ! Nie mogło być inaczej, choć oczywiście upadek Breżniewa z Żoliborza mógłby trwać dłużej, gdyby nie nadzwyczajna mobilizacja społeczeństwa.

Karolina Cicha & Spółka + Swada – Wojennyj korabel.

Podstawą powyższej subiektywnej opinii jest dla mnie prosy fakt: Prawo i Sprawiedliwość NIGDY nie posiadało poparcia większości elektoratu, nawet jeżeli weźmiemy pod uwagę tylko osoby oddające ważne głosy. Rok 2015 – 37,58% głosów, rok 2019 – 43,59%, a w roku 2023 – 35,38%. Większość sejmową PiS posiadało jedynie dzięki ordynacji wyborczej, która premiuje zwycięzcę, a ostro karze te komitety wyborcze, które dostały mniejszą ilość głosów, a szczególnie stratne są ugrupowania z jednocyfrowym wynikiem. Już same liczby pokazują, że poparcie dla PiS nie było nigdy tak wielkie, jak to sugerował podział mandatów. Jeżeli do tego dodamy zwykłego fuksa, wynikającego z momentu silnych podziałów w partiach konkurencyjnych (rozpad PO – odejście Palikota, Gowina oraz przejęcie części działaczy przez Nowoczesną Ryszarda Petru), a na lewicy demolka dokonana przez Leszka Millera (marginalizacja stronników Kwaśniewskiego, zgnojenie młodych wilczków Napieralskiego oraz odpływ działaczy i elektoratu do nowopowstałej partii Razem), jaśniej widzimy przyczynę przejęcia Parlamentu przez PiS, nadal jednak nie ma tu rządu dusz nad większością, mimo posiadania największego na scenie politycznej twardego elektoratu.

Rory Gallagher – Walk On Hot Coals.

W obliczu takiego a nie innego układu sił w Polsce (nie mylić z ławami sejmowymi), Kaczyński i tak wybrał (co za nieogar) drogę rządzenia podobną do zachowania przemocowych rodziców, którzy mając olbrzymią przewagę siłową i ekonomiczną nad dziećmi, rządzą marchewką i kijem, nie biorąc pod uwagę tego, że oni się robią coraz słabsi, a dzieci coraz silniejsze i niezależne finansowo. Nie mija dekada, gdy bity jako dziesięciolatek dorastający chłopak zglanuje złajdaczonego tatusia, który do niedawna był dzielnym dziecięcym bokserem, a jak się bandycka mamusia – wspólniczka zbrodni przeciw dziecku będzie rzucać, to i jej się dostanie w pysk – zyg, zyg, zyg, marchewka, jak mi nie szkoda! Nie mówiąc już o żałosnym finale marnego żywota – w samotności lub (w najlepszym przypadku) w domu opieki. I będzie płacz i zgrzytanie zębów! PRZYRODA działa cały czas! Breżniew również znał tylko zastraszanie i przekupstwo. Nie szukał przyjaciół, bo tego nigdy nie potrafił, chciał być władcą absolutnym. Nie sądzę, by się podniósł, zważywszy że w komnatach jego umysłu coraz śmielej sobie poczyna ciotka demencja. Oczywiście są jeszcze wierni stronnicy, ale ponieważ na szczyty byli wpuszczani jedynie słabi umysłowo, cudów nie uczynią. Bo kto niby? Błaszczak? Szydło? Terlecki? Kempa? Brudziński? Pawłowicz? Suski? Lichocka? Sasin? Witek? Duda? Może jeszcze Kononowicz?

Ewa Bem – I co z tego dziś masz?

