154. Uważaj, czego sobie życzysz, bo się może spełnić!

Motyw przekleństwa samospełniających życzeń przerabiano w literaturze od dawna. W ciekawy artystycznie sposób mówiły o tym zjawisku „Jaszczur” Balzaca, „Solaris” Lema, jednak problem z literaturą z górnej półki jest taki, że ma kilka poziomów i część z nich może być przez nieuważnego czytelnika pominięta. Kłopotu tego nie ma w opowiadaniu Macieja Kuczyńskiego „Kask”, ale tam nie ma z kolei dobrej literatury, autor postanowił wyjaśnić wszystko tak łopatologicznie, że nie pozostawił miejsca na najmniejszy choćby wysiłek umysłowy czytelnika, ale za to każdy dzieciak załapie o co chodzi. Tyle tytułem wstępu.

Czesław Niemen – Dziwny jest ten Świat.

Lata 2015-2023, to najbardziej tragiczny w skutkach czas dla…., kto zgadnie? A kto mógł w tym czasie spełnić każdą niemal swoją zachciankę? Czyje życzenia były spełniane bez słowa sprzeciwu, bo ci, którzy chcieli się przeciwstawić, zostali całkowicie odsunięci od procesu decyzyjnego? Chodzi oczywiście o Jarosława „Breżniewa” Kaczyńskiego, który osiągnął na moment władzę pozwalającą spełniać mu zarówno legalne, jak i te niezgodne z prawem zachcianki. Oczywiście nie w pełnym zakresie, ale w wystarczającym, by uwierzył, że reszta jest tylko kwestią czasu.

Dżem – Boże daj dom.

Przez 8 lat pewien zbieg bardzo szczególnych okoliczności pozwolił Breżniewowi realizować każdą decyzję, a co dla naszych rozważań najważniejsze, także każdą BŁĘDNĄ, NISZCZĄCĄ decyzję – i to bez informacji zwrotnej, gdyż szczelnie otaczający go kordon klakierów skutecznie to uniemożliwiał. Szył sobie zatem nasz „cesarz” nowe szaty z nici tak delikatnej i ulotnej, że aż niewidocznej dla „niewystarczająco wrażliwego drugiego sortu”, ale w najbliższym otoczeniu nie było komu krzyknąć „TEN PAN JEST NAGI”! Być może, gdyby się nie uparł zaprezentować Suwerenowi, gdyby łaził na golasa tylko w obrębie Mickiewicza 49, ewentualnie jeszcze Nowogrodzkiej 84/86, spotkanie z rzeczywistością nastąpiłoby nieco później, ale ponieważ postanowił gdzie się da gadać podniesionym głosem o niemieckim agencie, patrząc zdezorientowanym wzrokiem na ten dziwny Świat dookoła niego, efekt jego własnych decyzji dogonił go już teraz.

Kult – Rozmyślania wychowanka.

Lata 2015-2023 to czas, gdy nikt na wysokim stanowisku nie mógł być choćby neutralny politycznie. Prezes pan wymagał bowiem całkowitego podporządkowania decyzjom KC PiS, czyli sobie samemu. Mało tego, domagał się też dowodów wiernopoddańczych od objętych łaską swoją, choćby tak drobnych, jak klakierskie wpisy w mediach społecznościowych, czy darowizna na kampanię PiS. Dotyczy to nie tylko prokuratury, sądów i mediów publicznych, przekształcanych krok po kroku w partyjną przybudówkę pozbawioną „wrogiego ideologicznie elementu” w sektorze decyzyjnym, ale też wszelkich spółek skarbu państwa. Paradoksalnie, nawet na poziomie eksperckim, brak podpórki ideologicznej powodował usunięcie pracownika z kierowniczej funkcji. Znam takie sytuacje z pierwszej ręki, np. mój brat przez brak introdukcji u człowieka Ziobry, wkrótce po przyjęciu na stanowisko kierownika projektu, dostawać zaczął od niego pogróżki, a że nie czuł specjalnego przywiązania do spółek państwowych, dociągnął do okresu chronionego w kontrakcie, by z radością skorzystać z dobrodziejstw przysługujących mu z tytułu odprawy i odszkodowania za zakaz pracy dla konkurencji. Brat nie brat, ale pytanie brzmi: KTO MIAŁBY BRONIĆ UKŁADU KACZYŃSKIEGO, skoro nie tolerował w nim nikogo spoza grona zależnych od siebie partyjnioków?

VooVoo – Beztrosko.

