158. Portland, Oregon. Co z tego wynika?

Od 1-go lutego 2021, wzorując się na Portugalii, w której w ciągu 20 lat zmniejszyła się liczba wypadków śmiertelnych wśród osób zażywających twarde narkotyki, jak również zmalała liczba przypadków HIV wśród narkomanów, wprowadzono dekryminalizację posiadania niewielkich ilości twardych narkotyków. Niektóre detale nowego prawa możesz poznać KLIKAJĄC TUTAJ, w skrócie zaś chodzi o to, że uzależnieni złapani z małą ilością twardych narkotyków będą mieli wybór: mandat w wysokości 100 $ lub poddanie się terapii. Osoby złapane z narkotykami po przejściu terapii mają szansę skorzystać z programu socjalnego pozwalającego zdobyć własne mieszkanie oraz pracę, a sam program jest, TO WAŻNE, WRÓCĘ DO TEGO, finansowany z zysków z LEGALNIE UPRAWIANEJ I SPRZEDAWANEJ MARIHUANY oraz z oszczędności wynikających z tego, że więzienia nie będą zapełniane narkomanami, których jedyną winą jest, że ćpają.

Minęły 3 lata. Z powodu rozpowszechnienia na rynku stosunkowo nowego narkotyku, fentanylu w połączeniu z dotychczasowymi liderami śmiertelności, jak metaamfetamina i heroina, ilość ofiar śmiertelnych z przedawkowania podwoiła się. Jest jeszcze za wcześnie by mówić o innych, bardziej długofalowych skutkach. Na razie sytuacja wygląda tak: Większość uzależnionych, przyłapanych na zażywaniu narkotyków twardych wybiera terapię, po czym wraca na ulice ignorując jej zalecenia. W tłumaczeniu na coś bardziej zrozumiałego dla człowieka, który niezbyt się orientuje w temacie, to tak jakby chory na zapalenie płuc zignorował zakaz wychodzenia z domu i poszedł w mróz na basen, wracając z niego bez wysuszenia. Co ciekawe, uzależnienia od substancji psychoaktywnych można zaleczyć ze stuprocentową skutecznością, przestrzegając zaleceń (spróbujcie na przykład napić się wódki, jeżeli nie przebywacie tam, gdzie się ona pojawia, a każdego kto wam ją przynosi, wyganiacie na zbity pysk). Wracając do Oregonu: Sytuacja wymknęła się spod kontroli, a władze pracują nad korektą programu (nie mylić z powrotem do kryminalizacji używania narkotyków). Wprowadzają stan wyjątkowy, ale zupełnie inny, niż te znane dotychczas. Uruchamiane są dodatkowe fundusze na centrum dowodzenia akcją, programy żywieniowe i mieszkalne dla uzależnionych, powiększenie przytułków o setki dodatkowych łóżek oraz wybudowanie wioski dla osób, które podejmą leczenie. Zaznaczyć trzeba, że problem ze zwiększoną ilością zgonów z przedawkowania oraz wzrost bezdomności narkotykowej odnotowały także stany, w których zażywanie narkotyków jest traktowane jak przestępstwo, z tym, że z jakichś względów, zjawiska te są w Oregonie wyjątkowo drastycznie widoczne.

Taka dygresja: Znacie powiedzenie, że zakazany owoc lepiej smakuje? Tzn. trzymając się tego przysłowia, należałoby oczekiwać, że zakazywanie używania narkotyków (w tym alkoholu i marihuany) powoduje wzrost ich spożycia. Przykład Oregonu tak na pierwszy rzut oka sugeruje mi, że to nie zakazany owoc smakuje lepiej, ale komfort spożywania tego owocu poprawia ten smak. To oczywiście tylko moje domniemanie, które należałoby sprawdzić odpowiednim badaniem, ale gdybym miał postawić hipotezę, to byłaby właśnie taka: Użytkowników substancji psychoaktywnych, zwłaszcza nowych, przyciąga raczej komfortowe spożycie, niż jego zakaz.