Najgorsze jest to, że nie każdy przemocowiec jest aż takim upośledzonym społecznie dziadygą, jak Kaczyński. Polska może mieć dużo większy problem, jeżeli elektorat PiS-u przejmie bardziej towarzyski i inteligentny łajdak w stylu Jacka Kurskiego. Sam mam kilku o niebo inteligentniejszych od Breżniewa kolegów, którzy zdecydowali się wspierać swoje kariery poparciem PiS. Doszli bardzo wysoko w swoich branżach, ale że czyste szambo, jakim jest zawodowa polityka, odrzucało ich, ograniczyli swe ruchy do strefy silnych wpływów politycznych, skupiając się na rozwijaniu swoich kwalifikacji. Gdyby przeszli na polityczne zawodowstwo po ciemnej stronie mocy, uznałbym, że czas się zacząć bać. Zresztą…, nie mam pewności że nie znaleźli się tacy, co przeszli, w końcu nie znam ich wszystkich! Dopóki jednak sami o sobie nie dadzą znać, nie ma co nakręcać lęku przed nieistniejącym, ale możliwym działaczem. Chociaż…, uważam że niezbędne jest uzbrojenie PAŃSTWA w bezpieczniki, na wypadek, gdyby się tacy objawili.

Klaus Mitffoch – Jezu, jak się cieszę!

Na blogu Hebiusa wpadł mi w oczy zwrot „przedsylwestrowe zakupy”. Uświadomiłem sobie, że mieszkam z małżonką mą Świechną w kraju, w którym zjawisko to praktycznie nie istnieje. Końcówka roku nie różni się tu specjalnie od weekendu, dzięki czemu w ogóle nie odczuwam społecznej presji na szampańską zabawę tego akurat dnia. W Polsce mi coś ciążyło. Nie dlatego, bym miał problem z mówieniem: „nigdzie nie idę, nie chce mi się, nie mam ochoty, to nie mój klimat”, a bardziej z tego względu, że czułem się, jakby większość moich znajomych tego dnia odbywała wraz z Alicją podróż na drugą stronę lustra. W Irlandii to poczucie znikło. Jezu, jak się cieszę!

Smokie – Alice.

Skoro udało mi się w końcówce felietonu wyciszyć politykę, nie będę tego zmieniać. Opowiem Wam o moich Świętach. Małżonka ma Świechna, Teściowie, 8 kotów, 3 psy, domek pod lasem, a w pobliżu wyborna palarnia kawy El Gato. Wypoczywałem tak dobrze, że pod koniec pobytu poczułem się przybity koniecznością powrotu do codzienności. Na szczęście tuż po wyjściu z lotniska przywitał nas uśmiechnięty i uczynny kierowca autobusu, typowy Irlandczyk. Szybko przypomniałem sobie dlaczego wolę żyć i pracować na Zielonej Wyspie, niż w Polsce. Aaaa…, jeszcze się Wam pochwalę, jak w tym roku potraktował mnie Gwiazdor, Mikołaj, czy jak tam go nazywacie. Otóż w jednym z prezentów znalazłem flakonik perfum. Nie byle jakich, bo był to zapach bois d’encens. Znam tylko jedną perfumerię, w której można go nabyć (oprócz sklepów internetowych). Wyjątkowy, niezwykły, w sam raz dla Wolanda. Mam przeczucie graniczące z pewnością, że jest tylko jedna kobieta na Świecie, która mogła go dla mnie kupić. Ja też się ustawiłem!

148. Oczekiwana zamiana miejsc.

Laboga, co ja pocznę niebogi! Szloch mój niesie się poprzez Polskę, a wraz z nim spazmy małżonki mej Świechny, bo nie możemy odmawiać koronki z TVP. Naprawdę, tak stwierdził Jędraszewski, z zawodu arcybiskup. Bądź pozdrowiony, o bezkresny dawco beki, bądź pochwalony ty i wszy twoje! Tobie to dedykuję dzisiejszy felieton.

Jaromir Nohavica – Danse macabre.

Jak to się wszystko zmienia. Ci, którzy jeszcze wczoraj pychą swą mogli wypełnić największe stadiony Świata, dziś miotają się prezentując coś na kształt danse macabre. Co ciekawe, dla kilku z nich taniec ten wkrótce może przyjąć zupełnie realną formę. Taki na przykład Dziwisz, zawodowy kardynał i kustosz katedry na Wawelu oraz handlarz potajemnie gromadzonymi resztkami po Wojtyle, którego zresztą oszukał w kwestii wykonania testamentu (nie zniszczył prywatnych notatek zmarłego), symbol próżności i arogancji hierarchii kościelnej, jeden z głównych odpowiedzialnych za systemowe ukrywanie licznych przypadków pedofilii wśród duchownych, trafił na dzień przed świętami do szpitala. Nie jest z nim najgorzej, skoro miał siłę, by w pierwszy dzień Świąt odprawić mszę w szpitalnej kaplicy, bo tylko tam mógł to robić pod stałą opieką medyczną. Gdybym był złośliwy, stwierdziłbym że nie wierzy w radosny dzień spotkania z bogiem, ni w uzdrawiającą moc modlitwy, ale że oceniam sytuację realnie, ograniczę się do tego że tłusty kumpel Karola chce przedłużyć swój marny żywot ziemskimi metodami, jako ateista postąpiłbym tak samo.

