125. Chodź, opowiem Ci jeszcze jedną z życia historię.

Czasem aż oczy bolą patrzeć jak się dla naszego kraju przemęcza, prezes Kaczyński Jarek, naszego klubu „Tęcza”. Ciągle pracuje, wszystkiego przypilnuje i jeszcze inni, niektórzy, wtykają mu szpilki. To nie ludzie. To wilki!

Stanisław Tym, Stanisław Bareja – Miś, parafraza sceny z szafą prezesa.

Gdzie nie spojrzeć, sukces! Prawdziwe pieniądze robi się na drogich, słomianych inwestycjach (to też Tym i Bareja). Elektrownia Ostrołęka, której nowego bloku węglowego nie ma i nie będzie, przekop Mierzei Wiślanej, którym niemal nikt nie pływa i pływać nie będzie, stępka promu, który po ośmiu latach od jej uroczystego przybicia nadal ma postać stępki, Centralny Port Komunikacyjny Warszawa-Baranów, który w ósmym roku od ogłoszenia inwestycji przez najlepszą władzę Europy nadal jest rozległą łąką. Na szczęście ja to mam dobre połączenie. Odkąd nowe, wspaniałe lotnisko w Radomiu odciążyło Centralny Port Komunikacyjny, mogę latać gdzie chcę i kiedy chcę, byle nie przez Polskę, w szczególności nie przez Radom, ani tym bardziej Baranów. Tym razem poleciałem do Frankfurtu, by spędzić 2 dni w Nadrenii. Lądy i morza przemierzam, kulę ziemską z otwartym czołem, polski mam paszport na sercu. Skąd, pytam, skąd go wziąłem? A wziąłem go z dumy i z trudu, ze znoju codziennej pracy, ze stali, z żelaza, z węgla. A węgiel to koks, to antracyt (Tym, Bareja – Miś)!

Spóźniłem się! Miałem odwiedzić w hospicjum kolegę. Kilka dni przed jego śmiercią rozmawiałem z nim telefonicznie, jego głos brzmiał mocno, optymistycznie jak na sytuację, w której się znalazł. „Zostało mi mało czasu, na razie muszę się tu (do hospicjum) przeprowadzić, żeby tam (w poprzednio zajmowanym mieszkaniu) wszystko zamknąć. Przyjedzie do mnie córka z narzeczonym. Moje ubezpieczenie pokrywa ich noclegi tutaj, nawet do dwóch tygodni. Pewnie, przyjeżdżaj! Jestem w Bonn, wiesz, gdzie to jest.”

Bilet powrotny został. Spotykać możemy się tylko z żywymi, więc spędziłem ten czas z drugim kolegą, to razem z nim planowałem wybrać się w odwiedziny. Prócz oglądania widoków, którymi się tu z Wami dzielę, trochę pogadaliśmy o starych Polakach i właśnie podczas tych rozmów usłyszałem to: Znacie historie o miłości nad życie? Poznajcie zatem historię o ludzkiej zawiści sięgającej poza śmierć.

Pamiętacie małe, polskie miasteczka, te same, gdzie rytm zdarzeń jest wyznaczany przez wypiek chleba i kościelne dzwony. To właśnie wtedy jest okazja do spotkań – w kolejkach po świeży chleb, w drodze do kościoła i z powrotem. Jeżeli nie ma pomiędzy mijającymi się mieszkańcami jakiegoś otwartego konfliktu, pozdrawiają się, plotkują, razem się śmieją i razem narzekają. Tak było i z siedemdziesięcioletnią Bohaterką opowieści. Mimo biedy i trudnego życia, miała w sobie iskrę ciepła, więc ludzie chętnie z nią rozmawiali. Tak mi się przynajmniej zdawało. Jednak rytm miasteczka wyznacza coś jeszcze: POGRZEBY ZNAJOMYCH. Będący w rozjazdach młodzi, starający się ułożyć sobie życie tam, gdzie jest trochę łatwiej, nie doceniają ich znaczenia, ale dla emerytów jest to bardzo ważny rytuał, którego starają się nie opuszczać.

Nasza siedemdziesięciolatka zmarła po długiej i ciężkiej chorobie. Była niewierząca, nie przyjmowała nawet księdza po kolędzie, więc zażyczyła sobie pogrzebu cywilnego z mistrzem ceremonii zamiast kaznodziei. I wtedy wściekłość wylała się z parafialnych dziadersów, tych wszystkich udających przyjaciół znajomych, których toczył rak bezinteresownej zawiści. Miejscowy klub seniora zbojkotował pogrzeb, jakby miał tym zaszkodzić prochom złożonym w urnie. Nie wiem dokładnie, jakie mogły być przyczyny tej chęci zemsty, ale opowiem Wam coś o tych seniorach.