Abstrahując od polityki, jestem przekonany, że znalazłbym sporo ludzi, którzy by mi powiedzieli: „Też mi tragedia…, czas władzy i spełnienia życzeń!” Jednak jeśli się zastanowić, to nawet zbyt posłuszne dziecko staje się z czasem nieszczęściem, bo nie jest w stanie podejmować samodzielnych decyzji, gdy osiągnie odpowiedni wiek. Nie mówiąc już o zbyt uległej partnerce/ zbyt uległym partnerze życiowym. Zupełnie już nie potrafię sobie wyobrazić kontrolującego wszystko przełożonego w pracy, z którym konsultować należy przysłowiowy sposób trzymania długopisu. Najciekawsze jest jednak to, że mimo to, tylu ludzi ulega pokusie takiego właśnie układu sił, a gdy się orientują, po pierwsze jest za późno, by coś zmienić, a po drugie, nadal mogą nie mieć świadomości, że zbliżająca się katastrofa jest ich zasługą. Ci, którzy mają problem nadmiernej kontroli, mają też kłopot ze zmianą. Nawet, jeżeli przeczytają ten felieton 🙂

24 myśli w temacie “154. Uważaj, czego sobie życzysz, bo się może spełnić!”

    1. Oj, nie sądzę. Być całe życie tak zesranym ze strachu, jak Kimowie u władzy, żeby bać się wyjść samemu nie tylko z pałacu, ale i z pokoju, bać się jedzenia, bo może ktoś je zatruł, bać się cienia własnego posągu, bo wygląda jak cień mordercy…, nie wiem czy to atrakcyjna wizja. Ale nie to jest w tym najgorsze, bo największy badziew tej sytuacji polega na samotności, na tym że z nikim nie możesz normalnie porozmawiać, bo wszędzie wazeliniarze ważący ze strachu każde słowo. Już papież ma pod tym względem lepiej, choć obleśność wazeliny słanej pod jego adresem przez otoczenie jest niepoliczalna.
      A wszystko się nakręca, lęk powoduje dalszą izolację i terror, a większy terror i izolacja jeszcze bardziej zwiększają poczucie samotności.

      Polubienie

        1. @Hebius, ze swojej perspektywy rzeczywiście odczuwam coś na kształt współczucia, szczególnie współczuję ich bliskim, bo oni urodzili się w sytuacji naprawdę bez szans wolności (co stawia osoby urodzone jako wolne, a przedstawiające się jako zdefiniowane przez rodzinę, w nieco bardziej krytycznym świetle – dzieciom Kima za bunt groziła śmierć, większości dzieci w Polsce grozi foch rodziców, a jednak to wystarczy, żeby niektóre ze strachu przed oceną wiodły życie bez właściwości).

          Polubienie

        2. @Hebius, przecież nie będę Ci narzucać uczuć, jakie powinny się u Ciebie pojawić, raz że nie moja to sprawa, a dwa, że to niemożliwe, bo uczucia i emocje się po prostu pojawiają.
          Mówiąc za siebie, nie odczuwam współczucia, gdy ktoś się sam z własnej woli pakuje w nieciekawą sytuację. Ja nie współczuję nawet szaremu Kowalskiemu i szarej Nowakowej, którzy całe życie próbowali zmuszać otoczenie do podporządkowania się ich zachciankom, bo przecież „chcą dobrze” i zostali pod koniec życia z ręką w nocniku, samotni jak palec. W wypadku Kima, czy Putina, mówię po prostu: zyg, zyg, zyg, marchewka, parówo ciężka. Natomiast z całą pewnością nie chciałbym się z nimi zamienić na życia. Paranoiczny strach i samotność wśród ludzi nie są tym, co chciałbym przeżywać na co dzień.
          Współczuciem obdarzam osoby będące nie ze swojej winy w najbliższym otoczeniu Putina, czy Kima, np. ich dzieci lub kochanki, które wiedzą, że odmowa = śmierć dla niej i całej rodziny.

          Polubienie

      1. Najlepiej to opisał Kapuściński w „Cesarzu” abstrahując od skali zmyśleń w tej książce. Z mojego doświadczenia jedna kadencja to już problem po dwóch zmiany w mózgu stają się nieodwracalne a zmysł samokrytyki trwale zanika. Nielicznym pomaga wyborcza porażka albo zmiana otoczenia (Tusk). Ale poziom wymaganej do takiego ruchu samokontroli to już jest maks. Wyobrażacie sobie dudę w 2026 w pustym pokoju i gadającego do ścian? Trochę poglądowo mamy Komorowskiego któremu odbiło niemal zupełnie.