AC/DC – Highway to Hell.

Nie kłopoty 84-letniego Dziwisza są jednak największą zmianą miejsc. Nie są też nią wydarzenia w TVP, którą niejaki Kurski Jacek przekształcił w goebbelsowski ściek, tu akurat zmiany były do przewidzenia. Inna wolta naprawdę mnie zainteresowała, bo przyznacie, że 53 lata, to wiek, w którym człowiek raczej nie szykuje się do grobu, zwłaszcza będąc dobrze sytuowanym politykiem z pierwszych stron gazet. Tymczasem niejaki Ziobro Zbigniew całkiem niedawno dowiedział się o wysokiej szansie spełnienia takiego scenariusza. Jak raz, okazało się, że pistolecik, który tak wytrwale ukrywał pod marynarką, nie będzie go w stanie obronić przed nowotworem, a ostatnią deską ratunku są lekarze, których z takim uporem zwalczał. Pan Zbyszek już uznał, że będzie bezpieczniejszy bez swojej słynnej pukawki, byle tylko dostać łóżko na oddziale onkologicznym. Czyż to nie wygląda na robotę ekipy Wolanda? Zwłaszcza, że na dobrej drodze do sprawiedliwości są również jego ponownie skazani koledzy: Mariusz K. i Maciej W.!

Ziobro po prostu się boi – mowa ciała pana Zbigniewa.

Niezbyt wierzę, by panowie Dziwisz i Ziobro byli wyznawcami katolicyzmu. Teoria tej religii dość rygorystycznie traktuje zatwardziałych grzeszników. Weźmy takie przykazanie „Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu”, którego łamanie obaj pacjenci uczynili podstawą swojej kariery. Powtarzali ten grzech tyle razy, że nie może być mowy o jego odpuszczeniu, zwłaszcza że krzywdzili przy tym wiele osób. Gdyby jednak panowie nawrócili się przed śmiercią, to udzielę im wskazówki dawanej przez ich wiarę. Podobno chroni ona przed tzw. PIEKŁEM. Otóż, aby uzyskać odpuszczenie grzechów, należy spełnić pięć warunków: 1) Rachunek sumienia. 2) Żal za grzechy. 3) Mocne postanowienie poprawy. 4) Spowiedź. 5) Zadośćuczynienie. Należałoby zatem odświeżyć pamięć, skruszyć się i publicznie wyznać o wszelkich przypadkach oczerniania bliźnich, jak również o każdej ochronie przestępców za pomocą składania fałszywych zeznań, bo przez to złoczyńcy mogli kontynuować swój niecny proceder na niekorzyść coraz to nowych ofiar. No i oczywiście, by przebaczenie mogło się dokonać, koniecznie trzeba wypłacić odszkodowania spełniając ostatni warunek sakramentu pokuty. Jak jednak wcześniej wspomniałem, nie sądzę, by Dziwisz i Ziobro byli wierzący i to zrobili. Ewidentnie wątpią w istnienie piekła, w przeciwnym wypadku skorzystaliby chyba z mojej rady. Także, chłopaki, jakby co, to nie musicie dziękować, jeżeli posłuchacie Wolanda, to może unikniecie wiecznego potępienia! Na marginesie: Macie jakieś refleksje po Świętach?