Wrócę teraz do zdania, o którym pisałem, że jest ważne. Stan Oregon nie dość, że zdepenalizował użycie marihuany, to jeszcze zalegalizował jej produkcję i sprzedaż. Nijak nie przełożyło się to na zmniejszenie liczby uzależnionych, czy na redukcję szkód, w szczególności zaś na liczbę zgonów z powodu przedawkowania twardych narkotyków. Nie ma najmniejszych powodów, by podejrzewać, że zalegalizowanie marihuany w jakikolwiek sposób poprawiło sytuację medyczną, choć oczywiście zwiększyło wpływy do budżetu stanowego, więc można je przeznaczyć na pomoc uzależnionym. Przypomnę: Ilość zgonów z przedawkowania nie tylko się nie zmniejszyła, ale podwoiła się. Ilość koczujących w centrum bezdomnych stała się pilnym problemem, który dopiero teraz władze będą się starały rozwiązać. Nie ukrywam, że TEN AKAPIT kieruję do Ciebie, @PKanalia, bo uporczywie publikujesz fake-newsy o rzekomej walce z narkomanią za pomocą narkotyku zwanego marihuaną, który konsekwentnie nazywasz zielem (ewentualnie używasz innych eufemizmów). Jak obaj wiemy, moja małżonka Świechna zbiera linki do badań na temat wpływu zdrowotnego na zażywających marihuanę, można się z nimi zapoznać KLIKAJĄC TUTAJ. Zebrała całkiem sporo badań przeczącym Twojej tezie, dlatego jeżeli coś się zmieniło i dotarłeś w końcu do prac naukowych na jej poparcie (do badań, a nie strony z cyklu „tłumaczył ćpun ćpunowi”), to podziel się ze mną, a obiecuję Ci, że tu, na tym blogu przedstawię źródło i wyniki (jak wiesz, przeczytam je z ciekawością, jeśli będą po polsku lub angielsku). Jeżeli jednak nadal tylko Ci się zdaje, że palenie marihuany zmniejsza społeczne szkody wynikające z zażywania innych narkotyków, a nie dotarłeś do wyników żadnych badań, to nie znaczy to nic więcej, jak tylko to, że Ci się zdaje. Lobby marihuanistyczne, a jak napisałeś u mej małżonki, według Ciebie także rzekomo uznający tezy tego pierwszego ekolodzy, to całkiem spora grupa, wystarczająco zamożna, by przeprowadzić uczciwe badania i je naukowo obronić. Jeżeli to zrobili, podziel się tym proszę, bo bez sensu jest dyskutować o tym, co im się zdaje i co opierają o własne tak subiektywne, jak i niesprawdzone naukowo pomysły.

Drodzy czytelnicy. Mam wielką prośbę, by nie odnosić się personalnie do nikogo, ani do @PKanalii, ani do mnie, ani do nikogo innego z komentujących. Jestem w stanie moderować blog i nie potrzebuję wymiany inwektyw. Wystarczy, jeżeli zabierzecie głos w sprawie treści mojego artykułu. ZA TO MAM INNĄ PROŚBĘ: Byłbym bardzo wdzięczny, jeżeli udostępnilibyście mi jakieś inne BADANIA, a raczej linki do tych badań, odnoszące się do tematu. Interesują mnie wszelkie naukowe publikacje, zarówno te omawiające wpływ zdrowotny palenia marihuany, jak i wpływ społeczny (np. czy legalizacja handlu marihuaną, bądź tylko depenalizacja, wpłynęła na zwiększenie/ zmniejszenie szkód związanych z zażywaniem innych narkotyków, W TYM ALKOHOLU). Nie musi to być całe badanie, wystarczy podanie autora i miejsca przeprowadzenia badania z ilością badanych i podstawowymi rezultatami, żebyśmy mogli odnaleźć całą publikację. Artykuły w prasie popularnej, na blogach, popularnych portalach internetowych nie są wiarygodnymi źródłami, więc ich proszę nie podawać, bo to naprawdę strata czasu. Czasopisma naukowe, internetowe biblioteki, to miejsca w których można znaleźć wiarygodne dane.