Większość dzisiejszych emerytów z Miasteczka, to tępe, przemocowe bydlaki, dziecięcy bokserzy znający jedynie język siły, dopóki była ona po ich stronie. Dziś, gdy pas lub kabel w ciężkiej dłoni zastąpiony został pampersem pomiędzy nogami, pozostała SAMOTNOŚĆ i GORYCZ. Na nic się zdało tolerowanie partnera – pijaka, na nic chłód, głód i bida, na nic wdowie grosze rzucane na tacę, czy szeleszczące koperty wręczane „po kolędzie”, w ramach „wypominków”, „intencji”, czy innej „COŁASKI”. Samotność przewiercała ich na wskroś. Niegdysiejsi „GÓWNIARZE”, jak nazywać zwykli ludzi z młodszych pokoleń, mijali ich na ulicy jak przezroczystych, rzucając zdawkowe „dobry”, bo „dzień dobry” zajmuje za dużo czasu, skwapliwie wdrażając w życie głęboko wpajaną naukę o tym, że dzieci i ryby głosu nie mają. No to nie mają!

Co innego było z naszą Bohaterką. Popełniła w życiu całą masę błędów, ale nie straciła pogody ducha i apetytu na życie. Po śmierci męża-alkoholika, zamiast przykładnie pogrążyć się w cierpieniu, skołtunieć, zrobić ołtarzyk na grobie denata i tworzyć legendę o jego głęboko ukrytych zaletach, które znała tylko ona, postanowiła wykształcić dzieci, pozwolić im odlecieć z gniazda i zadbać o siebie. Nie wszystko poszło jak w marzeniach (błędy wychowawcze niosą konsekwencje), ale zachowała coś, czego jej rówieśniczkom (i rówieśnikom, choć tych z powodu alkoholu nie było w miasteczku przesadnie wielu) ocalić się nie udało: RELACJE RODZINNE.

Było jeszcze coś…. Jak już wspomniałem, Bohaterka miast pogrążyć się w oczekiwaniu na śmierć, ośmieliła się żyć swoim życiem. Nie tylko nie pędziła żywota pobożnej wdowy, ale miała bogate życie towarzyskie, miała także różnych kochanków, w tym MŁODSZYCH, czasem nawet o 10-12 lat. Być może to było przyczyną zawiści, bo nie napisałem Wam jeszcze, że Bohaterka nie mieściła się w kanonach urody onanistów znad Wisły, miała wyraźną nadwagę, co wyrzucało ją poza marzenia erotomanów-gawędziarzy. Nie będąc majętną, swoje pozycję towarzyską zawdzięczała wyłącznie urokowi osobistemu, który jest rzeczą tak ulotną, że niemal nieuchwytną dla jej rówieśniczek. Albo się to ma, albo nie, a jeżeli się nie ma, to i tak się o tym nie wie. W każdym razie, Bohaterce samotność nie groziła, bo nie tworzyła bariery między sobą, a młodszym pokoleniem. I co na to mogą powiedzieć jakieś moherowe wdowy? Dlaczego ta lafirynda ma, a one nie mają? Ma bliskość rodzinną, relacje z młodymi, ma partnerów, którzy do „prawdziwych” i „bardziej urodziwych” katoliczek jakoś się nie garną? Zapłaciły księdzu panu tyle łapówek i nic, a ona grosza nie płaci i ma! I dlaczego „Bóg” na to pozwala???

Znacie to straszenie, że możecie chodzić do kościoła, ale jak śmierć stanie Wam na drodze, to w panice zaczniecie prosić o księdza? BULSHIT! Sam miałem całkiem blisko na tamtą stronę, prawdopodobnie bliżej, niż większość z Was i nie tylko nie prosiłem, ale i odganiałem natrętnych duchownych, którzy jak sępy krążyli dookoła szpitalnego łóżka w nadziei, że strach skłoni mnie do opłacania ich szamańskich praktyk. Bohaterka zrobiła to samo, nawet w ostatniej woli zaznaczyła, że pragnie mieć pogrzeb świecki z mistrzem ceremonii, bez szarlatanów i magów, bez sekciarskich praktyk. Czy tchórz może zazdrościć odwagi do tego stopnia, by próbować się mścić po śmierci? Nieistotne! Koleżanki z Miasteczka na świecki pogrzeb Bohaterki nie przyszły, denatka przyjęła to ze spokojem, oznak rozpaczy zmarłej nie stwierdzono, pozostało świadectwo, koń jaki jest, każdy widzi!