147. Wigilijna zachcianka.

Początkowo tytuł miał brzmieć „Wigilijne marzenie”, ale nie przesadzajmy, to nigdy nie leżało nawet blisko mojego marzenia. Po prostu, pomyślałem, że fajnie by było obejrzeć reportaż z wigilii u Breżniewa. Najlepiej rejestrowany potajemnie. Start godzina 13.00, czy o której tam jego demencja zwleka się z wyrka, a potem już śledzimy to, co Kaczyński rozumie pod pojęciem „post”, „modlitwa”, „życzenia”, „świąteczna atmosfera”, „wieczerza wigilijna”, „tradycja”, „pasterka”, etc.. Tak do momentu, gdy nasz nerwowy pulpasek wsunie się z powrotem pod pierzynkę.

The Darkness – Christmas Time.

Nie ukrywam, że chętnie zobaczyłbym też dzień, ten dzień, Plugawego Krystyna, posła Zero, ex-marszałka „Psa” Butaprena, czy skazanego Mariusza K., choć z psychologicznego punktu widzenia jednak zwycięża Breżniew – przypadek najciekawszy.

Queen – Thank God It’s Christmas.

Zmieniając temat: Czy Was też wzrusza pieśń o puszczaniu bąków ułożona do melodii „I Wish You a Merry Christmas” wyśpiewywana w jednej z przedświątecznych reklam? Słyszę ją średnio co pół godziny. Nie mamy u siebie telewizji, więc zawsze zaskakuje mnie jej zawartość, gdy odwiedzamy dom, w którym gra ona regularnie. Po obejrzeniu bloku reklamowego przerywającego i tak nie najwyższych lotów film, zawsze przypominam sobie, dlaczego zrezygnowałem z posiadania telewizji.

Perfect – Nie płacz Ewka.

Wracając do sprawy marzeń. Myślę, że moje się spełniły, dostałem nawet więcej, niż oczekiwałem. Tak samo zresztą, jak większość z Was, pamiętających obiekty westchnień z PRL (telewizor, meble, mały fiat – oto marzeń szczyt). Jak myślicie, skąd się to bierze, że mimo kilku tragedii, które były moim udziałem, ja czuję się szczęśliwy, podczas gdy towarzysze Breżniew, Maciora, czy Plugawy Krystyn, wydają się być wiecznie nienasyceni w swej żądzy krwi? Zwłaszcza w sytuacji, gdy ich marne żywoty powoli, acz nieuchronnie zbliżają się do kresu.

Piotr Bukartyk – Coś jakby kolęda.

Skoro zaś jesteśmy przy świątecznych piosenkach, pomyślałem sobie, że Breżniewowi mogłoby być miło, gdyby w tym roku odwiedzili go kolędnicy.

Ponieważ życzeń nigdy dość, więc niezależnie od tego, czy czytaliście je pod moim poprzednim felietonem, wszystkiego dobrego, pogodnego, interesującego, niepodległego. Minionych osiem lat i bandę małego pożegnajmy machaniem z tarasu widokowego!

146. Nie dali cukierka pięciolatkowi, a zawsze dawali!

Czytam sobie informacje o okupacji budynków na Woronicza przez partyjnioków Kaczyńskiego i w głowę zachodzę, skąd oni się urwali. Propagandyści, PiS-owscy posłowie, poślinki i inne poślinione rzeczy (inspiracja – Łowcy.B), stanęli jeden przy drugim nie dopuszczając przedstawicieli żadnej innej opcji politycznej, żartobliwie-ironicznie krzycząc „DOMAGAMY SIĘ PLURALIZMU W MEDIACH!”, coś tam się o obronie wydzierając, ogłaszając się strażnikami zdeptanej przez siebie samych Konstytucji. Jeden z nich, obecnie poseł z list PiS, niejaki Puda Grzegorz, nawet wypowiadał te hasła w koszulce z napisem: SARCASM! Mistrzowie samozaorania!

Obrazek pochodzi z niezawodnej Sekcji Gimnastycznej.

Tak w ogóle, to wszystko mi wygląda na bunt pięciolatka, któremu mama zawsze dawała cukierka, a tym razem nie, bo celowo rozbił misę z cukierkami, żeby się nie podzielić z siostrą. I pokrzykują, i machają tymi łapkami, jedni uciekają na L4, inni do szpitala, rozpaczliwe zabawki własnym ciałem zasłaniają, jacyś zwykli posłowie próbują wymusić na marszałku sejmu głos poza kolejnością, do ostatniej sekundy trzymają się służbowych samochodów i państwowej ochrony, choć im od lat nie przysługują, lecz jak na pięciolatków przystało, uważają że im się to po prostu należy – w końcu są pępkiem Świata!

