152. Wieczorem, 9-tego stycznia, zmarzł I sekretarz KC PiS, prezes Wolski, towarzysz Kaczyński, znany też jako Breżniew.

No i się całkiem porobiło Breżniewowi. Stwierdził, że policja powinna być na Żoliborzu, a nie pilnować więźniów w areszcie. A wiecie, dlaczego tam? Bo prezes pan opuszczając swą dzielnicę widział grupy zakapturzonych młodych ludzi! Zima, dyszka mrozu, a on dostrzegł zagrożenie w kapturach! Jeszcze bardziej mnie rozbawiło, że domagał się, by mu po nocy pokazywać, w jakich warunkach przebywają osadzeni. Czujecie klimat? Przez cały ten czas, gdy okupował stworzony przez siebie i dla siebie stołek wicepremiera d/s bezpieczeństwa ani razu nie zainteresował się warunkami panującymi w areszcie na Grochowie, a teraz nagle się zaktywizował i pognał w ciemną noc! Jak to utrata władzy potrafi głowie płatać figle! Pełnia była, czy ki czort?!

Lady Pank – Minus 10 w Rio.

Tej samej nocy i zupełnym przypadkiem w tym samym miejscu towarzysz Czarnek (zawołanie rodowe: „Myśmy nie takie numery w Kole robili”) uderzył w wysoki ton (ja bym tu od razu dawał gis) i pisnął lekutko: „Trzeba złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez policję, która nie wpuściła nas na komisariat (ooooo…!!!). SIŁĄ NAS TRZYMALI NA MROZIE!” Powiem Wam, że tu mi Przemek zaimponił, bo poziomem absurdu dogonił Iwana Bezdomnego (Mistrz i Małgorzata), który w koszuli nocnej z ikoną na szyi oraz gromnicą i krzyżem w dłoniach szwendał się po Moskwie, a po zamknięciu w klinice psychiatrycznej domagał się kategorycznie wysłania patrolu motocyklowego z cekaemem w celu aresztowania Wolanda. Powiecie, że przecież aż tak go jeszcze nie po’ebało (takie niedomówienie), ale ja nie jestem wcale tego taki pewny: Polazł w nocy na mróz i założył, że wpuszczą go na komisariat, by mógł wizytować policyjny areszt. Panie Czarnek, jakiś porządek musi być, najpierw trzeba zdobyć nakaz aresztowania! I to nie można z nim przyleźć o każdej porze. Idź pan nynu do łóżeczka, a jak formalności będą załatwione, to zjawi się patrol o 6-tej nad ranem i będzie wtedy można zobaczyć areszt, a właściwie jego część.

Tom Waits– Innocent When You Dream.

My tu gadu gadu, a czy to przez przypadek nie było tak, że nakaz doprowadzenia do aresztu Mariusza K. i Macieja W. wydał sąd po uprawomocnieniu wyroku i wygaszeniu mandatu poselskiego? I że panowie mieli normalny proces, odpowiadali z wolnej stopy, mieli adwokata, prawo do obrony, że mimo możliwości mataczenia udowodniono im fałszowanie dokumentów i nielegalną prowokację w celu uwięzienia człowieka za zbrodnię, której nie popełnił? Nie no, tak z ciekawości Was pytam, bo przecież Anżej Sebastian słowem się o tym nie zająknie. Umówmy się: Gdyby chciał, mógłby przestępców ułaskawić i zakończyć ten cyrk, w dodatku zupełnie zgodnie z prawem i swoimi kompetencjami. Nie zrobił tego, bo musi rozegrać GAMBIT BREŻNIEWA! Osadzeni mieliby się stać męczennikami za partię. Dla tych, co nie grają w szachy, gambitem nazywamy poświęcenie figury dla uzyskania dogodnej pozycji. W wypadku Anżeja jest to zdaje się „na klęczkach i do buzi”, chociaż chciałbym się mylić. W każdym razie, panowie M.K. i M.W. zostali wystawieni przez szefa na przynętę. Każdy ma takiego szefa, jakiego sobie wybiera!

Father Ted – Modlitwa ojca Dougala.

Przy okazji: Jeden ze skazanych (ten z twarzą zniszczoną przez wieloletnie nadużywanie alkoholu) poprosił o modlitwę, bo będzie głodował, co mnie przesadnie nie dziwi, wczoraj mógł dać w szyję u samego prezydenta, to od samej możliwości jeść się odechciewa! W każdym bądź razie na filmie powyżej pomodlił się już ojciec Dougal, na skazanych partyjnioków powinno wystarczyć. Muć się za nami grzecznymi, ramen!

102. To musi być szok, czyli majty prezesa.

(…) Ponoć wygina się czas,

pomarańczowy jest Mars,

płeć zmienił wczoraj mój brat,

jaki ciekawy jest Świat.

