090. Nowy ład, czyli moralność bezobjawowa.

No i stało się: Pod pozorem walki o moralność, przegłosowano zintegrowaną indoktrynację ideologiczno-religijną w szkołach. Już nie tylko lekcje religii, ale i zajęcia świeckie będą gloryfikować wadowickiego patrona pedofilów, przypisując mu przełomową rolę w dziejach Polski, a na przykład Wałęsę zupełnie pomijając (tak, tak, w podstawie programowej nowego przedmiotu „Historia i teraźniejszość” nie ma nazwiska przywódcy „Solidarności”).

Wicie – rozumicie, pan papież odegrał przełomową rolę, bo wystękał „nie lękajcie się”, a ci, którzy się nie lękali i nadstawiali karku, to takie tam popierdółki. Przyjeżdża Wojtyła wozem konnym na plac i się drze: WĘGIEL PRZYWIOZŁEM, WĘGIEL PRZYWIOZŁEM! Na to koń się odwraca i mówi: TY, KURWA, PRZYWIOZŁEŚ!!! Never Mind the Bollocks! Sejm niejako przy okazji odarł szkoły z resztek autonomii, dzięki czemu partyjni funkcjonariusze będą mogli ze skutkiem niemal natychmiastowym gnoić każdego, kto im podskoczy. Wystarczy donosik od rodziców. Jednocześnie z maili Dworczyka dowiadujemy się tego, czego przecież i tak się domyślaliśmy, że urzędnicy rządowi sterowali hejtem na nauczycieli podczas ich protestu w roku 2019. Zmiana jest taka, że mamy teraz dowody. MORALNOŚĆ! Jak ja się cieszę, że wyjechałem z Polski! Ostatni gasi światło…???

…W sieci wpadłem na wrzutke o podobnej, choć bardziej dosadnej treści: „KTO POCHOWA TEGO OSTATNIEGO, JAK WSZYSCY UMRĄ?” To oczywiście krzywe zwierciadlo, ale zauważyłem wśród znajomych Polaków niepokojący trend: Nawet ci zaszczepieni ulegają foliarskiej narracji, że „zaszczepieni NIE POWINNI chorować, a chorują”. Dlaczego tak mało osób słucha, co mówią farmaceuci i lekarze? I dlaczego tyle osób zmyśla, co być POWINNO?! Z ciekawości…, czy ktoś z Was kiedyś wstrzymał się od zakupu lodówki tłumacząc, że gdyby ta lodówka sprawiała, że produkty w niej przechowywane nie będą się w ogóle psuć, to by kupił, ale produkty i tak się psują, tyle że później, więc nie kupi i założy grupę antylodówkowców?

Kazik – Pieśń, w której Mackie prosi wszystkich o przebaczenie.

Podpowiedź dla szurów: TO JEST ANALOGIA do zmyślonych wymagań wobec szczepionek. Zazwyczaj nie wyjaśniam tak oczywistych spraw, ale w wypadku tej grupy społecznej robię wyjątek. Dobrze, że nikt jeszcze nie wpadł na postulat udanego życia erotycznego po wakcynacji. A propos tej ostatniej: Ksiądz Łukasz Sz. Został aresztowany pod zarzutem pomocy w fałszowaniu certyfikatów covidowych, miał brać za fałszywki 100-200 złotych. Posłanka PiS Anna Siarkowska oburzyła się aresztowaniem. „Ksiądz Łukasz aresztowany. Sprawa ma dotyczyć reżymu sanitarnego. Cóż takiego zrobił, że wytoczno najcięższe działa?”, lamentowała.

-ZA CO?!

-ZA JAJCO!

Taki pamiętny dialog mi się przypomniał, więc go wrzucam zamiast komentarza.