Renata Przemyk feat Fiolka – Filigrany i moriole.

No to panie Breżniew do więzienia do widzenia (z tego co wiem, nadal przysługują osadzonym)! Ucałuj i uściskaj Kamińskiego…, i Wąsika! Bo wierz pan lub nie wierz, ale zdrowiej jest wydmuchiwać, niż wciągać – kliknij tu, by o tym poczytać!

Lech Janerka – Piosenki wigilijne.

Spokojnych, wesołych świąt, drodzy Czytelnicy. Jak zawsze życzę Wam pogody ducha, wolności i miłości. I nie przejmujcie się przesadnie buntem pięciolatka. Trzeba będzie mu poświęcić trochę uwagi, po czym delikatnie i uprzejmie, aczkolwiek stanowczo pomóc w zapoznaniu się z rzeczywistością. Jak mawiał klasyk: Ja się uczę…, ja się ciągle uczę…!

145. Sztandar…, przepraszam…, PREZESA WYPROWADZIĆ!

Sztuka w jednym akcie.

Osoby:

-Dziadyga o ruchach Breżniewa,

-Krzyki z sali plenarnej.

Nowo wybrany Premier RP skończył przemówienie. Mównica sejmowa zostaje pusta. Zauważa to kurduplowaty dziadyga o szalonym wyrazie twarzy i ruchach Breżniewa. Wdziera się na nią przez nikogo nie zatrzymywany. Jak to napisał Jonasz Kofta, a wyśpiewał Jerzy Stuhr, czasami człowiek musi, inaczej się udusi. W pierwszej chwili wydaje się, że chce zabić i połknąć mikrofon…., ale nie…, spokojnie…, on chce tylko coś powiedzieć.

Dziadyga o ruchach Breżniewa.

Ja nie wiem, o czym mówił mój brat o pana dziadkach, ale wiem, że pan jest niemieckim agentem!

Krzyki z sali plenarnej.

W jakim trybie?! W jakim trybie?!

Dziadyga o ruchach Breżniewa.

Jest taki tryb, gdy ktoś kogoś obraża.

Oprócz dziadygi wszyscy wyglądają na zdrowych.

KURTYNA.

144. Zachęta do zbrodni.

Polska Policja od 8 lat nie ma dobrej passy, co niespecjalnie mnie dziwi, gdy szefuje jej strzelający granatnikiem w swoim gabinecie kretyn (inna wersja wydarzeń mówi o tym, że podczas wystrzału były w pokoju trzy butelki wódki i dwie inne osoby i ciężko wskazać, kto strzelał), a jej działania skupione są wokół bicia kobiet, porywania zmierzających na manifestacje opozycjonistów, obstawianiu ulic wokół domu demencyjnego dziadygi, tudzież uczestnictwa w mszach, poświęcaniach rzeczy przeróżnych i innych równie owocnych przedsięwzięciach. Z drugiej strony: Kto miałby być komendantem, skoro cywilnym szefem Policji był najpierw kuwetowy Płaszczak, a później zastąpił go znany przestępca ułaskawiony przez partyjnego kolegę?!

To nie jest tak, że do tragedii doszło dopiero na ulicy Sudeckiej. We Wrocławiu na komisariatach ginęli już aresztowani, teraz przyszedł czas na funkcjonariuszy. Śledztwo się toczy, zmiany personalne trwają, ja zaś zajmę się czymś innym, systemowym ułatwianiem zbrodni.

Siekiera – Śmierć i taniec.

Morderca nie miał pozwolenia na broń, ale posiadał ją legalnie. Dlaczego? Bo w tym nieprzestającym mnie zadziwiać kraju można w zgodzie z prawem posiadać sprawną broń zabytkową, a taką był siedmiostrzałowy bodajże pistolet tego degenerata moralnego. Może mi ktoś wskazać ideę zezwalającą na takie rozwiązanie prawne?

