162. Społeczeństwo. Kompulsywne? Samolubne? Jakie?

No i mamy kolejną dyskusję narodową w kwestii prawa do robienia kuku. Sobie i otoczeniu przy okazji. Od czasu wprowadzenia zakazu spożywania alkoholu w miejscach publicznych, uzależnieni od tej substancji nie byli przez nikogo niepokojeni. Aż tu nagle SRU! Nadchodzi debata o zakazie sprzedaży trunków etanolowych na stacjach benzynowych i z miejsca rozlega się lament. W jednej chwili miliony Polaków zaczynają się martwić o los potentatów paliwowych i ich ajentów. Nie o to, że im się chlać chce i nie mając kontroli nad ilością wypitego alkoholu nigdy nie wiedzą, kiedy będą chcieli kupić więcej. O nie, co to, to nie! Oni się pochylają nad losem przemysłu paliwowego i ludzi w nim zatrudnionych! Chwyta za serce! Jest w tej piosence tyle smutku, tyle nieokreślonej tęsknoty jakiejś, że wzrusza!

Nie tak dawno temu mieliśmy lockdown spowodowany pandemią, a chwilę później wybuchła wojna w Ukrainie. Odbiło się to na cenach energii, rachunki za gaz i prąd poszybowały w górę. W efekcie padały piekarnie, kawiarnie, małe sklepiki i duże sieciówki, restauracje, teatry, sklepy odzieżowe i AGD. Wtedy społeczeństwo siedziało jak mysz pod miotłą. Niepokoje wywołał za to fakt, że może się okazać, iż między 22.00 a 6.00 (większość sklepów spożywczo-monopolowych jest wtedy zamknięta) kieliszka chleba nie będzie gdzie kupić! TAKI MAMY KLIMAT!

W tym roku minie 20 lat od chwili, gdy zamieszkałem w Irlandii. Siłą rzeczy, ani mnie ziębi, ani grzeje kwestia alkoholu na polskich stacjach benzynowych. Wolałbym, by go tam nie było (ani tam, ani w miejscach pracy typu Sejm RP), podobnie jak wolałbym, by marihuana nie była dostępna (ta do ćpania – w przeciwieństwie do marihuany medycznej), ale przecież nie mam żadnego interesu, by o to toczyć wojnę – mieszkam w innym kraju, które ma swoje problemy. Mam w związku z tym kilka marzeń odnośnie Irlandii: Podoba mi się nocny zakaz sprzedaży alkoholu, podoba mi się zgrupowanie pubów w centrach miast i zakaz picia w miejscach publicznych do tego nie przeznaczonych, bo wtedy łatwiej jest ogarnąć pijane grupy ludzi (wcale nie muszą to być chuligani, wystarczająco uciążliwe są nocne hałasy oraz siusianie, wymiotowanie i śmiecenie gdzie popadnie). Nie podoba mi się natomiast sprzedaż alkoholu w takich miejscach jak opera i teatr, czy pokład samolotu (jak ktoś nie może wytrzymać dwóch godzin bez picia, to czas na leczenie odwykowe), bo wszelkie próby nadania elitarności piciu alkoholu są jego kryptoreklamą. To naprawdę żadna umiejętność, zaszczani bohaterowie powieści Pilcha też tak potrafili i nie da się ukryć, że wypróżniali się przez ubranie na skutek spożycia alkoholu. W temacie zaś innych narkotyków, miałbym do władz Irlandii taką prośbę: Zdecydujcie się, co jest przestępstwem, a co jest legalne. Jeżeli żaden patrol Gardy nie reaguje na zapach marihuany, to albo czas zdepenalizować spożycie i posiadanie niewielkich ilości tego narkotyku, albo zacząć egzekwować obecne prawo, bo mało rzeczy tak podważa zaufanie do Państwa, jak przyzwolenie na jawne łamanie przepisów.