        Polubienie

        1. Komorowski to chyba dodatkowo zbyt dużo dziwnych płynów wśród myśliwych przyjmuje, od zawsze mi wyglądał na takiego jowialnego wujcia, który najchętniej by się nie kłócił, tylko jadł i pił, ale jak go zapytają, to koniecznie chce ujawnić swój autorytet i traci szansę, by się nie odzywać.

          Polubienie

      1. Może być , że najbardziej okrzyczana (pewnie też dzięki ekranizacjom) jest najsłabsza. Bo i Pirx , Powrót z gwiazd, Obłok Magellana , Bajki Robotów czy co tam czytało się mi wyśmienicie. Albo po prostu nie ogarniam jes wspaniałości swym małym rozumkiem

        Polubienie

    1. Ano właśnie, książka ta ma dziwny wpływ na ludzi. Kiedyś, za czasów Wielkiej Blogosfery Onetu, funkcjonowała tam, i to całkiem nieźle, ciekawa blogerka, która swój pseudonim zaczerpnęła z Solaris, była to „Planeta”. Blogerka ta poruszała u siebie głównie kwestie społeczne i etyczne, ale co jakiś czas pisała notki erotyczne, oparte na swoich fantazjach seksualnych, bowiem nie ukrywała swej fascynacji dominacją i uległością podczas seksu. Domyślam się, że właśnie dlatego „Planeta”, bo spełniała, czy też chciała spełniać wszystkie pragnienia.

      Polubienie

  1. Przykład szefa, bez którego nie można nawet pinezki w tablice wbić przerobiłam na własnym przykładzie. osobowość podwójnie męcząca, bo z drugiej strony w pretensjach, ze o wszystko podwładni pytają, ale spróbuj nie pytać, jeszcze gorzej!
    Taki szef powoduje, że albo buntujesz się na całego i jesteś persona non grata, albo przestajesz robić cokolwiek, bo zawsze jest źle.
    A gdy szef jeszcze rozdaje nagrody i premie, to sytuacja jeszcze bardziej się komplikuje…

    Polubienie

    1. Znam kilkoro takich szefów i powiem Ci, że żaden upływ czasu nie zmienia mojej skrajnie negatywnej opinii na ich temat. Kiedyś miałem laborkę z termodynamiki o świra, który do tej pory zatruwa życie studentom. Jeżeli na tablicy oznaczał powierzchnię przekroju przewodu pod ciśnieniem (czyli po prostu rurociągu) literą F, to oznaczenie tej powierzchni równie często spotykaną literą S, oznaczało brak zaliczenia obrony. Za każdym razem pod koniec semestru sprawdzał sprawozdania od dziesięcioleci przepisywane przez studentów od starszych roczników (więc przez niego samego poprawione i zaliczone), nigdy, przenigdy nie zaliczał od razu, zawsze wymyślał coś do poprawy. BO TAK CHCIAŁ!

      Polubienie

  2. Pierwszy w literaturze był Midas, który na swoich decyzjach wyszedł, jak …Zabłocki na mydle.
    Wszędzie pomaga wyobraźnia, ale wódz musi jej mieć najwięcej. Kiedy obejmuje tylko osobiste zachcianki, musi przegrać.
    Jedyną jego zasługą jest wtedy ubawienie tych, których nie zdołał skrzywdzić.

    Polubienie

    1. W pewnym sensie Midas jest najbardziej podobny do Kaczyńskiego: Midas chciał tylko bogactwa, a Breżniew tylko władzy, która jest jego obsesją do tego stopnia, że nie zależy mu na tym, by był wielbiony przez otoczenie, bo w zupełności zadowala go zmuszanie do hołdów lub kupowanie klakierów. Nad poparcie cenił zaś sobie możliwość bezkarnego obrzucania błotem, co z kolei przypomina mi filozofię knajpianego żula, który możliwość bezkarnego dania komuś w pysk ceni bardziej, niż możliwość ponownego skorzystania z tej knajpy.

