122. Obserwowanie i doświadczanie.

Nareszcie! Ktoś pokazał Polakom jak krowie na rowie, co należy zrobić, by się obronić przed dyktaturą. Izraelczycy zagrozili strajkiem generalnym w obronie niezależności sądownictwa i tym sposobem wygrali ważną bitwę w obronie demokracji. I niech to będzie moją odpowiedzią na pytanie „Co mogą zrobić Polacy dla obrony przed dyktaturą, skoro manifestacje nie działają?!” Oczywiście, strajk to utrata wynagrodzenia za dni strajku, a nawet groźba zwolnienia z pracy, straszne, prawda? A Ukraińcy giną za wolność.

No tak…, Ukraińcy…, a tu jest mowa o dzisiejszej Polsce, kraju w którym wolność statystycznie nie jest wymieniana nawet w pierwszej piątce najważniejszych wartości i mało kogo to obchodzi, za to z każdej parafii dobiega biadolenie o odchodzeniu od tradycji i porzucaniu autorytetów (np. pewnego miłośnika ciastek z kremem). Zachęcam do przypomnienia cech faszyzmu włoskiego, może coś da się zdiagnozować nad Wisłą.

Prawda czasu, prawda ekranu…, ujadanie myśliwskiej sfory i strzelające korki szampanów nie są w stanie zgłuszyć nadciągającej burzy…, tak jest…, nie są w stanie…, staramy się oddać tę atmosferę…, mamy pełne zaufanie do reżysera, wszyscy do wszystkich…, nie chcę być kontrowersyjny…, oto młody wykonawca…, panie Zbyszku…, panie Zbyszku….

Pan Zbyszek wyczerpująco wyjaśnił, że węgiel zasadniczo wozi z Węgorzewskiej. Strach trochę jest, to zasadniczo stara się mieć kwit i dlatego wsunął za pampers pistolecik. Albo nie…, po prostu nie chciał go samego zostawić w samochodzie, żeby nie było jak z tymi znikniętymi parówkami…, parówkowym skrytożercom mówimy NIE! Mnie przecież nie rozchodzi się o to, że pan Zbyszek nie ufa ochronie. On nikomu nie ufa, nawet żonie, nie tylko reżyserowi. To przecież żadna nowość, dlatego zasadniczo stara się mieć kwit na każdego, ale OD TERAZ MÓWIĘ ŚMIERTELNIE POWAŻNIE: ON NIE POWINIEN W OGÓLE DOSTAĆ POZWOLENIA NA BROŃ! Nawet na granatnik! Pan Zbyszek za czasów romansu z Pati-Koti, gdy jeszcze nie wiedział, czy prezes pan mu pozwoli na ślub, był bohaterem GŁOŚNEGO I GROŹNEGO INCYDENTU Z BRONIĄ, który powinien go dożywotnio zdyskwalifikować podczas starań o pozwolenie. Otóż gdy ówczesny poseł Zero, minister sprawiedliwości i prokurator generalny w jednym wbił na kwadrat, zapodał muzę i już, już miał się zająć rwaniem lachona, to nagle mu pod dom paparazzi samochodem podjechali. Co zrobił Zbyszek…??? Chwycił spluwę i wybiegł przed dom, kierując się wprost na obcy samochód.

Wyobraźmy sobie sytuację: minister i prokurator generalny z bronią w ręku zmierza w kierunku samochodu intruzów. Co by zrobił, gdyby na niego zaczekali? Strzelałby? A co by zrobił, gdyby zaczekali i w odpowiednim momencie obcy wyciągnęli giwery? Tutaj, to akurat wiem, Zbych zrobiłby stolec/ kupę/ kał prosto w swe poselskie majty. W jednym i drugim przypadku jest to podręcznikowa ignorancja i nieodpowiedzialne użycie broni. Na szczęście w tym kraju obywatele myślą czasami za ministra, więc paparazzi po prostu odjechali w kierunku zachodzącego Słońca, pozostawiając Zbyszka w niekomfortowej sytuacji kretyna stojącego pośrodku ulicy z pistoletem w ręku

Confused Travolta Compilation.

Skoro już jesteśmy przy memowych (memicznych?) herosach, to nie byłbym sobą, gdybym nie wspomniał meczu Czechy – Polska w czeskiej Pradze. W żadnym wypadku nie zamierzam się śmiać z piłkarzy, bo w końcu oni sami wykuwają swój los i jeżeli coś zawalą, to odczują efekty własnych błędów najmocniej. Ja mam polewę z kibiców. Jechali wzmocnić swoje ego efektami cudzej pracy, poświęcili na to niczego sobie sumki, drugie tyle przeznaczyli na alkohol (z góry niewspółczuję tym, którzy zamiast piwa wybrali czeską wódkę, bo trunek ten w toksyczności niewiele ustępuje naszym polskim męczennikom, tyle że jest mocniejszy), bo na to samo by wyszło, gdyby włożyli w gardło dwa palce. Ja wiem, złośliwy jestem, ale wkurzają mnie pretensje do zawodników. Trzeba było samemu trenować, dostać się do reprezentacji i pokazać Światu jak się gra!