W grzybach odkłada się rtęć,

w szmatach odkłada się pleśń,

jaki to wszystko ma sens?

Życie tak ciekawe jest…

Bielizna – Sens życia (fragment).

Bielizna – Sens życia.

„Sens życia” gdańskiej „Bielizny” odbieram jako zgrabną satyrę na tabloidację życia. Skoczna ta melodyjka z zabawnym tekstem przypomniała mi się, gdy w dzisiejszej „Wyborczej” natknąłem się na wspomnienie drobnego incydentu medialnego z 2018 roku, gdy „Super Espress” zamieścił zdjęcie gaci suszących się na balkonie największego inaczej prezesa wszystkich prezesów. Szczujnia Karnowskich natychmiast zareagowała słowami „To musi być szok dla totalnej opozycji. ‚Dyktator’ Kaczyński jak zwykły Polak zrobił pranie i wywiesił je na balkonie”. Czemu tak skromnie? Dodajcie jeszcze, że Kaczyński, jak zwykły Polak, zmienia co trzeci dzień bieliznę i oszczędza na mydle – pomyślałem nie bez złośliwości, odnotowując w myślach, że czasy się zmieniają, ale nawet za komuny „zwykły Polak” starał się tak powiesić pranie, by nie rzucało się w oczy, a jak już nie miał innej możliwości, to z całą pewnością nie dekorował nim domu na oczach fotoreporterów. Poza tym prezes pan zdaje się do takich czynności, jak pranie i sprzątanie, czy czyszczenie kuwety, ma zwyczaj wyznaczać ochronę, bądź przydupasów (to ostatnie zdanie wymaga weryfikacji, oparłem je na filmie z Powązek przedstawiającym ochroniarzy najważniejszego czyszczących mu grób symboliczny brata), więc trochę „NIE jak zwykły Polak”.

Tyle wspomnień. Wojna w Ukrainie prowokuje mnie do coraz to nowych pytań i przemyśleń. Na przykład takich, że armia obrońców składa się z najlepszych ludzi, jakich nasz napadnięty sąsiad jest w stanie wystawić, podczas gdy armia najeźdzcy składa się z tych, którzy byli tak biedni i niedouczeni, że armia była dla nich jedyną szansą osiągnięcia minimum życiowego, a dowodzą nimi starannie wyselekcjonowani, skorumpowani wazeliniarze Putina, którzy zostali wybrani w miejsce niekoniecznie entuzjastycznie do wodza nastawionych oficerów. Nie jest to jakieś moje odkrycie, powtarzam tutaj komentarze oficerów NATO, próbujących wytłumaczyć obronny sukces pozornie skazanej na szybką porażkę armii Ukrainy. Moje pytanie zaś brzmi: A POLSKA JAKĄ DROGĄ PODĄŻA, MOSKIEWSKĄ, CZY KIJOWSKĄ? Nie powiecie mi chyba, że po wybuchu wojny Błaszczak stał się nagle ordynatem Zamoyskim, Duda Chodkiewiczem, Macierewicz Stańczykiem, a wiceminister d/s bezpieczeństwa butów nie od pary przeobraził się w Żółkiewskiego? Po czystkach Macierewicza, armią polską nadal dowodzą skorumpowani wazeliniarze defraudujący niewyobrażalne fundusze, bo choć wojna zmusiła rząd do zakupów uzbrojenia, które tak skutecznie zatrzymał na długie lata Antoni Smoleński, to nadal nie wiem, czy batalion wojska posiada dwa „toj-toje” na 300 chłopa i pancerny sracz dla ministra obrony plus hełmy orzeszki po renowacji. Z całą pewnością bowiem doświadczeni (także w boju) oficerowie są nadal odsunięci.

Druga myśl, to pokłosie czasów chłopięcych, gdy grywałem w szachy i chłonąłem jak gąbka wszystkie informacje dotyczące taktyki i strategii w wielkich bitwach II wojny światowej. Żeby się zbyt długo nie mądrzyć: Ukraina geograficznie miała podobną sytuację, jak Polska w 1939: Otoczona z 3 stron przez wroga, bez większych barier naturalnych z wyjątkiem lasów, mokradeł i rzek. Dowództwo naczelne Ukrainy pokazuje, co Polska mogła zrobić, a nie zrobiła we wrześniu. Pytanie brzmi: Czy ta lekcja dociera do aktualnego dowództwa, czy mają plan, a nie gówno pod hasłem „do krwi ostatniej” (nie swojej oczywiście). Gdy nasz sąsiad tak skutecznie wygrywa wojnę obronną z silniejszym agresorem, nasi politycy nagle jakby się ośmielili i co bardziej nadęci (z „prezydĘtem” na czele) zaczęli pokpiwać z możliwości Rosji w zakresie zaatakowania Polski, a ja się zastanawiam, czy jest sensowny plan obrony, czy tylko plan oddania życia obywateli, na które to poświęcenie nasza władza zdaje się być zawsze gotowa. Powiecie, że NBP, to nie armia, ale armia działa za pieniądze i właśnie przedłużono kadencję kolesiowi, który dla interesów partyjnych opóźniał działania antyinflacyjne do momentu, kiedy Polska znalazła się w takiej dupie, że aż ciężko oszacować, ile lat drożyzny czeka Polaków. A dochodzą nam priorytetowe wydatki na zatrzymanie Putina i wzmocnienie armii, oraz na aktywizację zawodową rzeszy uchodźców znajdujących się na terenie Polski. Podkreślam, że sam nie mam wiedzy, by tu udawać że wiem, co trzeba zrobić, natomiast dostrzegam PROBLEM, na który trzeba po prostu ZAREAGOWAĆ, a nie udawać, że jest świetnie.