      Polubienie

  3. Taki człowiek nie czyta podobnych felietonów. On czyta jedynie hymny pochwalne na swoją część, a batalion przydupasów starannie dba, aby nic innego nie znalazło się na jego biurku. Stąd pogłębiające się przeświadczenie, że jest „Ukochanym Przywódcą”, uwielbianym przez lud, Polskęzbawem, i że mało jest na świecie ludzi mądrzejszych niż on. Ba, i tak pojechał skromnie, bo w zasadzie nie ma nikogo mądrzejszego – tak mówią hymny pochwalne, a przecież niemożliwe, aby absolutnie wszyscy się mylili. No, z wyjątkiem tych wykolejeńców z Totalnej, ale przecież idioci są w każdym państwie, nawet tak idealnym jak Najjaśniejsza.
    I potem następuje zderzenie z rzeczywistością – i niedowierzanie!
    Zawsze, gdy o tym myślę, przypomina mi się ta piosenka, nieodżałowanego Wojciecha Młynarskiego:

    Polubienie

    1. Oczywiście, że Breżniew pojechał tak skromnie jedynie przez kokieterię, bo spróbuj mu powiedzieć, że raczej nie byłoby problemu ze znalezieniem kilku tuzinów mądrzejszych – i to na samym tylko Żoliborzu, to zobaczysz jak zareaguje on i jego otoczenie.
      „Po co babcię denerwować” rzeczywiście przypominało mi się zwłaszcza podczas wyborczego tournes prezesa pana, gdzie „spontanicznie zebrani” wyborcy byli pieczołowicie dobierani z najtwardszego partyjnego betonu lub spośród opłacanych aktorów.

      Polubienie

  4. uległa partnerka życiowa – jakież to jest nudne, miałem kiedyś dość już po kilku tygodniach, mimo, że na początku to było nawet zabawne, ale na dłuższy dystans stawało się nie do przyjęcia…
    był kiedyś taki film „Książe w Nowym Jorku” /Eddie Murphy/, tak jest właśnie taka scenka, gdy głównemu bohaterowi przedstawiają jego kandydatkę na żonę, submiskę stuprocentową, a on daje dyla z tej sytuacji, pamiętam, że życzliwie mu kibicowałem podczas oglądania…
    p.jzns 🙂

    Polubienie

    1. Ja tego nie traktuję w kategoriach nudy, a raczej niedogodności: Szukając partnerki nie byłem zainteresowany uczennicą, którą trzeba „nauczyć świata”, tylko osobą dorosłą, potrafiącą artykułować swoje potrzeby i oczekiwania. Nie szukałem kogoś, kim mogę się zaopiekować, tylko kogoś, z kim mógłbym wspólnie zaopiekować się każdą istotą opieki potrzebującą – dzieckiem, osobą starszą, zagubioną, psem, kotem, chomikiem. Chodziło mi o osobę odpowiedzialną, a nie o kogoś, za kogo ja mam odpowiadać.

      Polubienie

      1. czyli mamy zupełnie inne doświadczenia wynikające z nastawień, bo ja bardzo wcześnie odkryłem, że szukanie jest marną strategią i gdy przestałem szukać nagle zacząłem znajdować często – gęsto… poza tym może trochę teraz przesadziłem z tą „partnerką”, bo kilka tygodnie to chyba raczej trochę przykrótko, aby tak ją określać, może lepsze było „aspirantka” do tego partnerstwa?… a że drugiej strony submisywność wyklucza partnerstwo /tak, jak ja to rozumiem/, to musiało się skończyć tak, jak się skończyło 🙂

        Polubienie

        1. …albo po prostu użyłem nieprecyzyjnego sformułowania, umownego, bardziej oznaczającego chęć i gotowość, niż jakiekolwiek czynności poszukiwawcze.
          Natomiast w kwestii samego partnerstwa, to naprawdę wolę, jeżeli oglądając ten sam fragment rzeczywistości, bądź sztuki (np. filmu), mogę powiedzieć co widzę i dowiedzieć się, co widzi partnerka, niż spotykać się z zapytaniem „a co tam widzisz, bo ja nie wiem, co powinnam widzieć?”.

          Polubienie

        2. przy okazji mamy też pewną grę słów, ich dwuznaczność:
          1) partnerka – kobieta, z którą „jakoś tam jestem”, chwilowo lub bardziej długodystansowo, bez wnikania w detale relacji…
          2) partnerka – kobieta z którą łączą mnie relacje stricte partnerskie…
          rzecz jasna są ludzie, którzy lepiej czują się w związkach typu dom-sub lub nawet sado-maso /jako jedna ze stron/ i co ciekawe, takie związki bywają nieraz harmonijne, a także trwałe, choć ta trwałość akurat może wynikać z zupełnie innych przesłanek, więc wspominam o tym tylko tak proforma…
          temat w ogóle jest rozwojowy, bo całe mnóstwo ludzi nie wchodzi w związki z uwagi na tą drugą osobę, tylko aby „być w związku”, co potem prowadzi do różnych, nieraz smutnych sytuacji…

          Polubienie

Dodaj komentarz