O czym wiemy z całą pewnością i na to dowodów nie potrzeba: W niektórych krajach prowadzone są programy, w których uzależnieni od szczególnie wyniszczających narkotyków, jak np. heroina, dostają na receptę narkotyki mniej szkodliwe i dzięki temu destrukcja organizmu nie postępuje tak szybko. Próbowano użycia w tym celu marihuany, np. w wypadku uzależnienia od alkoholu, a także od środków przeciwbólowych, m.in. opioidów. Rzeczywiście zażywający medyczną marihuanę przyjmowali wtedy mniej innych narkotyków. Problem w tym, że wcale nie wychodzili z uzależnienia i gdy nie dostawali marihuany, wracali do dawek sprzed zastosowania substytutu, a stosowanie marihuany wcale nie gwarantowało, że tego dnia nie sięgną po inny narkotyk. Żeby zrozumieć, co w tej metodzie jest nie tak, podam inny przykład. Alkohol jest narkotykiem, który potrafi wykończyć organizm w ciągu kilku lat od rozpoczęcia picia ciągami. Dlatego zdecydowana większość pijących robi sobie przerwy w piciu, bo po prostu więcej w siebie wlać już nie mogą. To też jest mechanizm redukcji szkód, takie „harm reduction” prowadzone na własną rękę, intuicyjnie. Kto zetknął się z alkoholikami wie, że jak tylko zdrowie im się poprawi, wracają do ciągu. Alkoholik, który zmniejsza spożycie etanolu spożyciem marihuany robi dokładnie to samo – to oddech od za dużej na możliwości organizmu ilości toksyny, tyle że tutaj jest on na ciągłej bombie. Czy zdrowszej? Polemizowałbym. Uzależnienie polega na braku kontroli, zawsze można się spodziewać tego dnia, w którym mimo przyjętej marihuany, ilość wypitego alkoholu okaże się zabójcza, choć statystycznie rzeczywiście należy się spodziewać, że długość oczekiwana życia nieco wzrośnie, tyle że co to za życie? Jak jednak by tego nie oceniać, rzeczywiście w niektórych krajach wykorzystuje się taką zależność do redukcji szkód i polemika na ten temat nie ustaje.

Na zakończenie dygresja osobista. W latach 1990-2004, miałem intensywny kontakt ze środowiskami używającymi przeróżnych narkotyków: od alkoholu i marihuany po amfetaminę i kokainę. Widziałem sporo na własne oczy i nie są to jakieś szczególnie miłe wspomnienia. Potem wyemigrowałem do Irlandii, wciągnęły mnie zupełnie inne zainteresowania, imprezy stawały się dla mnie coraz mniej ciekawe, aż niemal całkowicie straciłem kontakt z sytuacjami „po zażyciu” narkotyków. Co nie znaczy, że nie potrafię odnaleźć w tłumie osoby, która prawdopodobnie jest na jakiejś bombie. Nie zawsze potrafię powiedzieć na czym, ale jeżeli chodzi o narkotyki najpopularniejsze – alkohol i marihuanę, to każde nadużycie widać i czuć. Obie substancje śmierdzą w charakterystyczny sposób. W pracy mojej małżonki, osoby od których poczuje się marihuanę lub alkohol, są wypraszane z budynku i proszone o przyjście następnego dnia, już bez zapachu. W mojej pracy przełożeni przymykają oko, jeśli nie dochodzi do incydentów. A dochodzi. Osoby pod wpływem alkoholu na ogół nie docierają do pracy, zdarza się też, że dotrą i są zbyt wylewne w stosunku do klientów. Osoby pod wpływem marihuany tylko nią śmierdzą i mają niedbałe podejście do obowiązków, niemal wszyscy z używających tego narkotyku, nadużywają jednocześnie napojów energetycznych. Nie dziwi mnie to, bo godziny naszej pracy sprzyjają zmęczeniu, a uspokajające działanie marihuany jeszcze to poczucie zwiększa, więc pomagają sobie kolejnym syfem. Ponieważ ani ja nie jestem od diagnozowania, ani też od wychowania obcych ludzi, powiem tylko tyle: Jeżeli ktoś nie może wytrzymać w pracy bez jakiejś substancji psychoaktywnej, to nie jest to kwestia lubienia, bądź nielubienia, a uzależnienia. To jest tak: Jeżeli ktoś na przerwie zamiast odpocząć, zjeść śniadanie, napić się herbaty, biegnie po schodach po ciuchy, potem wybiega z budynku, żeby zapalić, to niezależnie od tego, czy jest to tytoń, czy marihuana, możemy z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością założyć, że jest uzależniony. Szczególnie w wypadku marihuany (teoretycznie za to można stracić pracę w trybie dyscyplinarnym), takie ustawienie priorytetów jest podejrzane. To samo się tyczy alkoholu – gdyby ktoś wyskoczył w pracy na jednego, to umówmy się, że słabo ocenia sytuację.