Na zakończenie trochę informacji osobistych. Jestem zmęczony, cholernie zmęczony. Władowałem się w ciężkie zlecenia, aż Świechna, ma małżonka certyfikowana się zaniepokoiła i zasugerowała wycofanie z części zobowiązań. W dołku mnie ściska, gdy widzę jak się martwi, ale tydzień da się wytrzymać, mam nadzieję, a tym sposobem będzie załatwiony miesięczny przychód, więc nie jest to tak całkiem pozbawione logiki. Też wolałbym wziąć mapę i zaplanować z małżonką małą wyprawę w góry. Swoją drogą, czas najwyższy w tym roku gdzieś pójść. Przypomniałem sobie, bo okazuje się, że mam w pracy kolegę, który również łazi po górach. Pierwszy w tej firmie, z którym mogę o tym porozmawiać.

To jeszcze się żoną pochwalę (bez jej pozwolenia, ale też i bez zakazu): Właśnie weszła w fazę twórczą pracy dyplomowej. Jestem dumny jak paw, bo sam mam już problemy z koncentracją i nie wiedzę siebie samego studiującego i regularnie wykonującego założone zadania naukowe, podczas gdy ona śmiga po książkach jak nastolatka. Mój mózg broni się przed wysiłkiem intelektualnym i nie wiem, czy się cieszyć, czy smucić, bo z grubsza rzecz biorąc są dwie możliwości: Albo rzeczywiście w tym wieku i przy tym stanie zdrowia byłoby to dla mnie zbyt obciążające doświadczenie, więc dobrze, że nie podejmuję się czegoś, co musiałbym opłacić rzezią intelektualną, albo się migam i pod byle pretekstem uniemożliwiam zdobycie wiedzy, umiejętności i kolejnych doświadczeń.

P.S. Rzadko wyręczam się tak całkowicie cudzymi artykułami, ale przeczytajcie to, proszę (KLIKNIJ TUTAJ). Przypominam, że Polska nie zrobiła niczego, by tę sytuację zmienić. Wojna w Ukrainie wyciszyła dyskusje o wewnętrznych wojenkach Grajdołkowa, o szukaniu wroga i polowaniach na czarownice, ale temat wisi nad Polakami, jak miecz Damoklesa.

027. Trudne powroty do zwykłej roboty.

Irlandia znosi kolejne restrykcje związane z pandemią, dzięki czemu otrzymałem pierwsze propozycje pracy. Po przymusowym odwyku od roboty, rzuciłem się na nie, niczym Ferdek Kiepski na Mocnego Fulla i od razu zostałem sprowadzony na ziemię. Już, już, zaklepałem sobie pięć zleceń, wszystkie ładnie potwierdzone, gdy obcięli mi je do dwóch, potem dostałem dwa więcej, by na drugi dzień zredukować o dwa, a po wykonaniu jednego z pozostałych, otrzymałem wiadomość, że odkryli, iż pracy jest za mało i odwołują mnie z tego zamieszania. W każdym razie zarobiłem pierwsze pieniądze od czasu wybuchu pandemii, po czym mój organizm zażądał dwóch dni na dojście do siebie. Strach pomyśleć, co by było, gdybym miał pracować pięć dni pod rząd.

Rory Gallagher – A Million Miles Away.