Ruszyła senacka komisja w sprawie PEGASUSA. Pierwszy dzień i już jeden świadek został zastraszony i nie dotarł na zeznania. Ale to jeszcze nic. Okazuje się, że firma zakupująca w imieniu dla PiS-owskiego CBA ten system inwigilacyjny jest bogata w pracowników z przeszłością w SB, MO i strukturach wywiadowczych PRL. Zwróciłem na to uwagę, gdyż w tę firmę niejako „wżenił się” mój kolega. Tzn. dostał robotę dzięki koligacjom rodzinnym. Miał oczywiście odpowiednie papiery (do pracy potrzebne są certyfikaty bezpieczeństwa), ale za cholerę nie wiem, czy zdawał sobie sprawę z tego w co się pakuje, bo wokół niego robi się gorąco. Sprawa ciekawie się zaczyna, a ja czuję dysonans: Z jednej strony, znam faceta wyłącznie z pozytywów, jest pracowity, wrażliwy, wykształcony, inteligentny, oczytany i obyty. Z drugiej strony, mam obawy, że miał wiedzę z kim się zadaje (nazwisko dziadka jego małżonki wiele mówi mojemu rocznikowi, przynajmniej temu z miasta, w którym się wychowaliśmy). Nie chcę bawić się w sędziego, bo jeśli wyjdzie z tego jakiś kryminał, to on będzie i tak w największych w życiu tarapatach. W ogóle nie chcę niczego się o nim dowiadywać. Nasze drogi rozeszły się dawno temu, nie chcę nawet wczuwać się w jego położenie, bo ja bym się w takiej dupie nie znalazł. Ze względów etycznych unikam pewnych instytucji.

Czy Wam też się zdaje, że znacie reakcję Suwerena na afery?

A teraz coś radosnego. PiS zaostrzyło kary za wykroczenia drogowe. Przekroczenie prędkości dopuszczalnej o 30 km/h, to 800 złotych mandatu. Jest to jedna z nielicznych decyzji tej władzy, która mi się podoba, choć doskonale pamiętam, jak PiS-owskie trolle nazywały Tuska faszystą, bo na drogach pojawiło się więcej fotoradarów i „Polacy byli gnębieni”. Luzik, widocznie władza PO była zbyt delikatna, Suweren najwyraźniej lubi smycz krótką i knuta na grzbiecie.

Znamy się mało, więc może ja kilka słów o sobie… Urodziłem się w kwietniu…, albo nie…, nie będę jechał „Rejsem”. Jakoś tak się przyzwyczaiłem, że w tym miejscu opowiadam o ciekawostkach bieżących z mojego życia. A tu jak na złość jestem po maratonie zarobkowym, a sami wiecie, jak to jest z „ciekawostkami z pracy” – kręcą jedynie zainteresowanych. Chociaż…, coś mi się przypomniało. Co byście powiedzieli, gdyby kolega z pracy wyciągnął przy wszystkich z paczki po papierosach nafaszerowanego haszem jointa i jak gdyby nigdy nic, zaczął go palić na terenie firmy, dla której wykonywaliśmy usługę? Waliło na 20 metrów, a obok stał manager i udawał, że nic się nie dzieje. Nasz halucyn miał jeszcze 200 kilometrów do pokonania za kierownicą, zresztą i w miejscu pracy zagrożeń było sporo. Zgadnijcie z jakiego kraju jest kolega??? I od razu druga zagadka z pracy. Z jakiego kraju może być czterdziestoletnia kobieta z siusiakiem na wierzchu (tak mawiam na nos wyciągnięty spod maseczki), która na uwagę, by zasłoniła całą twarz na chwilę to robi, a gdy wydający polecenie przełożony się odwraca, natychmiast paluszkiem opuszcza ją pod nosek? I pytanie opisowe: Macie jakieś hipotezy, pomysły, co się dzieje w ludzkich głowach podczas takich akcji? W wypadku marihuanisty, to głód…, ale coś musi być jeszcze…, mylna ocena sytuacji…? A w wypadku wyglądającej na trzeźwą czterdziestolatki…?!

Poza pracą…, poza pracą Świechna ma sesję, a ja z dumą staram się Jej stworzyć warunki do nauki. Ale…, już następnego dnia po egzaminie byliśmy na pierwszym w tym roku spacerze długodystansowym poprzez górską dolinę o jakże mylącej nazwie „Silent Valley”, a towarzyszyła nam zaproszona koleżanka. Dobrze, że mieliśmy goretexy, bo wiatr był taki, że powodował falę na ledwie stumetrowej szerokości rezerwuarze Ben Crom. Spacer niby po równym, ale po długiej przerwie nawet dystans 10 kilometrów spowodował u mnie taki stan błogości, że zrezygnowałem z wieczornego klubu filmowego. Zwłaszcza, że w międzyczasie odwiedziliśmy pub z wyjątkowo dobrą kuchnią. Dobrze przygotowany stek i równie smakowity deser sprawiły, że uznałem iż jestem w raju, niczego nie oglądam, tak będę siedział!