P.S.

Czy to jakaś reguła, że gdy ktoś bardziej kościółkowy, to i skłonny do szwindli, spiskowania, podkładania świni? Właśnie się dowiedzieliśmy, że jednego z naszych przyjaciół bogobojna mamusia próbowała wykręcić na kasę, okraszając to gęsto szantażem emocjonalnym. „Uczciwa”, katolicka, mamusina propozycja wprost spod Wadowic brzmiała tak: Zapłać mi za działkę i dom ze spadku, ale go nie używaj, ani nim nie dysponuj, bo ja w nim mieszkam. Bogobojny brat naszego kolegi (po katolickim rozwodzie unieważnieniu ślubu, jak na katolika przystało), który już wcześniej wziął swoją część spadku, przepuścił ją i chce część kolejną, miałby dostać działkę (do dyspozycji od razu), bez żadnego płacenia, ale z zastrzeżeniem, że jak mu kiedyś będzie mało, to nasz przyjaciel mu odda z części swojej. Brzmi tak absurdalnie, że aż nie do uwierzenia? Naprawdę, głęboko wierząca mamusia zaproponowała taką umowę i takie zastrzeżenie: „Gdyby brat miał kłopoty finansowe, to nasz przyjaciel mu odda część swojego spadku”. No i patrzcie no tylko, dlaczego on się na to nie zgodził…?!

46 myśli w temacie “125. Chodź, opowiem Ci jeszcze jedną z życia historię.”

  1. Twoje spostrzeżenia i przemyślenia są tak prawdziwe i słuszne, że nie powinno się ich wcale komentować. Tylko po prostu zgodzić się z Tobą i z tym co napisałeś.
    A więc – moje uznanie Wolandzie – jak zwykle.

    Polubienie

    1. Ta obraza majestatu ujawnia się tak często i przy każdej okazji, że rodzi to podejrzenia, iż nie o czyn, bądź zaniechanie chodzi, a o to, by podkreślić wyższość katolika nad niekatolikiem. Bo wiesz, nie obchodzisz świąt – źle, obchodzisz – też Ci nie wolno, jeżeli nie jesteś jednym z nich.

      Polubienie

  2. Mieszkałam niegdyś w takim zapyziałym miasteczku, gdzie wszyscy znają się, więc kiedy zachorowałam na raka, usłużna katoliczka szepnęła mi: Maryja Cię wzywa, czas na Ciebie. Ja żyję, ona 10 lat na cmentarzu. Tak to bywa, jak ktoś zastępuje tu na ziemi Boga, gdyż takie sobie dał prawo, bo chodzi do kościółka…
    Serdeczności

    Polubienie

    1. Przednia historia. Znam co prawda co najmniej 3 osoby dziś nieżyjące, które były przekonane, że nie przeżyję nowotworu, ale nie znam żadnej, która by do mnie podeszła i powiedziała „czas na ciebie”, to musiała być jakaś wyjątkowa, szczególnie gorliwa wierna. Mnie się zdarzyło jedynie, gdy wierna namawiała mnie na rytualne samobójstwo, znaczy się na porzucenie leczenia na rzecz pielgrzymki do Lourdes. Nie skusiłem się, ale wkrótce po tym zachorowała siostra wiernej i ona wybrała pielgrzymkę, dzięki czemu odwaliła kitę w trybie przyspieszonym, bolesnym i beznadziejnym.

      Polubienie

        1. Zawiszczenie ludziom pieniędzy, więc i konieczność ukrywania tego, że się ma i generalne zgrywanie, że źle się człowiekowi powodzi (bo inaczej się wywyższasz)? Możliwe, choć ja to bardziej utożsamiam z pochodzeniem z chłopstwa niż z obecną władzą (i idąc tym tropem, może w „innych krajach” feudalizm szybciej zniknął, stąd mniej jest tego zjawiska, ale tak naprawdę to nie wiem).

          Polubione przez 1 osoba

  3. Przyjaciel rozwiązał już swój problem (nie dając się wydymać z kasy) i zyskał wiedzę, jak się faktycznie sytuacja ma w jego rodzinie. To cenne, nie ma już złudzeń, ma swój dom, ma swoją rodzinę, wie czego się trzymać. A w temacie religii, nie tylko katolicyzm ma swoje absurdy. Koronację widział (i święty granat ręczny z Antiochii)??

    Polubienie

        1. Trzy jest liczbą, do której policzysz, a liczbą Twojego liczenia będzie trzy. Nie policzysz do czterech, ani do dwóch, chyba że w czasie liczenia do trzech. Pięć jest wykluczone! Gdy doliczysz do trzech, które będzie trzecią liczbą z kolei, rzucisz świętym granatem ręcznym z Antiochii we wroga swego, którego trafi szlag.