Kolejna kwestia: Jakiś czas temu, kiedy to było…, może 10 lat wstecz, może 9, zajrzałem na stronę odwiedzaną przez pewnego faszystowskiego trolla, który wpadł do mnie rzucić narodowego pawia. Niejako przy okazji odgrażał mi się, że nie będę taki cwany ze swoimi poglądami, jak wpadnę w łapy nazioli z Warszawy (nie pamiętam, czy chodziło mu u kiboli, czy o innych miłośników malarza z węsem na przedzie i grzywą czesaną na lewo), ale to nieistotny szczegół. Bardziej interesujące jest to, że mniej więcej pod co drugą notką na tym blogu to tałatajstwo doradzało sobie, jak wejść w posiadanie broni palnej, którą można zabić, a nie jest to obwarowane obowiązkiem uzyskania zezwolenia. Jeden z odwiedzających mnie tu zaprzyjaźnionych blogerów, @PKanalia, może sprawę pamiętać, bo to chyba śledząc jego aktywność trafili na mój blog. Nie minęło tak wiele czasu, a gnojek zajmujący się podobną działalnością (zdaje się, że na YT udzielał rad, jak skutecznie zabić z broni gładkolufowej) zamordował dwóch policjantów. W sytuacji dodajmy kuriozalnej, bo broń miał w kaburze pod kurtką (żadne tam przemyślne ukrycie), a jako zatrzymany powinien być co najmniej dwukrotnie przeszukany. Jakieś przemyślenia…???

The Exploited – War.

Opowiedziałem małżonce mej Świechnie o swoich odczuciach wobec powyższej sytuacji, a w rewanżu dostałem opowieść o tym, że właśnie przeczytała na jakimś dużym portalu artykuł tłumaczący, że użyta broń nie jest dla każdego. No i się zagotowałem: Jakiś niedorobiony dziennikarzyna dla zwiększenia poczytności portalu masturbuje słownie miękkie fiutki chłoptasiów próbujących posiadaniem tego typu broni podeprzeć swą wątpliwą męskość. On im tłumaczy, że są swojego rodzaju elitą, a to dlatego, że potrafią broń załadować, odbezpieczyć, wymierzyć w cel i nacisnąć na spust. Wmawia bandzie frustratów, że bezzębni analfabeci używający w wojnach z końca XIX i początku XX wieku tego akurat pistoleciku byli nie byle kim, bo potrafili z niego strzelać. Brudni, równie często zdychający od kul, co od zakażenia syfilisem, tryprem, suchotami oraz innymi choróbskami łapanymi tak od płatnych prostytutek, jak i gwałconych kobiet, które stanęły na drodze ich WYJĄTKOWEGO marszu. Aż się boję zapytać, jaką inteligencją według autora musiało się wykazać wojsko carskie i napoleońskie, obsługujące broń ładowaną przez lufę, wymagającą podczas przygotowania do każdego strzału odpowiedniego podsypania prochu, ubicia, włożenia kuli. Nobel dla każdego analfabety zgarniętego do obowiązkowej służby wojskowej lub zaciągającego się z chęci zysku!!!

T. Love – Wolny jak taczanka na stepie.

Niedługo miną dwa lata od inwazji neofaszystowskiej armii Putina na Ukrainę. Dwa lata niezliczonych ofiar. Tymczasem polskie media prześcigają się w publikacjach na temat tego specyficznego fetyszu, jakim jest broń. Czołgi, samoloty bojowe, okręty, rakiety. Normalnie niczego tak nie potrzebujemy, jak podnieconego taką wiedzą mięsa armatniego, które nawet jeżeli przeżyje, wróci z PTSD i będzie miało szczęście, jeśli wyląduje w psychiatryku, nim kogoś lub siebie zabije!

Dżem – Najemnik 2.

Zresztą, co ja tu o wojnach…, zwróćcie uwagę, że za każdym razem, gdy jakiś siurek zamorduje kogoś nożem, media piszą o nim per „NOŻOWNIK”, jakby był jakimś wirtuozem tego prymitywnego narzędzia, zamiast używać zwrotów typu „tchórzliwy, uzbrojony w nóż łajniak zaatakował bezbronnego”.