Ostatnia kwestia, jaką chciałem poruszyć przy okazji restrykcji w handlu alkoholem, to samolubność społeczeństwa. Zauważyłem to już podczas dyskusji o zakazie spożycia w miejscach publicznych, gdy często spotykałem głosy, że ktoś tam lubi sobie wypić jedno piwko na ławeczce, a nie lubi wchodzić do knajpy. NIESAMOWITY DRAMAT! Zachce mi się pić tu, a nie zachce tam, co ja wtedy pocznę!? Teraz podnoszona jest kwestia, co będzie, jak mi się zachce pić w nocy, a nie w dzień? Najkrócej można odpowiedzieć: Cóż, trzeba będzie nauczyć się z tym żyć! Odpowiedź można też rozwinąć. Jeżeli mam wybierać między komfortem kogoś, kto ma kaprys akurat TU GDZIE WSKAŻE napić się alkoholu, a komfortem człowieka, który zawodowo dba o czystość i ma wystarczająco dużo pracy ze sprzątaniem śmieci zwykłych, że nie potrzeba mu dorzucać śmieci zaplutych, zaszczanych i zarzyganych, rozbitych butelek, dodatkowych niedopałków papierosów, etc…, to wybieram komfort osoby sprzątającej. Jeśli zaś mam wybrać między komfortem kogoś, kto nie przewidział, że w nocy będzie mu się chciało chlać, a komfortem pracownicy stacji benzynowej, przed którą niedopite towarzystwo odprawia upośledzony taniec godowy, bo poczuło w sobie gorącą krew, to wybieram dobre samopoczucie sprzedawczyni…, albo sprzedawcy, bo przecież różnie bywa.

Pytanie brzmi: Po co ja to piszę? Czy nie jest tak, że pojazdy drogowe i alkohol powinny się wzajemnie wykluczać?

20 myśli w temacie “162. Społeczeństwo. Kompulsywne? Samolubne? Jakie?”

  1. Te wszystkie dyskusje pokazują, co ludzie uznają za naprawdę ważne. Ja zawsze dziwiłam się, po co na stacji benzynowej alkohol, albo całonocne sklepy z alkoholami. Apteki zamknięte, ale wódkę czy piwo kupisz. Zakazu spożywania na powietrzu i tak wielu nie przestrzega, co widać po śmieciach na trawnikach i wokół ławek.

    Polubione przez 1 osoba

    1. @jotko, inaczej niż Woland, ale także w punkt. Mnie się flaki wywracają jak słyszę „ja często nie piję, ale …”. Skoro ktoś się na ten tematy żołądkuje, oznacza to, że takie są właśnie jego priorytety: żeby na stacji benzynowej była flacha, bo flacha jest dla tej osoby istotna.

      Polubienie

    2. Dokładnie. To jest pewien wyznacznik. Społeczne dyskusje wybuchały przy ograniczeniu sprzedaży alkoholu, restrykcjach dotyczących papierosów (np. nakaz umieszczania odstraszających obrazów na opakowaniach), restrykcjach dotyczących marihuany, czy hazardu. Nikt za to nie marudził, gdy zniknęła z Polski sieć Tesco, nie słyszałem biadolenia nawet, gdy znikały polskie sieci supermarketów, jak Piotr i Paweł, czy Marcpol.

      Polubienie

  2. Cóż alkohol-punkt sprzedaży jest dostępny 1/300 Polaki. Wśród do 35 r.ż. zamiast alko dragi stają się dominantą. Wyginiemy jako narodek. I co z tego….nikt nie zauważy

    Polubienie

    1. Pewnie, że nikt nie zauważy. Mało kto się orientował, gdy upadła wielka I Rzeczpospolita, a już genezy tego upadku, to nawet Polacy niezbyt potrafią opisać, zazwyczaj ich wiedza kończy się na tym, że złe ościenne mocarstwa napadły nas niewinnych.

      Polubienie

  3. Ano jak najbardziej, „pojazdy drogowe i alkohol powinny się wzajemnie wykluczać.”

    Zadziwia mnie od zawsze fenomen sprzedaży alko na stacjach paliwowych. To po cholerę wymagać od kierowców 0,0 promila, kiedy z drugiej strony kusi się ich trunkami w tym właśnie jedynym miejscu, gdzie ich być nie powinno.

    Jedno państwo, a ile osobowości.

    Schizofrenia.