          Polubione przez 1 osoba

  4. Nie dziwi nic gdy sie wie iz od wieków Tak jak na wsi jak i małych miasteczkach bo w dużych można pozostać jakoś anonimowym,Decyduje jedno pytanie i jednym się kierujemy
    Co ludzie powiedzą ??
    Bo w stadzie najlepiej maja sie barany ryczące jednym głosem zbijające sie w kupę w nadziei ‚ze „w kupie siła”
    Jesteś w stadzie i robisz to co stado a często to co chce”pasterz „tego stada.Cwany i namaszczony.
    Bo taki ma trybunę ma ambonę by cie z niej wyzwać,naznaczyć wykluczyć.
    A wtedy wytkną cie palcami nie pomogą a czasem obejście podpalą
    Bo po co nam czarna owca w stadzie a do tego zagrażająca pasterzowi,siejąca zgorszenie Co gorsza finansowe.
    Wiec nawet na pogrzeb takowej nie pójdą by sąsiedzi nie powiedzieli I to cholera wie w jakiej intencji
    „Widziałem cie na pogrzebie XY”
    Wiec lepiej udawać ‚ze sie nie wie nie widzi”Ale anonim podesłać gdzie i komu trzeba To i owszem !
    Taka to gmina !!

    Polubienie

    1. Od wieków, zgadza się. Pytanie, które mnie nurtuje, dotyczy rozwoju. Dlaczego Europa Zachodnia potrafiła z tego wyjść i docenić znaczenie indywidualności, a Polakom nadal bliżej do wspólnot plemiennych, azjatyckich, czy afrykańskich?

      Polubienie

  5. Widocznie to zależne jest od jakości Szamanów”
    Tam zmądrzeli bo przemysleli ze
    „Nuty wolą tańczyć solo ”
    U nas „na wschodzie „zas głoszą i
    Ale wiedzą do re mi fa sol la si
    Że to pachnie samowolą I że chór najlepiej brzmi

    Polubione przez 1 osoba

  6. Opowieść tak bulwersująca, że aż dech zapiera, a jednak nie powinna dziwić, bo obrazek niestety częsty w naszych realiach.
    Pytasz czy wszyscy kościółkowi? zapewne nie wszyscy, ale biegający na msze i do spowiedzi czasem zapominają chyba o pryncypiach, jak to ktoś powiedział – im więcej modlitwy, tym mniej miłości bliźniego, czy jakoś tak…a po spowiedzi czysta karta i od nowa.

    Polubienie

    1. Tak, masz rację, moje pytanie „czy tylko kościółkowi tacy są?” było prowokacją, choć gdy małżonka ma zbierała materiały do pracy o wartościach, znalazła np. badanie mówiące, że o ile zasady etyczne osób wierzących i niewierzących są na tym samym poziomie, to już bardziej chętni do altruizmu są NIEWIERZĄCY, wierzący częściej zachowują się tak, jakby sama ich wiara była pomocą dla innych.
      A dlaczego użyłem takiej prowokacji??? Po prostu ostatnio obserwowaliśmy kilka popisów krętactwa i cwaniactwa ze strony dewotów i tak mi się nasunęło.

      Polubienie

  7. Historia cudownie opowiedziana. Nie bedę jej komentarzem psuła;) Plus te cudowne fotki no i święty granat…całkowicie ”dozbroił.” Nawet pojawiły się wizje i lekkość na duszy ;)))Pomyślności.

    Polubienie

  8. Kiedyś Okudżawa proponował
    „każdemu stempelek na łeb, by swój rozpoznawał swego”
    A ja mam prostsza metodę
    Jak w samochodzie np widzę różaniec na lusterku „albo rybkę na kufrze” wiem ze tej strony nie zagrażają mi „odruchy empatii”A to wpuszczenie nie koniecznie na suwak a to ułatwienie przejazdu czy inne ‚drogowe drobiazgi”
    A gdybym z takowym miał stłuczkę wzywam policje Niech rozsądzi „spisze”Nigdy na gębę
    Prze swoje długie lata życia nigdy mnie to nie zawiodło tak w 90 % A wiem co piszę i z odpowiedzialnością za słowo”
    I tak samo nie pożyczę pieniędzy nawet zabezpieczając się wekslem tym co ostentacyjnie dekorują się ‚świętymi krzyżykami”/im większy to lepszy”
    I tym co „jak Boga kocham”przysięgają ze zaraz oddadzą.Cokolwiek to jest Sprzęt,pieniądze.
    A teraz mnie obsobaczcie.Ale ja tak mam tego się trzymam i dobrze na tym wychodziłem i wychodzę.
    I nie pytajcie „dlaczego tak jest?”Bo jest

    Polubienie

    1. Nie mam emocjonalnego stosunku do naklejek na samochodach, za wyjątkiem oczywiście kwestii smaku. W każdym razie prowadząc samochód staram się nie rozpraszać, więc nie poświęcam rybce na samochodzie dłuższej ilości czasu. Dla mnie każdy pojazd to pojazd, zwracam uwagę czy porusza się przewidywalnie, czy dziwnie i staram się przewidzieć możliwe ruchy.