A tak w ogóle, to chodzi mi po głowie sprawa kolejnego umierającego kumpla. Jest już w hospicjum, na szczęście nie polskim, więc ma wszystko, czego mu potrzeba, z leczeniem włącznie. Ostatnio widziałem go przed pandemią, mówił mi, że zmarła jego partnerka. Patrzę na siedzącą obok Świechnę i myślę, że mamy wielkie szczęście. Sporo mu pomogliśmy dbałością o zdrowy tryb życia, drugie tyle dołożyliśmy dbałością o nasz związek, o nasze granice. Dobrze nam, dobrze mi, więc tym bardziej smuci mnie sytuacja kolegi. Miał tak kiepski start w życie, że ciężko mu było znaleźć korzystne wyjście. Ono oczywiście leżało tuż obok, było w zasięgu ręki, ale oprócz niego byli tam mieszkańcy Grajdoła, zawsze gotowi ściągnąć pragnących czegoś więcej do swojego poziomu. A gdy już się na nim ustabilizował, wręcz przyssał do niego, to nawet nie zauważył, jak odchodzą najlepsze lata życia. Wreszcie ze stagnacji wyrwała go kobieta, opuścił Grajdół i zobaczył, że można inaczej. Tyle, że życia już jakby za mało na naukę korzystania z jego możliwości, a nie wszystkie błędy udało mu się skorygować. Przygnębia mnie ta historia.

114. Katar mam, czyli krótka historia o człowieku, który uważał, że dawniej było lepiej.

Katar kojarzy mi się z anegdotką z czasów licealnych, gdy będąc bardzo niesubordynowanym uczniem, często wyłudzałem zwolnienia lekarskie symulując choroby. W tym celu właśnie wraz z serdecznym kumplem udaliśmy się do gabinetu lekarskiego. Gdy w poczekalni zostaliśmy tylko my, wyszedł lekarz i spytał – A Wam co jest – Na co mój kolega odpowiedział – Katar mam!

Nie pamiętam, czy spalił naszą wizytę, ale wspomnienie pozostało. Tymczasem ja nie o tym katarze, bo przecież wszyscy wiedzą, nawet ja, że wkrótce zaczyna się MUNDIAL. Ponieważ moja ignorancja w temacie samych rozgrywek jest niewyobrażalnie dla przeciętnego Polaka głęboka, a moi koledzy prawdopodobnie mogliby uznać, że kokietuję, mówiąc że ze składu znam tylko Lewandowskiego, skupię się na tym, co interesuje mnie, a jest to przestępczy charakter tej gry, zwłaszcza w kontekście TYCH MISTRZOSTW ŚWIATA.

Piotr Bukartyk – Euro 2012.

Nie jest tajemnicą, że organizacja imprezy została przyznana Katarczykom po licznych mniej lub bardziej zawoalowanych łapówkach, że sam kraj nie spełnia demokratycznych standardów, że podczas pospiesznej budowy wykorzystywani byli niczym niewolnicy, podle opłacani wykonawcy. No i fajnie, normalny człowiek by powiedział: TO JA WAS PIEPRZĘ, GRAJCIE SOBIE SAMI, PRZESTĘPCY Z FIFA Z ARABSKIMI NAFCIARZAMI! Niestety! Chciwy, obyty z przestępczością zorganizowaną światek kopaczy załatwia to inaczej. Piłkarze oczywiście „tylko grają”, działacze udają, że bojkotują. Zbigniew Boniek na przykład powiedział, że do Kataru nie jedzie i będzie oglądał mecze w telewizji. Ojojoj! Pewnie szejkowie spać z tego powodu nie mogą! A MEDIA??? Media udają, że są krytyczne. Np. gówniarze (skrót od gównodziennikarze) z Polski, korzystając w najlepsze z akredytacji, publikują artykuły o skandalicznie drogim kebabie za 40 złotych! No i tyle, bo co ja tu więcej będę pisał?!

Krótka historia o człowieku, który uważał, że dawniej było lepiej.

Przy okazji spodziewanych występów polskich kopaczy, rodzime portale zamieszczają reminiscencje z „lat świetności” polskiej piłki, gdzie punktem wspólnym są wspomnienia o reprezentacyjnym chlaniu na umór i pijackich ekscesach. Najlepsze jest to, że wspominający eks-reprezentanci zdają się być z tego powodu dumni. Nie mam pytań.

Skoro już notka się zrobiła bardzo społeczno-obyczajowa, to na zakończenie mam dla Was „Piątkową opowieść”, tzn. działo się to w ostatni piątek i gdy to opowiedziałem małżonce mej Świechnie, zasugerowała mi, że to dobra historia na bloga. Wiecie, że od czasu do czasu zamieszczam anegdotki o bardzo charakterystycznych zachowaniach Polaków, czy innych przedstawicieli homo-sovieticus z obozu postkomunistycznego. Wtedy się podnosi gwar, że uogólniam, a ja po prostu piszę o czymś, czego Irlandczyk nigdy by nie zrobił, a Polak i owszem, nawet na moich oczach.