Dochodząc do siebie po szoku roboczym, przeglądałem youtube’a i trafiłem na kogoś, kogo znać powinienem, a nie znałem. Rory Galagher, Irlandczyk z Donegalu, wychowany i żyjący w Cork, mogę go słuchać na okrągło i tylko dla zasady (higiena psychiczna) zdejmuję słuchawki i wrzucam w odtwarzacz coś z mojej starej kolekcji. Wracając do mojego spóźnionego odkrycia: Rory, jak wielu Irlandzkich muzyków zszedł przedwcześnie z tego świata, umierając na powikłania po przeszczepie wątroby. Oj, ta wódka na myszach…! Mimo tego, że irlandzka whiskey (w przeciwieństwie do szkockiej) jest robiona wyłącznie tradycyjnymi metodami, bez mieszania ze spirytusem, etanol robi swoje, a jakby tego było mało, facet pomógł sobie panadolem. Oczywiście 48 lat, to i tak więcej, niż 27, ale sami wiecie…, mało komu odechciewa się życia w tym wieku. Ja na przykład mając tyle lat, zapragnąłem się z lekka ustatkować i wstąpiłem w związek małżeński niesakramentalny ze znaną Wam Świechną i teraz dopiero zamierzamy sobie wspólnie pożyć 😉

Rory Gallagher – Tattoo’d Lady.

Dziś otrzymaliśmy pakiety wyborcze, jeśli chodzi o mój głos, to pakuj się Andrzej, jedź na wieczne szusowanie do Kazachstanu, czy innej Gruzji. Zauważyliście, że Maliniak coraz głośniej się drze na swoich wiecach? Robi groźne miny, jakby ktokolwiek się go bał i krzyczy różne bzdury, n.p. „nie pozwolę deprawować dzieci”. Jak to mówią, nie kracz, kracz, bo się zes..sz! TY nie pozwolisz! Podpiszesz wszystko, co ci każą! Wkrótce już jako były prezydent, a póki co, zrobiłem ci okolicznościowego mema. Pierwszego w życiu!

Chciałem w tym miejscu napisać, że Andrzej stał się inspiracją, ale jeszcze to przeczyta i uwierzy. Nie wierz w to Duduś, łacha z ciebie drę i to wszystko. Drugi zaś mem mojej produkcji zamieszczam zamiast komentarza do nagłej, wyborczej wizyty teoretycznego prezydenta w USA. Czyżby kolejny „sukces wizerunkowy”?

Kto w lot złapie hostię,

zatańczy w Lednicy,

a kto na Żoliborz

nocny kurs zaliczy?

Ukucnie przy Trumpie,

i obieca cuda?

To niby-prezydent,

niby-dupa. Duda.

026. Od wieczorów filmowych do ucieczki na półwysep Cooley.

Sam nie wiem, jak te dni zleciały. O ile rozumiem, że wczorajsza, rozjaśniona piękną pogodą wycieczka na półwysep Cooley sprawiła, że dzień upłynął w tempie błyskawicy, to co się stało z pozostałymi dniami? Poprzednia moja notka ma datę 11.06.2020, a ja odnotowałem w pamięci jedynie dokończenie tegorocznych prac ogrodowych (od teraz zajmujemy się co najwyżej podlewaniem i usuwaniem świeżych chwastów) oraz obejrzenie czterech filmów. W międzyczasie trochę uganiałem się po domu w niekompletnej odzieży za moją Małżonką, ale o tym akurat nie będę się rozpisywał, by uniknąć nadinterpretacji, tudzież innych produktów ubocznych wyobraźni.

Róże Europy – Młode koty noszą wykrochamlone kołnierzyki.
Na Jowisza, jak ten wokalista fałszuje!

Po kolei: „Ziemia obiecana” Wajdy pozytywnie mnie zaskoczyła. Z różnych przyczyn nie dane mi było w skupieniu obejrzeć tego filmu, aż do teraz. Oglądało mi się to jak dobry thriller z akcją umieszczoną w latach raczkującego kapitalizmu. Co ciekawe, autorom udało się pokazać różne aspekty tamtego ustroju, bo oprócz wyzysku klasy robotniczej, obrazowane są też śmiertelne wyzwania przed jakimi stali sami kapitaliści: nieuczciwą konkurencję, podpalenia dla wyłudzenia odszkodowań, podpalenia dla doprowadzenia do bankructwa nieubezpieczonej konkurencji, zmowę kredytową, a także znane i z dzisiejszych czasów zjawisko molestowania seksualnego i mobbingu. Mówcie co chcecie, ale za wyjątkiem technicznych błędów typu „zbyt widocznych offów” wcale nie odczuwałem tego, że film powstał 45 lat temu.

Wojciech Kilar – Walc z filmu „Ziemia obiecana”.

„Manhattan” (1979), Woody Allena, to kolejny odcinek przygód tego samego typu bohatera, neurotycznego samca o wysokich wymaganiach wobec otoczenia przy jednoczesnej nadtolerancji dla siebie samego. Teraz sobie pomyślałem, że coś bardzo podobnego robi nasz Koterski ze swoim Adasiem Miałczyńskim. Oczywiście nie jest to ten sam typ psychologiczny, ale sama koncepcja utarczek z życiem na różnych jego etapach, jako nadrzędny pomysł na twórczość jest podobna. O tyle wolę Koterskiego, że ten przepracował temat, podczas gdy Allen zdaje się tkwić w swoich racjonalizacjach. Oczywiście każdy film Allena gwarantuje dobrą zabawę, nie tylko komediową, ale i intelektualną – lubujemy się ze Świechną w odgadywaniu, jakim chciał siebie autor pokazać, a co zza tego obrazu przebija.