      Polubienie

  9. zawiść o luz, dystans do spraw i nie tworzenie sobie problemów z niczego… chyba najgorszy rodzaj zawiści, gorszy od zawiści o dobra materialne, czy jakieś inne ogólnie rozumiane powodzenie…
    a w przypadku tej pani dochodzi jeszcze zawiść o odwagę bycia nonkomformistką i ustawienie sobie dalszego ciągu życia niezgodnie z „obowiązującym” schematem…
    p.jzns 🙂

    Polubienie

    1. Zawiść jest uczuciem autodestrukcyjnym, w przeciwieństwie do zazdrości nie ma szans być konstruktywna, a w tym konkretnym wypadku, to powiem Ci, że mnie śmiech pusty bierze, bo pokazywanie nieboszczykowi, że za karę nie pójdę na jego pogrzeb jest…, trochę aktem bezradności, trochę głupoty, ale przede wszystkim jest świadectwem o sobie samym.

      Polubienie

      1. tylko jest jeden szkopuł… czy jest jakiś mus iść na pogrzeb człowieka, którego się po prostu nie lubi, choć nie zawiść za tym stoi… miałem kiedyś taki przypadek:
        gość był ogólnie lubiany za swoje walory towarzyskie, ale u mnie miał przesrane, bo był sępem, a do tego próbował okraść mojego kumpla, z tej samej paczki towarzyskiej… co ciekawe, ten kumpel wybaczył niedoszłemu złodziejowi… ale ja nie, mimo że sprawa bezpośrednio mnie nie dotyczyła… przestałem chodzić na imprezy, spotkania z jego udziałem, chodziła tylko moja Była, nie miałem do niej o to pretensji… w pewnym momencie bohater opowieści zniknął… dopiero po kilku tygodniach okazało się, że miał jakiś krach psychiczny, chlał równo do lustra ileś czasu, wreszcie się powiesił… na pogrzeb nie poszedłem, poszła tylko moja Była, znowu w ramach luzu, który sobie dawaliśmy na różne spotkania… gdy wróciła, powiedziała mi, że (prawie) wszyscy byli oburzeni moją nieobecnością…
        rozumiesz coś z tego?… bo ja nie zrozumiałem… uważałem i do tej pory uważam moje zachowanie za naturalne: nie lubię typa od dawna, wiem, za co go nie lubię, nigdy nie robiłem z tego tajemnicy, więc to chyba logiczne, że na pogrzeb nie idę?…
        dodam jeszcze, że nie była to aż taka antypatia, żeby tańczyć na jego grobie… to było po prostu zwykłe „nie lubię”, takie na średnim poziomie intensywności…

        Polubienie

        1. To właściwie nie jest szkopuł, tylko rodzaj oczywistości. Nie mamy obowiązku spotykać się z osobami, których nie lubimy: nawet za życia, więc tym bardziej po śmierci. Dlatego właśnie tyle napisałem o okolicznościach.
          Jeżeli pamiętasz serial „Chłopi”, to tam jest o tyle podobnie, że ludzie szczerze się nienawidzący potrafią żyć pod jednym dachem (Jagna i Hanka) i czekać nawet lata całe na sposobność do uzewnętrznienia uczuć. Z miasteczka, z którego jest historia z notki, znam z bliska inną, gdzie kobieta w trakcie rozwodu na ostro nadal z uśmiechem podrzucała do przypilnowania dzieci teściowej. Nic w tym dziwnego, gdyby nie to, że przed sądem kłamały przeciw sobie bez zmrużenia oka, a mimo to nadal trwały uśmiechy i podrzucanie dzieci do zaopiekowania.

          Polubienie

  10. Wybacz, Wolandzie, że tak późno, ale mam problemy z komentowaniem na komórce a do komputera nie siadam codziennie.
    Przestałam przejmować się tym, „co ludzie pomyślą”, żałuję jedynie, że tak długo trwało, bym do tego dojrzała… ;(

    Polubienie

Dodaj komentarz