Film był w następny wieczór. „Cud purymowy” obejrzeliśmy we dwoje ze Świechną. Pewnie większość z Was zna go świetnie, na wszelki wypadek jednak przypomnę, że intryga zawiązana jest wokół niespodziewanie odkrytego pochodzenia i powrotu do korzeni. Podczas sceny finałowej wieczerzy, uległem naiwnej atmsferze obrazu, myśląc „nie można było tak od razu?!” A dziś wiem, że przecież nie o to chodzi. Korzenie nie mają żadnego znaczenia, przynajmniej jeśli chodzi o relacje międzyludzkie. Albo jesteś otwarty, albo jesteś ksenofobem. To dlatego nasza koleżanka wybiera spędzanie wolnego czasu z nami, a nie z „braćmi w wierze”, choć my jesteśmy ateistami, a ona głęboko wierzącą i aktywnie działającą w parafii katoliczką. Oprócz wielu wspólnych zainteresowań, jesteśmy do siebie podobnie w jednej kwestii: Mamy przyjaciół wśród obckrajowców, innowierców, osób o odmiennym kolorze skóry, a także wśród osób o odmiennej orientacji seksualnej. Ciekaw jestem tylko, jak ona przepracowuje w swojej głowie dysonans między własną otwartością na ludzi, a ksenofobią najważniejszych postaci jej kościoła. Najprościej by było spytać, ale obydwoje ze Świechną przeczuwamy, że to nie jest najlepszy pomysł.

Za oknem „Sajgon”. Wróble, szpaki, kawki i gawrony rywalizują o karmę, którą im wyłożyłem zaledwie dwie godziny temu. Zazwyczaj taka ilość starczała na 1-2 dni. Teraz zostały resztki kulek i ziarna. Suszone robaki z resztkami karmy dla kota znikają w kwadrans, więc na to nie patrzę. Musi być im głodno.

073. Koń Kaliguli.

Życie bywa ciekawe, czasem śmieszne, innym razem straszne, a ostatnio to nawet mamy dwa w jednym. Natknąłem się w sieci na rysunek Andrzeja Mleczki:

Zbiegło się to z powołaniem Beaty Szydło do Rady Muzeum Auschwitz i jako żywo, ujrzałem konia Kaliguli i jego kwalifikacje do bycia senatorem, choć gdy poszedłem tym tropem w kontekście innych nominatów obecnej władzy, to w pół minuty dałem sobie spokój (zaczęła mi z tego wychodzić książka telefoniczna), więc pozostanę przy Beci, jako rozpoznawalnym symbolu obciachu i bezwstydu tej władzy.

Jerzy Stuhr – Śpiewać każdy może.

Oczywiście wydarzeniem maja było ogłoszenie „polskiego ładu” (nazwa jeszcze bardziej groteskowa od pierwszej proponowanej, kojarzącej się nierozerwalnie z PRL, początkowo zapowiadano bowiem „nowy ład”). Sami powiedzcie, czy w UE jest kraj, w którym panuje większy burdel, nazywany ładem? Przyznam się, że mnie zatkało, gdy z każdej strony zaczęto analizować ten zbiór haseł, bez jakiegokolwiek projektu ustawy i w kompletnym oderwaniu od nie do końca jeszcze znanych skutków pandemii. Lubię konkrety, a właściwie jedynym w tym programie jest to, że swoje obiecanki władza ma ochotę sfinansować zabierając „bogatym”, a według PiS są to ludzie zarabiający powyżej 7 tysięcy brutto miesięcznie (czyli mniej, niż ja jako dorabiający rencista mam w Irlandii netto). Gdy im to wytknięto, pan Pinokio zaczął kluczyć i bąkać coś o bliżej nieokreślonych ulgach podatkowych, czyli dodatkowych komplikacjach i tak już zagmatwanego systemu fiskalnego. Moja opinia jest taka: Żeby coś komentować, trzeba wiedzieć co się komentuje, a tu jest póki co jedynie dym medialny, w dodatku autorstwa najbardziej zakłamanego rządu od upadku PRL.

Mam za to kilka słów komentarza do drugiej informacji miesiąca (według mojego subiektywnego rankingu): Zbuntowany szef NIK, po szeregu kontroli składa do prokuratury zawiadomienie o przestępstwie polskiego rządu podczas przygotowań do niedoszłych wyborów kopertowych. Rozliczenia prawne zostawię ekspertom, mnie najbardziej tutaj zbulwersował fakt, że niejaki Kaczyński Jarosław rzekł (cytuję): „Chcę, żeby to było jasno powiedziane: to była moja osobista decyzja, by spróbować skorzystać z doświadczenia bawarskiego i kanadyjskiego w organizacji takich głosowań”. Dziadydze wydaje się, że jego osobista decyzja jest prawem w Rzeczypospolitej. Mam nadzieję, że nim skończy swój marny żywot, zdąży w więziennej celi jeszcze raz to przemyśleć.