Na zlecenie luksusowej firmy branży odzieżowej robiliśmy kompleksowy remanent (butik, zaplecze i magazyn). Już, już kończyliśmy, właśnie sprawdzałem, czy czegoś nie pominęliśmy, gdy wpadł kierowca o znajomym, słowiańskim wyglądzie. Z miejsca nadstawiłem uszu, bo podniesiony ton jego głosu wskazywał na to, że facet nie zakumał, iż jest w cywilizowanym kraju, a jego Grajdołków pozostał 1500 km na wschód, za morzami, za lasami, za rzekami. Sprawa miała się tak:

Firma zlecająca wysyłkę nie przygotowała towaru do załadunku. Manager odpowiadający za zlecenie nie dopełnił obowiązków, kilkadziesiąt niezbyt ciężkich paczek zamiast na rampie, czekało w magazynie na piętrze. Zdarza się. Cywilizowany kierowca by poprosił o określenie, czy jest szansa na przygotowanie przesyłki, bo w tej formie niestety, ale nie może jej przyjąć, bardzo przeprasza, ale ma swoją robotę do wykonania. Po otrzymaniu odpowiedzi zdecydowałby, czy wrócić na pusto, czy poczekać aż spełnione zostaną warunki do rozpoczęcia załadunku, mógłby jeszcze rozważyć osobistą pomoc, jeśli by mu bardzo zależało na kursie. Co zrobił polski kierowca…???

Janusz Gajos – Nowy kierownik od leżaków.

Najpierw zaczął się mądrzyć, wykładając pracownicom teorię zaufania, tzn. jak on ma wierzyć, że w ogóle ktokolwiek jego firmie zapłaci, skoro towar jest nieprzygotowany. Tak był zachwycony swymi racjami i sposobem ich przekazywania, że nawet nie zauważył, że jest ignorowany (widocznie brak chęci podjęcia pyskówki uznał za oznakę słabości, możliwa jest też opcja, że żadna głębsza myśl nie rozjaśniła jego przestrzeni między uszami). Owszem, jedna z pracownic zadzwoniła do managera, nagrała na automatyczną sekretarkę zapytanie w tym temacie i spokojnie czekała na odpowiedź, zajmując się swoimi sprawami, ale to było tyle, co mogła w tej sprawie zrobić dla kierowcy, który zadzwonił w tym czasie do swojego szefa, też Polaka, by w sposób bardzo niekulturalny i głupi przedstawić mu zastaną sytuację. Głupi, bo zakładał, że nikt go nie rozumie, niekulturalny, bo zaczął wszystkich nas tam pracujących wyklinać, że coś sobie robimy, a moglibyśmy mu pomóc znieść paczki, krzyczał też do swojego szefa, że on to chce co najmniej sto euro ekstra, jeśli ma coś tutaj nosić.

Pogadał, pokrzyczał, pożalił się i nagle „miał pomysła”. Podszedł do pracownicy z którą dyskutował o zleceniu, zaczął na głos liczyć pracujących ludzi i rzekł, że gdyby wszyscy tutaj zaczęli nosić towar, to szybko by sprawa była załatwiona. Wczujcie się w położenie ubranej w garsonkę kierowniczki luksusowego butiku (bo to ona zaszczycana była światłymi uwagami), w chwili gdy randomowy kierowca próbuje na niej wymusić podjęcie pracy tragarza i nakłonienie do tego samego pozostałych ludzi zajętych swoją robotą. To trochę tak, jakby elektryk wezwany na salę operacyjną wezwał personel chirurgiczny do pomocy przy przeciąganiu kabla pod sufitem. Nasz Rodak nie znał jednak obciachu. On naprawdę poczuł się w tym momencie kierownikiem i rozwijał swój plan sugerując, że gdyby zorganizować wózek, to byłoby szybciej. Kierowniczka odpowiedziała spokojnie, że na dole są dwa wózki, więc może użyć jednego. Nie wiem, kiedy Ziomal zorientował się, że albo przeniesie toboły sam, albo spokojnie poczeka na odpowiedź managera od logistyki, ewentualnie odjedzie z niczym, bo my już skończyliśmy, zabraliśmy swój sprzęt, życząc wszystkim (w tym kierowcy) miłego dnia. Po drodze zastanawiałem się skąd Januszowi przyszło do głowy, że skoro on nie chce za darmo nosić towaru, to ktokolwiek inny będzie chciał to robić, ale to już jego problem.

Po tej przydługiej historii pozostaje mieć nadzieję, że rozumiecie dlaczego pokrzykiwania najlepszego z rządów na Komisję Europejską zostaną przyjęte identycznie, jak pokrzykiwania naszego anonimowego Rodaka.