    Kasa.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Tak w temacie alkoholu mamy wiele schizofrenicznych zachowań władzy. Ja na przykład uważam, że butelki alkoholu powinny być proste, znormalizowane, a na etykietach 2/3 obszaru powinno zajmować zdjęcie zasikanych, ufajdanych, bądź zarzyganych obywateli – niezależnie od trunku. Tak jak w przypadku etykiet papierosów. Jeżeli ktoś rzeczywiście stawia na stół alkohol w ilościach symbolicznych, bez problemu kupi jakąś kryształową karafkę, by z niej serwować gościom trunek. Jedynie spożywający w ilościach hurtowych będą mieć z tym problem.

      Polubienie

  4. Nie potrafię określić, jak dostępność alkoholu przekłada się na liczbę uzależnionych. Na pewno jakaś zależność jest, tylko nie wiem, jaka.

    Nigdy nie widziałem, żeby „moi” małpkiewicze kupowali cokolwiek na stacji benzynowej (mają pod nosem). No, ale skoro mają pod tym samym nosem trzy inne sklepy z alkoholem, to nie muszą. Taka częściowa prohibicja to byłby ciekawy eksperyment. Można by wtedy zaobserwować zachowanie owych specyficznych wartowników. Sam jestem tego ciekaw. W to, że przestaną pić, jakoś trudno mi uwierzyć, ale jakoś musiałoby to na nich wpłynąć. Może po prostu w koszu zaczną lądować większe jednostki, kupione „na zapas, jak zamkną sklep”? Oczywiście, raczej przedwcześnie osuszone, bo nie umiem sobie wyobrazić, żeby panowie małpkiewiczowie potrafili sobie narzucić jakiś limit i obniżyć tempo osuszania tak, żeby starczyło na dłużej. No, ale może się mylę, może mnie czymś zaskoczą?

    Bo tak szczerze – to ciągłe wysłuchiwanie ich mądrości jest dość nużące, a osiedle spore. Przegnasz z jednego miejsca, zgromadzą się w drugim i dalej będą snuć swoje opowieści o tym, jaki to ten naród głupi, a ten rząd to dopiero jełopy! Jakby oni dostali władzę, to by dopiero pokazali! To przecież trzeba tak i tak – nic, tylko słuchać i robić notatki – może jakiś doktorat z tego będzie!

    Polubienie

    1. Oczywiście że jakaś zależność jest, tylko nie jest prosto ją wyznaczyć, bo wiele zależy od norm kulturowych i społecznych, a te się zmieniają nie tylko wraz z położeniem geograficznym, ale też wraz z czasem.

      Restrykcje w handlu środkami uzależniającymi nie mają jednak za zadanie nawracać uzależnionych – od tego jest terapia. Chodzi o zniechęcanie do nadużywania ludzi wolnych od nałogu.

      Polubienie

      1. No i tutaj mam ogromne wątpliwości, co do skuteczności takiego przepisu. Za PRL mieliśmy „Ustawę o wychowaniu w trzeźwości”, mieliśmy prohibicję do 13:00, ba nawet reglamentację alkoholu – a picie częste, gęste i na umór było czymś powszechnym. Jaki był powód? Pewnie taki sam, jaki teraz widzę na streamach z Rosji – totalna beznadzieja, szarość i niemoc wyrwania się z siermiężnej rzeczywistości. Jedyny sposób, aby choć trochę ubarwić swoje życie, to opróżnić flaszkę. Nie przytoczę teraz statystyk, ale przecież widzę gołym okiem, że spożycie w Polsce znacząco spadło od tamtego, słusznie minionego czasu. Nikt już nie pije w pracy, coraz mniej widać ludzi, idących zataczającym się krokiem, nawet na weselach, rzadko kto się upija (o małym szmerku w głowie nie mówię – bo to jednak wesele). Ludzie zaczęli się kontrolować. Pewnie, zależy to od środowiska i pewnie też regionu zamieszkania – pono na wschodzie pije się więcej – nie wiem, rzadko tam bywam. Dziś jednak ludzie widzą dla siebie więcej możliwości niż kiedyś – i więcej też mają do stracenia, w przypadku picia. Mają też dostęp do wielu innych przyjemnych czynności, niegdyś jedynie do pomarzenia: podróżowanie, zwiedzanie Europy, sport, kino (w którym wyświetla się światowe hity, a nie radzieckie filmy wojenne), czy nawet głupie zakupy i dostęp do wielu nieosiągalnych kiedyś towarów. Zawsze znajdą się jednostki, wystające poza nawias, ale to, co kiedyś było normą, dziś jest marginesem i wśród ludzi budzi zwykle niesmak. Dziś normalny człowiek, widząc pijanego kierowcę, dzwoni na policję. Kiedyś wzruszyłby ramionami, rzucił uwagę w stylu „Ten to miał dobry dzień!” i poszedłby dalej. Jak widzisz, społeczeństwo statystycznie normalnieje – i to pomimo znacznie wyższej podaży alkoholu niż kiedyś.