Maneskin – Zitti E Buoni.

Na zakończenie części politycznej, sytuacja międzynarodowa Wolski. Paździerzowe państwo Kaczyńskiego zbiera kopniaki w zad ze wszystkich stron. Pijacka bezczelność działa tylko w polskiej polityce, z klubów publicznych (w tym wypadku, międzynarodowych) żulia jest wyrzucana. Po pierwsze, Parlament Europejski przyjął rezolucję, że nie ma dowolności w wydawaniu pieniędzy z Funduszu Odbudowy i będzie kontrola wydatków. Słusznie, bo skoro posłowie z Grajdołkowa kradną byle gówno, np. na bezczela wyłudzają kilometrówki, to należy się spodziewać, że ich mocodawcy lepsi nie będą. Po drugie, TSUE swoim wyrokiem nakazał zamrożenie kopalni Turów z powodu ignorowania przez władze Polski czeskich postulatów dotyczących zabezpieczenia przed obniżaniem wód gruntowych na sąsiadujących z wyrobiskami terenach Czech (okolice Frydlantu). Wolska narracja „nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobi?” okazała się równie kiepska, jak prawie polska piosenka na Eurowizję. Na domiar złego, inny żul polityki, niejaki Łukaszenko, porwał polski samolot, by zaaresztować znajdującego się na pokładzie opozycjonistę. Z lidera państw Europy Środkowej, Polska została sprowadzona do roli chłopca do bicia, a jej międzynarodowe funkcje przejmują takie państwa UE, jak Litwa, czy Rumunia. Sam tego chciałeś, Grzegorzu Dyndało!

Barbara Pravi – Voila.

Dobrze, to teraz sprawy bieżące. Przede wszystkim, właśnie minęła czwarta rocznica mojego pierwszego spotkania ze Świechną, która opowiadając o nas naszej koleżance powiedziała tak: „Od chwili, gdy się zobaczyliśmy po raz pierwszy, ciągle rozmawiamy”. I tak właśnie jest. Nie możemy się nagadać i sprawia nam to radość. Oj, panie Dyjak, żeby pan wiedział ile nam pan dał szczęścia! Tak, tak…, to za sprawą tego artysty się poznaliśmy osobiście, Śwechna skomentowała mój stary post na jego temat i bardzo szybko przełączyliśmy się na kanał prywatny. A jako hedonista pierwszej wody i gorszego sortu, nie mam ochoty wypuszczać z rąk szczęścia.

Marek Dyjak – Nie będziesz.

Tak to już jest, że w życiu radości przeplatają się ze smutkami. Niedawno odnalazł na mnie namiary stary znajomy, który poinformował mnie o śmierci dwóch kolegów. Jeden, dwa lata młodszy ode mnie zmarł na komplikacje po covid , a drugiego, rok młodszego, wykończyło picie. Pochodzili z terenów objętych ciężką patologią i po raz kolejny przekonałem się, że w takich środowiskach, ludzie przechodzą przez życie, jak wędrowne stado. Gdy ktoś traci życie, rzadko kto się pochyli i pożegna, stado idzie dalej, ryknie coś na wieść o śmierci i stara się zapomnieć. Nikt mnie o tych zdarzeniach nawet nie poinformował, dowiedziałem się z dużym opóźnieniem i właściwie przypadkiem, gdy nazwiska nieżyjących padły w koleżeńskiej rozmowie na temat „A co tam u naszych wspólnych znajomych?”.

P.S.

Pośród muzycznych ilustracji tekstu znalazły się m.in. dwa zwycięskie utwory tegorocznej Eurowizji. Zachęcam do posłuchania, pozwoli to zrozumieć, dlaczego reprezentant Polski nie miał najmniejszych szans. Piosenki-laureatki strzelały emocjami, jak korki od szampana, a to z czym przyjechał Brzozowski miało energię kisielu. Tu nawet nie chodzi o jakość utworów, bo o gustach się nie dyskutuje, ale ja chciałbym choćby mieć złudzenie, że artysta żywi jakieś uczucia względem prezentowanego przez siebie show, że przekazuje jakąś treść. Zaczynałem od konia Kaliguli, prawda? No właśnie!