Maanam – Parada słoni i róża.

„Zakochani widzą słonie” to ciekawa duńsko – islandzka produkcja (reżyser i scenarzysta jest Islandczykiem zdobywającym filmowe wykształcenie w Danii). Nietypowe spojrzenie na cenę, jaką płacimy za wybrany przez siebie tryb życia, bohaterami są kompletni utracjusze przeciwstawieni przykładnemu sędziemu (z zaskakującym finałem). Filmy skandynawskie mają to do siebie, że podchodzą ze zrozumieniem do każdego człowieka, jednocześnie unikając koloryzacji. Jak jest wynikająca z dekadencji bieda, to jest bieda, a jak jest zblazowanie i zmanierowanie, to jest (bez względu na przynależność społeczną). No i ten zachwyt nad codziennością. Jaka by nie była, warta pokazania, warta przeżycia. Nie znaczy to, ze skandynawscy bohaterowie nie stają przed problemem bezsensu życia, tyle że każdy na swój sposób z nim walczy, zamiast się poddać i narzekać.

Aerosmith – Permanent Vacation.

„Nieustające wakacje” (1980) Jima Jarmusha. Oooo…., tu autora poniosło, film składający się z samej symboliki, o ludziach uwięzionych w swoich zaburzeniach, ciągnący wszędzie za sobą samych siebie, niezmienionych. Coś o samotności introwertyków uciekających od społeczeństwa w szaleństwo. Ciężkie, tak do obejrzenia, jak i zrozumienia przekazu, zdecydowanie nie jest to kino familijne.

Cieszę się, że udało nam się zakończyć prace ogrodowe przed wznowieniem pracy zarobkowej po dość długim okresie „lockdownu”. Źle mi działa na psychikę, gdy coś nade mną wisi, a z drugiej strony mam tendencje do przeciągania „spraw do załatwienia”, tym razem jednak wyrobiłem się na kilka dni przed powrotem do pracy.

Wycieczka po półwyspie Cooley zawsze mnie nastraja radośnie. Zwłaszcza teraz, gdy pogoda okazała się dużo lepsza niż to, co nam prognozowano. Warto się nauczyć doceniać słońce w Irlandii. Jeśli zaś chodzi o sam półwysep: Niewysokie lecz strome, granitowe góry wznoszące się wprost od morza dają wspaniałe widoki na wszystkie strony świata. To z góry Carlingford najlepiej podziwiać panoramę gór Mournes, ale jest i coś dla bardziej leniwych wycieczkowiczów. Miasteczko Carlingford łączy w sobie urok portowego grodu warownego i kurortu, gdzie zamek i obronne domy konkurują z pubami, restauracjami, kawiarniami i lokalnym rękodziełem. Świechna wszystko opisze u siebie, jak zwykle dokładniej niż ja, pochwalę się tylko, że udało nam się odnaleźć Proleek Dolmen oraz wedge tomb, obiekty starsze o pół tysiąca lat od piramidy Cheopsa w Gizie. Prawdopodobnie służyły jako grobowce, dodatkowo dolmen jest zorientowany tak, by w dniu przesilenia letniego, promienie wschodzącego słońca padały przez jego prześwit na Slieve Goulion, najwyższy szczyt hrabstwa Armagh. 5 tysięcy lat tradycji, czapki z głów!

Proleek Dolmen.

Na zakończenie trochę polityki. Zauważyliście, że propagandziści PiS uznali, że najlepszą drogą do reelekcji pana Andrzeja będzie podkreślenie jego homofobicznego buractwa. Nie będę tu czasu tracił na domysły, czy słusznie, czy niesłusznie, bo to się wkrótce okaże. Ja o czym innym. Mimo ewidentnych wpadek w mediach społecznościowych, gdy nasz Adrian wdawał się w niepotrzebne dyskusje, nie wyciągnął wniosków za grosz, mało tego, postanowił wdać się w pyskówkę ze znanym z ciętego języka Donaldem Tuskiem. Ledwie zaczął, a od razu dostał bęcki. Ten dialog znają już chyba wszyscy:

Andrzej Duda:

„Był Pan dwukrotnie namawiany, by się ze mną zmierzyć przez swoje środowisko. Wolał się Pan jednak schować za plecami MKB a pozniej RT. Wie Pan, jak się na taką postawę mówiło na podwórku? Cykor…”

Donald Tusk:

„Interesowała mnie konfrontacja z pańskim przełożonym. Ale, jak to mówią na podwórku…”

I pal sześć, że intelekt Andrzeja nie wytrzymał konfrontacji. Gorzej, że się na dodatek popłakał i zaczął skarżyć na wiecu wyborczym PiS, bo zły Donald się z niego nabija. Żeby było śmieszniej (gdyby komukolwiek umknął ten szczegół), kontrkandydatem Dudy jest Trzaskowski, nie Tusk. Zamiast komentarza, przypomnę wspomnienia dawnej nauczycielki późniejszego prezydenta teoretycznego znanego jako Adrian, Długopis, czy Budyń z Soczkiem lub Maliniak: „Grzeczniutki aż do zemdlenia. Taki pieszczoszek naszej pani. Pamiętam, że podczas wyjazdów na obozy naukowe próbował nawiązywać bliższe kontakty z nauczycielami. Rówieśnicy bawili się we własnym towarzystwie, a on przychodził, dopytywał o różne rzeczy. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że mówił zawsze to, co ludzie chcieli od niego usłyszeć”.

017. Jak się panu rządzi mną?

Mój dzień wczorajszy, to chyba mistrzostwo świata w rozrywkach łatwych, lekkich i przyjemnych. Pobudka punkt 11.30 – czyż nie mam prawa czuć się niczym zwykły poseł – podkołderny bohater stanu wojennego??? Dużo wcześniej, bo około 8.00, na szczęście na krótko obudził mnie kot Ryszard, domagając się czegoś pożywnego na dobry początek dnia. Wypełniłem kocią miskę karmą i z powrotem do wyrka, a już 11.45, jeszcze śpiący, miałem na talerzu ciepłe śniadanie. I pięknie jest…, zjadłem, rzuciłem okiem do sieci, a tam komentarze do hip-hopu Dudy. Sami posłuchajcie:

Tede – Komentarz Ostrego Cienia.

Internet internetem, ale higiena psychiczna obejmuje wyjście z domu, więc zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę na nadmorski spacer i coś dla ciała. Gdy po obiedzie wróciliśmy do internetu, portal youtube był już zalany lepszymi i gorszymi wykonaniami #hot16challenge2. Nie udało nam się trafić na kał zbliżony do wykonania prezydenckiego, za to usłyszeliśmy kilka naprawdę dobrych utworów. Pamiętajmy, że zgodnie z zasadami, osoba nominowana miała maksymalnie 72 godziny na przygotowanie swojego nagrania, więc tym większy szacun za improwizację. W związku z tym serdecznie polecam wykonania Katarzyny Nosowskiej, Piotra Roguckiego, Fisza, Kayah i nieznanego mi wcześniej Lotka Lodkowskiego. Z ludzi spoza branży muzycznej świetnie poradzili sobie aktorzy Artur Barciś i Cezary Żak (Kanalersi), a z zupełnie nieobeznanych ze sceną, obronną ręką wyszedł Tata Maty, niby też prawnik jak PAD, ale za to z klasą. Sprawa jest rozwojowa. Z największą niecierpliwością czekam na nominowane pisarki: Olgę Tokarczuk i Dorotę Masłowską. Druga z nich ze swoim zespołem Mister D ma w dorobku całkiem poruszające piosenki, więc może być ciekawie.

Duet Egzotyczny Bukman – KGB, czyli Kolejna Głupia Ballada.

Z tematów pozamuzycznych, trochę nam zeszło na mroczne klimaty, konkretnie na „spisane będą czyny i rozmowy”, czy też jeśli kto woli legendy „mane, tekel, fares (policzono, zważono, podzielono)”. Świechna przypomniała „Tatuażystę z Auschwitz”, gdzie główny bohater mówił, jak bardzo ważne jest zapamiętywanie i spisywanie wszystkich, zarówno tam zamęczonych, jak i katów, bo mimo wszechobecnej w obozie śmierci, nie każdy zginie i trzeba będzie oddać sprawiedliwość: pamięć ofiarom a karę oprawcom. Jednakowoż w głowie mam serwisowe obrazki z kryzysu wyborczego, więc natychmiast przypomniały mi się pełne złości twarze Ziobry, Morawieckiego, Kaczyńskiego, Gowina, próbujących przeforsować swoje zdanie w tej knajpianej rozróbie, na jaką sami zamienili demokrację. Przypomniał mi się również p.o. Pierwszego Prezesa SN, niejaki Zaradkiewicz Kamil, który zachowuje się tak, jakby nadgorliwością chciał u swojego pryncypała, Zbigniewa Ziobro, a za jego pośrednictwem u samego prezesa pana, wyjednać ochronę przed tym, co może mu zrobić jego własny elektorat partyjny. Umówmy się, że wyborcy PiS nie są przesadnie tolerancyjni jeśli chodzi o odmienne orientacje seksualne, o czym sam Zaradkiewicz jako gej mógł się przekonać podczas pracy w Trybunale Konstytucyjnym, gdy szczuł na niego Plugawy Krystyn. Co to jednak ma wspólnego z moją rozmową ze Świechną? Policzono, zważono, podzielono. Przyjrzyjcie się tym ludziom, zapamiętajcie, spisujcie co możecie. Oni w swym szaleństwie zachowują się tak, jakby myśleli, że władza zawsze będzie w ich rękach. Są tak zaślepieni partyjnymi potyczkami, że w ogóle nie biorą pod uwagę tego, że za jakiś czas polecą ze swych stołków, a prawo pozostanie i już nie będzie Ostrego Cienia Budyniu, który podpisze ułaskawienie przed zakończeniem procesu.

Duet Egzotyczny Bukman – Jak się panu rządzi mną?

Czasami się zastanawiam, czy taki prezes pan, czy inny poseł zero…, czy im się wydaje, że oni mną rządzą? Tu zwrócę się do KC PZPRiS: No i jak se porządziliście, niewolnicy? Bo jeżeli Kaczyński w napadzie szału rozstawia was po kątach, to naprawdę nie oznacza, że gdziekolwiek, kiedykolwiek rozstawił mnie. A w chwili, gdy partyjnioki z całą wierchuszką na czele liżą żoliborskiej niedołędze poślady, ja kpię sobie z niego w najlepsze i uprzejmie, aczkolwiek stanowczo upraszam go, aby się dupę pocałował. Chodzę gdzie chcę i kiedy chcę, myślę i mówię co chcę, nawet do pracy chodzę, gdy sam zaakceptuję miejsce i czas, tymczasem prezes pan przepełniony paranoicznym lękiem, już ponad dekadę zamyka się w willi bronionej przez uzbrojonych ochroniarzy i aż niezręcznie się zastanawiać, czy kakać też chodzi z obstawą i czy z powodu strachu, czynność ta nie jest zbyt rzadka (a może wręcz przeciwnie)? „Jak się panu rządzi mną”, to tytuł jednej z najnowszych piosenek Piotra Bukartyka, który wraz z Wojciechem Mannem i przy współpracy Krzysztofa Kawałko prowadzą na youtube kanał Gruba Rura, prenumeratę którego serdecznie polecam.

016. Wyznania o walce z ostrym cieniem, kuchva, mgły.

Kiedyś Świechna zwróciła mi uwagę na ciekawe zjawisko dotyczące Polski: Gdy ktoś ci mówi „świetnie wyglądasz”, dwa razy przejrzyj się w lustrze, bo z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że wyglądasz gorzej niż przeciętnie i nie zagrażasz dawcy komplementu. Oczywiście to nie jest reguła, prawie zawsze znajdziemy chlubne wyjątki, ale popatrzmy na media społecznościowe, jeśli ktoś wygląda rewelacyjnie, ilość pochlebnych komentarzy jest kilkakrotnie mniejsza, niż pod bardzo przeciętnym zdjęciem. W Irlandii jest odwrotnie. Tu, jeśli ktoś jest miło zaskoczony, od razu się tym dzieli. Wyróżniasz się pozytywnie, masz pewność że ktoś to głośno doceni. Przypomniałem o tym sobie wczoraj, gdy pracująca w Tesco dziewczyna zaczepiając Świechnę zasypała ją komplementami dotyczącymi jej wyglądu. Ja oczywiście tutaj bezczelnie chwalę się tym, że udało mi się przekonać do siebie taką kobietę, ale jest w tym i radość, że żyję w kraju, w którym ludzi cieszy to, co w Polsce wzbudza zawiść. Jeżeli ktoś ma ładny dom, piękny ogród, ciekawy samochód, czy wyróżnia się na plus w dowolnym obszarze, sąsiedzi chętnie o tym mówią – z niekłamanym podziwem. Zdaję sobie sprawę, że żadne uogólnienie nie odzwierciedla dokładnie rzeczywistości, ale różnicę da się poczuć.

Cieszę się, że tu mieszkam, a im dłużej tu jestem, tym większa jest moja radość. Zresztą, zróbmy eksperyment: Na stronie f-b społeczności naszej wsi (tak, tak, mieszkamy w rybackiej wiosce) znajduję informacje: o planowanym na jutro remoncie arterii wodnej, o używanym ekspresie do kawy, który właściciel odda za darmo każdemu, kto się po niego zgłosi, o pomoc w odnalezieniu właściciela znalezionego roweru, o odnalezieniu zaginionego pieska, podziękowania za pomoc w odnalezieniu zaginionej suczki, etc… A teraz przejdźmy na stronę dowolnej lokalnej społeczności w Polsce i co znajdziemy…? Skargi na wójta, szkołę, dom kultury, remontowców, sąsiadów…. Generalnie różnica jest taka, że na forum naszej wsi ludzie piszą, by sobie pomagać, a gdy zdarzy mi się wejść na stronę społecznościową polskiej gminy, na terenie której biorę udział w pewnym projekcie, ewentualnie gdy Świechna wejdzie na stronę swojej rodzinnej gminy, ludzie ze sobą walczą. Szanuję wszelkie wyjątki od tej reguły, ale pryncypia u nas i w Polsce zdają się być różne.

Wczoraj sąsiedzi zarzucili nas ciasteczkowymi prezentami. Jedliśmy na raty ich domowe wypieki, bo zjedzenie wszystkiego naraz groziło przesłodzeniem. Gdy glukoza uderzyła mi do głowy, pierwszą myślą było „spać”, ale dzielnie chwyciłem za kosiarkę wyjeżdżając nią na trawnik, by zadbać o swoją część naszej nadmorskiej wioski, czym z dumą się chwalę, bo uważam, że choć to mały wkład w Europę, ale mój własny, a nie dziadka z AK, czy prapraprapradziadka Dratewki, co to nieszczęsnego smoka wawelskiego baranem faszerowanym siarką otruł.

Chwilę się wahałem, czy o tym pisać. Gdy czytałem tę informację, początkowo myślałem, że to fake news. Niestety, teoretyczna głowa naszego państwa postanowiła rapować. Co gorsza – do swojego tekstu. Gdyby się pod tym nie podpisał Duda, gotów byłbym pomyśleć, że to „Dżezabel” Marcinkiewicza wznowiła „poetycką” działalność.

Nie pytają cię o imię, walczą z ostrym cieniem mgły,

Nie pytają cię o imię, walczą z ostrym cieniem mgły,

Nie pytają cię o imię, walczą z ostrym cieniem mgły,

To jest maj, nie pachnie Saska Kępa,

Może ktoś to gdzieś przewidział, ale wróżba raczej tępa.

Nie pytają cię o imię, walczą z ostrym cieniem mgły,

Nie pytają cię o imię, walczą z ostrym cieniem mgły,

Nie pytają cię o imię, walczą z ostrym cieniem mgły,

Ostre niebo tu i teraz, ostra ziemia, ostry kurz.

Wczoraj znika w nieostrości, jutro, dzisiaj, zaraz już.

Nie pytają cię o imię, walczą z ostrym cieniem mgły

Nie pytają cię o imię, walczą z ostrym cieniem mgły

Nie pytają cię o imię, walczą z ostrym cieniem mgły

Ciepły wieczór, bez ciemności, trawa spokój, my i wy,

My i wy. My to oni, oni my.

Nie pytają cię o imię, walczą z ostrym cieniem mgły,

Nie pytają cię o imię, walczą z ostrym cieniem mgły,

Nie pytają cię o imię, walczą z ostrym cieniem mgły,

Mocne ręce ratowników, wszyscy razem – chwała im

wszyscy razem – chwała im

Mocne ręce ratowników, wszyscy razem – chwała im

Nie pytają cię o imię, walczą z ostrym cieniem mgły.

Prezydent Teoretyczny RP, Duda Andrzej.

T.Raperzy znad Wisły – Ta piosenka bardzo fajna jest.

Ktoś wydaje publiczne pieniądze na Kancelarię Prezydenta RP, na sztab doradców, a on, kuchva, walczy z ostrym cieniem mgły (my i wy, my to oni, oni my). I nikt go nie kopnął w dudę, zanim to opublikował. Taki budyń z soczkiem malinowym, jak go podsumowała dawna nauczycielka. Kiedyś PAD twierdził, że uczy się każdego dnia. Przepraszam, a czegoż to tak pilnie się uczy? Rozmowy w mediach społecznościowych z Ruchadłem Leśnym i Dziką Foczką, jakaś pani Jola rzucająca mu się publicznie na szyję i rozprawiająca o głębokiej znajomości z Adrianem, podpisywanie umowy w półprzykucu z rozwalonym na krześle Trumpem, a teraz ostry cień mgły…

Siekiera – Ja stoję, ja tańczę, ja walczę.

Andrzeju, powiedz czemu świat twój milczy cały blady od wzruszeń. Andrzeju, Andrzeju, rety, rety, jeju! Walcz z czym chcesz: z łupieżem, zaparciami, grzybicą stóp, przykrym oddechem, białymi myszkami, ostrym cieniem mgły, ale nie informuj o tym publicznie. Przynajmniej dopóki jesteś teoretycznie GŁOWĄ PAŃSTWA. No nie! Nie pachnie Saska Kępa, ale wróżba raczej tępa. Po co mu była szkoła?!