        Natomiast w pełni rozumiem mieszkańców np. Krakowa – w którym wciąż kręci się pełno rozochoconych turystów, trudniących się głównie hałasowaniem. Na ich miejscu, też byłym za prohibicją.

        Polubienie

        1. I słusznie. W sprawach społecznych wątpliwości są wskazane i należy je testować odpowiednimi badaniami. Jak napisałem, wiele zależy od norm kulturowych i społecznych, które podlegają nieustannym zmianom. Jak sam zauważyłeś, widzisz zmiany w podejściu do alkoholu, tolerowania picia w pracy, czy przebywania nawalonych do imentu w miejscach publicznych. Czterdzieści lat temu inżynierowi nie przeszkadzało chodzenie po wódkę na melinę, dziś raczej by wolał, by nikt go tam nie widział. Jest za to jeden stuprocentowo pewny pozytyw zakazu sprzedaży alkoholu na stacjach benzynowych: Nie będą ich nachodzili pijani obywatele. Zmęczony kierowca będzie mógł zatrzymać samochód i się przespać, nie martwiąc się, że przyjdzie komuś fantazja wybić w nim szybę lub wyrwać lusterko, a obsługujący stację nie będą się musieli użerać z pijanym towarzystwem.

          Polubienie

  5. Ładnie i trafnie to opisałeś. Trudno się z Tobą nie zgodzić.
    Tak na marginesie – praktycznie nie ma już aptek pełniących dyżur nocny. Jakoś jednak nie słychać protestów: co będzie jak mnie coś rozboli?

    Polubienie

    1. O tych aptekach nawet nie wiedziałem, ale w ogóle kwestia podejścia do prewencji chorób groźnych dla życia jest bardzo ciekawym zagadnieniem, tak z punktu widzenia psychologii, jak i socjologii. Dlaczego społeczeństwo nie protestuje, gdy pieniądze zamiast na onkologie, czy psychiatrię dziecięcą, trafiają gdzie indziej, np. na propagandę? Dlaczego społeczeństwo milczało, gdy Polska miała największy w UE odsetek nadmiarowych zgonów w pandemii, kilkakrotnie przewyższający analogiczny wskaźnik w takiej Irlandii? Dlaczego społeczeństwo protestuje przeciw wysokości ubezpieczenia zdrowotnego, a nie przeciw niskiej dostępności ratujących życie usług medycznych? Tak pobieżnie, to stawiałbym hipotezę, że lęk przed ciężką chorobą jest tak duży, że obywatele wolą wypierać możliwość zachorowania, niż czynnie zapobiegać chorobie, czy też się zabezpieczyć na możliwość ciężkiej choroby, ale wolałbym, by to wyjaśnił ktoś z większą wiedzą psychologiczną.

      Polubione przez 1 osoba

      1. Dlaczego nie było protestów? Cóż, ostatnie 8 lat było czasem, w których protesty były raczej pacyfikowane. Nadmiarowe zgony? Telewizja pokazywała ciężarówki masowo wożące ofiary koronawirusa we Włoszech, obrazki z masowych grobów, bo miejsc na cmentarzach zabrakło itd. U nas jedynie wydłużył się czas oczekiwania na pogrzeb. Chyba nie zadawaliśmy sobie sprawy z tego, że to u nas były te nadmiarowe zgony i jak wielka była skala problemu. Nawet teraz nie mówi się o odpowiedzialności władzy za te śmierci, jedynie o licznych przekrętach.

        Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz